Sędzia z Krakowa, który nie został prezesem Sądu Najwyższego

Marek Kęskrawiec
Marek Kęskrawiec
Andrzej Banas
- To niezwykle prawy człowiek, świetny nauczyciel akademicki, którego uwielbiają studenci. Uważam go za przyjaciela - tak o sędzim Sądu Najwyższego prof. Włodzimierzu Wróblu mówi prof. Andrzej Zoll, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, a także były prezes Trybunału Konstytucyjnego i rzecznik praw obywatelskich.

Głośno zrobiło się w ostatnich dniach o prof. Włodzimierzu Wróblu - po jego twardej dyskusji z sędzią Kamilem Zaradkiewiczem w Sądzie Najwyższym i po zdobyciu przez prof. Wróbla rekomendacji większości sędziów SN na stanowisko pierwszego prezesa, nie uwzględnionej jednak przez prezydenta. Zna pan prof. Wróbla wiele lat…

- To jeden z moich najwybitniejszych uczniów. Znamy się od drugiej połowy lat 80., kiedy uczęszczał na prowadzone przeze mnie seminarium magisterskie. Pamiętam go, gdyż było to moje najlepsze seminarium na Uniwersytecie Jagiellońskim, nigdy nie miałem tak wybitnych studentów jak wtedy.

- Przyznam się panu, że przysporzyli mi oni później bólu głowy. Kierowałem wtedy Katedrą Prawa Karnego UJ, ale dysponowałem tylko jednym etatem dla asystenta, podczas gdy miałem co najmniej dwóch wybitnych kandydatów na to stanowisko: Włodzimierza Wróbla oraz Piotra Tuleję, który po latach trafił do Trybunału Konstytucyjnego. W końcu zdecydowałem się na Włodka Wróbla, a do Tulei udało mi się przekonać wybitnego konstytucjonalistę, prof. Pawła Sarneckiego. Obaj więc zostali na uczelni.

Z tego, co wiem, sędzia Wróbel stał się później dla pana najbliższym współpracownikiem.

- Tak, pomagał mi od chwili, gdy w 1989 roku zaangażowałem się w pracę nad zmianami prawa w wolnej Polsce jako sędzia Trybunału Konstytucyjnego i przewodniczący PKW. Potem, już po napisaniu przez Włodka świetnego doktoratu w 1992 roku, zaproponowałem mu ścisłą współpracę, kiedy objąłem stanowisko prezesa TK. Pamiętam szczególnie naszą ciężką pracę nad orzeczeniem w sprawie ustawy o aborcji i jego ogromną pomoc przy formułowaniu uzasadnienia stanowiska trybunału. Nie zgodziliśmy się wtedy na możliwość przerywania ciąży z powodów społecznych, czyli ciężkich warunków życiowych i trudnej sytuacji osobistej kobiety. Atakowała nas za to wtedy liberalna lewica, ale i konserwatywna prawica nie była z ustawy zadowolona. Ja sam do dziś uważam, że tamten kompromis był wielkim osiągnięciem współczesnej Polski i naszym osobistym sukcesem.

Stanowisko TK było również wyrazem pana poglądów na aborcję jako katolika, a także przekonań Wróbla, związanego w młodości z ruchami odnowy charyzmatycznej w Kościele.

- Zawsze starałem się być daleki od koniunkturalizmu i mogę to samo powiedzieć o prof. Wróblu. Jest dla mnie szczególnie bliską osobą, mogę wręcz powiedzieć, że uważam go za przyjaciela. To jeden z najbardziej prawych ludzi, jakich poznałem. Niezwykle etyczny człowiek, wierny swym ideałom, szanujący prawo i konstytucję. To leżało u postaw jego pracy - w tamtych czasach, jak i dzisiaj.

Czyli sugestie ze strony środowisk bliskich obecnej władzy, że mamy kolejnego sędziego w Polsce, który miesza się do polityki, uważa pan za przesadę?

- Prof. Wróbel to absolutnie nie ten typ człowieka. Stanowisko sędziów Sądu Najwyższego, których większość poparła jego kandydaturę na pierwszego prezesa, jest wyrazem szacunku dla jego klasy i ogromnej wiedzy na temat zasad funkcjonowania państwa demokratycznego. Włodek Wróbel nie jest osobą, którą dałoby się powiązać z którąkolwiek partią polityczną. Stało się o nim głośno, bo odważnie stanął w obronie prawa i swoich przekonań, a nie dlatego, że chce budować kapitał polityczny.

Coś o tym wiedzą zapewne jego studenci.

- Właśnie na to chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Prof. Wróbel jest prawnikiem, ale nie rozpatruje tych kwestii jedynie „na zimno”, o czym mogłem się przekonać przy wspólnej pracy choćby nad dwutomowym „Komentarzem do kodeksu karnego”, który wspólnie redagowaliśmy. Dla niego prawo nie jest zbiorem przepisów, nakazów i zakazów, ale musi się ściśle wiązać ze sferą społeczną, odzwierciedlać idee społeczeństwa obywatelskiego.

I z tego chyba bierze się jego fantastyczne podejście do studentów, traktowanie ich po partnersku. Było to zresztą widać podczas słynnej mowy w czasie zgromadzenia ogólnego w SN. Kiedy mówił, że sąd musi pozostać bastionem sprawiedliwości i nie może stać się lokalem do wynajęcia przez polityków - zwracał się kilkukrotnie bezpośrednio, w dodatku z imienia, do swoich studentów prawa, którzy kiedyś przejmą po nas schedę. To nie była fałszywa kurtuazja, w internecie dostępne są niektóre jego wykłady. Warto je odnaleźć, by zobaczyć, jak dojrzale traktuje słuchaczy i jaką żywą reakcję potrafi wywołać. Stara się, by stale się rozwijali, czego elementem jest mocno przez niego rozwinięta współpraca międzynarodowa, dzięki której studenci mogą jeździć za granicę, m.in. do USA.

To naprawdę wyjątkowy przykład mistrza. Wychował już spore grono świetnych prawników i porządnych ludzi, jak choćby dr Mikołaj Małecki.

Dr Małecki podkreśla u prof. Wróbla umiejętność tłumaczenia nawet najtrudniejszych kwestii w sposób przejrzysty, z uwzględnieniem ich znaczenia dla obywateli.

- Dla niego kwestie sprawiedliwości, godności człowieka i wiary obywateli w system mają fundamentalne znaczenie, potrafi spojrzeć z ich perspektywy na prawo. To również z jego inicjatywy powstał w naszej katedrze zakład prawa medycznego i bioetyki, z ideą odzwierciedlenia w prawie dobra pacjenta. Od lat go obserwuję i widzę, że to człowiek pełen empatii oraz życzliwego podejścia. Potrafi wznieść się ponad swe ego i rozumieć, że jego poglądy nie muszą być jedynymi słusznymi. Zyskuje tym szacunek wielu osób. Na przykład jego seminaria o prawie konstytucyjnym, prowadzone online, gromadzą nawet do 180 słuchaczy. A są wśród nich tacy ludzie, jak prof. Ewa Łętowska.

Wróćmy jeszcze do pana doświadczeń z prof. Wróblem. Wspomniał pan o współpracy przy niezwykle obszernym „Komentarzu do prawa karnego”.
Kiedy do 1997 roku pełniłem funkcję prezesa Trybunału Konstytucyjnego, Włodek pomógł mi przy kierowaniu katedrą prawa karnego. Potem byłem recenzentem jego pracy habilitacyjnej, a po powrocie na stałe do Krakowa, kiedy zakończyłem misję rzecznika praw obywatelskich, stworzyliśmy wspólnie „Komentarz” oraz podręcznik akademicki „Polskie prawo karne”. Potem objął kierownictwo katedry.

Spójrzmy na całokształt polskiego systemu sądowniczego. Czy wszystkie krytyczne oceny pod jego adresem, wygłaszane przez polityków PiS, są chybione?

- To byłoby uproszczenie. W pierwszym okresie III Rzeczpospolitej w sądownictwie pracowało sporo ludzi z czasów PRL, zarówno świetnych prawników, jak i tych złych, z problematyczną przeszłością i niesprawiedliwymi wyrokami wydawanymi w poprzednim systemie. Jako rzecznik praw obywatelskich stykałem się z tymi problemami. Pamiętam ciągnące się procesy w sprawie FOZZ, stanu wojennego, Grudnia ’70. Cały system był jeszcze wtedy zdecydowanie zbyt tolerancyjny dla spuścizny PRL. Konieczne były głębokie zmiany, a z drugiej strony - wyciągnięcie sądownictwa z biedy. Wtedy moja współpraca z ministrem sprawiedliwości Lechem Kaczyńskim układała się dobrze. Potem doszło do konfrontacji, gdyż Lech Kaczyński był zwolennikiem radykalnego zaostrzania kar i warunków jej wykonywania, naciskał też na sądy, by częściej orzekały o aresztach, w czym niezawiśli sędziowie wielokrotnie mu ulegali.

Jak pan ocenia sposób radzenia sobie z problemami sądownictwa przez PiS?

- Tu mam zdecydowanie negatywną opinię. Jeszcze w czasach Platformy, od 2009 roku, kiedy ministrem sprawiedliwości był Krzysztof Kwiatkowski, przewodniczyłem komisji kodyfikacyjnej, przygotowującej zmiany w kodeksie karnym i procesowym. Zrobiliśmy wtedy wiele, by ukrócić możliwość przedłużania w nieskończoność postępowań sądowych i zmienić nastawienie sędziów w pierwszej instancji, z których wielu zbyt często zastanawiało się, jak ich wyrok przyjmie sąd apelacyjny, zamiast robić swoje. Niestety, w 2016 roku minister Ziobro wiele z tego wywrócił, skupiając się na idei zaostrzania kar jako rzekomego remedium na wszystkie troski systemu prawnego.

- Ten okres to zarazem czas bezwzględnego łamania konstytucji, ułaskawiania urzędników rządowych przed ogłoszeniem wyroku w drugiej instancji itd. Towarzyszyła temu okropna propaganda ze strony władz. Prezydent i premier potrafili twierdzić, nawet za granicą, że w Polsce sędziami są komuniści. To jest bzdura. Dla człowieka z kręgosłupem moralnym to są sprawy nie do zaakceptowania i dlatego świetnie rozumiem prof. Włodzimierza Wróbla, że tak emocjonalnie przeciwko nim protestuje. Cieszę się, że ktoś taki jest mi bliski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sędzia z Krakowa, który nie został prezesem Sądu Najwyższego - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl