Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schetyna: Tusk powinien być wspólnym kandydatem opozycji na prezydenta Polski

Malwina Gadawa
Czy po powrocie z Brukseli Donald Tusk mógłby wystartować w wyborach prezydenta RP?
Czy po powrocie z Brukseli Donald Tusk mógłby wystartować w wyborach prezydenta RP? Paweł Relikowski
- Widzę Donalda Tuska jako symbol polityka walczącego z PiS. Tusk mógłby być zatem wspólnym kandydatem opozycji w wyborach prezydenta Polski - mówi przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna w rozmowie z portalem GazetaWroclawska.pl. - Tusk rozwiązuje teraz wielkie problemy, nie wyobrażam sobie, żeby po powrocie [do Polski] ograniczył się do działania w jednej partii - dodaje Schetyna.

Lider PO uważa, że opozycja powinna mieć nie tylko wspólnego kandydata na prezydenta Polski, ale i stworzyć wspólną listę w najbliższych wyborach parlamentarnych. - Jeżeli w wyborach będzie nadal obowiązywał system liczenia głosów metodą D’Honta, to promowane będą największe ugrupowania. Dlatego opozycja musi ze sobą rozmawiać i współpracować. Chodzi o to, by za trzy lata stanąć obok siebie, ustalić wspólny program i stworzyć jedną listę. Najważniejszy jest program, który pokażemy Polakom. Nie chcemy ścigać się z PiS-em na obietnice i walczyć o to, kto potrafi rozdać więcej pieniędzy - dodaje Schetyna.

Jednocześnie zapowiada, że jeśli Platformie uda się wygrać wybory, utrzyma wprowadzony przez rząd Beaty Szydło program 500+. - Ale trzeba znaleźć pieniądze, dzięki którym będzie można realizować go w sposób sprawiedliwy. Pierwsze dziecko również musi dostawać 500 zł - twierdzi Schetyna.

Z Grzegorzem Schetyną, przewodniczącym Platformy Obywatelskiej rozmawia Malwina Gadawa.

Bierze Pan pod uwagę możliwość zawarcia przez Platformę Obywatelską koalicji z Prawem i Sprawiedliwością?
Nie. Wystarczy spojrzeć, ile emocji nas dzieli, ile jest różnych spojrzeń na historię i na to, co dzieje się dziś w kraju. To pokazuje, że koalicja pomiędzy Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością jest po prostu niemożliwa.

A czy są możliwe koalicje Platformy i PiS-u w samorządach?
One występują. To jednak lokalna specyfika każdego regionu i poszczególne przypadki trzeba analizować indywidualnie. To zawsze zależy od działaczy samorządowych, sytuacji, konieczności lub po prostu od ludzkich charakterów. Dziś widać, że zbudowanie koalicji z Jarosławem Kaczyńskim nie jest możliwe. Nie może być koalicji z politykami, którzy depczą polską Konstytucję.

Ostatnie Pana słowa o utrzymaniu przez PO konserwatywnej kotwicy i powrotu partii do liberalno-konserwatywnego charakteru wywołały spore emocje. Nie brakowało negatywnych komentarzy. Ryszard Petru w rozmowie z „Rzeczpospolitą” stwierdził, że jest Pan mentalnie bliski Jarosławowi Kaczyńskiemu, a Józef Pinior obawia się, że taka deklaracja to właśnie początek współpracy PO i PiS.
Wypowiedzi Ryszarda Petru są, niestety, nieprzemyślane. Taką argumentację budują osoby, które są przeciwnikami Platformy i chcą z nią walczyć. Tymczasem dziś potrzebna jest współpraca wszystkich partii opozycyjnych, które uważają, że nie można dopuścić do tego, by partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała następne wybory. Osoby, które budują konflikt między partiami opozycyjnymi, które usiłują na tym krótkowzrocznym działaniu budować własną pozycję, tak naprawdę pracują na rzecz PiS.

Trudno powiedzieć, że Józef Pinior, który zdobył mandat senatora, startując z listy PO, nie życzy dobrze Platformie.
Józef Pinior jest teraz poza polityką, nie dostał się do Senatu. Wydaje się, że przemawia przez niego pewne rozżalenie. Podkreślam, że dobrze go znam i bardzo szanuję, ale on teraz obserwuje sytuację z innej perspektywy - perspektywy polityka, który przegrał osobiście rywalizację wyborczą. Pewnie kilka miesięcy temu Józef Pinior mówiłby zupełnie inaczej.

O tym, że mógłby Pan stworzyć koalicję z PiS-em mówił również poseł Stanisław Huskowski, który z Jackiem Protasiewiczem został wyrzucony z partii. Jeżeli nie uda im się wrócić do PO, mogą założyć jesienią koło w Sejmie, a niektórzy spekulują , że uda im się stworzyć 15-osobowy klub.
Nie sądzę. Oni przede wszystkim muszą przemyśleć, dlaczego są w polityce i co chcą robić. To są ludzie, z którymi blisko współpracowałem. Decyzja o ich wyrzuceniu nie była łatwa. Nie może być jednak tak, że swym zachowaniem szkodzą Platformie. Wielokrotnie powtarzałem, że w polityce jest, jak w wioślarstwie: żeby odnieść sukces musimy wiosłować w jedną stronę. Jeżeli chcą robić swój projekt polityczny, niech go robią, niczego złego im nie życzę.

Nie boi się Pan o rozłam w partii?
Nie.

Ciąg dalszy rozmowy na kolejnej stronie [KLIKNIJ]

PO jest gotowa do stworzenia wspólnej listy wyborczej z innymi partiami opozycyjnymi?
Jeżeli w wyborach parlamentarnych będzie nadal obowiązywał system liczenia głosów metodą D’Honta, to promowane będą największe ugrupowania. Dlatego opozycja musi ze sobą rozmawiać i współpracować. Chodzi o to, by za trzy lata stanąć obok siebie, ustalić wspólny program i stworzyć jedną listę. Dlatego zwracam się do koleżanek i kolegów, żeby ważyli każde słowo, które wypowiadają przeciwko innym partiom opozycyjnym. Negatywne emocje mogą utrudnić budowanie wspólnego frontu w przyszłości. Jeżeli ktoś dzisiaj walczy, głównie o to, by być liderem opozycji, to tym samym bardziej pomaga PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu, niż sobie, to szkodzi tak ważnemu dla pokonania PiS-u projektowi współpracy.

Ryszard Petru, krytykując ostatnio Platformę, chociażby w sprawie braku zgody władz Warszawy na refundację zabiegu in vitro, czy w sprawie reprywatyzacji w stolicy, pracuje na rzecz PiS?
Tak. Nawet, jeżeli tego nie chce, to taki jest efekt jego działań. To przecież rząd Platformy Obywatelskiej wprowadził finansowanie metody in vitro przez państwo i tak powinno zostać. To nie jest zadanie własne samorządów, które mają już i tak wiele obowiązków. Dodawanie im nowych zadań to zwykła polityczna demonstracja.

A czy zadowoliło Pana tłumaczenie prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w sprawie niejasnych okoliczności reprywatyzacji działki w centrum Warszawy?
Urzędnik, którego dotyczą wątpliwości, został zatrudniony, kiedy Warszawą rządził komisarz mianowany za czasów rządów PiS. Problem reprywatyzacji trwa od lat i należy go w końcu rozwiązać. Nie zaakceptuję tego, że politycy PiS-u i ci, którzy chcą na tym zbić polityczny kapitał, robią z Warszawy tarczę strzelniczą i wszystkich atakują. Przecież to jest absurdalne, gdy słyszę, że pani minister Beata Kempa żąda dymisji Hanny Gronkiewicz-Waltz, a sama nie drukuje wyroku Trybunału Konstytucyjnego i jeszcze jest z tego dumna. Należy znać proporcje, by wiedzieć, że nie można się kompromitować. Ta sprawa jest poważna - cała klasa polityczna musi zareagować i pomóc Warszawie, pomóc władzom stolicy ustalić jasne przepisy, żeby proces reprywatyzacji był uregulowany. Jest już mała ustawa reprywatyzacyjna autorstwa PO, która robi poważny krok w dobrą stronę. Być może trzeba będzie pomyśleć jednak i nad przyjęciem nowej ustawy.

Jakie partie widziałby Pan na wspólnej liście wyborczej?
Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała scena polityczna za trzy lata. Nie wiadomo, czy nie pojawią się nowe ugrupowania i co dalej stanie się z partiami lewicowymi. W takim projekcie nie chodzi tylko o wygranie wyborów, ale o współpracę także po nich. Pewny jestem, że partie, które mogłyby stworzyć jedną listę, muszą stworzyć też wspólny program, który będzie potem realizowany.

Jak w praktyce ma wyglądać „konserwatywna kotwica Platformy Obywatelskiej”? Czy PO, obierając kurs na prawo, nie boi się, że osiądzie na politycznej mieliźnie?
Nie. Platforma wraca do liberalno-konserwatywnych korzeni, które legły u podstaw naszej partii. Taka była Platforma, którą kiedyś zakładaliśmy. Ale przypomnę także, że to PO wprowadziła najnowocześniejszy program in vitro w Polsce. Program, który dzisiaj zakopuje rząd PiS. Nie zamierzamy zapominać też o konwencji antyprzemocowej, czy skutecznej polityce społecznej. Nie możemy pozwolić jednak, żeby zepchnięto nas wyłącznie na lewą stronę sceny politycznej. Dlatego tak ważna jest konserwatywna kotwica. Mówiąc o chadeckim charakterze partii, miałem na myśli ugrupowanie, w którym nie ma radykalizmów. Chcemy być politycznym centrum z dwoma mocnymi filarami - liberalnym i konserwatywnym. Jeżeli ktoś twierdzi, że nie możemy walczyć o prawicowego lub centroprawicowego wyborcę, to uważam, że się myli. PiS mogło w ostatnich latach liczyć na 25-30 procent poparcia. W tych ostatnich wyborach otrzymało 37 procent głosów. Wszystko dlatego, że część wyborców odeszła od Platformy Obywatelskiej. Dostrzegam centroprawicowych wyborców, których można zagospodarować. Warto walczyć o nich, to oni mogą zadecydować o wynikach przyszłych wyborów.

Elektorat centroprawicowy i ewentualnie wspólna lista partii opozycyjnych to sposób na pokonanie PiS, które w sondażach ciągle utrzymuje sporą przewagę nad resztą ugrupowań?
Najważniejszy jest program, który pokażemy Polakom. Nie chcemy ścigać się z PiS-em na obietnice i walczyć o to, kto potrafi rozdać więcej pieniędzy. Chcemy dać możliwości obywatelom, zbudować aktywne, obywatelskie społeczeństwo, które będzie wiedziało, że to od nich wiele zależy. Przez ostatnie 8 lat, inwestując w infrastrukturę, pokazaliśmy jak Polska może się zmienić. Teraz pora otworzyć zupełnie nowe możliwości przed ludźmi. Możliwości partycypacji w tym, co ich otacza. Możliwości decydowania o kształcie ich małych ojczyzn.

Czym Platforma chce przekonać do siebie wyborców? Teraz Polacy otrzymują 500 zł na dziecko. Mają obiecane tanie mieszkania na wynajem i obniżenie wieku emerytalnego.
Dostają 500 zł, ale nie na każde dziecko, tylko na drugie i kolejne. My mówiliśmy o 500 zł także na pierwsze dziecko. Ten program będzie utrzymany przez nas, ale trzeba znaleźć pieniądze, dzięki którym będzie można realizować go w sposób sprawiedliwy. Pierwsze dziecko również musi dostawać 500 zł. Należy też wprowadzić kryterium dochodowe. Te pieniądze muszą trafiać do rodzin, które potrzebują dodatkowych funduszy, a nie takich, które mają pieniądze i doskonale sobie radzą. Cała reszta programu PiS pozostała tylko na papierze. To wszystko, o czym słyszymy, to ciągle tylko obietnice. PiS obiecało wszystkim wszystko, a jak na razie zrealizowało tylko program 500 zł na dziecko i to dzięki zyskom z Narodowego Banku Polskiego oraz z aukcji na częstotliwość LTE, które przeprowadził rząd PO-PSL. My chcemy skoncentrować się na młodym pokoleniu, który chce wejść na rynek pracy oraz na osobach powyżej 60. roku życia, które również szukają swojego miejsca w życiu.

Ciąg dalszy rozmowy na kolejnej stronie [KLIKNIJ]

W jaki sposób PO chce pomóc np. młodym, którzy mają problem ze znalezieniem pracy?
Już wcześniej pokazywaliśmy, że są na to sposoby. Funkcjonuje program „Pierwsza praca”, który gwarantował dofinansowanie zatrudnienia pracownika. Dzięki temu 100 tysięcy młodych osób mogło znaleźć zatrudnienie. Chcemy teraz stworzyć więcej takich możliwości, a to wymaga współpracy i rozmów z pracodawcami.

Czemu mają służyć zmiany w ustawie o regionalnych izbach obrachunkowych? Kontrolerzy mają mieć większe uprawnienia, ale jednocześnie wybór władz izby ma być prerogatywą rządu.
To próba uderzenia w samorządy. PiS nie lubi samorządów i szuka bicza, którym będzie mogło w nie uderzyć. PiS chce scentralizować kraj. Jarosław Kaczyński chciałby sam, niepodzielnie rządzić Polską ze swego gabinetu na Nowogrodzkiej w Warszawie. Trzeba wzmacniać samorządy, co oczywiście nie oznacza, że nie powinny być kontrolowane, ale nie mogą być politycznie nadzorowane przez większość pisowską. Odpowiedzią na zakusy polityków PiS jest system służby cywilnej. Powinniśmy wrócić do służby cywilnej w administracji rządowej i samorządowej. Musimy stawiać na fachowych urzędników, profesjonalistów, a nie na politycznych wykonawców rozkazów.

Za dwa lata wybory samorządowe, które będą wielkim sprawdzianem nie tylko dla partii rządzącej. Sporo się mówi już o nazwiskach kandydatów. Czy faktycznie to Rafał Trzaskowski może wystartować w Warszawie zamiast Hanny Gronkiewicz-Waltz, a o prezydenturę w Gdańsku powalczy Jarosław Wałęsa? Kogo Platforma wystawi w tak ważnym mieście, jakim jest Wrocław?
Wybory to zawsze nowe rozdanie. Od 2006 roku rządzimy w samorządach wojewódzkich, ale także w wielu powiatach i miastach. To są trzy kadencje. To 12 lat funkcjonowania wielu osób na tak poważnych stanowiskach. Nowe nazwiska na pewno będą się pojawiać, nie ma co do tego żadnych złudzeń.

Jakie nazwiska ma w głowie przewodniczący Platformy Obywatelskiej?
Na pewno wspieram Hannę Gronkiewicz-Waltz, Pawła Adamowicza w Gdańsku, Jacka Karnowskiego w Sopocie, Jacka Jaśkowiaka w Poznaniu, Hannę Zdanowską w Łodzi czy Krzysztofa Żuka w Lublinie. To ich niezależność wywołuje furię u pisowskiego aparatu lokalnego.

Wydaje się, że polityczna jesień będzie bardzo gorąca. Ruszą prace komisji śledczej w sprawie Amber Gold. Donald Tusk ma się czego obawiać?
Nie mam żadnych złudzeń, że Jarosław Kaczyński chce dokuczyć Donaldowi Tuskowi i komisja w sprawie Amber Gold ma mu w tym pomóc. Jeżeli PiS szuka afery, to powinno spojrzeć na SKOK-i. Liczby są bezwzględne. Proszę zobaczyć, ile afera SKOK-ów już kosztowała podatników, a co jakiś czas upadają kolejne. Sprawę Amber Gold wyjaśnia już prokuratura, trwa proces obwinionych. Komisja śledcza będzie wyłącznie politycznym spektaklem, który ma uderzyć w Donalda Tuska. To pokazuje tylko, że PiS chce się odegrać na Tusku, a nie wyjaśnić sprawę.

A jaką Pan widzi rolę dla Donalda Tuska w krajowej polityce po powrocie z Brukseli?
Trudno wrócić do krajowych spraw, kiedy było się odpowiedzialnym za politykę całej Europy. Donald Tusk rozwiązuje teraz wielkie problemy, nie wyobrażam sobie, żeby po powrocie ograniczył się do działania w jednej partii. Widzę go jako symbol polityka walczącego z PiS-em. Tusk mógłby być zatem wspólnym kandydatem opozycji, w wyborach na prezydenta Polski.

A jakie Polska będzie zajmować miejsce w Europie za pięć lat?
Jeżeli nic się nie zmieni, to stracimy swoją pozycję. Trudno, żeby było inaczej, jeżeli nie wykorzystujemy swojego potencjału i swojego sukcesu, jeśli stawiamy przy historii Polski znaki zapytania. Jeżeli Jarosław Kaczyński nie ma zaufania do siebie i do Polski, jeśli neguje dotychczasowe osiągnięcia swojego kraju, to jak mają mieć zaufanie do nas nasi partnerzy? Jeżeli obok kanclerz Niemiec i prezydenta Francji jest dziś premier Włoch, a nie premier Beata Szydło, to znaczy, że wypadliśmy z Trójkąta Weimarskiego, że Włosi zajmują miejsce Polski, która była przykładem polityki sukcesu. To się skończyło. Polski rząd jest wskazywany jako problem, jako ten, który nie szanuje praworządności. Jednoznacznie źle postrzegana jest także sytuacja w publicznych mediach. Za taką opinię w Europie będziemy słono płacić i odbudowywać ją przez długie lata. To będzie szkodliwe nie dla polityka Jarosława Kaczyńskiego, ale dla milionów Polaków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska