Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służba zdrowia: Zamiast ratować chorych, jeżdżą karetką do pijaków

Krystian Lurka
W grudniu zeszłego roku opisywaliśmy przypadek pijanego przy ul. Szamarzewskiego, którym przez kilkadziesiąt minut zajmował się czteroosobowy zespół medyczny.  Mężczyźnie nic nie dolegało
W grudniu zeszłego roku opisywaliśmy przypadek pijanego przy ul. Szamarzewskiego, którym przez kilkadziesiąt minut zajmował się czteroosobowy zespół medyczny. Mężczyźnie nic nie dolegało Klaudia Buchwald
Ratownicy medyczni ze Stacji Rejonowej Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu - tylko od początku roku - zmarnowali prawie 1400 godzin na wezwania do pijanych, którym nic nie dolegało. 690 razy karetka wyjeżdżała do "pacjenta", którego jedyną dolegliwością było nadmierne spożycie alkoholu. A teraz, kiedy pogoda coraz bardziej sprzyja imprezom plenerowym, takie wyjazdy to prawdziwa zmora.

Zgłoszenia typu "leży" to w żargonie ratowników medycznych sytuacja, w której nieprzytomny z powodu zatrucia alkoholowego leży na ławce, chodniku lub trawniku. Trudno nawet stwierdzić czy oddycha. Nierzadko ubrudzony jest swoimi wymiocinami. Obok leżą puste butelki po tanim winie, piwie lub wódce, a przechodnie boją lub brzydzą się go dotknąć i zapytać co się stało. Wtedy dzwonią po karetkę pogotowia. Ta musi przyjechać do mężczyzny. To konieczność, mimo że prawie we wszystkich przypadkach okazuje się, że pijanemu - poza zatruciem alkoholowym - nic nie dolega.

Zobacz też:
Ratownicy medyczni nie chcą sprzątać, tylko ratować pacjentów

Sławomir Dziekański, ratownik medyczny z czternastoletnim stażem, mówi, że wezwania tego typu to prawdziwa plaga i zmora pogotowia.
- Jeszcze kilka lat temu były incydentami. Nie ma dyżuru, podczas którego nie byłoby takich wezwań - opisuje ratownik. Jego słowa obrazują twarde dane.

- Tylko od początku roku karetki pogotowia musiały wyjeżdżać do 690 osób, które były pijane, ale zdrowe - mówi Joanna Kaczor z Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. Część z nich policja lub straż miejska odwiozła do domów, część trafiła na badania do szpitalnych oddziałów ratunkowych. Nikomu nie stało się nic poważnego. - A w tym czasie ratownicy mogli pomagać bardziej potrzebującym - dodaje Joanna Kaczor.

O tym, że zdecydowanie za często ratownicy wyjeżdżają do ludzi pod wpływem alkoholu, mówi również Robert Mazurek, kierownik do spraw lecznictwa z Wielkopolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego w Koninie. Jego zdaniem, pijany pacjent to ogromny problem, który jest ciężarem dla całej służby zdrowia.

- Dyspozytor musi zadecydować czy konieczne jest wysłanie karetki. Ratownicy nie wiedzą, czy pijany powinien trafić na oddział ratunkowy - tłumaczy Robert Mazurek. - A jak już trafi do szpitala, to lekarz ma problem, bo nie wie co dolega pacjentowi, bo kontakt z nim jest utrudniony.
Jak przyznaje, każdy taki przypadek to najczęściej kilka godzin pracy na darmo. Robert Mazurek mówi wprost: - To interwencje niepotrzebne. W Koninie było ich już 116. I to tylko dane za pierwszy kwartał roku.

Zobacz też:
Szybka rehabilitacja? Nie w Poznaniu

W całej Wielkopolsce statystyki są przerażające. Joanna Bierła z Centrum Medycznego HCP w Poznaniu, mówi, że na Szpitalny Oddział Ratunkowy w ostatnim półroczu 2013 roku trafiło ponad 1200 takich pacjentów. Martwią też dane ze Szpitala Miejskiej przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu. Jak przyznaje Stanisław Rusek, co trzeci pacjent, który trafia na SOR, jest pijany.

Sławomir Dziekański mnoży przykłady zbędnych interwencji. Na pytanie, kiedy ostatnio jechał do nietrzeźwego, odpowiada:
- W poniedziałek. Agresywny mężczyzna zwyzywał mnie i próbował uderzyć - wspomina i podaje jeszcze inny przykład. - Podczas jednej z interwencji jeden z ratowników cudem uniknął okaleczenia. Pijany, zdrowy, ale agresywne, zaatakował go... szablą - mówi Sławomir Dziekański i podaje kolejny przykład: - Jakiś czas temu mieliśmy zgłoszenie z parku Kasprowicza w Poznaniu. Kiedy pojawiliśmy się na miejscu okazało się, że pijanych, którym trzeba było się zająć było dziewięciu - opowiada Sławomir Dziekański i dodaje: - Zdarzały się takie sytuacje, w których na przyjazd radiowozu czekaliśmy nawet kilka godzin.

Nic jednak nie wskazuje na to, aby tacy jak on przestali jeździć do pijanych, którzy nie potrzebują pomocy ratownika, a pomocy psychologa od uzależnień.

- Sytuacja jest patowa, bo zgodnie z prawem ratownicy muszą zareagować na każde zgłoszenie i muszą pomagać każdemu potrzebującemu, nawet takiemu, który tej pomocy nie wymaga - dodaje Joanna Kaczor.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski