Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siedem czerwonych róż i miłość, co otula jak pastelowy pled

Majka Lisińska-Kozioł
fot. 123rf
Małe mieszkanko, za oknem zima. - Nie wziąłeś jeszcze swoich tabletek… - usłyszał troskliwe przypomnienie żony. - Tak, tak, Kotusiu. Już biorę. A potem może kawki byśmy sobie zrobili. Nie mocnej, ale tak dla tradycji? A pewnie, pewnie. Tradycyjna kawa nam nie zaszkodzi…

Tamtego dnia przyniósł Jej czerwoną różę. Lubiła róże.

Gdy od progu zanucił: - Przynoszę tobie siedem czerwonych róż... - parsknęła śmiechem. - Oj, Foggiem, to ty nie jesteś.

Różę wstawiła do wody i od razu zapominała, że miała zrobić burę za nieodłożone do zlewu talerze, za 15 deka szynki konserwowej, której wczoraj nie kupił i za szalik, co to został na szafce, choć mówiła, żeby przed wyjściem założył. - Szkoda czasu na pretensje - pomyślała i postawiła na stole dwie filiżanki. Zapachniało kawą.

Odkąd dzieci poszły na swoje, a wnuki już nie potrzebowały babcinej i dziadkowej opieki, Ona i On mieli więcej czasu. Siadali więc sobie czasami jedno przy drugim, spoglądali wstecz i dziwili się, że lata tak szybko lecą. Pierwszy raz zobaczył Ją w księgarni. Dobrze pamięta, jakby to było wczoraj. Przyjechał akurat na kontrolę i… wpadł jak śliwka w kompot. Koledzy przez lata wypominali, że była to najczęściej i najdokładniej kontrolowana księgarnia w mieście. On jednak miał swój plan. Dlatego, gdy się oświadczył - Ona długo się nie wahała.

Zamiast wspominać, marzyli

A potem poleciało… Patrzyli sobie w oczy, trzymali się za ręce, całowali i ściskali. Motyli w brzuchu im nie brakowało - jak to młodym. Siedzieli sobie przy kawie jak teraz, tylko zamiast wspominać - marzyli; o podróżach, wielkim domu, rodzinie. I o tym, że zawsze będą razem - zakochani, piękni i młodzi.

Nawet przez myśl im nie przeszło, że czas doda im zmarszczek oraz kłopotów, zabierze zdrowie i zmieni namiętne uczucie w tkliwość i troskliwość dnia codziennego. Że po latach razem będą się rozumieć bez słów. Niektóre marzenia im się spełniły, ale nie wszystkie przecież.

Majątku się nie dorobili, za to dzieci im się udały. - To nasze trzy mercedesy klasy S - mówili. Z dzieci się cieszyli najbardziej.

Ona była zaradna, opiekuńcza i zadbana. A On patrzył na nią z miłością nawet wtedy, gdy po latach trochę przybrała na wadze, a wokół oczu pojawiły się zmarszczki. - Ależ ty masz nogi! - mówił i całował ją w czoło. A Ona promieniała.

Tego dnia, gdy przyniósł jej różę, mieli po 75 lat. I wciąż trwali jedno przy drugim. On miał kłopoty z ciśnieniem i trudności z chodzeniem. Ona chorowała na serce. I jak On nie ruszała się z domu bez laseczki. Dlatego rzadziej wychodzili, ale za to częściej wspominali.

I te czasy, gdy dzieci były małe, a On po pracy zabierał je nad Wisłę albo na Górę Twardowskiego, żeby Ona mogła ogarnąć dom i trochę odsapnąć. I Wigilie z dwunastoma daniami, i wyjazdy do Ojcowa całą rodziną.

I miód, kupiony przez Niego w ciężkich czasach za bajońskie pieniądze jako prawdziwy, a okazał się sztuczny, i ciężki metalowy rondel z sylwestrowym gulaszem, który ktoś ukradł im pewnej zimy z balkonu. Goście i rodzina musieli się obejść smakiem. Doceniała to, że On myśli o domu, choć przecież jednak na swój męski sposób. Wciąż rozśmieszała ją opowieść o mielonych kotletach, które zrobił dzieciom. Wykręcały się od nich jak diabeł od święconej wody - więc sam spróbował - były słodkie. Za to rosół gotował jak nikt inny, perfekcyjnie.

„I że cię nie opuszczę” po 50 latach

Ale to Ona pamiętała o urodzinach i imieninach wszystkich członków rodziny. Pakowała prezenty najpiękniej jak umiała. Lubiła robić niespodzianki. Kiedyś Go jednak zaskoczyła bardziej niż zwykle; podarowała Mu zielony album z wycinkami z gazet, które się rozpisywały o Jego sportowych osiągnięciach. Dodała dyplomy i telegramy z gratulacjami, które dostawał wtedy od znajomych i nieznajomych. Lubił ten album, często go przeglądał i zawsze Jej za tę pamiątkę dziękował.

A Ona się uśmiechała i głaskała go po łysinie, bo choć piękne kręcone włosy z czasem się gdzieś podziały - był dla niej zawsze tamtym chłopakiem, który przyjechał na kontrolę do księgarni. Z czułością mówili do siebie przez całe życie. A różnie przecież bywało, jak to między małżonkami. Bo i pieniędzy brakowało choćby wtedy, gdy złodziej wyciągnął mu pensję z tylnej kieszeni spodni. Choroby dzieci się trafiały, sprzeczki o drobiazgi, nawet ciche dni albo nerwowe godziny. Godzili się, przepraszali i znowu sprzeczali. Ale zawsze byli dla siebie oparciem. Często się razem śmiali, czasami razem płakali. Z upływem lat miłość coraz szczelniej otulała ich jak lekki, pastelowy pled. Było im ze sobą ciepło i bezpiecznie.

Na 50. rocznicę ślubu odnowili przysięgę małżeńską. Ona znów była młodą, wiotką dziewczyną w jedwabnej sukni z pięciometrowym welonem, a On szczupłym chłopakiem, który miał plan, by się z Nią ożenić. Tak jak pół wieku wcześniej patrzyli sobie w oczy i trzymali się za ręce. - I że cię nie opuszczę aż do śmierci… - szeptali przed ołtarzem.

A potem z głośników popłynęła ich ulubiona piosenka: „Za słońca blask, szczęście co płonie w nas, za miłość, przynoszę tobie siedem czerwonych róż…”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski