Rudolf Weigl stworzył szczepionkę przeciw tyfusowi. Mógł dostać za to Nobla, ale... wybrał bycie Polakiem

Maria Mazurek
Maria Mazurek
W tej historii jest wszystko, co może poruszyć masową wyobraźnię: genialny umysł, wielki patriotyzm i równie wielka niesprawiedliwość. Jest wojna i są tysiące ludzkich istnień (wśród nich Zbigniew Herbert czy Andrzej Banach) uratowanych przez jednego człowieka. Są i szczepionki. Materiał na świetny film.

Słyszeliście Państwo o Oskarze Schindlerze? Zakładam, że na pewno. A o Rudolfie Weiglu? Jeśli tak, raczej jesteście w mniejszości. Tymczasem jego życie to równie mocna i równie wzruszająca historia, która po prostu nigdy nie doczekała się głośnej ekranizacji. Owszem, powstało kilka niszowych dokumentów o polskim (do sprawy jego narodowości jeszcze wrócimy) naukowcu, ale nic na miarę Hollywood.

To jest jedna (ale nie jedyna) z niesprawiedliwości, która spotkała wynalazcę szczepionki przeciw tyfusowi.

1883

Tego roku na świat przyszli między innymi: Jaroslav Hašek, Coco Chanel, Franz Kafka.

I on, Rudolf Weigl. Urodził się na Morawach, w niemiecko-austriackiej rodzinie. Jego tata zmarł bardzo młodo, Rudolf miał cztery lata. Ledwo zdążył zapamiętać jego twarz, głos, dotyk. Z latem te wspomnienia blakły coraz bardziej, rozmywały się. Zresztą, Elżbieta - która została z trójką malutkich dzieci - szybko wyszła ponownie za mąż.

Tym razem za Polaka, Józefra Trojnara, nauczyciela gimnazjalnego z Jasła. Cała rodzina przeprowadziła się do Galicji. Rozpoczęli nowe życie. Rudolf miał szczęście - ojczym był dobrym człowiekiem. Nie szczędził czasu, miłości, troski. Wychowywał go jak własnego syna. I wychował na patriotę.

Polaka.

1903

Wybór studiów wcale nie był dla niego oczywisty. Na poważnie myślał o politechnice, konstruował urządzenia mechaniczne, ponoć był w tym świetny (w ogóle był człowiekiem wielu pasji: zapalonym łucznikiem, filozofem, kolekcjonerem motyli i znaczków).

Ostatecznie wybrał studia przyrodnicze. Wyróżniał się, dostał więc propozycję pracy na uczelni. Błyskawicznie po studiach (1907) obronił doktorat, habilitował się pięć lat później.

Szli przez życie wspólnie, w pracy i domu: on i Zofia Kulikowska (wkrótce Weigl), utalentowana pani biolog i - to przewija się w wielu wspomnieniach przyjaciół i współpracowników Weigla - ciepła, troszcząca się o wszystkich wokół kobieta.

1914

Gdy wybuchła I wojna światowa, został powołany do armii austriackiej w charakterze parazytologa, czyli specjalisty od pasożytów.

Stąd już niedaleko do badań nad tyfusem (inaczej: durem plamistym), na które Austriacy dali Weiglowi zielone światło (nic dziwnego, tyfus zawsze był problemem w czasie wojny).

Co było wiadomo do tej pory: tyfus jest wywoływany przez bakterię o egzotycznie brzmiącej nazwie Rickettsia prowazekii i przenoszony przez wszy.

Cały świat głowił się, jak wyprodukować szczepionkę na tę chorobę, której epidemie - niosące śmierć milionów ludzi - wybuchały cyklicznie. Zdawało się, że triumf jest blisko: bakteria była rozpoznana, podobnie jak droga, którą pokonuje, by zainfekować do człowieka.

Problem tkwił w tym, że bakterii Rickettsia nie dało się hodować w laboratoriach. A to - jak się wówczas wydawało - uniemożliwiało pracę nad szczepionką.

I tu wkracza do gry Weigl, który wymyśla - pracę nad tym zaczął jeszcze w czasie I wojny światowej, ostatatecznie metodę „klepnął” w 1920 roku - zupełnie inny sposób. Stwierdził, że szczepionkę przeciw tyfusowi można byłoby wyprodukować nie bezpośrednio od bakterii, lecz - od zakażonych nią wszy.

Tu odrobina naturalizmu: Weigl zarażał pasożyty bakterią, po czym z ich zmiażdżonych jelit produkował szczepionkę.

Działała. Sprawdził jako pierwszy. Potem Zofia. Potem inni współpracownicy.

Był jeszcze jeden, istotny dla tej opowieści, szczegół: wszy trzeba było karmić. Krwią. Ludzką krwią.

Weigl zatrudniał więc „karmicieli wszy”. Byli to ochotnicy, którzy na udach mieli zamontowane niewielkie klatki z pasożytami. Brzmi obrzydliwie, ale dzięki temu można było ocalić życie. Ale o tym za chwilę.

1939

Przed wojną prowadzony przez naukowca Lwowski Instytut Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami (znany po prostu jako instytu Weigla) zyskał sławę na cały świat. Do Weigla przyjeżdżali naukowcy z niemal wszystkich kontynentów.

Gdy wybuchła II wojna światowa, hitlerowcy przypomnieli sobie o niemieckim pochodzeniu biologa i złożyli mu intratną propozycję: Jeśli podpisze pan listę narodowościową, czeka pana wiele honorówm, w tym - możemy to obiecać - nagroda Nobla.

Weigl odmówił słowami: Już dawno wybrałem narodowość. Jestem Polakiem.

Kiedy zaś - już trochę później - zaproszono go na bankiet u Hansa Franka - odpowiedział: Nie mogę podać ręki mordercy moich kolegów.

Podobnie potraktował Rosjan, którzy proponowali mu dyrekturę we Wszechzwiązkowej Akademii Nauk w Moskwie.

Weigl brzydził się jednymi i drugimi. Brzydził się wojną, układami, polityką. Wierzył tylko - jak kilkanaście lat temu na łamach „Gazety Wyborczej” wspominała jego wnuczka - w posłannictwo nauki. W to że dzięki niej ludzie będą coraz lepsi, a na świecie ustaną wojny, choroby, konflikty.

Biolog podpadł więc Niemcom (którzy przez kolejne lata blokowali jego kandydaturę do Nobla). Ale nie na tyle, żeby spotkało go najgorsze. Z prostej przyczyny: Weigl był bardzo potrzebny. Czy raczej: potrzebna była jego szczepionka, a w zasadzie nikt inny nie wiedział, jak ją produkować.

Polski naukowiec nie miał żadnych porządnych notatek, nie był w ich tworzeniu dobry (podobnie jak: w publikowaniu swoich osiągnięć, w odczytach, w jeżdżeniu na naukowe konferencje). Niemcy wiedzieli, że muszą zostawić go we względnym spokoju.

Względnym spokojem mogli cieszyć się też zatrudnieni przez niego karmiciele wszy. A nie były to przypadkowe osoby. Weigl dowiadywał się, komu grożą represje - jak na przykład wywózka do obozu koncentracyjnego - i właśnie takim osobom proponował pracę. W ten sposób uratował kilka tysięcy istnień: Żydów, przedstawcieli galicyjskiej inteligencji, żołnierzy Armii Krajowej.

Na liście uratowanych przez niego nazwisk znajduje się między innymi poeta Zbigniew Herbert, polski matematyk wszechczasów Stefan Banach, geograf Aleksander Kosiba czy światowej klasy dyrygent Stanisław Skrowaczewski.

1945

Po wojnie Weigl też nie doczekał się Nobla. Tym razem przyznanie mu nagrody blokowali Rosjanie. Pojawiły się oskarżenia - z perpektywy czasu wiemy, że nie było w nich nic ponad obrzydliwe oszczerstwa - o kolaborowanie z Niemcami.

Weigl po wojnie przeniósł się do Krakowa. Po śmierci Zofii (nie żyła od 1940 roku) związał się ze swoją asystentką, Anną Herzig, która chyba - można wczytywać to między wierszami w różnych wspomnieniach - nie cieszyła się dużą sympatią jego przyjaciół i współpracowników. Zamieszkali przy ulicy Sebastiana, prowadzili tu wspólnie zakład produkcji szczepionek, Weigl szefował też katedrze mikrobiologii na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Zmarł w 1957 roku w Zakopanem. Pochowano go na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, w Alei Zasłużonych.

I to by było w zasadzie tyle, jeśli chodzi o uznanie jego zasług. I jeszcze medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, przyznany w 2003 roku.

2021

Weigl ponoć nigdy nie zabiegał o tytuły, splendor, zaszczyty, pieniądze. Naukę kochał bezwzględnie, nie dla własnych korzyści.

Jego wnuczka we wspomnieniach: My, jego rodzina, a zwłaszcza wnuczki, nie miałyśmy pojęcia i jego dramatycznych przeżyciach. Pamiętamy go jako uroczego dziadka.

Jest więc niewykluczone, że Weigl tego Nobla - na którego przecież zasłużył - wcale nie potrzebował, że wcale o nim nie marzył. Tak jak o wszystkich innych wyróżnieniach, których nie dostał. Ani o tym hollywoodzkim filmie, którego o nim nie nakręcono. Że nic by sobie z tej niesprawiedliwości nie robił.

Ale może to my potrzebujemy o nim pamiętać. Może potrzebni są nam tacy bohaterowie. Wielcy naukowcy o wielkim sercu. I wielkiej odwadze.

W Krakowie wciąż nie ma ulicy Weigla.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rudolf Weigl stworzył szczepionkę przeciw tyfusowi. Mógł dostać za to Nobla, ale... wybrał bycie Polakiem - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl