Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 3:1 (RELACJA Z MECZU, ZDJĘCIA, FILMY)

Jakub Guder; Twitter @JakubGuder
Śląsk Wrocław pokonał na Stadionie Miejskim Jagiellonię 3:1. Dwutygodniowa przerwa na reprezentację, ale i transfer Roberta Picha spowodowały małą rewolucję kadrową w składzie Śląska na mecz z Jagiellonią. Trener Tadeusz Pawłowski po spotkaniu z Wisłą miał sporo uwag do swojej drużyny, a przez ostatnie dni powtarzał, że na treningach dużo czasu poświęca na doskonalenie gry obronnej i zastanawia się nawet nad pewnymi roszadami personalnymi.

Dwutygodniowa przerwa na reprezentację, ale i transfer Roberta Picha spowodowały małą rewolucję kadrową w składzie Śląska na mecz z Jagiellonią. Trener Tadeusz Pawłowski po spotkaniu z Wisłą miał sporo uwag do swojej drużyny, a przez ostatnie dni powtarzał, że na treningach dużo czasu poświęca na doskonalenie gry obronnej i zastanawia się nawet nad pewnymi roszadami personalnymi.

Jak zapowiedział – tak zrobił. Posadził na ławce Kamila Bilińskiego i Toma Hateley'a, a do wyjściowej jedenastki nominował Kamila Dankowskiego i Marcela Gecova. Tomasz Hołota natomiast wrócił na pozycję stopera, a Adam Kokoszka – dla odmiany – zajął jego miejsce w środku pola.

Wrocławianie kilka dni przed sobotnim pojedynkiem zapowiadali, że liczy się tylko zwycięstwo. Trudno by mówili co innego, skoro na własnym boisku nie wygrali od ponad miesiąca. Jednak pierwsza połowa była w ich wykonaniu – delikatnie mówiąc – słaba. Doprawdy trudno nam sobie przypomnieć 2-3 składne akcje, nie mówiąc już o tym, żeby zakończone były strzałami. Jagiellonia tymczasem już w drugiej minucie mogła wyjść na prowadzenie. Będący w ostatnich tygodniach w gazie Vassiljev przymierzył z rzutu wolnego tak, że Mariusz Pawełek musiał się sporo natrudzić, by wybić piłkę. Poprawiał jeszcze Sebastian Madera, ale niecelnie.

Goście powinni wyjść na prowadzenie 10 minut później, kiedy to płaska piłka od Fedora Cernycha minęła wszystkich obrońców Śląska w polu karnym i dotarła do nabiegającego na długi słupek Łukasza Sekulskiego. Jakimś cudem jego strzał z kilku metrów obronił kapitan WKS-u. Wraz z upływem minut miało się wrażenie, że to przyjezdni przejmują kontrolę nad grą. Jagiellonia była w pierwszej części drużyną lepiej zorganizowaną i bardziej zdyscyplinowaną taktycznie. Każdy jej piłkarz wiedział dokładnie, co ma robić, jak się ustawiać, kiedy atakować przeciwnika. Bardzo dobrą robotę wykonywali Rafał Grzyb z Vassiljevem, którzy opanowali środek pola. Tymczasem o tercecie pomocników Śląska grających w tej samej strefie – Gacovie, Kokoszce i Danielewiczu – można napisać wiele, ale z pewnością nie to, że byli kreatywni. Czasem zrywał się do ataku wystawiony na skrzydle Grajciar, ale w kluczowych momentach nie potrafił celnie zagrać.

Na drugą część spotkania nie wyszedł już Kamil Dankowski, który faktycznie trochę za bardzo pozwalał hasać na skrzydle pomocnikom przeciwników. - Kamil zagrał dobry mecz, ale w przerwie zadecydowaliśmy ze sztabem, że potrzebujemy jednak bardziej rutynowanego piłkarza na tę pozycję, który gra piłką – wyjaśnił decyzję Pawłowski.

Prawdę mówiąc niewiele zwiastowało, że Śląsk może strzelić jakąś bramkę, bo Bartłomiej Drągowski zwyczajnie nudził się między słupkami. Jeszcze w 48 min. niewiele brakowało, by po interwencji w obronie bramkę samobójczą strzelił Celeban. Jednak że piłka nożna nie jest sportem wymiernym, to WKS jako pierwszy trafił do siatki. Nie potrafił stworzyć groźnej sytuacji z gry, więc wykorzystał stały fragment gry – Drągowskiego po rzucie rożnym uderzeniem głową pokonał Piotr Celeban. Minutę później powinno być 2:0 – młody bramkarz Jagiellonii popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki, dopadł jej Grajciar, ale uderzył źle i golkiper Jagi się zrehabilitował.

Słowak na szczęście też, chociaż całkiem przypadkiem. Chwilę później w kolejnej akcji chciał dośrodkowywać z prawego skrzydła, ale trafił w Piotra Tomasika, a ten skierował piłką do własnej siatki. Dwa gole w cztery minuty, a wcześniej próżno było wypatrywać celnych uderzeń wrocławian.

Po golach gra się ożywiła, ale przede wszystkim lepiej zaczęli grać gospodarze. Drużyna Michała Probierza strzeliła jednak kontaktową bramkę, której autorem okazał się Piotr Grzelczak. Przez moment zrobiło się nerwowo, bo brzydko zapachniało remisem. Wszelkie wątpliwości rozwiało jednak trafienie Toma Hateley'a, który w 86 min. dobił strzał wprowadzonego w końcówce Kamila Bilińskiego. To była pierwsza bramka Anglika w barwach Śląska, dokładnie w dniu 26 urodzin.
- W poprzednim meczu we Wrocławiu to Śląsk miał przewagę, a my wygraliśmy 1:0, teraz było odwrotnie – skomentował mecz Michał Probierz, trener Jagiellonii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska