Sandra Korzeniak: Porzuciłam Kraków z desperacji

Paweł Gzyl
Sandra Korzeniak to jedna z ważniejszych, ale też najbardziej niekonwencjonalnych aktorek polskiego teatru. Wkrótce będziemy mogli ją obejrzeć w filmie „Dziura w głowie”.

Niebawem zobaczymy Panią w debiutanckim filmie fabularnym Piotra Subbotko. Jak Pani trafiła do tej produkcji?
Poznaliśmy się z Piotrem kilka lat wcześniej, kiedy robił krótkie filmy. Już wtedy opowiadał mi o swoich planach na pełnometrażowy debiut. Kiedy przystąpił do jego realizacji, zaprosił mnie do zagrania jednej z ról.

Jak się pracuje z reżyserem, który debiutuje w kinowej fabule?
Piotr to bardzo dojrzała osoba - jako artysta, ale również jako człowiek. Już kiedy pracowałam z nim przy krótkim metrażu, widać było, że to bardzo inteligentna wrażliwa i piękna osoba. Obdarza aktora dużym zaufaniem.

W „Dziurze w głowie” gra Pani ze znakomitymi kolegami po fachu - Bartłomiejem Topą, Andrzejem Szeremetą i Ewą Dałkowską.
Andrzeja Szeremetę znałam od dawna z teatru. Z kolei Bartka Topę poznałam dopiero przed zdjęciami do „Dziury w głowie”. Ponieważ jestem osobą dosyć wstydliwą, musiałam przełamać się, aby zagrać z nim mocno intymne sceny. Mocno przeżyłam to spotkanie.

Teraz oglądamy Panią w „Dziurze w głowie”, niedawno były jeszcze „Niewidzialne” i „Hiszpanka”. To jednak niewiele jak na dwie dekady aktorskiej pracy. Dlaczego Pani tak rzadko grywa w filmie?
Z jednej strony to brak propozycji. Ale prawda też jest taka, że od zawsze byłam skoncentrowana na teatrze. Nie biegałam po castingach i nie zabiegałam o to, by grać w filmie. Co nie znaczy, że bym tego nie chciała. Wychowałam się jednak w teatrze i w teatr inwestowałam swoją energię.

W Polsce funkcjonuje mocno zarysowany podział na aktorów teatralnych i filmowych. Podoba się to Pani?
Spotkałam się z takim myśleniem. Nie wiem jednak, czy tak jest w rzeczywistości i czy panują takie twarde zasady. Wierzę, że tak nie jest i że w dużej mierze jest to jednak kwestia tego, w co lokujemy naszą energię, gdzie kierujemy nasze myśli i pragnienia.

Najtrudniejszy czas dla aktora to wtedy, kiedy nie ma żadnych propozycji. Jak sobie Pani z tym radzi?
Życie mnie trochę przeczołgało z tymi przerwami w pracy. To potrafią być bardzo trudne momenty - i albo sobie z tym radzisz, albo nie. U mnie zachodzi jedno i drugie. Sytuacje czekania są bardzo częste i nieważne, ile bym nie miała lat, to są one zawsze bardzo trudne. Od kiedy urodziłam córeczkę, to dziękuję jednak, że nie muszę pracować non stop, mogę więcej pobyć z nią. To jest piękne. Poznajemy wspólnie instrumenty, mamy ich w domu dużo. Ona improwizuje na nich, do tego śpiewa i tańczy, a ja nagrywam to. Ostatnio też lepię z gliny i maluję. To daje mi wspaniałe poczucie wolności i spokoju. Okazuje się, że życie nie kończy się na czekaniu na role i jest mnóstwo pięknych rzeczy, które można robić na tym świecie.

Kiedyś marzeniem aktora był etat w teatrze. On nie daje Pani poczucia bezpieczeństwa?
Kiedyś tak było. Teraz większość młodych aktorów woli nie być na etatach. Wiąże się to z pewną swobodą i niezależnością. Ja byłam na etacie osiemnaście lat, od kiedy skończyłam studia. Najpierw w Starym Teatrze w Krakowie, potem w Teatrze Dramatycznym i w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Mam jednak naturę wędrownika, zawsze kochałam jeździć ze spektaklami po świecie, mieszkać w hotelach, grać w różnych miastach i krajach. Może dlatego nie mogłam nigdy dłużej wytrzymać zbyt długo w jednym miejscu. Ostatecznie zostałam wolnym strzelcem.

I jak się Pani odnalazła w takiej sytuacji?
Na początku jest dziwnie. Bo jest się wyrzuconym ze sfery komfortu. Pojawiają się lęki i obawy, że nie podołamy i nie będzie pracy. Ma się jednak poczucie, że wygrało się z własnym strachem. Jest w tym poczucie prawdy wobec siebie, które owocuje szacunkiem do siebie. Mówię to z własnego doświadczenia.

Jakie są pozytywy w byciu wolnym strzelcem?
Wolna przestrzeń. Poczucie bycia outsiderem, ale jednocześnie panem siebie samego. Ryzykantem, ale też bezrobotnym. Kimś, kto jest z zewnątrz, z innego świata. Otwiera się świat nowych możliwości, przeciera się nowe szlaki. Oczywiście jest wielka niewiadoma, ale też coś podniecającego. Spotyka się innych ludzi, którzy są nową inspiracją.

A konkretnie?
Jako wolny strzelec mogłam zrobić niedawno nową sztukę z Mają Kleczewską w Katowicach - „Pod presją”. Teraz słyszę, że ten spektakl jest dla wielu ludzi wstrząsem - i niektórzy pytają mnie, skąd się wzięłam. Okazuje się, że nieważne, czy mam 30 czy 40 lat, zawsze moje istnienie będzie dla części widzów zaskoczeniem. Cóż: aktor teatralny zawsze po jakimś czasie „umiera” i potem „odradza” się na nowo. Tak musi być i to zjawisko ma miejsce wiele razy podczas naszego życia.

Jest się Pani w stanie utrzymać?
Myślę, że utrzymać się można z wielu rzeczy. Można na przykład wyjść na ulicę i zacząć grać. Mam już do tego specjalnie zakupiony instrument, który nazywa się flowpan - to taki metalowy spodek, który wydaje za pomocą dotyku niesamowite dźwięki. Czasami bardzo poważnie o tym myślę. Wiele rzeczy można robić, jeśli wyceluje się w dobrą energię. Zresztą coś takiego jest zapisane w kondycji aktora.

Byłam absolutną wagarowiczką i absolutną imprezowiczką, większą niż niejeden chłopak. Rozrabiałam na maksa

Podobno już jako dziecko modliła się Pani do Matki Boskiej, by pozwoliła Pani zostać aktorką.
Może nie w dosłowny sposób modliłam się, raczej wyrzucałam coś z siebie, na co miałam niezgodę. A robiłam to do Matki Boskiej, która wisiała nad moim łóżkiem, bo nie miałam do kogo innego. Tak wychodziły ze mnie moje pragnienia. To zaczęło się kiedy miałam może 7 lat. Mieliśmy wtedy w domu magnetofon kasetowy i nagrywałam się na niego, aby przekonać się, jak brzmi mój głos. To było zastanawiające dla mojej mamy. Dlatego postanowiła mnie dalej w tę stronę popchnąć. Zaczęłam grywać w młodzieżowym domu kultury w bajkach.

Jaką wizję aktorstwa wyniosła Pani z krakowskiej szkoły teatralnej?
Miałam dużo problemów w tej szkole. To wynikało z mojego zachowania, które było dla innych nie do przyjęcia. Byłam absolutną wagarowiczką i absolutną imprezowiczk

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sandra Korzeniak: Porzuciłam Kraków z desperacji - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl