- Kiedy pytali mnie za co siedzę mówiłem, że za niewinność. Śmiali się ze mnie mówiąc, że tam wszyscy są za niewinność. Ale ja naprawdę byłem niewinny. Pobyt w więzieniu to był koszmar - wspomina Leszek D.
To, co go spotkało mogło przydarzyć się każdemu. Zatrzymany w 2006 roku w Castoramie na kradzieży młota udarowego syn byłego poznańskiego policjanta, Łukasz P. był złodziejem recydywistą, na dodatek ściganym listem gończym. Aby uniknąć aresztowania podał policji , że jest Leszkiem D. Przyznał się do przestępstwa i zgodził się poddać karze. Wyszedł z komisariatu na poznańskim Piątkowie wolny, a miesiąc później sąd bez procesu wydał wyrok: rok więzienia w zawieszeniu i grzywna.
Oczywiście zamiast złodzieja skazany został Leszek D. O tym, że uznano go za przestępcę dowiedział się dopiero po wezwaniu go na policję w celu pobrania odcisków palców.
- Byłem kompletnie zaskoczony. Powiedziałem, że niczego nie ukradłem, a moje personalia mógł podać Łukasz P. Mówili, że to wyjaśnią. Myślałem, że tak się stało. Trzy lata później okazało się, że się myliłem - mówi bezpodstawnie skazany.
W 2009 roku z powodu nie zapłacenia grzywny sąd odwiesił wyrok pozbawienia wolności. Ale D. o tym nie wiedział, gdyż w międzyczasie zmienił miejsce zamieszkania (dlatego nie docierały do niego wezwania w sprawie grzywny). Policja jednak go odnalazła. Protesty Leszka D., że to pomyłka nic nie dały - przewieziono go do więzienia w Gorzowie.
Starania o uwolnienie mężczyzny podjęła jego ciężko chora matka. Zapożyczyła się, żeby wynająć adwokata. Po jego interwencji w prokuraturze powołano biegłego, który stwierdził, że to nie skazany podpisał protokoły ze śledztwa w sprawie kradzieży. 47 dni po osadzeniu w więzieniu sąd unieważnił wyrok skazujący Leszka D.
Jednym z pierwszych telefonów jakie odebrał po wyjściu na wolności były pogróżki, że ma siedzieć cicho jeżeli zależy mu na rodzinie. Podejrzewając, że grozi mu ktoś od Łukasza P. chciał wycofać swoje zeznania przeciwko niemu.
Nie sprawdzając tożsamości złapanego na gorącym uczynku złodzieja skazano niewinną osobę, za którą podał się przestępca
Śledztwo wykazało, że powodem kłopotów D. były zaniedbania prowadzącego dochodzenie Bartłomieja G. Z nieznanych powodów nie zweryfikował on tożsamości sprawcy kradzieży w Castoramie, chociaż nie miał on żadnego dokumentu z personaliami. Nie dosyć tego - oszukał swoich przełożonych, że potwierdził, że złodziejem jest Leszek D. Postawiono mu zarzuty, ale sprawę umorzono ze względu na nieznaczny "stopień społecznej szkodliwości".
"Moje życie prywatne i zawodowe legło w gruzach, a matka omalże nie umarła ze zmartwienia" - napisał we wniosku o 50 tys. zł odszkodowania za bezprawne uwięzienie. Prosił o szybki rozpatrzenie sprawy ze względu na trudną sytuację materialną (z tego powodu jest zwolniony z kosztów). Przez ponad dwa lata sąd jeszcze go nawet nie wysłuchał. Sprawa wciąż napotyka na trudności formalne.
Co zaskakujące, proces toczy się przed tym samym sądem rejonowym, który wcześniej skazał Leszka D. i teraz, wraz z policją, jest za to pozwany.
- Prawo nie zabrania prowadzenia sprawy przed sądem, który został pozwany - wyjaśnia Joanna Ciesielska-Borowiec z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Reprezentujący pozwaną policję radca Andrzej Gawałek twierdzi w pismach do sądu, że Leszek D. był... w zmowie z P. by "uzyskać w przyszłości odszkodowanie", dlatego "nie protestował po zatrzymaniu go".
- To bzdury. Ja o podejrzeniu, że to P. się podszył się pode mnie powiedziałem policji już w 2006 roku - podkreśla niewinnie skazany.
Wersji policji przeczy też protokół z aresztowania, w którym odnotowano, że Leszek D. mówił, że doszło do pomyłki.
NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?