Rozrzucone szczątki ciał, kobiety z porozcinanymi brzuchami. Wołyń - rzeź Polaków w 1943 roku. Tego nie da się zapomnieć

Alicja Zielińska
Zostałam sama. Poszłam do lasu, do partyzantów – opowiada Barbara Waszkiewicz.
Zostałam sama. Poszłam do lasu, do partyzantów – opowiada Barbara Waszkiewicz. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Przychodzi lipiec, sierpień, a ja nie mogę sobie znaleźć miejsca - mówi Barbara Waszkiewicz, białostoczanka, która pamięta rzeź Polaków w 1943 roku. - Wracają koszmarne wspomnienia, widzę wszystko, jakby to wczoraj było.

Niemcy puścili między Ukraińców propagandę: Zniszczycie Polaków, będziecie mieli wolną Ukrainę. Nacjonaliści z UPA tylko na to czekali. Zaczęły się prześladowania, mordy, rzeź.

Barbara Waszkiewicz ma 82 lata. Jest z zawodu farmaceutką. Mieszka w Białymstoku. W czasie wojny straciła ojca, siostrę i dom rodzinny. Na długie lata została rozdzielona z matką i resztą rodzeństwa. Należała do oddziału partyzanckiego, brała udział w akcjach bojowych przeciwko Niemcom. Swoimi przeżyciami mogłaby obdzielić wiele osób.

Byliśmy szczęśliwi

Dzieciństwo. Mieszkali na Wołyniu, w osadzie wojskowej pod Łuckiem. Bo ojciec, jako były legionista, dostał majątek w osadzie wojskowej. A parę kilometrów dalej, w Czartorysku, założył swoją aptekę, gdyż z zawodu był farmaceutą.

Rodzice, ich sześcioro, trzy dziewczynki i trzech chłopaków. Duży, drewniany dom. Pamięta każdy szczegół. Piękne cztery pokoje, kuchnia przez całą szerokość, ganek. Na środku podwórza studnia. Zawsze mieli dwa dorodne konie, bo bryczką jeździło się do kościoła i po zakupy do miasteczka. Za domem wielki sad.

W 1939 roku kończy 13 lat. Ładnie maluje, od września ma rozpocząć naukę w szkole sztuk pięknych w Krzemieńcu Podolskim. Wybucha wojna i przekreśla wszystkie plany. Wchodzą Sowieci. W lutym 1940 roku pierwsza deportacja Polaków w głąb Związku Radzieckiego. Mama, brat Tadeusz i najmłodsza siostra Zosia (ledwie czteroletnia) zostają wywiezieni do Archangielska. Potem trafia do nich jeszcze brat Antoni. Jerzego wywożą Niemcy na roboty w głąb Rzeszy.

- A ja? Poszłam do partyzantki. Przeszłam szkolenie, kurs minerski, chodziłam na zwiady, brałam udział w akcjach wysadzania transportów niemieckich. Nasz oddział był bardzo duży, liczył z tysiąc osób. Ukrywaliśmy się w lasach. W ziemiankach, w szałasach. Żadnej pościeli, łóżek, kładło się na gałęziach, a przykrywało ubraniami. Zostałam przydzielona do batalionu szturmowego. Pięć skoków próbnych z samolotu i zrzucali na tyły wroga. W Borach Tucholskich ostrzelały mnie niemieckie samoloty.

Rzeź na Wołyniu

Najgorzej wspomina wydarzenia na Wołyniu w 1943 r. To wówczas doszło tam do okrutnej rzezi Polaków.

- Pamiętam Kazika Kaczora, mieszkałam u nich. Miał 21 lat, zakochał się w Ukraince. Dopadli go. Zachciało ci się Ukrainki, to masz! - krzyczeli. I tłukli bagnetami. A potem przywiązali za nogi do furmanki i ciągnęli dwa kilometry, głową po ziemi. Przywieźli i rzucili pod bramę domu. Zemdlałam, jak go zobaczyłam. Przed oczami ma też widok okrutnej masakry we wsiach Stare Gaje i Nowe Gaje. To było 11 lipca, w niedzielę. Ukraińcy ogłosili, żeby po mszy ludzie zostali, bo odbędą się zebrania na ugodę z Polakami. Dość już kłótni, wystarczy Niemiec za wroga. Miała być zabawa. Zagrała orkiestra i zaczęła się rzeź. Banderowcy z UPA otoczyli budynek.

- Jednemu z mężczyzn udało się uciec. Zawiadomił partyzantów. Pojechaliśmy tam następnego dnia, żeby pochować tych nieszczęśników - opowiada drżącym głosem. - Widok był straszny. Rozrzucone szczątki ciał, dzieci powbijane na sztachety, kobiety z porozcinanymi brzuchami. Zginęły wtedy 63 osoby.

Spotkanie

Wojna odcisnęła tragiczne piętno na całej rodzinie pani Barbary. Ojciec i siostra Janka zginęli prawdopodobnie w 1943 roku podczas rzezi wołyńskiej. Ona z wojskiem trafiła do Legnicy. Z mamą i siostrą Zosią spotkała się w 1948 roku, w Łobezie na Pomorzu, kiedy wróciły do Polski z obozu w Tanzanii, bo aż tam trafiły z Syberii.

Jurek odnalazł się dopiero w 1950 roku.

Antoni został w Londynie, żeby dokończyć studia, ale jako żołnierz Andersa i uczestnik walk pod Monte Cassino nie miał wstępu do Polski. Wyjechał do Stanów. Tam zmarł. Nigdy się z nim już nie zobaczyła.

Łatwo nie było. Zarówno od strony emocjonalnej, jak i fizycznej. Dotyczyło to zwłaszcza scen rzezi - mówi Michalina Łabacz, suwalczanka, odtwórczynią roli Zosi Głowackiej w filmie „Wołyń”. Przypominamy wywiad z 2016 roku w "Gazecie Współczesnej".Zobacz też TVP 1 pokazało Wołyń. Niewyobrażalne okrucieństwo w filmie Smarzowskiego. Wszystko o filmie [WIDEO + zdjęcia]

Wołyń na TVP 1. Michalina Łabacz na planie filmu. To było mo...

Michalina Łabacz nie może otrząsnąć się po "Wołyniu": Ostatnio zobaczyłam zwiastun w telewizji, zamarłam, zrobiło mi się gorąco

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl