Restauracja U Trzech Braci w Cieszynie otwarta: Dla nas to być albo nie być - mówi Tomasz Kwiek. Tylko co z szalejącą pandemią?

Jacek Drost
Jacek Drost
Tomasz Kwiek (z prawej) z restauracji U Trzech Braci w Cieszynie.
Tomasz Kwiek (z prawej) z restauracji U Trzech Braci w Cieszynie. FOT. Jacek Drost
- Nie chodziło nam o sławę. Mierzymy się z kwestią być albo nie być. To nie nasze widzimisię - mówi Tomasz Kwiek, prowadzący cieszyńską restaurację U Trzech Braci, która działa mimo obostrzeń sanitarnych.

Od wczoraj to chyba najsłynniejszy lokal w Polsce?
Trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że tak, bo może dzięki nam wróci normalność.

O taką sławę wam chodziło?
Nie do końca. Dla nas teraz to nie ma znaczenia, jaki to rodzaj sławy. Mierzymy się z kwestią być albo nie być. To nie nasze widzimisię.

Dlaczego otworzyliście lokal wbrew przepisom?
Według nas nie otworzyliśmy go wbrew przepisom. Dla nas te kwestie reguluje ustawa, a rozporządzenie nie odnosi się do ustawy. Zresztą taki jest wyrok sądu w Opolu. Dla nas ten wyrok był jakimś impulsem. Z rozmów z innymi restauratorami wynika, że nie mają wątpliwości, iż prawo pozwala nam działać. Nie dostaliśmy żadnego mandatu, że działamy niby wbrew przepisom. Problemem nie jest brak wiedzy, ale inni restauratorzy boją się represji, jeśli sprzeciwią się rozporządzeniu.

Długo zastanawialiście się otwierać czy nie otwierać?
Przy drugim lockdownie byliśmy otwarci, ale nie było klientów. Dopiero jak zaczęliśmy się ogłaszać na Facebooku, ludzie zaczęli przychodzić. Wtedy ktoś doniósł na nas na policję, przyjechała policja i zamknęliśmy lokal. Działaliśmy przez kolejne dwa tygodnie tylko na wynos. Ale prawda jest taka, że na tym nie da się zarabiać. Koszty nam się nie zmniejszyły. Tego zdaje się nie zauważać nasz rząd. Od początku lockdownu nie dostaliśmy żadnego wsparcia.

A staraliście się?
O co można się starać? Postojowe czy 5 tysięcy złotych na firmę? W takim lokalu jak nasz, a jest to przecież mały lokal, to 5 tysięcy zł, to - jak w polskim filmie padło – na waciki starczy. Tylko w LIDL-u, gdzie kupujemy same warzywa, zostawiamy 10 tysięcy złotych miesięcznie. Jeśli mam dziennie dowozów za 300 zł, muszę mieć minimum jednego kucharza i jednego kierowcę. A przecież kierowca nie robi dzień w dzień, bo ma miesiąc urlopu, więc trzeba mieć dwóch kierowców, zapłacić dwóm osobom. Takie są koszty.

Długo działa wasz lokal?
Półtora roku. Otwarliśmy się 15 lipca 2019 r. Z miesiąca na miesiąc obroty były większe, ale przyszła pandemia i wszystko stanęło. Przez te kilka miesięcy, kiedy działaliśmy, biorąc pod uwagę również kredyty, to ile się mogliśmy dorobić? Niezbyt wiele, a tu ktoś zamyka nam biznes. Tymczasem na otwarcie nawet najmniejszego lokalu w Polsce, przy obecnych przepisach, kiedy trzeba mieć choćby kilka rodzajów wentylacji, to kosmiczne koszty.

Spodziewał się pan takiej reakcji ludzi, że w pewnym sensie bronili lokalu?
Nie.

A reakcji policji?
Trudne pytanie. Spodziewałem się, że będziemy mieć wizyty policji, ale nie przypuszczałem, że przyjedzie kilka radiowozów nawet z Bielska-Białej. Nie spodziewaliśmy się, że od wejścia do restauracji przez cały plac Teatralny będzie się ciągnęła kolumna samochodów policyjnych. Nie liczyłem policjantów, ale było ich sporo. Wczoraj ośmiu było w środku, a dziewięciu blokowało wejścia, nie licząc tych, którzy spisywali ludzi na ulicy. Ja do chłopaków, którzy tu przyjechali, żadnych pretensji nie mam, to nakaz z góry. Pretensje mam do policji jako formacji. Przyjeżdżają, bo za każdym razem informują, że przyjechali w reakcji na zgłoszenie. Ktoś tam na nas doniósł, komuś się nie podoba to, co robimy. Takie bezprawne donoszenie na kogoś też jest karalne. Przestrzegałbym przed czymś takim. Jeśli to się nie skończy, będziemy reagować. Nam wielu ludzi oferowało pomoc prawną i myślę, że z niej skorzystamy.

Jak się pan czuje? Jak bohater, buntownik, prowodyr?
Nie, nie, nie. Przez myśl mi nie przyszło, że tak szybko stanę się rozpoznawalną osobą.

Boicie się konsekwencji?
Gdybyśmy się obawiali, to bylibyśmy zamknięci. Nie boimy się aż tak bardzo. Czy to wyraz odwagi czy głupoty, okaże za kilka dni. Już mamy napiętą sytuację z sanepidem. Byliśmy dzisiaj wezwani do sanepidu i nie podpisaliśmy protokołu pokontrolnego, bo nie zgadzamy się z zawartymi tam stwierdzeniami.

Sądzi pan, że za waszym przykładem pójdą właściciele następnych lokali?
Jestem przekonany, że tak, bo takie informacje dostajemy od samych restauratorów. Słyszałem, że restauracja w Skoczowie się otwiera, w Gliwicach, w Zabrzu; w Bielsku-Białej działa restauracja. Dochodzą nas informacje, że w Polsce w podziemiu działają restauracje. Jeśli tu się pojawi członek rządu i powie: "Dobra chłopaki, zamknijcie lokal, ale tu macie na konto pieniądze na opłaty , minimalne pensje dla pracowników, tu macie jakieś środki dla was", to zamkniemy to na miesiąc czy dłużej. Tak ja widzę poważne traktowanie. Ale jeśli ktoś mówi, że zamkniemy do końca roku, potem przeciąga na kolejne dwa tygodnie, to nie jest to poważne.

Co dalej?
Działamy normalnie. Tak jak działaliśmy. Mamy dzisiaj mieć pełny lokal, bo wszystkie miejsca są zarezerwowane. Po nalotach policji część ludzi stwierdziła, że i tak przyjdzie. Część, nie chcąc być ciągana po sądach, odwołała rezerwacje, ale na te miejsca wskoczyły inne osoby. Zapraszamy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl