Śląsk zbuntowany. Książka o Ślązakach, którzy walczyli za Republikę w hiszpańskiej wojnie domowej. Co nimi kierowało?

Tomasz Borówka
Tomasz Borówka
Archiwum Państwowe w Katowicach
W rezultacie buntu generała Franco przeciwko rządowi Frontu Ludowego, w 1936 roku w Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Prawie dwustu śląskich robotników wyjechało do Hiszpanii, by walczyć w obronie Republiki. Kim byli ci ludzie i jakie motywy nimi kierowały? W dniu premiery poświęconej im książki "Ślask zbuntowany" rozmawiamy z jej autorem, Dariuszem Zalegą.

Któryś z twoich bohaterów doczekał ukazania się o nich książki?
Nie było na to szans. Najmłodszy ze śląskich ochotników, spod Opawy, urodził się w 1916 roku. Lata wojny hiszpańskiej, czy II wojny światowej nie tylko przetrzebiły szeregi tych Ślązaków, ale też nadwyrężyły ich zdrowie.

Pisząc książkę korzystałeś z ich wspomnień. Jak powstawały? Wielu je spisało?
Zazwyczaj powstawały one w latach 60., gdy zbierano wspomnienia działaczy. Ludwik Zgraja z Zaolzia spisał swe losy na dwustu stronach. Większość wspomnień to jednak co najwyżej kilkanaście stron. Niektórzy z tych wspominających wykazywali się przy tym fenomenalną pamięcią, jak Ludwik Wilczek z Janowa, który dokładnie pamiętał, kogo obwoził po Hiszpanii, jak i z kim szykował zamach na... Korfantego. Bo i takie „kwiatki” są w tych wspomnieniach. Ale oczywiście do tego typu materiałów należy podchodzić bardzo ostrożnie – niezbędna jest ich weryfikacja, dystans, znajomość kontekstu. I tu pomocne okazały się dokumenty brygad międzynarodowych przechowywane w Moskwie, dzięki którym można się dowiedzieć, jak trudno być 100-procentowym bohaterem. W moskiewskich archiwach znajdują się także krótkie życiorysy, spisane na gorąco w czasie wojny, równie interesujące, jak Stanisława Kowalskiego z Wielowsi, przejeżdżającego granice pod pociągami, byle dojechać za Pireneje. Przejmujące są też listy przechwycone przez śląską policję, jak ten Pawła Kleczki z Wirka, który w 1937 roku tłumaczył ojcu, że wyjechał „aby junkersy nie zbombardowały dachu, pod którym śpisz”. Walka z faszyzmem nie była dla nich pustym sloganem.

Wciągająca lektura? Więcej w tych wspomnieniach epiki czy naturalizmu? Wojna domowa - paskudna rzecz, w dodatku Hiszpania… Dostrzegłeś tam coś z obrazów Goyi?
„Każdy przeżywał te chwile, bo jak się widzi tu zabitego, obok kolejnego, to człowieka rusza” - wspominał Wilhelm Zając z podrybnickich Krostoszowic. Polegli przyjaciele, krwawe walki, gorycz porażki – to wszystko znajdziemy w tych wspomnieniach, ale także zachwyty nad hiszpańskimi krajobrazami – te „gaje pomarańczy”, bohaterskie czyny, lub przełamywanie narodowych barier w oddziałach składających się z ochotników różnych narodowości. „Proste braterstwo”, jak skwitował Ludwik Zgraja. Zwłaszcza wspomnienia z pierwszych walk w Madrycie kojarzą się z tym, co później czytało się o Stalingradzie: „Myśleliśmy, że koniec świata, dym, kurz, a jeden metalowiec z Zagłębia Ruhry tylko stęknął: 'My żyjemy'” - pisał Zając.

Zobaczcie koniecznie

Kim byli, co łączyło tych 200 ludzi? Da się wyróżnić jakiś socjologiczny rys wspólny dla wszystkich? Dajmy na to kawaler, bezrobotny, z dużego miasta, 25 lat…
Kiedyś też tak myślałem. A jednak nie – okazuje się, że śląscy ochotnicy byli starsi od ochotników innych narodowości. Najstarsi mieli grubo ponad czterdziestkę, jak Ryszard Mendrok spod Bielska. Bezrobotni byli zwłaszcza ci, którzy przedzierali się do Hiszpanii z Polski. Ci z Francji zazwyczaj pracowali w kopalniach, ale – jak wspominał Ludwik Wilczek, emigrant z Janowa, „Kiedy wybuchła wojna w Hiszpanii, nie mogłem pozostać bierny”. Łączy ich to, że zdecydowana większość tych śląskich ochotników była robotnikami, a w tym gronie najwięcej było górników.

Bardziej z nich ideowcy czy niespokojne duchy?
W ankietach personalnych spisanych jeszcze w Hiszpanii padały różne odpowiedzi, dlaczego tam przyjechali: „w obronie proletariatu całego świata” (Słowiok z Wisły), „potrzaskać faszystów” (Wróbel z Mysłowic), „o prawa robotnicze” (Skóra z Chorzowa). I na tym tle śląscy ochotnicy wypadają jak ochotnicy z innych krajów – ideowe zaangażowanie pod hasłami walki z faszyzmem i obrony praw robotniczych, które oczywiście mogło to być nadbudową dla chęci ucieczki od świata kryzysu czy poszukiwania przygód. Biorąc pod uwagę problemy z pracą na polskim Śląsku, takich niespokojnych duchów było wówczas wielu. Niektórzy byli powstańcy śląscy wprost pisali, że nie o taką Polskę walczyli – i znaleźli się za Pirenejami.

Przeważała wśród nich jakaś nacja? Bo piszesz o ochotnikach z trzech części Śląska – polskiej, niemieckiej i czeskiej...
Prawie 100 ochotników było z polskiego Śląska, w większości przy tym mieli za sobą emigrację we Francji lub w Belgii. 57 było z czeskiego Śląska – opawskiego i tzw. Zaolzia, ale to byli i Czesi, i Niemcy, i Polacy. Ponad trzydziestu pochodziło z niemieckiego Górnego Śląska, byli to uciekinierzy spod władzy Hitlera, w tym spore grono anarchistów. Ciekawe jest to, że Ślązacy byli często przenoszeni między różnymi jednostkami międzynarodowymi - z powodu znajomości zazwyczaj dwóch języków: polskiego i niemieckiego. Byli w końcu ludźmi pogranicza.

Dostrzegasz jakąś wspólnotę ich losów po wojnie? Czy też raczej wojnach – po hiszpańskiej i tej następnej, światowej?
Po Hiszpanii wichry wojny rzucały ich po różnych miejscach – od Dachau po Dżulfę na Saharze, od armii Andersa po lewicowy ruch oporu. Najgorzej było po upadku republiki hiszpańskiej: ochotnicy z Polski byli pozbawieni obywatelstwa, ci z Niemiec też nie mieli gdzie wrócić, a ponadto Stalin rozwiązał Komunistyczną Partię Polski i wkrótce podpisał pakt z Berlinem. Świat im się zawalił. A czekała kolejna wojna... Z kolei po 1945 roku największą karierę zrobili ochotnicy z niemieckiego Śląska już w Niemczech wschodnich, jak Vinzent Porombka, który kilkakrotnie wywinął się śmierci. W tym gronie był też pisarz Hans Marchwitza z Szarleja, czy kompozytor Eberhard Schmidt ze Sławięcic. Ci z polskiej strony raczej znaleźli się na niższych szczeblach nowej władzy – nie zrobili karier. Po 10 latach życia w świecie wojen chcieli już chyba po prostu spokoju – a mając raczej złe wspomnienia z przedwojennej Polski, tą po 1945 roku przyjęli z nadziejami. Często szybko rozwianymi.

Spotkałeś się z ich refleksjami, oceną własnych decyzji i włożonego wysiłku? Najkrócej ujmując, czy uważali, że warto było?
Ponownie przywołam słowa Wilhelma Zająca: „Espania to była nasza ziemia matczyna. Żeby nie te zdrady, żeby nam dostarczyli broń, wszystko by zupełnie inaczej wyglądało”. I podobne wątki obecne są u innych moich bohaterów. Z dzisiejszej perspektywy trudnych do zrozumienia, gdy hasła solidarności i braterstwa nie są w cenie.

Nie przegapcie

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Śląsk zbuntowany. Książka o Ślązakach, którzy walczyli za Republikę w hiszpańskiej wojnie domowej. Co nimi kierowało? - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl