Rewolucja we Francji z powodu benzyny. A u nas?

Janusz Michalczyk
archiwum
Wyobraźcie sobie, że na wieść o podwyżce akcyzy na paliwa Polacy wychodzą masowo na ulice stolicy, palą opony, budują barykady, w kulminacyjnym punkcie zamieszek ochlapują farbami od dołu do góry Kolumnę Zygmunta III Wazy, a może nawet utrącają królowi trzymaną w prawej dłoni szablę albo - nie daj Boże - wytrącają mu z lewej dłoni krzyż.

Szokujące, prawda? Nawet nie ma porównania z żartobliwym wciągnięciem na posąg koszulki z napisem „konstytucja”. Tymczasem we Francji od kilku tygodni ludzie szaleją na ulicach, a ostatnio zbezcześcili słynny Łuk Triumfalny na Polach Elizejskich, mażąc po nim sprejami, przy czym mocno ucierpiały niektóre płaskorzeźby, przede wszystkim Marianna, symbol wolnej Francji.

Elity i historycy załamują ręce nad takim barbarzyństwem, ale mnie te ekscesy w ogóle nie zaskoczyły. Przecież Francuzi regularnie demonstrują na ulicach, a już tamtejsi studenci zachowują się niczym hordy Wandalów. Zaczęło się, jak wiadomo, od największej rewolucji w dziejach w latach 1789-1799, gdy stracili na gilotynie własnego króla, a potem posłali w zaświaty mnóstwo obywateli, niektórych bez jasnego powodu. Napoleon ogarnął ten cały bałagan, jednak skłonność do rewolty przechodziła później nad Sekwaną z pokolenia na pokolenia, aż do następnej potężnej zawieruchy podczas paryskiego marca 1968. Niby taki kulturalny naród, lecz od czasu do czasu musi się potężnie wyszumieć. Nie twierdzę, że działający teraz ruch „żółtych kamizelek” ma potencjał na równie gwałtowny wybuch społeczny, ale niewątpliwie potwierdza narodową skłonność do rozrabiania.

Przypomnijcie sobie, co się działo u nas, gdy ostatnio ceny benzyny i oleju napędowego skoczyły do góry. Znaleźli się tacy, którzy póbowali w internecie zorganizować bojkot stacji benzynowych, ale ta akcja od początku była żałosna, bo apelowano: nie kupuj paliwa dziś, pojedziesz na stację jutro. Nie kupuj dziś, lecz jutro już tak?! I to ma być protest, którego celem jest rzucenie rządu na kolana? Komedia i tyle. Parę lat temu próbowano w podobnej sytuacji blokować autostradę A4, nawołując do bardzo wolnej jazdy, jednak z równie mizernym skutkiem. Korki na naszej autostradzie są codziennością i nikogo nie bulwersują, a już na pewno władzy.

Wracając jeszcze na chwilę do Francuzów... Można zrozumieć zwykłych ludzi, że są rozczarowani poczynaniami polityków i to wszystkich partii - od lewicy do prawicy, a teraz prezydenta Emmanuela Macrona, który obiecywał lepszą jakość rządzenia. Z drugiej strony - politycy mówią to, co wyborcy chcą usłyszeć, a po zdobyciu władzy robią to, na co pozwala im sytuacja ekonomiczna. Popatrzcie na Włochy. Po wyborach powstał rząd koalicyjny nacjonalistów z populistami. Od razu wszczął konflikt z Komisją Europejską - dużo krzyczy, mało robi, więc raczej po cichu dogada się z Brukselą, bo inaczej ściągnąłby na kraj katastrofę gospodarczą. Wszystko wskazuje na to, że Włosi zrobią to, co wcześniej Grecy.

Więc to ma być alternatywa: albo rozróby na ulicach, albo rządy populistów? Ja nie znam mądrej odpowiedzi na tak postawione pytanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rewolucja we Francji z powodu benzyny. A u nas? - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl