Rozwód przeżywamy tak jak śmierć bliskiej osoby

Dorota Kowalska
Pixabay.com
W Polsce rozwodzi się coraz więcej małżeństw. Najczęściej z powodu „niezgodności charakterów”, ale to pojęcie bardzo pojemne. Tak naprawdę może się w nim pomieścić wszystko.

Wanda, po pięćdziesiątce, rozwiodła się po 20 latach małżeństwa. Bez orzekania o winie, oficjalny powód: „niezgodność charakterów”. Jej małżeństwo nie skończyło się tego dnia, kiedy sędzia ogłosił oficjalnie, że przestali być mężem i żoną. To się stało trzy lata wcześniej, kiedy mąż pod pozorem spędzenia świąt ze swoją rodziną wyjechał z domu, aby nigdy już do niego nie wrócić. Ale tak naprawdę śmierć ich związku zaczęła się jeszcze wcześniej i trwała siedem długich, bolesnych lat.

- Gdybym wówczas była mądrzejsza o te doświadczenia płynące z 84 miesięcy agonii naszego związku, z tych 336 tygodni, 2352 dni... Pewnie zrobiłabym wszystko inaczej, zachowałabym się w inny sposób. Ale byłam zakładnikiem swoich emocji, tak samo jak on. Kiedy ludzie się rozstają, zwykle chcą pamiętać tylko najgorsze chwile, które skłoniły ich do zakończenia związku. Ja pragnę zapamiętać te najlepsze - opowiada Wanda: inteligentna, błyskotliwa, aktywna zawodowo.

Kiedyś kochali się tak bardzo, że aż chciało się płakać z tego szczęścia. Nie zapomni, kiedy jej, wtedy jeszcze nie mąż, przyjechał do niej późnym wieczorem, już spała, załomotał w drzwi i poprosił, żebym z nim porozmawiała choć przez dziesięć minut. Kiedy wszedł zdębiała: jej Miły, tak o nim mówi, zgolił brodę i wąsy, cały zarost, pod którym się ukrywał. Powiedział: „Chcę, żebyś zobaczyła mnie takiego, jakim jestem”. Spojrzała i tym bardziej go pokochała. Za to, że odważył się stanąć przed nią taki nagi.

- Szliśmy ramię w ramię, budowaliśmy swoje małe ludzkie szczęście, wydawało się, że zestarzejemy się razem. Było świetnie. Gdzie ty Kajus, tam i ja Kaja. Kiedy się zaczęło chrzanić? Poszło o dzieci. Mój Miły miał już dwóch synów z pierwszego małżeństwa. Ja miałam także syna, młodszego od jego najmłodszego o 10 lat - mówi z namysłem, powoli.

Zaszła w ciążę ze swoim Miłym, ale on nie chciał tego dziecka. Zmusił ją psychiczną presją, żebym się problemu pozbyła. Zrobiłabym dla niego wszystko. Słowacja, skrobanka. Pamięta, że podarował jej plecaczek z czarnej skóry, żeby poczuła się lepiej. Wyparła to.

- Głównym problemem w naszym związku okazał się mój syn. W każdym razie w momencie, kiedy przestał być dzieckiem, a wszedł w fazę bycia nastolatkiem. Mój Miły znienawidził go. Kilkunastolatka traktował jak rywala, który zabiera mu czas i uważność jego kobiety. Ale myślę, że z tym byśmy sobie poradzili. Mój Miły pewnego dnia stracił pracę. To był cios. W samo serce jego przekonań - zapala papierosa.

Ona zmieniała robotę za robotą, a on, niczym Japończyk, trwał w jednej firmie. Lojalny, zjednoczony z nią na amen. Kiedy firma się z nim pożegnała - wpadł w stupor. Załatwiała mu różne inne kontrakty, nie chciał pracować. Siedział przed komputerem i grał. Wygrywając w wirtualu, czuł się zwycięzcą. Nie miał ochoty mierzyć się z przeciekającym dachem. I jak to jest ze śmiercią związku? Umiera dzień po dniu. Kiedy przyjeżdżała po 12-godzinnej dniówce do domu, a w perspektywie miała jeszcze kilka godzin spędzonych przed kompem, była wkurzona. Prosiła: „Miły, idź do gównianej choćby pracy, przynieś mi najniższą krajową, to ja nie będę siedziała po nocach”. Nie. Zakleszczył się, zaparł. I potem już poszło. Tak idzie, kiedy ludzie kochający się przed chwilą zaczynają się nawzajem wkurzać i irytować. Denerwować każdym swoim słowem i oddechem. Nie chcą ze sobą rozmawiać. Jak to poszło?

- Szybko. Jechałam do pracy, a kiedy wracałam, mój Miły już spał. A jeśli nie spał, to miał focha. Nie kochaliśmy się, także w sensie fizycznym, przez cztery lata. Potem on wyjechał i nie powrócił. Ała. To boli. Jeśli Miły, z którym związałaś mentalnie swoją przyszłość, dla którego zrezygnowałaś ze swoich zasad, dla którego poświęciłaś coś najważniejszego w życiu - wasze dziecko - zostawia cię. Tak, bardzo boli. I nie przestanie - zaciąga się mocno.

Kilka dni temu sąd orzekł, że ich małżeństwo się skończyło. To, co czuje, można nazwać ulgą. Już przepłakała tę porażkę, wiele razy.

- I wiele razy nie byłam w stanie nawiązać relacji z ludźmi, którzy mnie interesowali. OK, mam na myśli facetów. Jestem monogamistką. I nie chodzi o prawo, ale o to, co w sercu. Nie mam pojęcia, co się wydarzy w moim życiu. Jestem otwarta na nowe znajomości. Tak nawiasem mówiąc - w ostatnich dwóch latach, kiedy już przestałam ssać kciuki i chować się po kątach, poznałam więcej ludzi niż w dwudziestu latach naszego małżeństwa. Więc idę dalej, krok po kroku. Jednak mój Miły zawsze będzie ze mną. Choć dziś go nienawidzę z całego serca - mówi twardo.

W 2017 roku zawarto w Polsce prawie 193 tys. małżeństw, ale rozwodów w tym samym czasie było ponad 65 tys. To dwa tysiące więcej niż rok wcześniej. Z badań przeprowadzonych na zlecenie Fundacji Mamy i Taty przez prof. Dominikę Maison wynika, że w dużych miastach przypada dziś 439 rozwodów na 1000 zawartych małżeństw. Dlaczego ludzie się rozwodzą?

Według GUS główną przyczyną rozwodów w Polsce jest „niezgodność charakterów”, która bezpośrednio odpowiada za co czwarty rozwód. Kolejne przyczyny to zdrady małżeńskie, z powodu których rozpadło się sześć procent związków. Dalej są: alkohol oraz dłuższa nieobecność któregoś ze współmałżonków. Z jej powodu rozpadło się niecałe 900 małżeństw. W przypadku ponad połowy małżeństw przyczyn rozpadu jest wiele.

Anna przestała rozmawiać z Wiktorem cztery lata przed rozwodem. Nawet nie wie, jak do tego doszło. Zaczęli się mijać, nie mieli wspólnych tematów. Chociaż nie, mieli, jeden - córkę Paulę. Ale Paula wyjechała na studia do Gdańska i wtedy wszystko zaczęło się sypać. Wiktor, informatyk, od jakiegoś czasu stał się bardzo aktywny, chociaż wcześniej taki nie był. Pod wpływem kolegów zaczął biegać, jeździć na rowerze. Miał mnóstwo znajomych, z tymi samymi pasjami. Organizowali wyjazdy weekendowe: na kajaki, narty, wyjeżdżali biegać maratony. Ona nigdy nie lubiła sportu. Wolała dobrą książkę, kino, jakąś ciekawą wystawę - tak jak on kiedyś.

- Wiktor wracał z pracy, zjadł coś i natychmiast wychodził biegać ze swoją ekipą. Biegali codziennie. Przychodził, brał prysznic i siadał przed komputerem. Ja siedziałam z książką - opowiada. Oddalali się od siebie.

- Wychodziliśmy razem do kina, ale nie zauważyłam, żeby sprawiało mu to jakąś przyjemność. Do galerii nie chciał ze mną chodzić. Mówił: „Idź sama, ja coś sobie w domu porobię”. Pojechałam z nim na kilka weekendowych wypadów, ale nie lubiłam tego - przyznaje.

Z czasem zauważyła, że Wiktor coraz częściej dostaje esemesy, czyta je i uśmiecha się ukradkiem. Staranniej się ubierał, wychodził już nie tylko biegać, ale, jak mówił, „spotkać się z paczką na kręglach”. Dość szybko zaczęła coś podejrzewać. Po roku sam przyznał się do romansu, a właściwie „do czegoś więcej”. Rozstali się. Wiktor wziął winę na siebie. Paula jakoś to przyjęła. Z czasem wybaczyła ojcu. Tylko ona nie może.

- Nie wiem, w którym momencie coś mi umknęło. Nie przypuszczałam, że tak bardzo oddaliliśmy się od siebie. Czuję ogromne przygnębienie i złość. Na siebie, jeszcze większą na niego - łamie jej się głos.

Mówi, że to bzdury z tym „porozwodowym odrodzeniem się na nowo”. Nie odrodziła się ani trochę. Chodzi zgaszona. Mimo że minęły już trzy lata. Nie potrafi znaleźć nowego partnera. Nie ufa ludziom. Poza tym ci faceci - albo zajęci, albo nieciekawi.

- Tak, spraw rozwodowych jest zdecydowanie więcej niż kiedyś - przyznaje mec. Dawid Biernat, adwokat,z kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym. Dział spraw rodzinnych w ich kancelarii prowadzi także sprawy rozwodowe, ich klientami są często ludzie z pierwszych stron gazet, aktorzy.

- Z mojego doświadczenia wynika, że do rozwodów dochodzi na krótko po zawarciu związku małżeńskiego, który okazuje się nieprzemyślaną decyzją - i to pierwsza grupa klientów. Kolejna, to osoby rozczarowane małżeństwem w wieku około 30, 40 lat, które dochodzą do wniosku, że to ostatni moment na zmianę w życiu i postanawiają się rozstać. Ostatnio pojawiła się także trzecia grupa klientów: ludzi starszych, w wieku około 60 lat, którzy mają dorosłe już dzieci i chcą nowego otwarcia, chcą coś zmienić, bo zdają sobie sprawę, że ich życie nie było udane, a są jednocześnie przekonani, że na nic nie jest za późno - wylicza mec. Biernat. I dodaje, że widoczna jest ogromna zmiana mentalna w społeczeństwie, bo dzisiaj dla Polaków rozstanie nie jest już końcem świata. W latach 90. głównym powodem rozwodów był fakt, jak to mówią w swoim środowisku, że „pije i bije”. Dzisiaj tych powodów są dziesiątki, jeśli nie setki.

- Nie ma jednej generalnej przyczyny rozwodów, nie jestem ich nawet pani w stanie zliczyć, powiem tak: nic nie jest ich już w stanie zdziwić. Ale zawsze tłumaczę swoim klientom, że spraw rozwodowych nikt nie wygrywa, każdy na rozstaniu traci, bo zostawia za sobą jakąś część swojego życie, jakąś część siebie. Jedyne, co ja mogę zrobić, to starać się pomóc swoim klientom rozstać po ludzku, chociaż często emocje są ogromne i trzeba poświecić bardzo dużo czasu, żeby je wyciszyć - tłumaczy mec. Dawid Biernat.

Nie zawsze jednak to się udaje. Na salach rozpraw trwa walka o alimenty, opiekę nad dziećmi, małżonkowie rzucają pod swoim adresem najróżniejsze oskarżenia.

- Najczęściej dotyczą przemocy: psychicznej, fizycznej, ekonomiczne - wylicza mec. Bernat.

- I na czym polega przemoc ekonomiczna? - dopytuję.

- Najczęściej na tym, że współmałżonek nie daje do budżetu domowego odpowiedniej ilości pieniędzy - tłumaczy. - Coraz częściej pojawiają się także oskarżenia kobiet o to, że mąż zabrania im pracować. Stają się one jednak tak powszechne, iż zmniejsza się na nie wrażliwość sądu. Dzisiaj nie wystarczą słowa czy jeden świadek, który potwierdzi te oskarżenia, bo w myśl rzymskiego przysłowia: „Jeden świadek, to żaden świadek”, dzisiaj potrzebne są twarde dowody - dodaje, zwłaszcza że żyjemy w takich czasach że bardzo łatwo różne zachowania utrwalić.

Oczywiście, zdarza się i to wcale nie tak rzadko, że strony w swoich sądowych bataliach „grają dziećmi”.

- To bardzo smutne historie. Nie przystoją nikomu. Jakiś czas temu przyszła do mnie klientka, która stwierdziła, że doradzano jej właśnie, aby „zagrała dziećmi”, nie chciała tego robić. To niedopuszczalne sytuacje, wielka krzywda tak dla dziecka, jak rodziców - mówi mec. Dawid Biernat.

Tym bardziej, jeśli pod adresem współmałżonka, najczęściej mężczyzny, padają niesłuszne oskarżenia o molestowanie wspólnego dziecka - taka strategia rozwodowa była swego czasu niepokojąco powszechna. Tyle tylko, że dzisiaj sądy, o czym wspomniał już mec. Dawid Biernat, nie dają wiary wyłącznie słowu, potrzebne są także inne dowody.

Ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać w sądzie, bo nie potrafili już wcześniej.

John Gottman, profesor psychologii na Uniwersytecie w Waszyngtonie przez lata, a dokładnie ponad 40 lat, zajmował się problemem rozpadu związków. Rozmawiał z tysiącami par, przeanalizował tony ankiet i wskazał dwa zjawiska, które gwarantują rozpad związku małżeńskiego. To brak zainteresowania partnerem i doprowadzanie do eskalowania kłótni, zamiast ich łagodzenia. Rozwodzą się ci, którzy zwyczajnie przestają ze sobą rozmawiać i interesować się tym, co partner ma do powiedzenia. Problem mogą mieć też pary, które nie potrafią zachować spokoju podczas spięć. Z badań amerykańskiego naukowca wynika, że małżeństwa, w których występują takie zjawiska, nie mają szans na przetrwanie. Według jego wyliczeń takie pary rozwodzą się w 94 procent przypadków.

- Na rozwód musimy spojrzeć w kontekście dwóch aspektów: pozytywnego, bo ten związany jest z samoświadomością, przekonaniem, że z drugą osobą chcemy być szczęśliwi, że mamy się w związku spełniać, być dla siebie wzajemnie oparciem i walczymy o to, nawet wbrew panującym jeszcze przekonaniom, że rozwód to coś złego. Kobiety stają się bardziej niezależne, asertywne, potrafią o siebie walczyć i to dobrze - mówi Maria Rotkiel, psycholog, psychoterapeuta. Ale natychmiast dodaje, że jest też negatywny aspekt rozwodów - nasza pospieszność, pochopność, lenistwo, które powoduje, że nie chce nam się o związek walczyć, że traktujemy partnera przedmiotowo i w pewnym momencie postanawiamy „wymienić go na lepszy model”. Nie potrafimy często odróżnić, co tak naprawdę pcha nas do rozwodu.

- Terapia par na tym właśnie polega, na odpowiedzi na pytanie, czy nie chcemy ze sobą być, bo uczucie między nami się wypaliło, bo nic nas już nie łączy, czy też dlatego, że nam się nie chce o związek walczyć - mówi.

Z badań prof. Maison wynika, że tylko dla 15 proc. rozwodników rozstanie z małżonkiem było ulgą. Ponad jedna trzecia osób rozwiedzionych uważa, że przy wykazaniu dobrej woli, chęci wysłuchania partnera lub pójścia na terapię można było uratować małżeństwo. Aż 28 proc. osób będących tuż po rozwodzie żałuje swojej decyzji.

Bo nagle okazuje się, że wcale nie jest tak dobrze, jak miało być. Nie czujemy się bardziej wolni, niż byliśmy wcześniej, nie ma wokół nas inteligentnych, przystojnych mężczyzn, którzy chcieliby zostać z nami „do grobowej deski”, koleżanki mają swoje własne sprawy. A kobieta, dla której zostawiliśmy żonę wcale nie jest taka idealna, jak nam się wydawało. Przychodzi smutek, czasami depresja.

W psychologii od dawna wiadomo, że rozwód przeżywamy tak samo jak śmierć bliskiej osoby i musimy przejść wszystkie etapy żałoby: od złości po zwrot ku przyszłości.

Maria Rotkiel: „Nie możemy emocji zagłuszać, bo zakotwiczymy się na jednym etapie żałoby, najpewniej złości właśnie. I wtedy nic nam nie pomoże: ani bieganie do fryzjera, ani operacje plastyczne, ani remont mieszkania.”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozwód przeżywamy tak jak śmierć bliskiej osoby - Plus Polska Times

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl