18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Skarby z niebios czyli najcenniejsze boskie relikwie

Redakcja
Całun Turyński, chusta św. Weroniki, kawałki krzyża, na którym ukrzyżowano Chrystusa, i inne cenne relikwie, do których pielgrzymują chrześcijanie z całego świata. Ich historia jest równie burzliwa i fascynująca jak dzieje chrześcijaństwa - pisze Richard Owen.

Dla chrześcijan jest jedną z najcenniejszych relikwii. Raz na kilka lub kilkanaście lat Całun Turyński jest prezentowany zwiedzającym w turyńskiej katedrze. I choć już tyle o nim napisano, to jednak ciągle pojawiają się nowe informacje, jak choćby ta, że średniowieczni rycerze ukrywali i potajemnie czcili całun przez ponad sto lat po krucjatach. Tym samym rozwiązano zagadkę brakujących lat w historii relikwii.Templariusze, zakon rycerski, który został rozbity i rozwiązany za rzekomą herezję, opiekował się lnianym płótnem, na którym widnieje wizerunek mężczyzny z brodą, długimi włosami i ranami po ukrzyżowaniu, twierdzą badacze z Watykanu.

Całun, który jest przechowywany w kaplicy królewskiej katedry turyńskiej, od dawna był otaczany czcią jako płótno, w którym pochowano Jezusa, chociaż odbity na nim obraz można było wyraźnie zobaczyć dopiero w 1898 r., gdy fotograf wykonał negatyw zdjęcia.

Barbara Frale, badaczka z Tajnych Archiwów Watykanu, powiedziała, że całun zniknął podczas grabieży Konstantynopola w 1204 r., w czasie czwartej krucjaty, a pojawił się ponownie dopiero w połowie XIV w. Los całunu w tamtych latach zawsze zastanawiał historyków, napisała dr Frale w watykańskiej gazecie "L'Osservatore Romano".

Czytaj także: Bitwa o wrak tupolewa. Kamiński: Te szczątki stały się relikwiami

Jej badania procesu templariuszy ujawniły jednak dokument, w którym Arnaut Sabbatier, młody Francuz, który wstąpił do zakonu w 1287 r., zeznał, że podczas rytuału inicjacji zaprowadzono go w "tajne miejsce, do którego tylko bracia templariusze mieli dostęp". Tam pokazano mu "długie płótno z odciśniętą postacią mężczyzny" i pouczono go, by oddał cześć tej postaci, całując trzykrotnie jej stopy.

Doktor Frale powiedziała, że oprócz innych rzekomych przestępstw, takich jak stosunki analne, templariuszy oskarżono o oddawanie czci bożkom, w szczególności "brodatej postaci". W rzeczywistości przedmiotem, który potajemnie czcili, był całun.
Rycerze zakonni ocalili go i pilnowali, by nie wpadł w ręce heretyckich grup, takich jak katarzy, którzy twierdzili, że Chrystus nie miał prawdziwego ludzkiego ciała, tylko wygląd człowieka, a zatem nie mógł umrzeć na krzyżu i zmartwychwstać. Doktor Frale powiedziała, że jej odkrycie potwierdza słuszność teorii po raz pierwszy wysuniętej przez brytyjskiego historyka Iana Wilsona w 1978 r.

Zakon templariuszy powstał w czasie pierwszej krucjaty w XI w., aby chronić chrześcijan pielgrzymujących do Jerozolimy. Zakon został zatwierdzony przez papieża, jednak gdy Akka upadła w 1291 r. i krzyżowcy utracili kontrolę na Ziemią Świętą, wsparcie dla nich osłabło, natomiast coraz bardziej zazdroszczono im ogromnej fortuny, jaką zgromadzili.
Plotki o niemoralnych, tajemnych ceremoniach mówiły, że nowicjusze musieli trzy razy zaprzeć się Chrystusa, napluć na krzyż, rozebrać się do naga i całować swoich przełożonych w pośladki, pępek i usta, a potem poddać się stosunkom analnym. Król Francji Filip IV, który patrzył z zazdrością na bogactwo zakonu i sam był mu winny pieniądze, aresztował jego przywódców i wywarł presję na papieża Klemensa V, by ten rozwiązał zakon.

Kilku rycerzy, w tym wielkiego mistrza Jacques'a de Molay, spalono na stosie. Legendy o tajemnych rytuałach templariuszy i ukrytych skarbach od dawna fascynują zwolenników teorii spiskowych i występują też w popularnej książce "Kod Leonarda da Vinci", która powiela teorię, że rycerzom świątyni powierzono Świętego Graala.

Czytaj także: Relikwie Jana Pawła II dotarły do Świątyni Opatrzności (ZDJĘCIA)
W 2003 r. dr Frale, watykańska mediewistka, odkryła zapis procesu templariuszy, znany jako pergamin z Chinon, który do tamtego czasu umykał uwadze badaczy, ponieważ był źle skatalogowany. Pergamin ten dowodzi, że papież Klemens V uznał, że templariusze mają na sumieniu "poważne grzechy", takie jak korupcja i niemoralne prowadzenie się, ale nie są winni herezji.

Ceremonie inicjacyjne templariuszy obejmowały plucie na krzyż, ale ten rytuał miał ich przygotować na wypadek, gdyby musieli to zrobić schwytani przez muzułmanów, wyjaśniła dr Frale. W ubiegłym roku opublikowała po raz pierwszy modlitwę, którą templariusze ułożyli, gdy zostali "niesprawiedliwie uwięzieni", prosili w niej Maryję Dziewicę o przekonanie "naszych wrogów", by porzucili kalumnie i kłamstwa oraz powrócili na drogę prawdy i miłosierdzia.

Datowanie radiowęglowe całunu turyńskiego przeprowadzone w 1988 r. wskazywało, że jest to średniowieczny falsyfikat. Jednak wniosek ten potem podważano na tej podstawie, że datowaną próbkę wzięto z fragmentu całunu naprawianego po pożarze w średniowieczu i nie była ona częścią oryginalnego płótna.

Po złupieniu Konstantynopola całun zobaczono następnie dopiero w 1353 r. w Lirey we Francji, gdzie został wystawiony w lokalnym kościele przez potomków Geoffroya de Charney, templariusza spalonego na stosie wraz z Jakiem de Molay.
Potem przewożono cenne płótno do różnych miast europejskich, aż nabyła je dynastia sabaudzka w Turynie w XVI w. Całun, który od 1983 r. jest własnością Stolicy Apostolskiej, był po raz ostatni publicznie wystawiany w 2000 r. i ma znowu zostać pokazany w przyszłym roku.
Watykan nie zajął stanowiska przesądzającego, czy całun jest autentyczny, czy jest tylko starym falsyfikatem, pozostawiając to wiernym do rozstrzygnięcia. Papież Jan Paweł II powiedział, że całun jest ikoną cierpienia niewinnej osoby w każdej epoce.
Samozwańczy spadkobiercy templariuszy zwrócili się do Watykanu o przywrócenie dobrego imienia zhańbionemu zakonowi i przyznanie, że Kościół katolicki skonfiskował jego dobra o wartości ok. 80 mln funtów.

Ale chrześcijanie mają też inne cenne relikwie, jak choćby włócznię św. Maurycego. Tradycja chrześcijańska uznaje, że tą włócznią rzymski legionista Kasjusz przebił Chrystusowi bok przed jego zdjęciem z krzyża. Legionista po śmierci Chrystusa nawrócił się i przyjął imię Longinus Włócznik, a jego włócznię nazwano Włócznią Przeznaczenia.

Włócznia zanurzona w krwi Jezusa nabrała cudownej mocy uzdrawiającej. Stała się relikwią Męki Pańskiej. Wielu uznawało, że kto jest w posiadaniu tej włóczni, ma władzę. Sam Adolf Hitler jako zagorzały okultysta chciał odebrać włócznię Austriakom, by mieć władzę nad światem. Podania mówią, że w roku 285 należała ona do chrześcijańskiego oficera rzymskiego legionu tebańskiego Mauritiusa. Jego oddział składał się z chrześcijańskich żołnierzy, gdy przed bitwą jego zwierzchnik zażądał, by oddał on wraz ze swoim legionem cześć bogom rzymskim, odmówił. Wszyscy zostali ukarani, a Mauritius poniósł męczeńską śmierć. Przez chrześcijan został nazwany świętym, a jego włócznia zwana była od tego momentu włócznią św. Maurycego. Po tym wydarzeniu włócznię przewieziono do Rzymu. Trafiła w ręce Konstantyna, a po jego śmierci przechodziła w ręce kolejnych władców Rzymu. Najazd Wizygotów na Rzym w 410 r. sprawił, że lanca została odebrana władcom rzymskim.

Włócznia należała do władzy niemieckiej, umieszczono ją w Norymberdze. Po przegranej cesarza Franciszka II włócznia powróciła do Austrii. Niemcy dopominali się o zwrot przedziwnej włóczni, jednak bezskutecznie. Udało się to dopiero Hitlerowi w 1938 r. Ponownie trafiła do Norymbergi. W 1945 r., po tym jak amerykański żołnierz odnalazł w Norymberdze ukrytą włócznię wraz z insygniami Habsburgów, Hitler popełnił samobójstwo.

Niezwykle są też cenne relikwie Krzyża Świętego. Od IX w. zaczęto je dzielić na kawałki, które rozsyłano do najznamienitszych świątyń chrześcijaństwa. Największy kawałek Krzyża Chrystusowego św. Helena przekazała do jerozolimskiego sanktuarium Grobu Pańskiego, drugą cząstkę posłała do Konstantynopola, a trzeci większy fragment - wraz z jednym z gwoździ, którymi Zbawiciel został przybity do Krzyża - przywiozła do Rzymu. W ciągu wieków o czcigodne relikwie ubiegały się kolejne europejskie miasta. Aby zadośćuczynić wielu prośbom, pocierano kawałki drewna o Drzewo Krzyża Świętego i tak uświęcone relikwie rozsyłano po świecie. Nie brakuje głosów, że najcenniejszą relikwią po całunie turyńskim jest chusta św. Weroniki we włoskim klasztorze w Manoppello. Jak twierdzi niemiecki badacz tej relikwii prof. Heinrich Pfeiffer, św. Weronika podała chustę Chrystusowi, by otarł sobie twarz, idąc z krzyżem na Golgotę. Pfeiffer podkreśla, że twarz na chuście jest niesamowicie podobna do twarzy odbitej na Całunie Turyńskim.

Na czole są ślady kolców, które mogą być śladami korony cierniowej. W tym klasztorze jest specjalne pomieszczenie, w którym za pancerną szybą jest przechowywana chusta św. Weroniki. Chroniona niczym skarb. - Historia chusty św. Weroniki jest fascynująca. Legenda głosi, że w 1506 r. pewien pielgrzym przybył do Manoppello i stanął przed kościołem św. Mikołaja. Przybysz poprosił przebywającego w pobliżu dra Giacomantonia Leonellego, by weszli do świątyni. Tam podarował Leonellemu niewielkie zawiniątko. Gdy Leonelli rozwinął je i ujrzał oblicze Chrystusa, chciał prosić nieznajomego o wyjaśnienie. Ale jego już nie było. Przez kolejny wiek relikwia była u potomków dra Leonellego. Potem zaś jako prezent ślubny podarowana została Marii Leonelli, żonie Pankracego Petrucciego. Kiedy teść nie chciał oddać relikwii, w 1608 r. zięć wykradł ją. Kiedy Petrucci trafił za kraty, żona, aby go uratować, sprzedała chustę Donantonio De Fabritisowi. Ten podarował ją klasztorowi Kapucynów w Manoppello.
Chusta ma wymiary 17 na 24 cm i ma tajemnicze odciśnięcie. Kiedy patrzy się na uwieczniony wizerunek pod światło, widać, że jest on prześwitujący i tak samo widoczny z jednej jak i z drugiej strony. Wokół relikwii krążą legendy. Jedna z nich głosi, że Święte Oblicze z Manoppello nie zostało skradzione z domu Petrucciego przez teścia, tylko wykradzione z kaplicy Weroniki Rzymskiej w 1608 r.

Sensacyjnie brzmi teoria siostry Blandiny Paschalis Schlömer z Niemiec, która badała Święte Oblicze. Według niej idealnie nakłada się na Całun Turyński.

Zajrzyjmy teraz do bazyliki konkatedralnej pw. św. Andrzeja Apostoła w Mantui. To tam, jak głosi legenda, przechowywana jest cenna relikwia Krwi Chrystusa. W miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się świątynia, istniały dwa kościoły wybudowane w różnym czasie, poświęcone św. Andrzejowi.

Nie sposób ustalić daty powstania pierwszego z nich. Przypuszczalnie był to okres następujący po pierwszym inventio, czyli odnalezieniu, a może, jak twierdzą inni, przypada on na czasy Karola Wielkiego.

Kult relikwii Krwi Chrystusa opiera się na dwóch ich "odnalezieniach", które miały miejsce w 804 i 1048 r. Pierwsze wydarzenie odnotowano w "Annałach Królestwa Franków" Eginarda, biografa Karola Wielkiego. Drugie "odnalezienie" jest opisane w wielu źródłach średniowiecznych.

Z licznych źródeł dochodzimy do tradycji, która umiejscawia relikwię w Mantui św. Longina. Był to rzymski żołnierz, który na Golgocie włócznią przebił bok Chrystusa. Po nawróceniu zawiózł do Mantui ziemię z Kalwarii nasączoną krwią Chrystusa.
Z obawy przed profanacją, ukrył relikwie Męki Pańskiej w ołowianej kasetce i zakopał je w miejscu, gdzie dziś mieści się bazylika. Wkrótce potem św. Longin poniósł śmierć męczeńską i pochowano go w pobliżu relikwii. Potem stracono z oczu relikwie, aż do czasów Karola Wielkiego. W 804 r. nastąpiło pierwsze ich odnalezienie. Według tradycji św. Andrzej objawił się we śnie pewnemu wiernemu i wskazał mu miejsce, w którym znajdowały się relikwie. Papież Leon III przybył do Mantui na zaproszenie Karola Wielkiego i stwierdził autentyczność relikwii. Wtedy wykonano pierwszy relikwiarz do przechowywania nadzwyczajnych pamiątek Męki Pańskiej.

Ich cząstkę przekazano Karolowi Wielkiemu i umieszczono w jego kaplicy w Paryżu. W 924 r., w obliczu najazdu Hangarów, relikwie ukryto. W 1048 r. nastąpiło drugie "odnalezienie". I tym razem św. Andrzej objawił się błogosławionemu Wojciechowi - niewidomemu, który kiedyś pełnił służbę w rodzie Canossa. To pozwoliło określić miejsce spoczynku ciała św. Longina, jak również urny zawierającej skrzynkę z krwią Chrystusa. W 1053 r. przybył do Mantui papież Leon IX. Po potwierdzeniu jej autentyczności, usiłował zabrać ją do Rzymu. Wywołało to sprzeciw, który zmusił papieża do ucieczki i ukrycia się w benedyktyńskim klasztorze w Polirone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl