S. Eliza: Nie boimy się mówić o tym, co nas uwiera

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kachel
Dariusz Kobucki/Studio Inigo
Nie jesteśmy aktywistkami, które zaczną urządzać pikiety. Nie mamy na to czasu. Chcemy być ambasadorkami chłopaków, a to że ludzie zaczynają nas postrzegać jako wyraźny głos w dyskusji o Kościele? Może dlatego, że mamy poczucie humoru i się nie boimy mówić co myślimy - mówi s. Eliza Myk. Kilka dni temu miała premierę książka "Siostry z Broniszewic. Cały Kościół odważnych kobiet".

Nie bałyście się tej książki?
Bałyśmy się. Spodziewałyśmy się, że oprócz oklasków, spadnie na naszą głowę hejt.

I spadł?
Na razie te pozytywne głosy i reakcje przeważają, ale premiera książki była w tym tygodniu, tak więc czekamy.

Były takie momenty, że chciałyście się wycofać?
Tymka faktycznie miała kryzys. Wynikał z tego, że zwykle, gdy pojawiamy się w mediach, mówimy o naszych chłopcach z niepełnosprawnością. O tym, co dla nich robimy, kim dla nich jesteśmy. Na tym się znamy. Współautorzy książki próbowali nas jednak cały czas z Broniszewic wyciągać. Stąd np. rozdziały o roli kobiety w Kościele. Nie czujemy się ekspertkami od globalnego Kościoła. Słabo się w tej tematyce poruszamy, a jeśli w czymś nie jesteśmy dobre, wolimy się nie wypowiadać. Stąd nasze obawy.

Jesteście jednak częścią tego Kościoła.
Tak i nie boimy się wygłaszania kontrowersyjnych tez czy opinii. Zwykle dotyczą jednak naszego podwórka.

Mówią siostry jednak odważnie o niesprawiedliwości, o tym, że często jesteście traktowane jak służące.
Przy papieżu Franciszku, który tak spektakularnie łamie wiele stereotypów w Kościele czujemy, że możemy głośno mówić o tym, co nas uwiera. On ukazuje, gdzie tak naprawdę jest serce Kościoła, jest naszym ojcem i przewodnikiem. Przypomina, że Bóg jest zawsze blisko człowieka i nie ocenia. Nie czujemy, że jesteśmy odważne, bo odważni byli ci, którzy przed nami to zrobili, głośno i wyraźnie. Ale zdaję sobie sprawę, że wśród sióstr zakonnych nie ma wciąż nas wiele. Mam nadzieję, że czytelnicy nie odbiorą tej książki jako oskarżającej. Nie chciałyśmy by taka była.
Staramy się równoważyć nasze doświadczenia, a nie pokazywać, że jest wyłącznie fajnie albo źle. Jest po prostu życie

Próbowałyście już wcześniej o tym mówić? O tym, co wam się w Kościele nie podoba?
Między sobą tak. Zbieramy różne doświadczenia, dzielimy się nimi, słyszymy, jak siostry są w Kościele traktowane. Ale to nie jest sens naszego istnienia. Sensem są chłopcy, odpowiedzialność za nich i miłość.

W książce pada zdanie, że powinnością zakonnicy jest nie wchodzić w konfrontacje z klerem.
Tak sarkastycznie powiedziała Tymka. Dotyczy to zwłaszcza starszego pokolenia sióstr, które tak były wychowywane. Miały robić to, co do nich należy i milczeć. Hierarchiczność jest dla nas daleka, naszym marzeniem jest by Kościół był czuły i miłosierny. I marzy mi się by było w nim więcej szacunku do kobiet, które działają na rzecz zmarginalizowanych osób. Nie chcemy, by zaczęto nas postrzegać jako te, które walczą i chcą zrobić rebelię w Kościele. Nie jesteśmy takim rodzajem kobiet aktywistek, które zaczną urządzać pikiety. Nie mamy na to czasu. Chcemy być przede wszystkim ambasadorkami chłopaków, a to że ludzie zaczęli postrzegać nas jako wyraźny głos w dyskusji o Kościele? Może dlatego, że mamy poczucie humoru i się nie boimy mówić odważnie co myślimy. Nie czujemy się bohaterkami, nie mamy misji, by zmieniać struktury, to nie nasz cel. Naszym celem są nasi chłopcy.

Chodzi siostra w glanach.
Tak, białych. To było moje marzenie. Nie było mnie na nie stać, ale mama mi je kupiła

Budzą zdziwienie?
Jeśli już to bardzo pozytywne, zawsze towarzyszy temu uśmiech. Nie miałam dotąd pojęcia, że ludzie patrzą też w dół, na to co ma się na nogach. Są świetnym początkiem rozmów, nie tylko o Panu Bogu. I to jest super, bo jednak wiele osób ma słaby kontakt z zakonnicami, nie ma pojęcia o naszej pracy i służbie.

Z czego to wynika?
Może z tego, że nie jesteśmy na pierwszej linii frontu, jak księża. Nie stoimy przed ołtarzem i nie chciałybyśmy tego. Nasza praca jest przy ludziach potrzebujących albo w ich domach, albo w naszych, które prowadzimy. Nie mamy potrzeby być na świeczniku.

Szkoda. W książce pada wiele gorzkich zdań, jak; ludzie religijni od zawsze wiedzieli, że są lepsi.
Pojawia się ono w kontekście, kiedy całe rzeszę wolą iść na pielgrzymkę niż przyjechać i wam pomóc.

Każdy ma prawo iść na pielgrzymkę, nie widzę w tym nic złego. Ale marzę o tym, by ta katolicka postawa była zrównoważona i dotyczyła także pomocy bliźniemu. Ta książka była pisana na przestrzeni trzech lat i faktycznie, na początku, gdy otwierałyśmy nasz dom dotkliwie odczuwaliśmy brak pomocy. Dziś dużo się zmieniło, dostajemy po parę maili dziennie z prośbami o możliwość bycia u nas wolontariuszem, pomaganie chłopcom i nam. Tak więc dobro wydaje owoce. Po trzech latach naszego dzielenia się życiem, jest coraz więcej osób, które chcą w nim uczestniczyć.

Zasiałyście ziarno.
I z tego ziarna mamy mnóstwo pięknych młodych ludzi, którzy chcą nam towarzyszyć. Przyjeżdżają tu na pół roku, czasami na dłużej, by dawać siebie. To fantastyczne, bo zwykle o tym pokoleniu mówi się w nieprzychylnych słowach. Decydują się na bycie z nami, a potem piszą, że nie potrafią się odnaleźć w tym „normalnym” świecie poza Broniszewicami. A przecież my nie głosimy kazań, nie nauczamy. Jedyne co, to dajemy naszych chłopaków, a ta szczerość i autentyczność, która w nich jest, zaraża innych. Czujemy, że mają swoją godność. Dla mnie to sens życia.

Piszecie, że dobroczynność jest uniwersalna. Nie pytacie skąd przychodzi, w co wierzy?
Nigdy nie pytamy, w co kto wierzy i czy w ogóle. I tutaj oddaje chwałę chłopakom, od których się tego nauczyłyśmy. Kiedy widzą człowieka nie jest dla nich istotne w jakim jest kościele; protestanckim, buddyjskim czy prawosławnym. Tak samo czy jest bogaty czy biedny. Te podziały są im obce. Dla nich ważne jest, by ktoś ich przytulił i posłuchał o psach, alpakach i pokojach, które tu mają. To ich cały świat.

Potrafią zawstydzić?
Tak, bo my jednak oceniamy, używamy stereotypów. A to w ogóle nie jest istotne. Dlatego uczymy się od nich, nie oni od nas. Człowiek jest człowiekiem. Jakie ma znaczenie, w co wierzy i jakie ma przekonania polityczne.

To chłopcy są nauczycielami?
My ich tak traktujemy. Jeśli zakonnica by powiedziała, że mamy to od Boga, ta narracja mogłaby być zbyt oczywista i skloganowa. Nie chcemy by miłosierdzie kojarzyło się z osądem. Kiedy mówimy, że uczymy się od chłopaków, to jest to prawdziwe, a równocześnie wiemy, że to czym oni żyją pochodzi od Boga. Wszystko więc staje się bardzo spójne.

Ta książka coś zmieniła w waszym życiu?
Kiedy Piotrek z Łukaszem tu przyjechali, byłam ciekawa, czy poczują tu to, co my. Czy zrozumieją, że jest to rzeczywistość warta, by tu być. My jesteśmy zakochane w chłopakach, ich świat i życie, bez konwenansów jest tak doskonałe - że tylko możemy się tym cieszyć. Nie wiedziałyśmy czy tak samo podziałają na innych. I udało się. Jestemz tego zadowolona, bo mało jest książek, które mówią o szczęściu zakonnicy. Bardziej postrzegane jesteśmy przez jakieś afery, negatywne przykłady, głośne medialne skandale. Wiem, że zwyczajne życie kiepsko się sprzedaję, ale jak się okazuje, są zainteresowani, by je kupić. I my właśnie opowiadamy o szczęśliwym życiu i o spełnieniu. Tak się czujemy. Można być w polskim kościele zakonnicą, opiekować się dziećmi niepełnosprawnymi i czuć się spełnioną. Złamałyśmy stereotyp? Jeśli tak to świetnie.

Jak to jest być matką i zakonnicą?
Oczywiście, jeśli myśleć stereotypowo, to mama musi mieć założoną rodzinę, być z mężem lub samotna. Tu chłopcy sami zaczęli do nas mówić „mamo”. Zastanawiałyśmy się czy wolno pozwolić na taką relację. Ale po różnych konsultacjach, także z psychologami, otrzymałyśmy informację, że o ile nie mają oni kontaktu ze swoja biologiczną mamą, to taka obecność jest im potrzebna. Gdy będą mieli naście lat, my przestaniemy być dla nich najważniejsze. Jesteśmy na to przygotowane. Ale kiedy oni tego potrzebują i możemy przy nich być - jesteśmy.

Wyobrażacie sobie życie bez Broniszewic?
Nie, choć przecież w każdej chwili matka generalna może nam powiedzieć, że jedziemy gdzieś indziej. Ale na razie mamy tu sporo pracy. Wierzymy, że Szef na górze też to widzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: S. Eliza: Nie boimy się mówić o tym, co nas uwiera - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl