18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Saleta: złapać się dają biedni i głupi

Artur Gac
Przemysław Saleta
Przemysław Saleta ANDRZEJ LANGE/EAST NEWS
- Coś, co dla jednego jest dopingiem, dla drugiego jest lekarstwem - opowiada pięściarz Przemysław Saleta w rozmowie z Arturem Gacem. 45-letni bokser dopuszcza środki dopingujące w sporcie zawodowym.

Stawia Pan tezę, że doping w sporcie zawodowym powinien być zalegalizowany.
Mnie osobiście wcale nie wydaje się, że ściganie za doping jest wyrównywaniem szans w sporcie.

A czym jest?
Raczej działaniem w drugą stronę. Wszystko sprowadza się do tego, czy ktoś ma pieniądze, by mieć dostęp do środków, które są niewykrywalne, czy stać go jedynie na takie substancje, które są demaskowane na kontrolach antydopingowych. Przykładem są Chiny, gdzie sport jest sponsorowany przez państwo i nie ma żadnych ograniczeń finansowych. Jaki jest tego efekt? Chińskich sportowców właściwie nie łapią, a przecież niemożliwe jest, by 16-letnia dziewczynka biła wszystkie rekordy świata w pływaniu i pewien dystans pokonywała szybciej niż mężczyźni.

Kto daje się złapać?
Szczerze? Jeśli mówimy o sportach olimpijskich, to najgłupsi i najbiedniejsi.

W sporcie wszyscy sięgają po doping?
Tego nie powiedziałem. Dla mnie to w ogóle kwestia bardziej etyczna niż jakakolwiek inna. Czasy dopingu, kiedy brano środki "weterynaryjne" z milionem skutków ubocznych, minęły. Dzisiaj coś, co dla jednego jest dopingiem, dla drugiego jest lekarstwem.

Co Pan ma na myśli?
Być może uznamy odżywki białkowe też za środek dopingujący. Przecież niemożliwe jest przyswojenie określonej porcji białka z normalnego jedzenia. W tej sprawie wszystko jest płynne, a granice są bardzo umowne.

Dlaczego jest Pan zwolennikiem dopingu?
Ale ja wcale nie pochwalam dopingu. Powiem więcej, to co mnie przeraża w dopingu, to jego popularność wśród nastolatków i niewiedza na ten temat. Doping jest dostępny pewnie na każdej siłowni i między Bogiem a prawdą większość małolatów nie wie, co bierze i jaką robi sobie krzywdę. Myślą wyłącznie, że doping będzie szybciej regenerował ich organizm i dzięki temu mocniej będą mogli trenować. Nie wiedzą, że skutki uboczne mogą być katastrofalne, włącznie z kompletną "demolką" gospodarki hormonalnej. Płacić za to będą przez całe życie.

Diagnozuje Pan problem, ale Pana opinia może jeszcze bardziej pogłębić tę smutną rzeczywistość.
A moim zdaniem to jeden z efektów ubocznych tego, że mówimy wyłącznie "nie wolno", a brak rozmów w tym temacie i pogłębionej dyskusji.

Z jeden strony jest Pan zwolennikiem legalizacji dopingu, z drugiej ma Pan świadomość jego popularności wśród młodzieży i niepożądanych skutków stosowania. Pana wypowiedzi się gryzą.
Ja żadnego dysonansu nie widzę. Mówiąc o dopuszczeniu dopingu mam na myśli przyzwolenie tylko dla sportowców zawodowych, nie dla chłopaków z siłowni. To dwie różne grupy. Jeśli mówimy o szkodliwości dopingu, dam przykład kolarza Lance'a Armstronga, który "szprycował" się od lat. Gwarantuję, że nie będzie miał żadnych skutków ubocznych i nie będzie płacił za to zdrowiem. Właściwie posunąłbym się nawet do takiej tezy, że sport wyczynowy, tak obciążający jak kolarstwo, z dopingiem jest zdrowszy. Organizm szybciej się regeneruje i jest w stanie znieść ten wysiłek, z którym człowiek bazujący w diecie tylko na naturalnych produktach po prostu by sobie nie poradził.

To dalej jest sport?

Moim zdaniem jest. Pozostańmy jeszcze przy Armstrongu. Pod względem pracy, twardości charakteru i biorąc przy tym pod uwagę jego chorobę, dla wielu ludzi był bohaterem i dla części pewnie nadal taki pozostanie. Pamiętajmy, że sam doping nie gwarantuje sukcesu, za tym musi przyjść katorżnicza praca.

Ale przyzna Pan, że doping ewidentnie sprzyja w odnoszeniu sukcesów.

Oczywiście, że tak, ale druga rzecz jest taka, że Armstrong swoimi nadludzkimi wynikami przyciągnął na rower setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzi. Teraz zwalamy go z piedestału, niszczymy jego legendę.

Przyjmując Pana punkt widzenia, nie sposób wpłynąć na młodzież, by uznała, że "tak" dla legalizacji dopingu dotyczy tylko profesjonalistów.
To tak samo, jak z papierosami i alkoholem, które też są szkodliwe. A wiemy, że nieletni nagminnie sięgają po obie używki. Tu świadomość robienia sobie krzywdy jest powszechna, a mimo to postępuje się wbrew logice. Podobnie jest z dopingiem.

Wyobrażam sobie siebie, jako młodego chłopaka, który pewnych kwestii nie oddziela. Dla mnie przekaz jest klarowny: mój idol daje mi przyzwolenie na sięganie po doping.
Powiedzmy głośno: doping był i będzie. Natura ludzka jest taka, że jeśli mogę uzyskać przewagę nad swoim przeciwnikiem, zrobię to.


Mocno wspomaga Pan swój organizm?

Biorę naprawdę dużo rzeczy. Gdy w 1992 roku wylatywałem do Stanów Zjednoczonych, w naszym kraju wspomaganie się sportowców było średnio możliwe. Pamiętam, jak jeździłem do Kutna, gdzie "Polfa" robiła odżywki "rapid", które szczerze mówiąc były obrzydliwe. Gdy w Stanach zobaczyłem sieć sklepów General Nutrition Center, to zdębiałem. Było wszystko: białka, węglowodany, aminokwasy i wiele innych.

Po jakie "wspomagacze" Pan sięga?

Aminokwasy proste i złożone, białko z kazeiną na noc, białko serwatkowe, węglowodany w ciągu dnia po treningu, multiwitaminy, witaminę C. Wszystkiego nawet nie sposób spamiętać. Gdyby przyjechał pan do mnie do hotelu i zobaczył, ile jest wystawionych rzeczy, byłby pan zdziwiony.

Ktoś mógłby nazwać Pana dopingowiczem.

Nie byłbym w stanie utrzymywać się w takim zdrowiu i kondycji mając 45 lat na karku. Jedząc trzy posiłki dziennie, kotlet mielony i inne rarytasy, nie miałbym szans tak mocno trenować. Dodam, że wszystko to jest w ramach dozwolonych środków.

Zdarzyło się Panu świadomie sięgnąć po doping?
Owszem, choć w dużej mierze wynikało to z różnych przepisów. To, czy coś jest dopingiem, czy nie jest, zależy od obecności na listach danej federacji bokserskiej lub kraju, w którym odbywa się walka. Gdy boksowałem za oceanem, pseudoefedryna była legalna, ogólnie dostępna jako dopuszczalny środek do zrzucenia wagi, dająca między innymi dodatkową energię.

W Europie była zakazana.
I właśnie wyniknęła pewna historia, gdy Don King robił galę w Paryżu, na której walczyło paru mistrzów świata ze Stanów Zjednoczonych i jeden z Włoch. Po gali okazało się, że wszyscy pozytywnie wypadli na obecność pseudoefedryny. Efekt był taki, że Włocha zdyskwalifikowano na półtora roku i nie mógł boksować w Europie, a Amerykanom nic nie zrobili.

Załóżmy, że chce Pan zwalczyć doping.
To wprowadźmy wszędzie kontrolę olimpijską, która jest na maksymalnym poziomie. Problem w tym, że jest to drogi program, więc kto będzie płacił? Komitet Olimpijski ma na to pieniądze, ale mniejsze federacje niekoniecznie. Muszą pozostać dyscypliny, które działają ludziom na wyobraźnię, a nie można w nich obejść się bez dopingu.

Boks, podnoszenie ciężarów?

Boks jest akurat bardzo techniczną dyscypliną, podnoszenie ciężarów też, ale weźmy na tapetę zmagania strongmenów. Chyba nikt sobie nie wyobraża, że to wszystko jest na "kotlecie". A co robi aktor, gdy do kolejnej roli musi przytyć kilka kilogramów i od razu przerobić je na mięśnie? Parę lat temu złapano Sylvestra Stallone'a, gdy wjeżdżał do Australii z hormonem wzrostu. Poza tym mężczyźni po 35. roku życia, gdy testosteron spada, w Stanach Zjednoczonych idą do kliniki, gdzie podawany jest właśnie hormon wzrostu. Zatem dla "cywila" jest to normalne lekarstwo i kuracja, pozwalająca utrzymać sprężystość skóry i poziom testosteronu. Ten sam lek w przypadku sportowca jest traktowany jak doping.

Wszyscy pięściarze to "kuracjusze"?

Nie sprowadzajmy tematu tylko do boksu, choć zdaję sobie sprawę, że przyłapanie Mariusza Wacha wznieciło zainteresowanie naszą dyscypliną.

Słyszę, że całe środowisko ma ubaw, że Wach w taki sposób dał się złapać.
Ja z Mariusza nie szydzę, ale mam "pretensje" do niego, jego menedżera i trenera za dziadowskie przygotowania i dziadowskie wspomaganie. Prawda jest taka, że boks nie jest rodzajem sportu, w którym wykryty u Wacha gatunek dopingu (sterydy anaboliczne - przyp. red.) jest pomocny. Nawet w wadze ciężkiej trzeba trzymać wagę, bo dodatkowe kilogramy są zbędnym balastem, rzutującym na szybkość i koordynację ruchową.

Wiadomo, że w każdej walce o tytuł są badania.
I dochodzimy do sedna sprawy.

Gdyby zainwestowano w doskonalsze środki, byłby o krok przed laboratorium w Kolonii?

Myślę, że tak. Gdyby skonsultował to z kimś, kto się na tym zna, mógłby uzyskać pomoc.

W ten sposób ludzie tłumaczą ogromną odporność Wacha na ciosy Kliczki.
Jeśli tak rzeczywiście było, to nie znam większej głupoty. W boksie mieliśmy do czynienia już z kilkoma przypadkami, gdy przy pomocy dopingu przesuwana była bariera bólu i odporności na ciosy. Znam przypadek z lat 70., gdy zawodnik wytrwał do końca piętnastej rundy i przegrał na punkty. Tyle tylko, że w głowie zamiast mózgu, miał krwawą miazgę. Bycie znokautowanym jednym lub dwoma ciosami jest zdrowsze niż obijanie głowy przez wszystkie rundy.

Stając do walki z Gołotą bez jednej nerki stawia Pan na szali coś więcej niż tylko ból po ewentualnej porażce.

Gdyby Andrzej odbił mi jedyną nerkę, wtedy byłby wielki problem. Takich przypadków nie znam, więc nie zastanawiam się nad niefortunnymi konsekwencjami. Na treningach ani w ringu brak jednej nerki nie wpływa na mnie negatywnie. Koszykarz NBA Alonzo Mourning dwa lata po tym, jak otrzymał nerkę, co jest bardziej inwazyjnym zabiegiem, zdobył mistrzostwo z Miami Heat. A zawodowa koszykówka w Ameryce to 3-4 mecze w tygodniu.

Obecny stan jest dla Pana dodatkową motywacją?
Może nie główną, ale z tyłu głowy mam świadomość, że walką z Gołotą mogę pokazać ludziom, że po przeszczepie można funkcjonować. Z niczego nie zrezygnowałem, nie żyję na pół gwizdka, a w tej materii jest spora niewiedza w naszym społeczeństwie.

Przemysław Saleta (ur. 1968 r.), kick-boxer i bokser wagi ciężkiej, mistrz świata w kick-boxingu, mistrz Polski, Europy i interkontynentalny w zawodowym boksie. W 2002 roku osiągnął największy sukces pokonując w Dortmundzie Luana Krasniqi i zdobywając mistrzostwo Europy w wadze ciężkiej. Dwukrotnie żonaty, ma 2 córki. Jednej z nich, Nicole, oddał swoją nerkę.

Studniówki w Małopolsce 2013 [ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska