Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Ziętary: Dziennikarz zajmował się Elektromisem - media nie były tym zainteresowane

Krzysztof M. Kaźmierczak
Notatka dotycząca starań Ziętary o kontakt z Adamem Michnikiem, redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej"
Notatka dotycząca starań Ziętary o kontakt z Adamem Michnikiem, redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej" archiwum
Nieznane aspekty sprawy Ziętary - ujawniamy czym potajemnie zajmował się i jakie informacje uzyskał Jarosław Ziętara, zamordowany dziennikarz "Gazety Poznańskiej". Po raz pierwszy piszemy także o jego staraniach o to, aby opublikować wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa.

Przynajmniej od jesieni 1991 roku głównym tematem zainteresowania Ziętary był Elektromis, związane z nimi firmy i biznesmeni - wynika z jego notatek. Miał na oku kilkanaście spółek. Zanotował aby sprawdzić je w sądzie gospodarczym. Napisał o nich, że są to firmy z "bliźniaczym kapitałem".

Zobacz też: Sprawa Ziętary: Gangster przeprasza i chce wycofać zeznania

Dziennikarz uzyskał informacje, że Elektromis był związany z Bankiem Spółdzielczym Rzemiosła w Poznaniu (wyszło to na jaw dopiero kilka lat po porwaniu Ziętary, a bank upadł w 1994 roku). Notatki dowodzą też, że miał wiedzę o przekrętach celnych na wielką skalę dotyczących alkoholu i starał się ustalić, kto w tym pomagał. Napisał, że były to osoby "powiązane z władzą obecną i niegdysiejszą", ale nie wiadomo, czy udało mu się poznać ich nazwiska.

Prokurator był zaskoczony

Dokumenty zgromadzone przez Ziętarę zniknęły, prawdopodobnie zostały przywłaszczone przez porywaczy, którzy mieli klucze do jego mieszkania. Ślady po jego dziennikarskim śledztwie są szczątkowe - to zapiski na luźnych kartkach (które trzymał w rodzinnym domu w Bydgoszczy) i w starym kalendarzu używanym w 1992 roku jako notatnik. Jarek miał w nim zapisane m.in. numery telefonów do Elektromisu, założyciela spółki i jednego z jej dyrektorów, Bernarda J. Kiedy zapytaliśmy o to Mariusza Świtalskiego podczas wywiadu w grudniu ubr. biznesmen stanowczo zaprzeczył nie tylko jakimkolwiek związkom Elektromisu ze śmiercią dziennikarza, ale też temu, że kontaktował się on z nim lub jego podwładnymi.

W jednej z notatek Jarek napisał "dyr. J. z Elektromisu będzie dzwonił po godz. 13". Bernard J., prawnik z wykształcenia, zanim przeszedł do Elektromisu był pracownikiem… Najwyższej Izby Kontroli. Należał do najbardziej zaufanych ludzi Świtalskiego. Wraz z kilkunastoma osobami z holdingu został po latach oskarżony o poświadczenie nieprawdy w dokumentach i uszczuplenia podatkowe na wielką skalę, ale podczas procesu w 2002 roku zarzuty te uległy przedawnieniu.

Ziętara bezskutecznie próbował zainteresować sprawą inne media

Pokazaliśmy zapiski Jarka byłemu prokuratorowi, który prowadził w 1993 roku w Poznaniu pierwszy etap postępowania w sprawie porwania Ziętary, a potem zajmował się przez kilka lat śledztwem dotyczącym Elektromisu. Był zaskoczony ich zawartością.

A. Gawronik: Nie mam nic wspólnego z zaginięciem pana Jarosława Ziętary

- Do części z tych rzeczy doszliśmy po roku czy dwóch latach śledztwa - powiedział Jacek Tylewicz, obecnie sędzia. Nie chce jednak rozmawiać o sprawie Elektromisu tłumacząc, że na to jest jeszcze za wcześnie.

Chciał dotrzeć do Michnika

Ziętara nie mówił czym się zajmuje ani swojej dziewczynie, ani rodzinie. Jedyna osoba, z którą według świadka o tym rozmawiał (przyjaciel, który wstąpił do Urzędu Ochrony Państwa) wyparł się tego. Dopiero niedawno do "Głosu Wielkopolskiego" zgłosił się jeden z jego kolegów, któremu Ziętara wspomniał, że zajmuje się sprawą, o której może być głośno.

10 miesięcy prowadził Ziętara swoje dziennikarskie śledztwo dotyczące holdingu Elektromis

- Rozmawialiśmy o życiu po studiach. To było w lipcu lub w sierpniu, kilka tygodni przed jego zniknięciem - wspomina rozmowę z dziennikarzem. - Nie chciał zdradzić czym się zajmuje. Mówił tylko, że w Poznaniu nie ma chętnych, by o tym napisać, ale że próbuje z gazetami z Warszawy, że może przeczytam o tym w "Wyborczej", "Rzeczpospolitej" lub zobaczę w telewizji. Śmiał się więc uznałem, że po prostu się przechwala - ocenia kolega Ziętary.

Jego słowa pokrywają się z zapiskami dziennikarza. Wynika z nich, że w maju 1992 roku próbował kontaktować się z Adamem Michnikiem, naczelnym "Gazety Wyborczej". Prawdopodobnie do niego samego nie udało mu się dotrzeć, gdyż zanotował: "sprawa zostanie M. przekazana". Elektromisem chciał też zainteresować Telewizję Polską. Zapiski Ziętary wskazują na to, że liczył na to, że sprawą zajmie się Tadeusz Litowczenko, znany poznański reportażysta - chciał mu pokazać jakieś magazyny związane z Elektromisem.

- Nie dziwię się, że Ziętara mógł spodziewać się, że zajmę się Elektromisem czy Aleksandrem G. Prowadziłem wtedy w ogólnopolskim paśmie program na temat transformacji gospodarczej Polski. Ale on do mnie nie dotarł bo bym zapamiętał. Może rozmawiał tylko z jakimś z moich współpracowników - twierdzi Tadeusz Litowczenko. Podobnie zaprzecza kontaktowi z Ziętarą szef "Wyborczej".

- Rozmawiałem z Adamem. Z ręką na sercu zapewnia, że nie wie o tym, by Ziętara chciał mu coś powiedzieć. Być może osoba, z którą wtedy rozmawiał mu tego nie przekazała - stwierdził Jarosław Kurski, zastępca naczelnego "Wyborczej", którego prosiliśmy o kontakt z Michnikiem.

Bano się holdingu

Tym, że Jarek potajemnie próbował kontaktować się innymi mediami pracując w "Gazecie Poznańskiej" zaskoczony jest jej były redaktor naczelny.

Przełom w śledztwie ws. J. Ziętary. Prokuratorzy ustalili miejsce, w którym go przetrzymywano

- Żałuję wciąż bardzo, że Jarek do mnie nie przyszedł z tym tematem - mówi Przemysław Nowicki. Przyznaje jednak, że w tamtym czasie o Elektromisie w poznańskich mediach raczej milczano, a w zarządzie wydawnictwa była osoba związana z firmą z holdingu więc dlatego dziennikarz mógł planować publikację gdzie indziej.

Gazety zajęły się Elektromisem trzy lata po Ziętarze. A i wtedy w Poznaniu nie było mediów gotowych do zmierzenia się z "państwem" mającym siedzibę przy ul. Wołczyńskiej.

- Pracowałem nad sprawą Elektromisu i korupcji w policji najpierw w Radio S, ale moja redakcja obawiała się podjąć tego tematu. Dlatego zdecydowałem się na współpracę z "Gazetą Wyborczą" - mówi Maciej Gorzeliński, współautor głośnego artykułu "Państwo Elektromis". - Podobna sytuacja panowała wtedy generalnie w Poznaniu. Po prostu bano się Elektromisu - dodaje były dziennikarz śledczy.

Zarówno on jak i Piotr Najsztub mówią, że z powodu gróźb i obawy o własne życie musieli korzystać z ochrony. Podobnie było z dziennikarzem i naczelnym tygodnika "Wprost", w którym też ujawniono przekręty holdingu. Najsztub w 2008 roku mówił, że podejrzewał w latach 90., że Ziętara mógł stracić życie w związku z Elektromisem. Potwierdził to kiedy niedawno z nim rozmawialiśmy.

- My mieliśmy za sobą najbardziej znaną w kraju gazetę i zapewnioną ochronę, Ziętara był prawdopodobnie sam i to mogło go zgubić - uważa Najsztub.

Prowadzone od 2011 roku w Krakowie śledztwo w sprawie zabójstwa dziennikarza jest od stycznia w impasie - z powodu wycofywania się świadków zwolniono wszystkich podejrzanych o związek ze zbrodnią - ex senatora Aleksandra G i byłych ochroniarzy Elektromisu, Mirosława R. i Dariusza L. Zapewne nie wszystkie okoliczności sprawy zostaną wyjaśnione.

Ustaliliśmy, że prokuratura nie badała wątku kontaktu Ziętary z mediami. Nie wygląda też na to, by zrobiła jakiś użytek z jego wspomnianych wyżej zapisków, które są od lat w jej posiadaniu.

- Obecnie nie udzielamy żadnych informacji o przebiegu sprawy - oświadczył nam prokurator Piotr Kosmaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski