„Sicario 2: Soldado”: Wojna się opłaca, dlatego nie warto jej kończyć [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Nasza przeszłość pałęta się po teraźniejszości, nawet gdy uwierzymy, że można żyć tu i teraz bez ponoszenia odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. Naturalny ciąg powiązań przechodzi w nieszczęście, gdy jedyną metodą roz-prawienia się z przeszłością wydaje się zemsta.

Nihilistyczny klimat głośnego „Sicario” Denisa Villeneuve’a, zawarte w tamtym obrazie moralne rozterki i nieuchronność tracenia możliwości zawrócenia na drodze z jasności ku ciemnej strony mocy w kontynuacji Stefano Sollimy przechodzą w stan dokonany. Świat „Sicario 2: Soldado” nie jest oparty na wątpliwościach: wojna trwa i obowiązuje tylko jedna zasada - w chwilach zagrożenia znaleźć się po tej stronie, która przeżyje. Co więcej, wojna się opłaca, zatem tak naprawdę nie warto jej kończyć. Walka ze złem przy użyciu zła musi zaś mazać brudem, którego zmyć się już nie da. I staje się batalią, której nie sposób przerwać. I przed nią uciec.

RECENZJA „Sicario 2: Soldado”

„Sicario 2” każe porzucić nadzieję. Nie tylko dlatego, że nie ma już bohaterki granej przez Emily Blunt, ostatniej w tym świecie odwołującej się do etyki, ale przede wszystkim dlatego, że odwieczna walka dobra ze złem ma już swego zwycięzcę. A ci, którzy w nią się jeszcze angażują czynią tak dlatego, że niczego innego nie potrafią, jak przez całe życie żołnierz i agent Matt Graver lub dźwigają w sobie osobiste porachunki do załatwienia, jak Alejandro, któremu bandyci wymordowali rodzinę. To, gdzie dziś żyjemy, Sollima kreśli dosadnie początkowymi sekwencjami. Pogranicze meksykańsko-amerykańskie to dzika okolica, przejście z piekła do raju - dla niektórych ostateczne. Ale i do raju przenikają bez problemu wysłannicy śmierci, dokonujący niewytłumaczalnych zwykłym pojmowaniem samobójczych zamachów w centrach handlowych. Rzeczywistość została odhumanizowana: próbujących przedostać się do Teksasu uciekinierów z Meksyku obserwujemy z góry, jako poruszające się punkty na ekranie noktowizora w śmigłowcu; terroryści zaś dokonują swojego czynu, zdawałoby się, bez głębszego uzasadnienia, dla samego aktu, przedstawionego na ekranie beznamiętnie i bez większego znaczenia dla fabuły. To, co się dzieje, nie należy już mierzyć sensem czy logiką. Za daleko zaszliśmy w impregnowaniu się na wartości.

Politycy nie potrafiący (a może nie w pełni chcący) powstrzymać napływającej do Stanów Zjednoczonych rzeki kokainy regulowanej przez kartele narkotykowe, za przesadę uznają przenikających tą samą drogą terrorystów. Postanawiając więc wywołać wojnę za sąsiednią granicą i skłócić ze sobą najważniejszej meksykańskie kartele. Plan jest nieskomplikowany: porwać nastoletnią córkę przywódcy czołowego gangu, a winę zrzucić na jego rywali. Do wykonania zadania najlepiej nadaje się specjalista od działań, o których porządni ludzie wolą nie wiedzieć, czyli Graver (w tej roli Josh Brolin) oraz „stworzony” przez niego Alejandro, ziejący pragnieniem odwetu na mafiosie. Plan, jak to plan, nie musi się powieść w całości. A gdy oficjele zza biurek wydadzą polecenie posprzątania bałaganu, łącznie z dziewczyną, panowie zwrócą się przeciw sobie.

Sollima nie stara się byśmy któremuś z bohaterowi zaczęli szczególnie kibicować lub mieli potrzebę opowiedzenia się po którejś ze stron. Tu wszyscy tak samo są oblepieni niegodziwością, nie zadają sobie zbyt wielu pytań, nim sięgną po broń. Zastrzelonych natomiast nie odhacza się karbami na kolbie karabinu, bo nie ma już takiej, by wszystkich pomieścić. Razem z uczestnikami rozpętanego pandemonium pogrążamy się w obojętności i braku wiary.

Prosty w sumie scenariusz znalazł w Sollimie znakomitego realizatora, a hipnotyczny i brutalny zarazem nastrój budują trafione zdjęcia Dariusza Wolskiego i porywająca, zawłaszczająca muzyka Hildur Guðnadóttir. Gwiazdą produkcji jest Benicio del Toro, po raz kolejny udowadniając, jak wiele potrafi przekazać wewnętrzną, mocno skupioną energią i zewnętrznym minimalizmem. W każdej scenie emanuje aktorską siłą.

Klamrą „Sicario 2” jest Miguel, chłopak z nadgranicznego miasteczka, który jak w tradycyjnej amerykańskiej rodzinie po śniadaniu wychodzi z młodszym rodzeństwem do szkoły, ale dołącza do przemytników ludzi. Jest z pokolenia, które zostało samo, dorośli, zajęci swoją walką, nie są w stanie go powstrzymać. To mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości zmierzającej do katastrofy.

„Więc chcesz być sicario? Porozmawiajmy o twojej przyszłości” - padają w finale ważne słowa (zapowiadające zarazem trzecią część). Czyny z przeszłości, zapomniane w teraźniejszości, decydują o naszej przyszłości.

Sicario 2: Soldado USA/Włochy thriller, reż. Stefano Sollima, wyst. Benicio del Toro, Josh Brolin

★★★★☆☆

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: „Sicario 2: Soldado”: Wojna się opłaca, dlatego nie warto jej kończyć [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl