Sonia Draga: Trzeba wyjść od miłości do książek, aby prowadzić w Polsce wydawnictwo WYWIAD

Maria Olecha-Lisiecka
Maria Olecha-Lisiecka
Sonia Draga
Sonia Draga Jacek Poremba
O tym, jak prowadzić wydawnictwo w Polsce, skoro Polacy nie czytają książek, jak wyszukiwać bestsellery, oraz o tym, kiedy biznes wydawniczy jest opłacalny rozmawiamy z Sonią Dragą, prezes i redaktor naczelną wydawnictw Sonia Draga i Debit.

Aby być prezesem wydawnictwa, prowadzić je z powodzeniem, trzeba być bardziej miłośnikiem książek czy jednak bardziej bizneswoman tudzież biznesmenem?

Na pewno trzeba wyjść od zamiłowania do książek. To jest tak specyficzny biznes, że wiedza ekonomiczna i umiejętności potrzebne do prowadzenia działalności są niezbędne, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, aby prowadzić ten biznes z sukcesem. Z drugiej strony, gdy ocenia się potencjał ryzyka, stopień zaangażowania kapitału do oczekiwanych rezultatów, to żaden biznesmen, ekonomista myślący racjonalnie, takiego biznesu się nie podejmie, bo tu jest tak wiele niewiadomych, że tylko miłośnik, pasjonat książek chce się tego ryzyka podjąć. To taka nietypowa sytuacja, kiedy rzeczywiście te dwie cechy są potrzebne, aby wydawnictwo prowadzić z sukcesem.

Czy mówiąc, że jest wiele niewiadomych, ma pani na myśli nieprzewidywalność rynku?

Tak. Nie ma gotowych przepisów na konkretny sukces na rynku wydawniczym. Oczywiście są autorzy, którzy cieszą się popularnością w Polsce, czy to polscy czy zagraniczni, i można domniemywać, że ich kolejna książka odniesie sukces, ale tym autorom też może się powinąć noga i ich następny tytuł może być dużo słabszy. I nagle oczekiwanie czytelników nie zostanie zaspokojone. Takie rozczarowanie czytelników może być długoterminowe. Bo jeśli na fali zainteresowania jakąś książką czytelnicy ją kupią i się zawiodą, to po kolejną nie będą chcieli sięgać. Takich zjawisk doświadczaliśmy na polskim rynku. Poza tym rynek w Polsce bez funkcjonującej ustawy o książce, którą mają inne państwa, to bardzo duża niewiadoma, np. jeśli chodzi o kanały dystrybucyjne, które walczą ze sobą tak naprawdę tylko ceną, obniżając swoją marżę i funkcjonując na granicy ryzyka. W efekcie co jakiś czas jesteśmy świadkami upadłości podmiotów dystrybucyjnych, co niestety na wydawcach też się odbija. Upadły w ostatnich latach dwie hurtownie, parę lat temu duża sieć Matras. To są olbrzymie straty dla wydawców. I kolejna niewiadoma.

W Polsce jest zarejestrowanych około 40 tysięcy podmiotów wydawniczych, z czego publikacje wydaje około 2-2,5 tysiąca. To chyba duża konkurencja na rynku?

Duża, ale tak naprawdę większość z tych wydawnictw to podmioty, które wydały jedną czy dwie pozycje. Wydawnictw publikujących regularnie jest około dwustu, a tych naprawdę liczących się na rynku - kilkadziesiąt.

Czy wydaje pani takie książki, które sama chciałaby przeczytać?

W dużej mierze tak. Ale wydaję też książki, które są potrzebne, bo ich obecność jest wskazana, np. książki literackie, nagrodzone za granicą. Bo uważam, że warto, aby polski czytelnik też się z nimi zapoznał, gdyż jest to oferta prestiżowa. Poza tym wydaję książki, które mówią o pewnych problemach - z zakresu non-fiction. Zatem tak, to są książki, które sama chciałabym przeczytać. W ramach tego, co wydajemy, pojawiają się też tytuły, które muszą finansować ofertę bardziej ambitną. Tak rynek wydawniczy funkcjonuje, że wydając tylko tytuły ambitne, potrzebne, prestiżowe, nie bylibyśmy w stanie się na nim utrzymać. Potrzeba równowagi, więc oferta komercyjna, masowa jest konieczna. Tak jest na tym rynku nie tylko w Polsce, ale w ogóle w Europie i na świecie. Wracam z targów w Londynie i tam rozmawiałam z różnymi wydawcami, którzy mają ofertę zróżnicowaną, jak my: komercyjną, poradnikową i ambitną.

Jak pani wynajduje bestsellery? Czym się pani kieruje?

Książka musi mnie wciągnąć. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron muszę chcieć czytać dalej i więcej. W przypadku książek dla młodzieży i dzieci polegam na ocenie innych, bo nie jest to moją domeną. Coraz trudniej o książkę, która sprawi, że zarwę dla niej noc, zauważam powielane schematy, tematy. Jeśli zaś chodzi o książki literackie, to na pewno struktura powieści, styl, budowa zdań, język, czyli to, co daje przyjemność czytania.

Jak to się stało, że wydawnictwo Sonia Draga wydaje Dana Browna, E. L. James, Elenę Ferrante i Charlotte Link? To czterej autorzy piszący bestsellery.

Akurat decyzję o wydaniu każdego z tych autorów podjęłam ja. W przypadku Dana Browna był to ten efekt czytania książki, która mnie wciągnęła. Zaczęłam od „Aniołów i demonów” i stwierdziłam, że jest tam nowatorskie wplatanie w fabułę faktów historycznych do świetnej sensacji. Oczywiście nie przypuszczałam, że książka może odnieść aż taki sukces i gdy otrzymałam egzemplarz recenzencki „Kodu Leonarda da Vinci”, przeczytałam osiemdziesiąt stron i od razu, z marszu, zdecydowałam się na zakup praw. Pół roku po tym, jak książka ukazała się w USA i była fenomenem rynku amerykańskiego, poczułam to brzemię, jakie leżało na naszych ramionach przed wydaniem książki. Byliśmy wówczas raczkującym wydawnictwem, więc zgodziłam się na podjęcie współpracy z wydawnictwem Albatros, aby wydać Dana Browna i we współpracy to zrobiliśmy. To był 2003 rok. Potem była Charlotte Link.

Bardzo lubię jej książki. Jest w nich to „coś”, czego u innych autorów nie odnajduję.

Prawda? Ja też dostrzegłam w jej książkach bardzo ciekawe połączenie kryminału, wątków obyczajowych, psychologicznych, a do tego akcja dziejąca się w małych miejscowościach, nastrój, w efekcie powieść wciąga. Mnie też wciągnęła. Stwierdziłam, że ta autorka zasługuje na taką pozycję na rynku, jaką ma Camilla Lackberg. Kiedy ją zaczęłam w Polsce wydawać, Charlotte Link była bestsellerowa w Niemczech, ale poza swoim krajem - nie. I muszę powiedzieć, że jesteśmy podawani jako przykład: polski sukces sprawił, że autorka zaczęła się lepiej sprzedawać np. we Francji czy we Włoszech i w innych krajach.

A „Pięćdziesiąt twarzy Greya”?

To zasługa mojej skautki. Od kilku lat współpracuję ze skautkami. To osoby, które przetwarzają oferty nowości pojawiających się na rynku. Robią recenzje i dają mi rekomendacje tytułów. Chodzi o to, aby w jak najkrótszym czasie, w pigułce podać, czym warto się zainteresować. Dostałam mejla od agentki z propozycją trylogii erotycznej. A takich ofert wydawniczych dostaję kilkadziesiąt dziennie, więc nie zareagowałam od razu. Dwa dni później napisała do mnie z kolei moja brytyjska skautka z zapytaniem, czy otrzymałam informację z prezentacją trylogii Greya, więc odpisałam, że owszem, ale nie wydaję erotyków. A ona znowu napisała, żebym przeczytała i zapoznała się z tym, co się wydarzyło na rynku amerykańskim po wydaniu tej książki i że to nie jest typowy erotyk. Od niechcenia trochę - zgodziłam się. Przeczytałam i stwierdziłam, że coś w tej książce jest, skoro kobiety ją czytają. Ale znowu to, co wydarzyło się z tą książką, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Grupa docelowa to był przedział wiekowy dwadzieścia - dwadzieścia kilka lat, a tymczasem okazało się, że czytały to kobiety w każdym wieku. I to jest zjawisko, którego nie da się przewidzieć i wykreować na rynku. Troszeczkę to wykreowanie zaobserwowałam w przypadku „Dziewczyny z pociągu”, ale też nie do końca, bo książka stała się najpierw bestsellerem w USA, choć to powieść brytyjskiej autorki. Brytyjczycy wydali ją troszkę później, a potem z doświadczenia ich i Amerykanów korzystali inni. Książka miała ogromne wsparcie marketingowe, ale to jednak nie wszystko - po prostu ma to „coś”.

Książka jest produktem, który trzeba sprzedać?

Tak, to jest fakt, który musimy zaakceptować. Książka to produkt marketingowy i musi mieć wszystkie cechy produktu marketingowego: odpowiednią okładkę, odpowiednią cenę, odpowiednią zawartość i przekaz do czytelnika. Jeśli chcemy dobrą książkę wypromować, zrobić z niej bestseller, to obecnie bez kampanii marketingowej po prostu się nie da. I odwrotnie: jeśli włożymy olbrzymie pieniądze w książkę, która jest kiepska, nie obroni się przed weryfikacją czytelników, to możemy te pieniądze stracić.

Pamięta pani, jak powstało wydawnictwo Sonia Draga? Zawsze chciała pani założyć taki biznes?

Nie, nie, ja zawsze traktowałam książki hobbystycznie. Biznes prowadziłam zupełnie inny: całe lata 90. to była dystrybucja sprzętu, głównie audio, samochodowego: głośniki, wzmacniacze, przewody, złącza. I w którymś momencie doszliśmy do tego, że rynek polski potrzebował droższych produktów i żeby stworzyć właściwy dźwięk w samochodzie, trzeba było mieć wiedzę, której polscy instalatorzy nie mieli. Stwierdziłam, że trzeba sięgnąć po literaturę fachową. Znalazłam amerykańską książkę („Stereo w twoim samochodzie” - red.) i stwierdziłam, że przetłumaczę ją sama, bo miałam za sobą wykonane przeze mnie tłumaczenia wielu instrukcji obsługi, więc specyficzna terminologia nie była problemem. Nikt tym tytułem w Polsce nie był zainteresowany, więc nabyłam prawa i stwierdziłam, że przełożę i wydam to sama. Odnalezienie właściciela praw trochę trwało. Po miesiącach ciężkiej pracy, bo tłumaczyłam nocami, a w dzień prowadziłam firmę, byłam potwornie zmęczona i powiedziałam sobie, że nigdy więcej. Ale jak odpoczęłam kilka dni, książka przyszła z drukarni, to stwierdziłam, że kurczę, jestem wydawcą! To może spróbuję z innymi tytułami? Przecież zawsze książki kochałam! Zainteresowałam się książką beletrystyczną, nawiązałam kontakty. Pierwszą książkę wydaliśmy w 2000 roku i mozolnie ten biznes prowadziłam. A w 2002 roku kupiłam prawa do Dana Browna. Resztę pani zna.

Ile osób pani dzisiaj zatrudnia?

Mam dwie spółki, dwa wydawnictwa (Sonia Draga i Debit - red.) i w ramach tych spółek mamy księgarnie (trzy: Korekty w Warszawie, Miejscownik. Tygiel Kulturalny w Katowicach i Celownik w Gliwicach - red.). Na stałe zatrudnionych jest ok. 40 kilku osób. Mam jeszcze dużo osób współpracujących, które mają u nas stałe zlecenia: redaktorzy, korektorzy, tłumacze, przedstawiciele handlowi, graficy.

Sonia Draga to największe wydawnictwo w województwie śląskim i chyba też jedno z większych w Polsce.

Myślę, że tak, choć oczywiście zawsze kwestią dyskusyjną jest, co bierzemy pod uwagę jako miarę: wielkość obrotów, wielkość zatrudnienia, wielkość oferty. Ale jeśli wyłączymy wydawnictwa edukacyjne i akademickie, spojrzymy na ofertę beletrystyczną wydawnictw, to rzeczywiście jest tak, że jeśli mamy w danym roku czytelnicze hity, to plasujemy się w pierwszej dziesiątce, gdzieś na siódmym albo ósmym miejscu, a kiedy nie mamy hitów, to tak na miejscu piętnastym.

W ubiegłym roku otworzyła pani dwie księgarnie na Śląsku: Miejscownik i Celownik. Jakie ma pani plany biznesowe na kolejne lata?

Jest w planie kolejna księgarnia, również na Górnym Śląsku. Będzie to księgarnia i kawiarnia w jednym. Mamy jako wydawnictwo kilka ciekawych tytułów zaplanowanych. Najgłośniejszym będzie pewnie nowa książka autorki „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, która 15 kwietnia ukazała się na rynku brytyjskim i nie jest nowym „Greyem”. Rozbudowujemy ofertę komiksową, ofertę non-fiction i oczywiście cały czas dbamy o ciekawą ofertę beletrystyczną. Zaprosimy wielu autorów do Polski w tym roku, także sporo wyzwań przede mną.

Sonia Draga - prezes i redaktor naczelna wydawnictwa Sonia Draga Sp. z o.o. oraz prezes wydawnictwa Debit, które w maju 2016 roku oficjalnie weszło w struktury wydawnictwa Sonia Draga. Jest również członkiem zarządu spółki Targi Książki Sp. z o.o., która jest organizatorem Warszawskich Targów Książki i Śląskich Targów Książki w Katowicach.

Nie przegapcie

Zobaczcie koniecznie

Zaskakująca wystawa STOP SMOG w Katowicach

Najciekawsze startupy na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo

Materiał oryginalny: Sonia Draga: Trzeba wyjść od miłości do książek, aby prowadzić w Polsce wydawnictwo WYWIAD - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl