Robert Biedroń: Jarosław Kaczyński stoi na jednej nodze, a ja na dwóch

Ryszarda Wojciechowska
25.02.2019  gdansk. konferencja prasowa wiosna roberta biedrona   fot. piotr hukalo / dziennik baltycki / polska press
25.02.2019 gdansk. konferencja prasowa wiosna roberta biedrona fot. piotr hukalo / dziennik baltycki / polska press brak
Rozmowa z Robertem Biedroniem, liderem „Wiosny” o obietnicach wyborczych, Jarosławie Kaczyńskim i Donaldzie Tusku.

Zazdrości pan Jarosławowi Kaczyńskiemu, że przybił „piątkę” z narodem, jak nazwano ostatni program wyborczy PiS?
Jarosław Kaczyński z jednej strony przybija ze społeczeństwem „piątkę”, a z drugiej nim gardzi, ograniczając mu wolność. Dzisiaj nie da się ludzi przekupić pieniędzmi. Polki i Polacy znają świat. Wiedzą, że w tym świecie zabezpieczenie socjalne jest bardzo ważne. Ale nie może przesłaniać wszystkiego. „Wiosna” też ma program, związany z socjalnym bezpieczeństwem, z kwestiami wyrównywania szans.

Może prezes Kaczyński wyczuwa lepiej, niż pozostali, co komu obiecać w kampanii?
Być może. Ale 500 złotych już na pierwsze dziecko my zaproponowaliśmy dużo wcześniej. Jeszcze wtedy, kiedy oni twardo mówili, że się nie da.

Ale to PiS ma władzę i pieniądze.
Jeszcze przez kilka miesięcy. Co z tego, że umówiliśmy się wcześniej na demokrację i na rządy prawa, skoro nie są one przestrzegane? Oczywiście, istnieją państwa autokratyczne takie jak Korea Północna, Białoruś czy Kuba. Tam też próbowano eksperymentów socjalnych, którymi przekupywano społeczeństwo, zabierając im za to wolność. Ale we współczesnym świecie trzeba stać na dwóch nogach. Pierwsza noga to wyrównywanie poziomu życia w społeczeństwie, a druga to wzmacnianie demokracji i wyrównywanie szans w sferze równości i wolności. Jarosław Kaczyński stoi na jednej nodze, ja stoję na dwóch.

We współczesnym świecie trzeba stać na dwóch nogach. Pierwsza noga to wyrównywanie poziomu życia w społeczeństwie, a druga to wzmacnianie demokracji i wyrównywanie szans w sferze równości i wolności. Jarosław Kaczyński stoi na jednej nodze, ja stoję na dwóch.

To znaczy?
Bo czy PiS obiecuje równouprawnienie kobiet i mężczyzn? Czy zajmuje się ochroną środowiska, zakazem hodowli zwierząt futerkowych, niewpuszczania cyrku ze zwierzętami do miast? Czy proponuje małżeństwa osób tej samej płci, legalną aborcję do 12 tygodnia? Nie. A my tak.

Żartowaliśmy, że pan mógłby przebić prezesa w obietnicach finansowych i zaproponować np. po 100 złotych na każdego kota.
I pewnie prezes byłby nawet gotów za tym zagłosować. To dobry pomysł (śmieje się). Powinniśmy się cieszyć, a nie narzekać, kiedy politycy licytują się na pomysły, które mają sprawić, że ludziom będzie się żyło lepiej.

Nie tylko Gdańsk emocjonuje się teraz sprawą pomnika prałata Jankowskiego. Co pan myśli o tym obalaniu i stawianiu go?
Jest coś odrażającego w tym, że obecne przywództwo legendarnej „Solidarności” składa kwiaty pod pomnikiem człowieka, który okazał się być nie tylko niegodny tego pomnika, ale też może być odpowiedzialny za rzeczy, za które powinna spotkać go surowa kara.

Nie za szybko feruje się wyroki?
To prawda, musimy być ostrożni. Ale od kilku lat jestem z Pomorzem związany i wiem, że o tej sprawie mówiło się od dawna. Że podejrzenie było. Ale ani organy ścigania, ani pomorskie elity nie miały odwagi zająć się jej wyjaśnieniem. Zbyt długo odwracaliśmy głowy od cierpienia ofiar. Dlatego uważam, że dziś trzeba stanąć po ich stronie. Wiem, że osoba oskarżana nie żyje i nie może się bronić. Nie osądzimy już księdza prałata. Pewnie nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę. Ale przynajmniej w imię sprawiedliwości musimy dać ofiarom głos i je wysłuchać.

Nie osądzimy już księdza prałata. Pewnie nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę. Ale przynajmniej w imię sprawiedliwości musimy dać ofiarom głos i je wysłuchać.

Pan popiera obalanie pomnika?
Jeżeli pomnik został obalony w geście obywatelskiego nieposłuszeństwa, to trzeba pamiętać, że to jest tylko pomnik. Zresztą on wielu gdańszczanom przeszkadza. Ludzie przechodząc obok, odwracają głowy. Czują się niekomfortowo. Wolałbym, żeby do obalania nie dochodziło, ale też chciałbym, żeby nie dochodziło do krzywdzenia ludzi.

Czy pan się trochę nie zagalopował, nazywając kandydatów z listy PiS do Parlamentu Europejskiego “leśnymi dziadkami”? To dość pogardliwe określenie starszych ludzi.
Każdy kto mnie zna, wie, że pogardy we mnie nie ma. A leśne dziadki, jeśli pani zajrzy do słownika języka polskiego, to przeczyta, że oznaczają polityków, którzy w polityce są już raczej zgranymi kartami. Tymi, którzy za długo funkcjonują w życiu publicznym. W tym określeniu nie chodzi o wiek. Tylko o to, żeby reprezentacja, którą wybiera się do Parlamentu Europejskiego znała języki obce. Jestem od ośmiu lat członkiem delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i Kongresu Władz Lokalnych i Regionalnych Rady Europy. I wiem, jak wygląda skład polskiej delegacji. Że jest wybierany z partyjnego klucza. Połowa naszych delegatów nie jest w stanie powiedzieć ani me ani be ani kukuryku w żadnym innym języku, niż polski.

Może mają tłumaczy?
W Radzie Europy nie mają. A wie pani co oni tam robią? W czasie afery madryckiej ja też byłem w Madrycie. Tylko, że siedziałem w sali posiedzeń i słuchałem obrad, bo znam języki obce. A ci „kolesie” chodzili sobie po mieście. Tak wygląda praca wielu naszych polityków za granicą. Zwiedzają sobie Alzację, robią zakupy, próbują dobrych win.

W czasie afery madryckiej ja też byłem w Madrycie. Tylko, że siedziałem w sali posiedzeń i słuchałem obrad, bo znam języki obce. A ci „kolesie” chodzili sobie po mieście. Tak wygląda praca wielu naszych polityków za granicą. Zwiedzają sobie Alzację, robią zakupy, próbują dobrych win.

Jaką pan ma gwarancję, że kandydaci „Wiosny” będą odporni na uderzenie wody sodowej, kiedy już się do PE dostaną?
Nigdy nie mamy takiej stuprocentowej gwarancji. Ale jestem bardzo ostrożny w wyborze kandydatów. Nie ogłosiłem jeszcze list „Wiosny”, bo do ostatniego momentu chcę sondować kandydatów. Muszę mieć pewność, że ci, którzy będą mieli realne szanse powalczyć o mandat do PE, znają języki obce i są kompetentni, jeśli chodzi o prawo unijne.

Skąd pan takich ludzi ściągnie na listy?
Już trochę takich ludzi mam. To są fachowcy, którzy „zjedli zęby” na działalności w organizacjach pozarządowych, prowadząc firmy. Oni nie znajdą się na listach za lojalność i wierność partii, tylko za kompetencje.

Ale to pan stał się bohaterem nowej metody kandydowania, metody na Biedronia. Zapowiadając, że po zdobyciu mandatu do PE odda go komuś innemu z listy, bo pan chce być w Polsce.
W polityce jestem zawsze szczery i płacę za to czasami cenę. Ale uważam, że wyborców nie można oszukiwać. Kiedy startowałem z naszym komitetem w Słupsku, to też zapowiedziałem, że zrezygnuję z mandatu radnego. I co się stało? Dostałem najlepszy w historii miasta wynik do rady.

Pan mówi o demokracji. A czy to nie jest jej psucie?
Jeżeli mam wprowadzić dobrą drużynę do Parlamentu Europejskiego i zdobyć jak najwięcej głosów i mandatów, to warto czy nie warto, żebym startował? Dzięki temu mogę wprowadzić o dwóch, może nawet o trzech posłów więcej. Bo chciałbym, żeby tam pojechało chociaż kilka osób naprawdę pracować. Trudno. Może zapłacę za to cenę. Ale wolę to zrobić, bo dzięki temu może się zmienić obraz polskiej delegacji w Parlamencie Europejskim.

Czy posiadanie własnej partii nie zepsuje pana?
Rozmawialiśmy wielokrotnie o moim życiu. I pani wie, że ja nie miałem łatwego dzieciństwa.

Jak wielu.
Byłem najstarszym z dzieci i zawsze się opiekowałem młodszym rodzeństwem. Nie miałem wyboru. Ojciec przychodził pijany z pracy, mama musiała iść do pracy. Potem byłem przewodniczącym szkoły, przewodniczącym internatu, szefem bandy podwórkowej, tworzyłem kampanię przeciw homofobii, byłem prezydentem miasta. Staram się być autentyczny, wiarygodny i budzić zaufanie. Taki jestem. A ludzie albo mnie lubią albo nie. Moja pani psycholog do której czasami chodzę, powtarza mi: Robert pamiętaj o zasadzie 30 procent. 30 procent osób będzie cię kochało, 30 procent nienawidziło, a dla 30 będziesz obojętny. Pogódź się z tym. Nie jesteś zupą pomidorową.

Na porażkę jest pan przygotowany?
Ta energia, z którą się od wielu tygodni spotykam, jeżdżąc po Polsce, dodaje mi skrzydeł. Ale przy tak dużym entuzjazmie ze strony ludzi, człowiek musi uważać, żeby nie stracić głowy. Żeby się nie zagubić. Dlatego trzeba czasami znaleźć moment spokoju i na chwilę się wycofać. Odnaleźć czas na autorefleksję i odnaleźć w sobie skromność. To nie jest łatwe.

Koalicja Europejska ściąga pana na ziemię. Traktuje ją pan jak sojusznika, wroga?
Konkurencja w polityce jest ważna. Idziemy obok siebie. Przez ostatnie trzy tygodnie wszystkie sondaże pokazują, że po raz pierwszy od trzech lat dzięki „Wiośnie” szansa na odsunięcie PiS od władzy jest realna. Zwłaszcza jeśli po wyborach stworzymy koalicję z Koalicją Europejską.

Przez ostatnie trzy tygodnie wszystkie sondaże pokazują, że po raz pierwszy od trzech lat dzięki „Wiośnie” szansa na odsunięcie PiS od władzy jest realna. Zwłaszcza jeśli po wyborach stworzymy koalicję z Koalicją Europejską.

Według niektórych sondaży poparcie „Wiosny” lekko topnieje.
To jak z każdą wiosną. Czasami jest cieplej, czasami chłodniej. Ale my jesteśmy dopiero przedwiośniem.

Chciałby pan powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki?
Mamy deficyt dobrych polityków. Więc byłoby dobrze, gdyby dobrzy politycy wracali do Polski. Wiem, że pan przewodniczący nie określił się jeszcze jasno w tym względzie, ale usłyszałem, że kibicuje „Wiośnie”. Powiedział o tym publicznie. Podobnie jak Frans Timmermans. Donald Tusk już dzisiaj wie, że bez postępowej partii w Polsce będziemy skazani na Kaczyńskiego.

Nie wiem, czy Donald Tusk jest dzisiaj na tyle postępowy, żeby „Wiosna” mogła go popierać.

Głosowałby pan na Donalda Tuska, gdyby kandydował na prezydenta?
Nie wiem, czy Donald Tusk jest dzisiaj na tyle postępowy, żeby „Wiosna” mogła go popierać. Ale to nie jest już ten sam Donald, który wyjeżdżał z Polski. I całe szczęście.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Robert Biedroń: Jarosław Kaczyński stoi na jednej nodze, a ja na dwóch - Plus Dziennik Bałtycki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl