18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Django" Quentina Tarantino [TRAILER]

Dariusz Pawłowski
Christoph Waltz (z lewej) stworzył najlepszą kreację w filmie, ale dzielnie sekunduje mu Jamie Foxx
Christoph Waltz (z lewej) stworzył najlepszą kreację w filmie, ale dzielnie sekunduje mu Jamie Foxx uip
Wywrócić, co się da, na drugą stronę. Quentin Tarantino ciągle znajduje w tym przyjemność. Także w zamienianiu białego w czarne.


Django, USA, western, 165 min., reż. Quentin Tarantino, wyst. Christoph Waltz, Jamie Foxx, Leonardo DiCaprio, Kerry Washington, Samuel L. Jackson, Don Johnson, dystr. UIP

Tarantino obejrzał chyba wszystkie filmy świata. Musiały mu się one zmieszać w głowie, dlatego chętnie miesza konwencje, sięga po różne gatunki, pożycza co tylko mu wpadnie w ręce. Tym razem "zajrzał" do westernu, a właściwie jego szczególnej, włoskiej z ducha odmiany, czyli spaghetti westernu.

A jak już zajrzał, to formę rozerwał, wypełnił po brzegi elementami z różnych epok (nawet współczesnym rapem) i doprawił wielką paczką cytatów oraz odniesień do kina i literatury (od imienia tytułowego bohatera począwszy). A przede wszystkim użył europejskiego w końcu gatunku w iście amerykański sposób, do opowiedzenia na wskroś amerykańskiej historii.

Dwa lata przed Wojną Secesyjną, Teksas przemierza dr King Schultz - Niemiec, który z nie do końca jasnych powodów znalazł się w Ameryce i został łowcą głów. Do kolejnych poszukiwanych przestępców może go doprowadzić tylko Django, czarnoskóry niewolnik. Przy użyciu broni i pieniędzy Schultz czyni Django wolnym człowiekiem, a po wykonaniu krwawego zadania - wspólnikiem.

Gdy już "natłuką" nieco łotrów i zarobią sporo dolarów, wspólnie decydują się na kolejną misję: odnalezienie i wykupienie żony Django, Broomhildy, z którą go niegdyś rozdzielono. Trop prowadzi do Candylandu - plantacji Calvina Candie, na której niewolnicy szkoleni są do śmiertelnych walk między sobą...

Co może być dla niektórych zaskakujące, Tarantino - poza tym, że opowiada o trudnym dla Ameryki temacie niewolnictwa - zrobił film o uczuciach. Poczynaniami Django kieruje miłość, zabija bo kocha i jest przekonany, że jego wybranka jest tego warta. Między nim a Schultzem rodzi się prawdziwa przyjaźń, wcale nie szorstka, a w ich relacjach jest też poczucie odpowiedzialności, niczym między Małym Księciem a oswajanym lisem.

Ta emocjonalność, a i drażliwy temat, być może spowodowały, że "Django" - choć okrutny i z kilkoma scenami rzezi - nie jest tak perwersyjnie dosadny w pokazywaniu "wesołej brutalności", jak to ma Tarantino w zwyczaju.

Choć "Django" to oczywiście dramat, nie brakuje też tarantinowskiego humoru (scena z amatorskim Ku Klux Klanem!) i przewrotności. To także do perfekcji doprowadzona dbałość o szczegół - od wyśmienicie dobranych aktorów (dla rewelacyjnego samego Christopha Waltza warto ten film obejrzeć, a jest jeszcze fantastycznie zły DiCaprio, efektowny Jackson, Dona Johnsona zaś pewnie nawet nie rozpoznacie) po znakomite kadry (krew na białych kwiatach bawełny). No i ten potok odwołań, będących czystą przyjemnością dla wyłapujących je kinomanów. Tak potrafi tylko Tarantino, perfekcyjny rzemieślnik.

"Django" to rozrywka, jak to u Tarantino - kino klasy B. Ale jak zrobione!

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki