Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŚDM to były dla nas trzy godziny snu dziennie. Ale i mnóstwo wzruszeń...

Maria Mazurek
Adam Bujak z synem, Marcinen. Zaraził go pasją fotografii, jeszcze gdy ten był małym dzieckiem
Adam Bujak z synem, Marcinen. Zaraził go pasją fotografii, jeszcze gdy ten był małym dzieckiem Andrzej Banas / Polska Press
Znany fotograf Adam Bujak oraz jego syn Marcin (też fotograf, choć mniej znany - na razie) wspólnie fotografują najważniejsze wydarzenia religijne. Rozmawiamy z nimi o wspólnej pasji, pracy w duecie i pięknych emocjach

Adam Bujak
Od lat 60. fotografował Karola Wojtyłę, a po wyborze na papieża towarzyszył mu - jako Janowi Pawłowi II - w jego licznych pielgrzymkach. Jest autorem ponad 140 albumów fotograficznych. Laureat wielu krajowych i światowych nagród. Należy, od 1970 roku do Royal Photographic Society w Londynie

***

Ojciec z synem wspólnie robią zdjęcia. Tata do tego zainspirował?

Marcin Bujak: Trochę mimochodem. Od małego jeździłem z tatą na zdjęcia i ciągnąłem za nim aparat. Nie sądziłem jednak, że zostanę zawodowym fotografem. Raczej myślałem o karierze koszykarza, ale przez różne kontuzje - nie udało się. Na co dzień jednak zajmuję się inną fotografią niż tata: lifestylową, reklamową czy kalendarzową. Ale zrobiliśmy wspólnie kilka albumów zdjęciowych - podczas kanonizacji papieża Jana Pawła II, wizyty Benedykta XVI w Polsce czy teraz, ostatnio, na Światowe Dni Młodzieży.

Nie kłócicie się pracując razem?

Adam Bujak: A dlaczego mielibyśmy się kłócić? Oczywiście, potrafimy powiedzieć sobie, że coś nam się nie podoba albo, że któreś zdjęcie jest złe. Zawsze jednak potrafimy dojść do kompromisu.

Marcin: Fajnie się uzupełniamy. Ja podczas pracy zamiast wchodzić na zwyżkę i robić zdjęcia długim obiektywem, wolę wejść w tłum i szukać ciekawych twarzy, ujęć, sytuacji. Ludzie, widząc fotografa, często zaczynają pozować, a ja mówię im: nie tak, chcę uchwycić tę chwilę: twarze pielgrzymów skupione w modlitwie, rozmowę, emocje.

Adam: Ja również lubię portrety. Głęboko przeżywam mszę święt ą, ale tak samo cieszy mnie cały ten spektakl, sztuka, która dzieje się na ołtarzu czy wokół niego. A akurat Światowe Dni Młodzieży w Krakowie to był prawdziwy religijny temat - to, co działo się podczas Drogi Krzyżowej czy czuwania w Brzegach, było Sztuką przez duże „S”.

Bardzo szybko udało się wam stworzyć album z tego wydarzenia.
Adam: Takiej błyskawicy jeszcze nie było, jak przy realizacji „Pielgrzymki odwagi i nadziei”. W wydawnictwie Biały Kruk od samego początku tego wydarzenia w pocie czół pracował cały sztab ludzi. Od rana do późnej nocy.

Dla was i Adama Wojnara to chyba też była ciężka praca?
Marcin: Spaliśmy po trzy godziny dziennie, a czasem - po dwie. Biegaliśmy od wydarzenia do wydarzenia, dzieląc się obowiązkami, bo nie mogliśmy być wszyscy wszędzie. Fotograf na takich uroczystościach musi zawsze być znacznie wcześniej, nawet kilka godzin. Wizyta papieża w obozie Auschwitz-Birkenau zaczynała się dla przykładu o godz. 9.30, a my musieliśmy być tam już o piątej rano. Między tym bieganiem trzeba było znajdować chwilę, żeby szybko przeglądać zdjęcia i wysyłać je do wydawnictwa.

Duchowo to było dla was ważne doświadczenie?
Adam: To były najpiękniejsze Światowe Dni Młodzieży, w których uczestniczyłem. A jestem stałym „bywalcem” tego wydarzenia od samego początku, od 1986 roku, kiedy pierwsze spotkanie młodych odbyło się w Rzymie. Później leciałem na takie uroczystości samolotem z Janem Pawłem II do Kanady czy z Benedyktem XVI do Niemiec. Ale tak pięknie, jak w Krakowie, nigdzie nie było.

Marcin: Żałuję, że tak wielu mieszkańców Krakowa nie poczuło tej wspaniałej atmosfery. Moi znajomi pouciekali w popłochu z miasta na wakacje...

Adam: Bo prezydent Majchrowski, zupełnie niepotrzebnie, zaapelował do krakowian, by uciekali stąd jak najdalej... Więc trudno się dziwić.

Marcin: No właśnie, przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie wybuchła zbiorowa psychoza: że nie będzie się dało przemieszczać po mieście, że będzie niebezpiecznie, że trzeba uciekać. Żal mi, że tylu moich przyjaciół i znajomych nie widziało tego, co my: tych tłumów rozradowanych, rozśpiewanych pielgrzymów, którzy szli tyle kilometrów przez miasto - w deszczu lub w upale - i śmiali się, pozdrawiali, przybijali sobie piątki.

Adam: W niektórych zachodnich mediach były potem doniesienia, że po Krakowie chodziły watahy pijanej młodzieży. Wie pani co? My przez ten cały czas nie widzieliśmy tutaj ani jednego pijanego człowieka.

Co jest w fotografii najważniejsze: pomysł, technika, sprzęt, talent?
Adam: Czym droższy sprzęt - tym lepsza jakość techniczna zdjęć. Natomiast to, co widzimy w tym małym prostokąciku, jest już naszą wizją, naszym światem, naszym obrazem. Jeśli nie czujemy „ducha” fotografii, nic nam nie pomoże - ani szkoła, w której będziemy doskonalić umiejętności techniczne, ani najlepszy nawet sprzęt.

Marcin: W dzisiejszych czasach można zrobić świetne zdjęcie telefonem komórkowym. Sam, jeżdżąc na wycieczki, nie biorę profesjonalnego sprzętu, z tym, że to oczywiście nie zdjęcia do poligrafii.

Adam: Inna sprawa, że ludzie tymi komórkami i tabletami robią często zdjęcia bezmyślnie, krzywo, byle pstryknąć. Widziałem ostatni na pogrzebie kardynała Macharskiego las wyciągniętych do góry komórek... Przyznam, że mnie to mierzi.

Pan, panie Adamie, robi zdjęcia od...
Adam: Ponad 50 lat. Na koncie mam ponad 140 albumów ze zdjęciami z całego świata.

Ale największą przygodą pana życia było fotografowanie papieża Jana Pawła II. Jeździł pan z nim na pielgrzymki, przyjaźnił się, wspólnie odwiedzaliście chorych.

Adam: Pierwsze zdjęcie zrobiłem mu podczas święceń biskupich. Potem towarzyszyłem mu przez lata - gdy był biskupem, arcybiskupem, kardynałem, papieżem. Aż do śmierci.

Dlaczego robił pan Karolowi Wojtyle zdjęcia już wtedy, gdy ten był nieznanym biskupem?
Adam: Od początku czułem, że to jest wyjątkowy człowiek. Biło z niego ciepło, dobro. Nie zapomnę nigdy wspólnych wieczorów spędzonych - już w Rzymie, gdy był papieżem - na rozmowach o poezji, sztuce. Nie zapomnę też, jak wspólnie z nim odwiedzaliśmy chorych w rzymskich szpitalach. Kiedyś weszliśmy z papieżem do sali, w której były dwa czy trzy łóżka. Wcześniej papież odwiedził już 600 chorych, żadnego nie odpuszczając - jego ochrona dosłownie padała już z nóg. Weszliśmy do tej sali, Ojciec Święty podszedł do staruszki, objął jej twarz dłońmi. Ja stałem po drugiej stronie łóżka. Wtedy ona na chwilę otworzyła oczy, uśmiechnęła się i… umarła. Na papieża rzuciła się jej wnuczka, piękna Włoszka, mocząc łzami jego szaty. Ochrona chciała ją od Jana Pawła II odciągnąć, ale on dał znak ręką, żeby ją zostawili.

Jakie było najważniejsze zdjęcie, które zrobił pan papieżowi?
Adam: Przy grobie Chrystusa w Jerozolimie. Nie sądziłem, że pozwolą mi tam wejść z nim. Gdy mi o tym powiedziano, prawie zemdlałem z wrażenia.

A najbardziej wzruszające wspomnienie?
Adam: Wróciłem z pogrzebu Jana Pawła II i zostałem w domu pożegnanie od niego. List, który mi wysłał z podziękowaniami dla mnie i mojego wydawcy. Dokładnie trzy dni przed śmiercią...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska