Rodzice nie chcą szczepić dzieci, zapomniane choroby zakaźne wracają

Redakcja
DARIUSZ BLOCH/POLSKA PRESS
Czy to powrót groźnej choroby? Odra przypomniała o sobie w pow. wieruszowskim. Tylu zakażonych wirusem w woj. łódzkim nie było od lat. Źródła zachorowań nie są znane, a chorzy mogą nawet nie wiedzieć, że są nosicielami zarazków i przenoszą je na innych. Czy grozi nam epidemia?

Dyskusja o zasadności szczepień przeciwko chorobom zakaźnym trwa od lat. Po jednej stronie barykady są lekarze, którzy mówią o potrzebie szczepień, po drugiej tzw. ruchy antyszczepionkowe, które zyskały na popularności po publikacji brytyjskiego chirurga Andrew Wakefielda. Brytyjski lekarz powiązał szczepionki z coraz powszechniejszym autyzmem.

Przeciwnicy szczepień (w większości rodzice małych dzieci) wskazują, że wiele chorób zakaźnych, groźnych w ubiegłych wiekach, już praktycznie nie występuje i dlatego nie ma potrzeby truć nasze dzieci szczepionkami. Z kolei zwolennicy szczepień podkreślają, że jest dokładnie odwrotnie i brak szczepień doprowadzi do powrotu groźnych epidemii.

Teraz ci drudzy dostali potężny argument. Ten argument to odra zdiagnozowana w ostatnich dniach u lekarki i trójki dzieci ze szpitala w Wieruszowie. A chorych może być więcej...

- Sytuacja jest rozwojowa. Czekamy na wyniki kolejnych badań. Będziemy pobierać próbki od następnych osób. Nasze dochodzenie epidemiologiczne zawęża się do gminy Galewice, skąd mamy większość podejrzeń zachorowań na odrę. Wszystkie nasze działania zmierzają do przerwania łańcucha zakażeń, żeby nie dopuścić do kolejnych zachorowań - powiedziała nam Ewa Żóraw, inspektor sanitarny w Wieruszowie.

Podejrzana wysypka

Ognisko zakażeń nie jest znane, ale są pewne podejrzenia. Niemowlęta leczone w wieruszowskim szpitalu i wypisane do domu w „stanie ogólnym dobrym” miały wysypkę, ale nie wzbudziła ona większych podejrzeń.

Odra w powiecie wieruszowskim. Cztery potwierdzone przypadki! Sytuacja jest rozwojowa

Pierwszy przypadek odry stwierdzono u lekarki z tego oddziału. Jej wynik był dodatni, co oznacza zakażenie. Objawy sugerujące odrę wystąpiły również u pielęgniarki. W tym przypadku alarm był fałszywy. Ale cały oddział zamknięto. Chorych przewieziono do innych szpitali, a personel wrócił do domu.

Odra to śmiertelna choroba silnie zakaźna. Osoba zarażona rozsiewa mikroby podczas k
aszlu i kichania. Dla odry charakterystyczna jest wysypka, która najpierw pojawia się za uszami, wzdłuż linii włosów, a następnie obejmuje twarz, szyję, tułów i pozostałe części ciała. Występują również objawy grypopodobne, takie jak kaszel, wysoka temperatura, katar, ale również światłowstręt.

Na odrę najczęściej chorują niemowlęta od 6. do 12. miesiąca życia, które nie zostały objęte pierwszym obowiązkowym szczepieniem przeciwko tej chorobie, a także dzieci w wieku do 15 lat, którym nie podano tzw. dawki przypominającej.

Osoba dorosła może zachorować, jeśli uniknęła kontaktu z chorobą w dzieciństwie lub nie została zaszczepiona. Przebieg odry u dorosłych może być cięższy niż u dzieci - w połowie przypadków występują powikłania. Po wojnie w Polsce na odrę chorowało powyżej 100 tys. osób rocznie, a z powodu powikłań umierało od stu do 200 osób.

Kiła powraca, znów staje się zagrożeniem

W woj. łódzkim, według danych sanepidu, w latach 2015 - 2016 nie odnotowano żadnego przypadku odry. W ubiegłym roku obecność wirusów potwierdzono u 35-letniego mężczyzny. Łódzki sanepid wyjaśniał, że chory wrócił z Indii, skąd prawdopodobnie przywiózł groźne zarazki.

Znacznie gorsza sytuacja panuje za naszymi granicami. Epidemia odry w ubiegłym roku została stwierdzona w 15 państwach Europy. Najwięcej chorych zarejestrowano w Rumunii, Włoszech i na Ukrainie - w każdym z tych krajów odnotowano ok. 5 tys. przypadków.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) winą za obecną sytuację obarcza ruchy antyszczepionkowe, które - jej zdaniem - przyczyniły się do tego, że coraz więcej rodziców nie szczepi swoich dzieci.

WHO zwraca też uwagę na przerwy w dostawach szczepionek w niektórych krajach i brak nadzoru nad rozwojem groźnych chorób.

Zastrzeżenia WHO dotyczą także naszego regionu. Z roku na rok w woj. łódzkim przybywa rodziców, którzy odmawiają zaszczepienia swoich dzieci przeciwko odrze, różyczce i śwince. Widać to w statystykach łódzkiego sanepidu. W 2014 roku zaszczepiono 80,9 proc. dwuletnich dzieci. W ubiegłym roku wskaźnik ten spadł do 72,8 proc.

- Trzeba mieć świadomość, że jeśli nie podejmujemy odpowiednich działań, przede wszystkim szczepień i przestrzegania rygoru higieniczno-sanitarnego, to ułatwimy zasiedlenie patogenów i powróci zagrożenie, jakim były choroby zakaźne - podkreśla Zbigniew Solarz z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi. - Żyjemy jednak w kraju, w którym jest bardzo dobrze rozwinięta służba sanitarno-epidemiologiczna, a medycyna i farmacja dały skuteczną obronę przed zachorowaniem - dodaje Zbigniew Solarz.

Plaga gruźlicy

Przed laty mieszkańców naszego kraju dziesiątkowała gruźlica. Na początku XX wieku na każde 10 tys. łodzian co roku umierało ponad 380 osób. Chorych było tak wielu, że łódzkie szpitale przekształcały się w placówki zajmujące się chorobami płuc.

Dzisiaj z epidemią gruźlicy walczy Ukraina, gdzie z powodu utrudnionego dostępu do opieki zdrowotnej, choroby zakaźne mają idealne warunki do rozwoju. Nie wiadomo nawet dokładnie, ile osób na Ukrainie choruje na gruźlicę. Szacuje się, że chorych może być około miliona.

Czy tak bliskie sąsiedztwo i napływ pracowników z Ukrainy nie spowodują wzrostu liczby zachorowań w naszym kraju? Na razie nie wiadomo, gdyż prątki gruźlicy nie mają typowego okresu wylęgania. Choroba może się ujawnić po kilku tygodniach lub kilkunastu latach od zakażenia.

Epidemiolodzy uspokajają jednak, że powodu do paniki nie ma. W woj. łódzkim liczba chorych na gruźlicę spadła z 533 w 2014 r. do 418 w roku ubiegłym. Co ciekawe, częściej chorują mieszkańcy miast niż wsi.

Gruźlica to jednak choroba, przeciwko której rodzice szczepią dzieci najchętniej. Od 2014 r. szczepionych jest ponad 98 proc. maluchów. Podobnie jest w przypadku błonicy, tężca i polio.

- Szczepienia przyniosły bardzo dobre rezultaty. Ochroniły społeczeństwo przed epidemiami. Doprowadziły do wytworzenia odporności - podkreśla Zbigniew Solarz. - Jednak czynniki chorobotwórcze nieustannie krążą w naszym środowisku. Organizm człowieka posiada mechanizmy obronne, ale one nie są wystarczające. Dlatego musimy posiłkować się inną bronią, jaką są szczepienia. Możemy nimi skutecznie odeprzeć atak groźnych dla życia i zdrowia drobnoustrojów.

W ubiegłym roku w woj. łódzkim spadła zapadalność na krztusiec, świnkę i różyczkę. Drastycznie wzrosła za to liczba chorych na kiłę (syfilis): z 51 w 2016 r. do 126 w roku ubiegłym.

Współpraca: Zbyszek Rybczyński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rodzice nie chcą szczepić dzieci, zapomniane choroby zakaźne wracają - Plus Dziennik Łódzki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl