Rolnicy o kryzysie w owocach. „Musimy uderzyć się we własne piersi"

Sławomir Skomra
Kiedy owoce były drogie, powiększali plantacje. Sprzedawali sadzonki na konkurencyjną Ukrainę. Teraz rolnicy odczuwają tego skutki. Takie m.in. głosy pojawiły się na spotkaniu dotyczącym skrajnie niskich cen owoców. Odbyło się ono w piątek w Lubelskiej Izbie Rolniczej.

Agrest i porzeczka po maksymalnie kilkadziesiąt groszy. Maliny po 2,5 zł. Dramatycznie niskie ceny owoców w skupach są dziś największym problemem polskiej wsi.

Niskie stawki wynikają z kilku czynników jak np. zwiększony import owoców z Ukrainy. Rolnicy podejrzewają też skupy i przetwórnie o zmowę cenową.

- Sami rolnicy przyczynili się do tej sytuacji - mówił w piątek na spotkaniu w tej sprawie prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, Piotr Burek. - Powiększano plantacje, sprzedawano sadzonki na Ukrainę. Jest wzrost produkcji, nadprodukcja owoców których nie jesteśmy w stanie sami zagospodarować - dodał.

Była też mowa o tym, że gdy kilka lat temu owoce były drogie i opłacało się je uprawiać, to rolnicy powiększali plantację.

- Mój sąsiad ma 8 hektarów agrestu, a miał jeden hektar - mówił jeden z plantatorów.

Przez to na rynku jest dużo owoców, a ich cena spadła. O ile kilogram malin w 2015 r. kosztował w skupie od 7 do nawet 12 zł, to teraz właśnie 2,5 zł a to jest poniżej kosztów produkcji.

- Sytuacja jest trudna. A w takiej zawsze szuka się winnego - mówił jeden z właścicieli przetwórni owoców i tłumaczył, że polskie ceny są uzależnione od europejskich. - Mówi się o nieuczciwych praktykach przetwórców, a my mamy marże rzędu 1 proc. Nie ma zmowy cenowej, bo niemożliwe jest żeby zmówiło się 400 podmiotów działających na tym rynku - wyjaśniał.

Też narzekał na powiększane plantacje, z których owoców nikt nie chce kupować. Mówił, że rolnicy brali dotacje unijne na powiększenie produkcji na zasadzie „jest to biorę".

- UE dała nam raz, a jak ceny spadły, to towar biorą od nas za darmo - narzekał.

Tomasz Solis, wiceprezes Związku Sadowników RP przyznał, że powiększanie plantacji i nadprodukcja była błędem. Tak samo jak prywatyzacja rynku przetwórstwa i pozwolenie, żeby dominowały na nim dwa globalne koncerny. Jednak dla Solisa to przeszłość i teraz trzeba skupić się na rozwiązaniu problemu.

Jedną z propozycji jest wprowadzenie umów sezonowych. Zawierałby ją rolnik z przetwórnią lub skupem, ale na kilka miesięcy przed zbiorami. Wówczas rolnik miałby zagwarantowany odbiór owoców po ustalonej cenie.

- Tylko jeśli ja się umówię na 100 ton porzeczki, a wyprodukuje 150 ton to resztę będę sam musiał sobie spakować - mówił Solis zaznaczając, że w ten sposób byłyby też zabezpieczone przetwórnie, a takie umowy pomogą uregulować rynek.

Na spotkaniu był też wojewoda lubelski, Przemysław Czarnek (PiS). Ocenił, że za całą sytuacją odpowiedzialność ponosi PSL. - Jako, że współrządziło przez ostatnie 25 lat - tłumaczył.

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

Zobacz też: Koniec szkoły! Premier życzył uczniom bezpiecznych i pełnych przygód wakacji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rolnicy o kryzysie w owocach. „Musimy uderzyć się we własne piersi" - Kurier Lubelski

Wróć na i.pl Portal i.pl