Rosja gromadzi wojsko przy granicy z Ukrainą. „Putin nie zdecyduje się na inwazję”

Wojciech Szczęsny
Wojciech Szczęsny
Fot. Pixabay
- Rosjanie mają podstawy do tego, żeby zakładać, że Zachód znajduje się w trudnym momencie. To kusząca okazja do tego, by w pewnych strategicznych sprawach licytować trochę mocniej. Choć raczej nie tzw. wielką wojną, tylko ograniczoną eskalacją – mówi dr Szymon Kardaś, główny specjalista Zespołu Rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich.

Rosja może chcieć odmrozić wojnę w Donbasie i doprowadzić do kolejnej zbrojnej eskalacji konfliktu na Ukrainie?
Jeśli chodzi o sam Donbas, to nie da się tego wykluczyć, choć spodziewałbym się raczej ograniczonej eskalacji i to ściśle w ramach tego konfliktu. Z podobnymi sytuacji mieliśmy już do czynienia w niedalekiej przeszłości, np. na przełomie stycznia-lutego 2015 roku. Wtedy Rosja osiągnęła swój polityczny cel - przedstawiciele najważniejszych państw zachodnich, czyli Francji i Niemiec zdecydowali się podjąć negocjacje wspólnie z Rosją i z Ukrainą, które skończyły się przyjęciem tak zwanego porozumienia Mińsk II. Nowa wersja wcześniejszych ustaleń była dla Moskwy wówczas bardzo korzystna.

Po kilku latach Kreml może jednak oczekiwać więcej.
Rosyjskie cele w polityce wobec Ukrainy się nie zmieniają – blokowanie prozachodnich aspiracji Ukrainy, a docelowo przywrócenie swoich politycznych i gospodarczych wpływów nad Dnieprem, ale pewnego rodzaju zniecierpliwienie narasta. Władze w Moskwie mogą być niezadowolone z tego, że instrumenty, które Rosja wcześniej sobie stworzyła, a porozumienia mińskie to właśnie jest jeden z takich instrumentów, nie przynoszą efektu. Stąd presja militarna, która może skończyć się jakoś ograniczoną eskalacją.

Skoro ograniczoną, to wojna za naszą wschodnią granicą raczej nie jest możliwa?
Nie wierzę w możliwość wystąpienia masowej inwazji rosyjskich wojsk na Ukrainę. I tu znowu odwołuję się do najnowszej historii. O możliwości dużej ofensywy mówiło się przy okazji aneksji Krymu, ale ostatecznie do niczego takiego nie doszło. Oczywiście zajęcie tego terytorium było zaskakujące i wywołało duże skutki polityczne, niemniej gdy okazało się, że rosyjski plan zakładający wybuch powstań w części ukraińskich obwodów nie sprawdził się, Moskwa zatrzymała się zajmując ostatecznie mniej więcej 40% terytorium Donbasu.

W ostatnich miesiącach retoryka Kremla jest jednak coraz bardziej agresywna.
Moim zdaniem Władimir Putin nie jest przywódcą, który podjąłby ryzyko przeprowadzenia dużej inwazji. Czym innym jest zajęcie jakichś większych obszarów, które faktycznie przy działaniu dużej liczby wojsk dałoby się szybko opanować, a czym innym okupacja i utrzymanie efektywnej kontroli na danym terytorium w dłuższej perspektywie. Trzeba też brać pod uwagę zmiany, które zaszły na samej Ukrainie – w tym modernizację sił zbrojnych oraz konsolidację społeczeństwa bez pęknięcia na część prozachodnią i prorosyjską. Sytuacja po tzw. Rewolucji Godności 2013/2014 jest zupełnie inna niż po tzw. Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku. Teraz utrzymanie stanu posiadania przez Rosję po ewentualnej agresji byłoby jeszcze bardziej ryzykowne. Nie zmienia to faktu, że Moskwa korzysta z wielu dostępnych instrumentów wywierania stałej presji na Ukrainę. Sprawienie wrażenia, że może dojść do akcji zbrojnej daje Rosji konkretne polityczne dywidendy.

Jakie?
Spójrzmy na manewry wojskowe, które odbywały się przy granicy rosyjsko-ukraińskiej wiosną tego roku. Wtedy też zastanawiano, czy Rosjanie nie szykują jakiegoś rodzaju agresywnych działań, które pogłębiałyby politykę naruszania integralności terytorialnej Ukrainy. Nic takiego nie wystąpiło, natomiast sam fakt tej presji przyniósł pewien efekt - Rosjanie zdołali doprowadzić do szczytu USA-Rosja, na którym bardzo im zależało. Niewykluczone, że późniejsza deeskalacja po eskalacji powstrzymała Amerykanów przed wprowadzaniem dodatkowych sankcji, choć nie należy tu zapominać o rozmowach między Berlinem i Waszyngtonem, które umożliwiły dokończenie budowy gazociągu Nord Stream 2. W każdym razie, ryzyko inwazji wydaje mi się niewielkie.

Dlaczego Rosjanie akurat teraz decydują się na działania, które mogłyby zapowiadać odmrożenie konfliktu na Ukrainie?
Bardzo ważnym elementem, który powinniśmy brać pod uwagę przy ocenie tego, w jaki sposób mogą chcieć zachować się Rosjanie w określonym momencie jest ich percepcja bieżącej sytuacji międzynarodowej. Podkreślam przy tym, że jest to nasza próba zrozumienia, co w danej chwili myśli się na Kremlu. Wydaje się, że Rosjanie mogą dostrzegać pewne okienko możliwości do podjęcia działań z kilku powodów. Przede wszystkim administracja Stanów Zjednoczonych wydaje się mniej skłonna do bardziej aktywnego zaangażowania się w sprawy bezpieczeństwa europejskiego. Chodzi tu zarówno o to, że dla Waszyngtonu istotniejszym problemem są Chiny, jak i niedawna ewakuacja z Afganistanu. Forma wycofania się stamtąd amerykańskich sił była mocno krytykowana. Z rosyjskiego punktu widzenia to mogą być sygnały świadczące o nieprzygotowaniu Stanów Zjednoczonych do jakiejkolwiek konfrontacji i zapowiedzi zachowawczych, a nie asertywnych działań.

A co z Unią Europejską?
W Europie mamy do czynienia z kryzysem energetycznym, przede wszystkim na rynku gazowym, do którego Rosja dokłada zresztą swoje trzy grosze, więc część środowisk jest zajęta rozwiązywaniem tego problemu, który wpływa na funkcjonowanie gospodarek poszczególnych państw. Jednocześnie w UE pojawiają się też podziały czysto polityczne dotyczące m.in. kwestii pomysłów na dalszą integrację europejską oraz zmianę przywództwa w kontekście wyborów w Niemczech i zbliżającego się odejścia Angeli Merkel. Jeżeli w najważniejszym europejskim kraju następują takie zmiany, to to zawsze jest moment, który Rosja może traktować jaką dogodną okazję do podjęcia określonych działań. Inna sprawa, że Moskwa najwyraźniej spodziewa się po nowych władzach niemieckich prowadzenia jeszcze bardziej pragmatycznej polityki wobec Rosji.

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej mógł służyć odwróceniu uwagi europejskich liderów od konfliktu Rosji z Ukrainą?
Zdecydowanie tak. Sytuacja na granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską zaabsorbowała uwagę Unii Europejskiej oraz NATO. To forma testowania Zachodu. Kolejne ognisko zapalne, które zostało utworzone na wschodniej granicy obu organizacji może zostać wykorzystane do tego, żeby przez jakąś drobną eskalację postawić kolejne postulaty polityczne. Podsumowując – Rosjanie mają podstawy do tego, żeby zakładać, że Zachód znajduje się w trudnym momencie. To kusząca okazja do tego, by w pewnych strategicznych sprawach licytować trochę mocniej. Choć raczej nie tzw. wielką wojną, ale raczej ograniczoną eskalacją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl