Robert Biedroń: Nie będzie żadnych skoków w bok. Bycie prezydentem Polski nie jest moim marzeniem [rozmowa]

Ryszarda Wojciechowska
Robert Biedroń
Robert Biedroń Bartek Syta
Naprawdę bycie prezydentem Polski nie jest moim marzeniem. Wiem, że wiele osób chętnie pisałoby dla mnie takie scenariusze. Zresztą scenarzystów w moim życiu było wielu. Ale ja zawsze szedłem pod prąd - mówi prezydent Słupska Robert Biedroń.

„Biedroń już mnie wkurza” - napisał prof. Jan Hartman. Wkurza, bo podobno nie ma Pan odwagi zagrać o wysoką stawkę, czyli stanąć na czele nowej formacji. Mimo że teraz jest Pana czas.

Teraz to ja jestem prezydentem Słupska. I umówiłem się z mieszkańcami, że dokończę tę kadencję. Nie będzie więc żadnych skoków w bok. Nie zamierzam obecnie niczego tworzyć. Rozumiem jednak tę niecierpliwość.

Z czego się ona bierze?

Przy tej mizerii w polskiej polityce, każda jaskółka wydaje się być zwiastunem wiosny. Ale jaskółka zajęta jest budowaniem gniazda, które nazywa się Słupsk. Jestem prezydentem Słupska i nie chcę tracić energii na inne działania. Naprawdę nie buduję partii z Ryszardem Petru, Joanną Scheuring--Wielgus, Barbarą Nowacką, Janem Hartmanem czy innymi. Nie mam takich planów. I te ciągłe pytania niczego nie zmienią. Chciałbym mieć spokój, aby pracować dla mojego miasta.

Demokracja jest zbyt poważnym zobowiązaniem,żeby obywatelom robić takie numery

Ale jaką gwarancję mają mieszkańcy Słupska, że za dwa lata ta jaskółka nie zmieni się w orła, który wystartuje w wyborach na prezydenta RP?

Jestem poważnym politykiem. I jeżeli zostanę ponownie prezydentem Słupska, to dokończę i tę kadencję. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że po dwóch latach zostawiam słupszczan dla jakiejś innej funkcji. A jeżeli pojawiłyby się jakiekolwiek inne plany, to po prostu nie będę zabierał mieszkańcom ich czasu, energii i pieniędzy. Nie będę ich angażował w wybory z moim udziałem. Kombinacja, że po pięciu miesiącach odejdę, na przykład, do Parlamentu Europejskiego czy na inne stanowisko, nie wchodzi w grę. Demokracja jest zbyt poważnym zobowiązaniem, żeby obywatelom robić takie numery.

Robert Biedroń
Robert Biedroń Szymon Starnawski /Polska Press

Ale są głosy w stylu - jak nie teraz Biedroń, to kiedy? Niektórzy sugerują, że może Pan „przespać swój czas”.

Jaki czas? Niektórym się wydaje, że dla mnie największym szczęściem jest bycie prezydentem Polski albo premierem.

A nie jest?

Nie. Przecież Pani mnie zna już od lat i wie, że szczęście przynoszą mi całkiem inne rzeczy. Przynosi je kontakt z ludźmi, obserwowanie tego, że mieszkańcy są zadowoleni, że się cieszą, kiedy razem możemy coś zrobić. Funkcjonuję w innej przestrzeni politycznej. I naprawdę bycie prezydentem Polski nie jest moim marzeniem. Wiem, że wiele osób chętnie pisałoby dla mnie takie scenariusze. Zresztą scenarzystów w moim życiu było wielu. Ale ja zawsze szedłem pod prąd.

I obniżka prezydenckiej pensji Pana nie zraża? Już teraz jest Pan prezydentem miasta z najniższym uposażeniem.

Po tych obniżkach będę zarabiać niecałe pięć tysięcy złotych na rękę. Wystarczy. Zastanawiam się tylko, czemu ten ruch służy? Czemu nas ktoś tak upokarza? Upokarza za błędy, których my samorządowcy nie popełniliśmy. Przecież to działacze samorządowi są najlepiej ocenianymi politykami w Polsce. Jeżeli z czegokolwiek możemy być dumni, to z tego, jak zmieniają się na lepsze nasze małe ojczyzny. Nie rozumiem, dlaczego to my mamy płacić cenę za błędy tego rządu?

To pytanie do Jarosława Kaczyńskiego. Jemu trzeba je stawiać.

Ale dobrze, żeby ludzie wiedzieli, jak to działa. Będę zarabiać dwukrotnie mniej, niż niektórzy urzędnicy w naszym ratuszu. Trzykrotnie mniej, niż prezesi w spółkach miejskich. A przecież zarządzam budżetem w wysokości 537 mln złotych. Zatrudniam 4600 osób w ratuszu i wszystkich podległych mi jednostkach. Jako jedyny, obok skarbnika, odpowiadam karnie za podejmowane decyzje. I dlatego każe się mnie za błędy i wypaczenia centralnej władzy?

Robert Biedroń: - Mam wrażenie, że tu nie chodzi o Biedronia. Ale o pewne marzenie o Polsce, które tkwi w wielu z nas, a które nie jest dzisiaj artykułowane przez polityków

Nie jest Pan sam. Ta „kara” zostanie sprawiedliwie rozłożona na wszystkich samorządowców.

Nie chciałem się użalać. Tylko powiedzieć, jak bardzo jest to upokarzające. Tak, Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się mnie upokorzyć. Tylko, czy to dobrze służy Polsce? Nie sądzę. Takie poczynania spowodują, że teraz będziemy świadkami selekcji negatywnej. Świadkami tego, że ludzie, którzy coś potrafią, nie będą chcieli przyjmować na siebie tak wielkich obowiązków za tak niewielkie pieniądze. I że to legitymacja partyjna może decydować o tym, kto zostanie prezydentem miasta. Przypomnę, że dzisiaj 82 procent wójtów, burmistrzów i miast jest niezależnych. I Polacy bardzo to sobie cenią.

Nie chciałby Pan wziąć jakiegoś odwetu za to upokorzenie?

Nie jestem odwetowy. Chcę tylko pokazać, że jest alternatywa dla tej władzy. Że Polska zasługuje na więcej.Oczywiście, można mnie jako prezydenta krytykować. Nie jestem ideałem. Nie skończyłem uniwersytetu prezydenckiego. Popełniam błędy, jak każdy. Ale myślę, że na przykładzie Słupska pokazuję, iż jest alternatywa dla tego, co mamy dzisiaj w Polsce. To alternatywa w podejściu do ludzi. I ona procentuje. W sondażach przedwyborczych na prezydenta Słupska chce na mnie głosować duża część elektoratu Prawa i Sprawiedliwości i Kukiza, bo „zbudowałem” miasto, w którym się nikogo nie wyklucza. W którym każdy może się z każdym dogadać. A kandydat Prawa i Sprawiedliwości ma tutaj 9 procent poparcia.

Jak Panu się to udaje?

Dlatego, że nie dzielę. Szukam dialogu i z każdym staram się rozmawiać. Szkoda, że nie ma takiego modelu na szczeblu centralnym. Ale Jarosław Kaczyński postanowił prowadzić wojnę polsko-polską.

Niektórzy lewicowi politycy nazwali pana Mesjaszem lewicy.

No tak.

Robert Biedroń
Robert Biedroń Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse

I co z tym zrobić?

Szukać tych wartości, które stoją za moim działaniem. Mam wrażenie, że tu nie chodzi o Biedronia. Ale o pewne marzenie o Polsce, które tkwi w wielu z nas, a które nie jest dzisiaj artykułowane przez polityków. Autentyczność i wiarygodność - na to ludzie czekają. I to nie jest tak, że przyjdzie Mesjasz, Biedroń czy ktokolwiek inny i rozwiąże wszystkie problemy.Chodzi o to, żeby właśnie te wartości były w polskiej polityce. To jest też sygnał dla tych środowisk, które czekają na swoją szansę.Może nastał już czas na nowy projekt polityczny, który będzie ucieczką od tego wyniszczającego konfliktu PO i PiS?

Widzi Pan kogoś, kto mógłby taki projekt rozwinąć?

Nie chodzi o personalia. Wiem, że my dzisiaj żyjemy liderami i liderkami. Ale oni nie są sednem polityki. Przez to, że tak koncentrujemy się wszyscy na personaliach, nie mamy czasu na to, żeby rozmawiać o ważnych sprawach. O tym, jak powinna wyglądać służba zdrowia, polityka społeczna czy sprawy zagraniczne. Martwię się, że rozmawiamy o personaliach, a nie zrównoważonym rozwoju. O tym, jak sprawić, żeby takie miasta, jak Słupsk, przestały się wyludniać. Żeby dostały swoją szansę.

Jednak drzwi urzędów ministerialnych zamykają się przed Panem.

To kompletnie bez sensu. Bo na tym tracą mieszkańcy. I dlatego Prawo i Sprawiedliwość w Słupsku ma tak niskie notowania.

Od czego Pan się odbił?

Od wszystkiego. Próbuję rozmawiać w sprawie krajowej „szóstki”. Nie udaje się. W sprawie hali widowiskowo-sportowej pukanie do rządowych drzwi pozostaje bez echa. Z panią Beatą Szydło chciałem umówić się na rozmowy o ewaluacji programu „500 plus”. Do dzisiaj nie doczekałem się odpowiedzi. Próbuję dogadać się w sprawie zwrotu kosztów poniesionych w związku z reformą szkolnictwa, bo minister edukacji obiecała, że nie dołożymy do tego złotówki, a my w Słupsku dołożyliśmy już 3 miliony złotych i też nic. Chciałem porozmawiać na temat rekompensat w sprawie tarczy antyrakietowej w Redzikowie, społeczność lokalna przecież umówiła się z rządzącymi na rekompensaty, ale też cicho wokół tego. Odbijam się od każdych drzwi. Jak to była premier mówiła w kampanii? Mamy państwo w ruinie? Owszem, w ruinie, tylko mentalno-urzędniczej pod ich rządami.

Żeby móc powiedzieć każdego dnia przy goleniu: - Robert, nie straciłeś twarzy. Nie grałeś ohydnie i nadal jesteś sobą

W Słupsku czuje się już kampanijną gorączkę. Można odnieść wrażenie, że to Platforma najbardziej Pana atakuje. Pana rywal Zbigniew Konwiński zarzucił ratuszowi, że zamiótł pod dywan sprawę molestowania nieletnich przez instruktora tańca.

Wykorzystywanie przez polityków do kampanii wyborczej cierpienia dziecka jest ohydne. Prokuratura bada sprawę. I nawet przedstawiciel PiS ograniczył się tylko do słów, że sprawa jest w prokuraturze i nie będzie jej komentować.

Atak był skierowany w Pana. Podobno wiedzieliście o tych molestowaniach z donosu i nic nie zrobiliście.

Nie wiedzieliśmy. Ale chodziło o to, żeby jakiś brud do mnie przykleić. Pan Konwiński mówi, że być może prezydent wiedział o tym i trzeba to sprawdzić. Tak można powiedzieć o każdym.

To dowodzi jednak tego, że kampania w Słupsku będzie ostra.

I to jest przykre. Bo Grzegorz Schetyna jeździ i przekonuje, że jest zjednoczona opozycja. Deklaruje, że wspiera najsilniejszych kandydatów obozu prodemokratycznego. A tu nagle wystawia kandydata Platformy Obywatelskiej. To o jakim zjednoczeniu mówimy? W ten sposób nie zbuduje się silnego frontu przeciw Prawu i Sprawiedliwości, zwłaszcza jeśli będzie się prowadziło grę oszczerstw i pomówień wobec kontr-kandydatów. Moja polityka polega na tym, żeby rozmawiać ze wszystkimi. Nie budowałem tu koalicji partyjnej. Nie sprzedałem stołków wiceprezydentów i urzędników za legitymacje partyjne, za głosy radnych. Starałem się szukać dialogu z wszystkimi. I okazuje się, że to się opłaciło. Ale teraz Platforma Obywatelska postanowiła, że legitymacja partyjna będzie ważniejsza niż miasto.

Według niedawnego sondażu dla „Dziennika Bałtyckiego” ma Pan 60-procentowe poparcie w Słupsku. Ale czy w związku z tym śpi Pan spokojnie?

Nie.

Co w takim razie spędza Panu sen z powiek?

Łaska wyborców, która na pstrym koniu jeździ. Wielu polityków już się o tym przekonało. Ludzi i ich wybory trzeba szanować. Jestem dumny z tego wysokiego poparcia, ze słupszczan. Ale wiem też, że to może się szybko zmienić. Jeżeli by tylko woda sodowa uderzyła mi do głowy, albo jeżeli przestanę realizować tę politykę w mieście, którą dzisiaj prowadzę. Jestem ostrożny, przyglądając się sondażom. I powtarzam sobie - pokora i jeszcze raz pokora. A czas weryfikacji nadejdzie w dniu wyborów.

To jak daleko sięgają Pana polityczne plany?

Któż to wie? Gdybym pięć lat temu powiedział w rozmowie z panią, że zostanę prezydentem Słupska, to pewnie byśmy się oboje śmiali. Nie mogę dziś precyzyjnie określić swoich planów na przyszłość. Ale wiem, że chciałbym żyć w innym kraju i w jeszcze lepszym Słupsku. I to pewnie będzie determinowało moją drogę w polityce. Nie poddam się tak łatwo. Nawet jeśli nie zostanę ponownie prezydentem Słupska. Znajdę gdzieś swoje miejsce w życiu publicznym i będę nadal w polityce działał. A czy to będzie prezydentura Słupska czy Polski, to dla mnie kompletnie sprawa drugorzędna.Będę wszędzie tam, gdzie poczuję, że mogę zmieniać rzeczywistość. Tak, żeby każdego dnia przy goleniu, patrząc sobie w oczy, móc powiedzieć: - Robert, nie straciłeś twarzy. Nie grałeś ohydnie i jesteś nadal sobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl