Sonderaktion Krakau. Nie byłam bohaterką, byłam żoną...

Anna Czocher
Obraz Mieczysława Wątorskiego z 1956 roku
Obraz Mieczysława Wątorskiego z 1956 roku fot. archiwum
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. 6 listopada 1939. Niemcy przeprowadzają Sonderaktion Krakau. Zwabieni do Collegium Novum profesorowie zostają aresztowani i wysłani do obozu w Sachsenhausen. W wyniku międzynarodowych starań większość z nich zwolniono, jednak wielu nie przeżyło uwięzienia.

6 listopada 1939 r. zapisał się w historii jako bezprecedensowy atak na Uniwersytet Jagielloński i naukę polską w ogóle. Spełniając żądanie przedstawiciela niemieckich władz okupacyjnych SS-Sturmbannführera Bruno Müllera rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Tadeusz Lehr-Spławiński zwołał na ten dzień do ówczesnej sali nr 66 Collegium Novum (obecnie nr 56) zebranie profesorów i wykładowców. Zgodnie z zapowiedzią Müllera spotkanie miało na celu zaznajomienie akademików z poglądem władz III Rzeszy na temat szkolnictwa wyższego i nauki. Solidaryzując się z rektorem i kierując się troską o losy UJ, tłumnie przybyli nie tylko czynni pracownicy naukowi, ale także emerytowani profesorowie.

Zebranie okazało się pułapką - po wystąpieniu Müllera, w którym poinformował, że uniwersytet był zawsze „ogniskiem antyniemieckich nastrojów”, profesorowie zostali aresztowani. Zatrzymano 183 osoby. Obok uczestniczących w „wykładzie” Müllera uczonych związanych z UJ aresztowano naukowców Akademii Górniczej oraz kilka innych osób, które znalazły się w budynku lub okolicach.

Akcja ta, nazywana popularnie Sonderaktion Krakau, była częścią planowej likwidacji polskich warstw przywódczych i opiniotwórczych. Aresztowanych przewieziono do więzienia przy ul. Montelupich, a następnie do koszar przy ul. Mazowieckiej, by po kilku dniach przetransportować ich w liczbie 172 do Wrocławia. Stamtąd trafili do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen zlokalizowanego na ówczesnych obrzeżach Oranienburga.

Przerażone rodziny
Uwięzienie profesorów było wstrząsem zarówno dla nich samych jak i krakowian. Ani rodzinom, ani profesorom nie przyszło do głowy, że pracą naukową mieliby zagrażać bezpieczeństwu III Rzeszy, ani że aresztowanie jest bezterminowe. Początkowo wierzono, że ma charakter prewencyjny i związane jest ze zbliżającym się świętem 11 listopada.

Od pierwszych godzin rodziny, a zwłaszcza żony i córki profesorów, rozpoczęły starania o możliwość kontaktu z uwięzionymi, przekazanie im najpotrzebniejszych rzeczy, a nade wszystko o ich zwolnienie. „Pod gestapo na Pomorskiej odbył się »raut« profesorowych, gdzie po krótkim staniu w »ogonie« powiedziano nam, że nic nie dostaniemy, a że więźniów z Montelupich przewiezie się do koszar 20 pułku” - odnotowała w dzienniku Ewa Siedlecka, córka prof. Michała Siedleckiego.

„I teraz zaczęły się wędrówki rodzin na ul. Mazowiecką. Stałyśmy tam godzinami przed bramą, i rzeczywiście udało się kilku paniom rozpoznać swych mężów czy ojców w postaciach ukazujących się od czasu do czasu na krótko w oknach II piętra jednego z budynków” - napisała Jadwiga Semkowiczowa, żona prof. Władysława Semkowicza. 7 i 8 listopada pozwolono na dostarczenie więźniom najpotrzebniejszych rzeczy oraz na krótkie widzenie. „Rzuciłam się, by Ignasia uściskać. Nie myślałam ani przez chwilę, że to był ostatni pocałunek” - wspomina Wanda Chrzanowska, żona prof. Ignacego Chrzanowskiego.

9 listopada profesorowie zostali wywiezieni z Krakowa. Przez następne dni nie wiedziano nic o ich losie, krążyło jedynie mnóstwo plotek.

W tym okresie na rodziny zamieszkujące domy profesorskie spadły kolejne represje - władze okupacyjne nakazały natychmiastowe opuszczenie mieszkań. Zaczęło się pospieszne pakowanie. Profesorowe dbały, by nie przepadł dorobek naukowy ich mężów oraz cenne zbiory biblioteczne. W nowych mieszkaniach przygotowywały dla nich miejsca pracy. Musiały zmierzyć się także z koniecznością wyżywienia siebie i rodziny pod nieobecność mężów. Młodsze podejmowały pracę. Semkowiczowa pisze: „Dla mnie posada ważna była nie tylko ze względu na uzyskanie środków do życia i utrzymania dużego domu, ale przede wszystkim na możność zagubienia się w pracy, której dobrodziejstwo dopiero wtedy doceniłam”.

Dopiero pod koniec listopada nadeszły kartki z więzień we Wrocławiu, a do miasta powróciło trzech zwolnionych profesorów, którzy stali się źródłem informacji o losie pozostałych. „Prof. Windakiewicz po powrocie był tak nachodzony przez różne panie, że w końcu zapowiedział, iż nie ma go w domu. Podobno w pierwszych dniach było ich 80” - napisała Ewa Siedlecka.

Zwolnieni profesorowie, nie wiedzieli, że uwięzionych kolegów 27 listopada wywieziono do obozu Sachsenhausen. Dopiero w połowie grudnia dowiedziano się, gdzie przebywają. „Do wszystkich żon przyszły wtedy takie same listy o podobnej treści. Był to cios, którego wagi nie byłyśmy nawet w stanie w pierwszej chwili zrozumieć. Czy tam będzie lepiej, czy gorzej niż we Wrocławiu? Szybko jednak zorientowałyśmy się co do tego, gdy zaczęły napływać wieści o śmierci jedna za drugą” - wspomina Jadwiga Semkowiczowa.

Starania o uwolnienie profesorów podejmowane przez środowisko akademickie nabrały intensywności. Niektóre profesorowe próbowały szukać dróg dojścia do różnych funkcjonariuszy niemieckich, ale szybko zorientowano się, że na los represjonowanych największy wpływ może mieć nagłośnienie sprawy za granicą. Szczególnie liczono na interwencje zaprzyjaźnionych instytucji naukowych i uczonych, zwłaszcza z państw utrzymujących stosunki dyplomatyczne z III Rzeszą. Bardzo aktywne były m.in. Eugenia Stołyhwo, Zofia Kowalska, Jadwiga Konopczyńska z córką, Jadwiga Semkowicz, Antonina Birkenmajer. O uwolnienie krakowskich akademików zabiegała w samym Berlinie profesorowa Janina Bednarska, choć w dniu wyjazdu wiedziała już o śmierci męża w obozie.

Ostateczna wiadomość

Wiadomości o kolejnych zgonach w Sachsenhausen porażały. „Strach, że wróciwszy do domu zastanę na stole telegram z ostateczną wiadomością…” - pisze jedna z profesorowych. Obawiano się także braku wiadomości.

Profesorowe, które otrzymały informację o zgonie męża podejmowały starania o sprowadzenie zwłok do Krakowa, po czym otrzymywały drogą pocztową urny z prochami zmarłych. Niektóre profesorowe jak np. Helena Smoleńska, Wanda Chrzanowska czy Jadwiga Bednarska same udały się do obozu. Leontyna Sternbachowa wspomina: „Zasięgnęłam porady u prof. Smoleńskiej w dniu nadejścia telegramu, jakim sposobem dostać się do obozu, aby pożegnać prochy, jednakże prof. Smoleńska stanowczo tego odradziła”.

Pogrzeby zmarłych w obozie profesorów odbywały się bez rozgłosu, niemalże w tajemnicy. Córka profesora Michała Siedleckiego tak opisała pogrzeb ojca: „Na uroczystości tej nie było nikogo prócz Matki i mnie. Nie było nawet moich braci ani sióstr naszego Ojca. Nie chciałyśmy, by ktokolwiek o tym wiedział. Wobec zastrzeżeń robionych jednej z pań profesorowych, której władze nakazały obecność tylko dwóch osób na pogrzebie, nie chcieliśmy narażać chłopców”.

Powroty

Niemal dokładnie trzy miesiące po aresztowaniu profesorów, 9 lutego 1940 r. Kraków ponownie obiegła wiadomość - tym razem o ich powrocie. Powracający budzili przerażenie swym wyglądem, niektórzy nie mogli iść o własnych siłach, wielu nie mogły rozpoznać nawet własne rodziny.

Radość z powrotu mieszała się z obawami o przyszłość oraz z rozpaczą tych, których najbliżsi nadal pozostali w obozie. Jadwiga Semkowiczowa, której mąż wraz z kilkudziesięcioma innymi akademikami nie został wówczas zwolniony wspomina: „Niestety oczekiwałam długo, długo, na progu domu powrotu mego męża, i nie doczekałam się go. […] Wypatrywałam go więc do dnia następnego, biegałam na stację […] Brano mi za złe moją rozpacz, gdy idąc ulicami rozbijałam głowę o latarnie, nie widząc ich przez łzy. Biję się w piersi - nie byłam wtedy bohaterką, byłam tylko żoną”.

W wyniku międzynarodowych starań niemieckie władze w lutym 1940 r. zwolniły 101 aresztowanych w wieku powyżej 40 lat. Jednak do tego momentu z wycieńczenia zmarło 12 wybitnych profesorów, kolejnych pięciu zmarło wkrótce po powrocie do Krakowa, a prof. Leon Sternbach, nie zwolniony mimo podeszłego wieku z uwagi na żydowskie pochodzenie, został zabity w lutym 1940 r.

Dwaj kolejni uczeni żydowskiego pochodzenia zostali oddzielni od głównej grupy akademików i zamordowani w obozach koncentracyjnych Mauthausen-Gusen i Buchenwald. Pozostałych, w większości przeniesionych do obozu koncentracyjnego w Dachau, zwalniano stopniowo. Ostatni więzień Sonderaktion Krakau opuścił niemiecki obóz koncentracyjny w październiku 1941 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sonderaktion Krakau. Nie byłam bohaterką, byłam żoną... - Dziennik Polski

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

k
kultura
jak dawniej powiadano.
Wróć na i.pl Portal i.pl