Solidarność i Prawo i Sprawiedliwość - małżeństwo z rozsądku, w którym trzeszczy

Agnieszka Kamińska
Związkowcy z Solidarności przyznają, że w  sojuszu z PiS więcej zdziałali na rzecz pracowników, niż przez kilkanaście poprzednich lat władzy PO i PSL
Związkowcy z Solidarności przyznają, że w sojuszu z PiS więcej zdziałali na rzecz pracowników, niż przez kilkanaście poprzednich lat władzy PO i PSL Fot. Karolina Misztal
NSZZ Solidarność w stosunkach z PiS cechuje chłodny pragmatyzm. Piotr Duda nie wyklucza wyjścia na ulice, jeśli rząd zrobi krok, który nie będzie po myśli związkowców.

Przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda nie wypiera się sympatii do PiS. W czasie ostatniej kampanii prezydenckiej poparł Andrzeja Dudę, co było wydarzeniem historycznym, bo związek po raz pierwszy zawarł umowę programową z kandydatem na prezydenta. Co znamienne, porozumienie podpisano piórem Lecha Kaczyńskiego. Komisja Krajowa zaapelowała wówczas do wszystkich, którym bliskie są idee społeczeństwa obywatelskiego, żeby oddali swoje głosy właśnie na kandydata PiS. I to był bardzo udany ruch, bo Andrzej Duda już jako prezydent spełnił najważniejszą obietnicę złożoną związkowcom - podpisał ustawę obniżającą wiek emerytalny. Na tym nie koniec. Innym efektem współpracy z PiS jest m.in. ograniczenie stosowania umów śmieciowych i minimalna stawka godzinowa. Udało się też przeforsować ochronę przed zwolnieniami dla kobiet w ciąży, pracujących w agencjach pracy tymczasowej. Związkowcy dziś przyznają, że na sojuszu z PiS więcej zdziałali na rzecz pracowników, niż przez kilkanaście poprzednich lat.

- PO i PSL prezentowały postawę antypracowniczą i antyspołeczną. To doprowadziło do protestów. Solidarność walnie przyczyniła się do tego, że te partie władzy już nie sprawują. Nasz związek z PiS traktujemy jednak bardzo pragmatycznie. Politycy są dla nas takim samym narzędziem, jak dla każdego innego - mówi Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ Solidarność.

W tym małżeństwie z rozsądku czasem jednak mocno trzeszczy. Dla PiS może być wizerunkową wpadką ogólnopolski zjazd Obozu Narodowo-Radykalnego, który w minioną sobotę odbył się w historycznej Sali BHP. Salą zarządza Fundacja Promocji Solidarności, a jej fundatorem jest Komisja Krajowa NSZZ Solidarność. Przewodniczący S w wynajęciu sali ONR nie widzi jednak nic złego.

- Jesteśmy właścicielem tej sali i jesteśmy z tego dumni. Wszyscy krytycy powinni dziękować S, bo to po części ze składek związkowych wyremontowaliśmy tę salę. Została ona wynajęta komercyjnie na zamknięte spotkanie. ONR nie jest nielegalną organizacją i wydzierżawił salę. Jeżeli sąd ją zdelegalizuje, to wtedy będzie dla nas sprawa jasna - mówił Piotr Duda na konferencji w Sosnowcu.

Członkowie ONR przeszli ulicami Gdańska, czym wywołali medialną burzę. Prezydent miasta Paweł Adamowicz zapowiedział, że wystąpi z wnioskiem o delegalizację organizacji. Pod jego auspicjami zaś, w sobotę, ma przejść demokratyczna kontrmanifestacja. Zjazd ONR w kolebce Solidarności jest nie do przyjęcia dla antyrasistowskiego Stowarzyszenia Nigdy Więcej.

- Artykuł 13 Konstytucji zakazuje istnienia organizacji, które odwołują się do rasizmu, faszyzmu i przemocy. A takich czynów od lat dopuszcza się ONR. Jego członkowie byli przecież w przeszłości skazywani za propagowanie faszyzmu. Sam Obóz Narodowo-Radykalny był zdelegalizowany w Polsce już dwukrotnie - przed wojną przez marszałka Piłsudskiego, a potem w 2009 r. przez sąd w Opolu. I to była jedyna sprawa, gdy art. 13 Konstytucji został zastosowany - tłumaczy dr Anna Tatar ze Stowarzyszenia Nigdy Więcej.

Z kolei dla specjalistów od marketingu politycznego, ONR w Sali BHP jest jak lis w przedwyborczym kurniku.

- Może dokonać spustoszenia wizerunkowego S, ale pośrednio i PiS. Skojarzenia z tak kontrowersyjną organizacją w dobie napiętych stosunków z Izraelem i to w roku wyborczym, nie są na rękę partii rządzącej - uważa Jakub Gawełek, specjalista od PR politycznego.

Do kosza z tym kodeksem

W małżeństwie S z PiS poważnie tąpnęło i w innej sprawie. Piotr Duda obwieścił, że nie zaakceptuje projektu nowego kodeksu pracy.

- Jeżeli rząd chciałby forsować ten projekt, to nasz kierunek jest jeden, ulica - powiedział Piotr Duda.

I tak, projekt jednego z najbardziej oczekiwanych aktów prawnych, trafił do kosza. O tym, jaki los spotka nowy kodeks pracy, najpierw powiadomiła rzeczniczka PiS Beata Mazurek na Twitterze: „PiS nie pracuje nad żadnymi zmianami w kodeksie pracy. Propozycji komisji kodyfikacyjnej nie poprzemy”. Następnie minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska poinformowała, że nie wyobraża sobie, aby nowe przepisy można było przyjąć bez finalnej zgody stron, które je przygotowywały, a więc m.in. Solidarności. Sprawa budzi dyskusje, bo nad projektem pracowała komisja ekspertów przez 18 miesięcy, co kosztowało podatników prawie milion złotych. A poza tym działała na zlecenie resortu, który teraz odrzucił efekt jej prac. W komisji kodyfikacyjnej, oprócz fachowców, zasiadali przedstawiciele związków zawodowych i pracodawców. Elżbieta Rafalska liczyła na to, że umieszczając w niej przedstawicieli strony społecznej, zagwarantuje projektowi poparcie. Nic takiego się nie stało. Podczas głosowania końcowego nad całą propozycją kodeksu przeciwko byli: Solidarność, Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych i Pracodawcy RP.

- Byłam zaskoczona, można powiedzieć nawet, że rozczarowana taką biało-czarną oceną tych prac - mówiła kilka dni temu Elżbieta Rafalska na konferencji prasowej w ministerstwie. Błyskawicznie pojawiły się niewybredne opinie komentatorów: „rząd zaliczył porażkę”, „prace nad kodeksem były komedią”, „związkowcy ośmieszyli rząd”. Eksperci nie wróżą szybkiego powrotu do prac nad kodeksem.

- Nietrudno się spodziewać, że rząd wchodząc w okres kampanii wyborczej, najpierw samorządowej, a potem wyborów parlamentarnych, unikał będzie tematu zmiany kodeksu pracy, który zawsze wzbudza kontrowersje pracodawców i związkowców. Warto jednak wybrać te przepisy przygotowane przez komisję, które nie budzą skrajnych emocji i w dialogu autonomicznym, a następnie trójstronnym przeprowadzić potrzebne zmiany - twierdzi prof. Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Chór gaduł

Co dokładnie nie podobało się związkowcom w projekcie? Po pierwsze atmosfera, która towarzyszyła pracom. Związek zawarł bowiem dżentelmeńską umowę z komisją, że ma ona tworzyć prawo w ciszy, bez medialnego rozgłosu. Publiczna dyskusja miała rozpocząć się po zakończeniu jej prac. - Poszło nie tak. Komisja była pełna gaduł, którzy biegali do mediów i mówili o różnych rozwiązaniach, często wyrwanych z kontekstu, co powodowało niepotrzebne skrajne emocje. A pierwszy zaczął wiceminister pracy Marcin Zieleniecki, potem dołączyli inni. Ten chór gaduł zaczął się powiększać i psuć atmosferę. I teraz mamy taki efekt, jaki mamy - twierdzi Marek Lewandowski, rzecznik Solidarności.

Solidarność sprzeciwiła się m.in. wprowadzeniu nowych umów o pracę: sezonową, dorywczą, nieetatową. Wciągałyby one w obszar kodeksu osoby zatrudnione w oparciu o umowy cywilnoprawne. Pojawiłoby się też zagrożenie, że na te umowy byłyby przerzucane osoby, które dziś mają etaty. Duże wątpliwości wzbudziły zmiany w urlopach. Komisja proponowała jeden podstawowy, 26-dniowy wymiar urlopu i to niezależnie od stażu pracy. W projekcie była też mowa o tym, że w razie nieudzielenia wolnego we wskazanym terminie, urlop mógłby przepaść. Solidarność sprzeciwiła się rezygnacji z urlopów na żądanie w dotychczasowej formule. Duże zastrzeżenia dotyczyły zakładania związków zawodowych. Projekt mówił o tym, że związek zawodowy (który nie należy do dużej centrali związkowej), żeby być reprezentatywny, musiałby zrzeszać 30 proc. zatrudnionych w firmie. Do tej pory wystarczyło 10 proc. W przypadku, gdyby w firmie nie udało się założyć organizacji związkowej, to możliwe byłoby powołanie jednego przedstawiciela. - Projekt zawierał daleko idące zmiany dotychczasowego porządku - niektóre z nich były na rękę związkom zawodowym, inne były na rękę pracodawcom - ale z ekonomicznego punktu widzenia te zmiany nie były ze sobą spójne. Projekt sprawia wrażenie, jakby negocjowano go wymieniając się żądaniem za żądanie, a nie poszukując kompromisu w poszczególnych aspektach - uważa Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych.

Ministerstwo pracy przez kolejne trzy miesiące będzie analizować projekt komisji kodyfikacyjnej. Istnieje bowiem szansa, że wykorzysta kilka rozwiązań i przygotuje na ich podstawie nowelizację. A więc zrobi to, co robili jego poprzednicy. Tylko w ciągu ostatnich 9 lat kodeks był nowelizowany ponad 30 razy.

Kalendarzyki handlowe

Rysą na współpracy Solidarności z PiS jest ustawa ograniczająca handel w niedzielę. Projekt obywatelski przygotowany przez związek, posłowie PiS zmodyfikowali i wprowadzili w nim mniej rygorystyczne zapisy. Związkowcom nie podoba się choćby wydłużenie okresu stopniowego wprowadzania wolnych niedziel.

- Ludzie nie wiedzą, które niedziele są handlowe, a które nie są. Dochodzi do tego, że posługują się kalendarzykami. Żartujemy, że nie radzą sobie z kalendarzykiem małżeńskim, a co dopiero handlowym. Nasz projekt był spójny, miał mniej wykluczeń, był precyzyjnie opisany. Obecny model wprowadza zamieszanie i nie jest naszym wymarzonym, ale jest dużym krokiem do przodu i sukcesem Solidarności - tłumaczy Marek Lewandowski.

Silne tarcie w sojuszu dotyczyło rządowej propozycji zniesienia limitu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia, powyżej którego składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe nie są odprowadzane. Zdaniem S, zmiana doprowadziłaby do rozwarstwienia wysokości emerytur i spowodowałaby odpływ pracowników do pozakodeksowych form zatrudnienia. Zastrzeżenia wzbudziło i to, że tak ważny projekt nie został skierowany do Rady Dialogu Społecznego. Po ostrych sprzeciwach Solidarności, prezydent ustawę skierował do Trybunału Konstytucyjnego.

Ostatnio zaś Piotr Duda pogroził palcem ministrowi rolnictwa. To w jego resorcie opracowano nowy rodzaj umowy - o pomocy przy zbiorach. Reklamowano ją jako ułatwienie dla rolników, którzy szukają pracowników na krótki okres. Problem w tym, że nowe kontrakty istniałyby poza Kodeksem pracy, przepisami o minimalnej płacy i BHP. Związkowcy argumentują, że gdyby te umowy weszły w życie, to rolnicy mogliby wymagać pracy przez 18 godzin na dobę i płacić za nią 200 zł. Kpią, że resort rolnictwa chce przywrócić instytucję parobka i zapowiadają zdecydowane sprzeciwy, jeśli umowy będę procedowane.

Wrzód na tyłku PiS
Solidarność, oprócz Kościoła, jest organizacją, która ma dziś największy wpływ na władzę. Opozycja zgryźliwie nazywa ją przybudówką PiS lub żółtym związkiem zawodowym, służącym władzy. Alians z PiS to jednak handel wymienny.

- Działaczom z Solidarności, dzięki sojuszowi z PiS, dużo udało się zrobić, ale przecież nie za darmo. Związkowcy nie poparli m.in. nauczycieli protestujących przeciwko reformie oświaty i obywateli sprzeciwiających się zmianom w sądownictwie. Przymknęli oczy na duże zwolnienia w sądownictwie. PiS musi się liczyć z Piotrem Dudą, chociaż czasem jest jak wrzód na tyłku PiS, trochę uciążliwy, trochę bolesny. O ile S nie da się wykorzystać przez PiS i nie da sobą pomiatać, to może prowadzić całkiem skuteczną politykę, opartą na ścisłej symbiozie - twierdzi dr Paweł Dymsza, politolog z UMK.

Niestety, rząd kilka razy ignorował Radę Dialogu Społecznego. Unikał konsultacji z tym gremium poprzez przygotowywanie poselskich projektów ustaw, które nie muszą trafiać do RDS. Takie działanie blokowało możliwość wypowiadania się partnerów społecznych, w tym Solidarności, w najważniejszych sprawach. Jaskrawym tego przykładem jest choćby projekt ustawy o zniesieniu limitu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Solidarność i Prawo i Sprawiedliwość - małżeństwo z rozsądku, w którym trzeszczy - Plus Dziennik Bałtycki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl