Recenzja „Blindspot: Mapa zbrodni” – Ciało ważniejsze od fabuły

Redakcja
Dziś na stacji Canal+ premierę będą miały dwa odcinki serialu „Blindspot: Mapa zbrodni”. To produkcja, która debiutowała w jesiennej ramówce amerykańskiej telewizji stając się nieoczekiwanie jednym z największych hitów. Czy słusznie?

Fabuła Blindspot: Mapa zbrodni opiera się na utartym już schemacie ciała pokrytego tatuażami, bez których fabuła serialu zwyczajnie by nie istniała. Widzieliśmy to już w Skazanym na śmierć, kiedy to Michael Scofield wytatuował sobie i swojemu bratu drogę ucieczki z więzienia. Tak wyglądała zresztą fabuła pierwszego sezonu, bo w kolejnych jego tatuaże nie miały już większego znaczenia dla serialu, stąd po kolejnych trzech sezonach zwyczajnie wypadł z ramówki. W niesławie.

Z Blindspot: Mapą zbrodni może być w przyszłości bardzo podobnie zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że pierwszy sezon praktycznie będzie można oglądać do maja, bo stacja NBC postanowiła wydłużyć życie pierwszego sezonu zamawiając aż 23 odcinki. Czy to dobry krok? Po pierwszych ośmiu odcinkach wyemitowanych w USA wydaje się to nie najlepszą decyzją, choć z drugiej strony jeszcze przez długi czas będziemy otrzymywać niezobowiązującą rozrywkę, przy której nie będzie trzeba się zbyt mocno wysilać.

Wejdź i polub Strefę Ekranu
Serial opowiada o tajemniczej kobiecie, która pojawia się zapakowana w torbę w środku Manhattanu. Nie pamięta kim jest, a jej całe ciało zdobią tatuaże. Jeden z nich to imię agenta FBI Kurta Wellera. Dziewczyna trafia pod obserwację agentów specjalnych, którzy powoli starają się rozwikłać kim ona jest i co oznaczają jej tatuaże.

Już na samym początku dostajemy pierwsze wskazówki, które zdradzają całą formę serialu. Tatuaże są powiązane nie tylko z przeszłością głównej bohaterki granej przez Jaimie Alexander (która jest właściwie jedyną wyrazistą postacią w serialu i świetnie sprawdza się w swojej roli), ale pomagają zapobiegać wielu przestępstwom. Każdy odcinek więc stanowi odrębną historię, a wątek główny jest zaledwie liźnięty przez twórców. Co prawda za każdym razem o Jane Doe, jak z reguły nazywa się kobiety o nieustalonej tożsamości, dowiadujemy się kapkę więcej, ale… No właśnie. Pytanie jak długo można w ten sposób kręcić serial? Wspomniany Skazany na śmierć pokazał, że ten zabieg nie sprawdza się na dłuższą metę. W tym przypadku może być bardzo podobnie zwłaszcza, że im bardziej fabuła idzie do przodu, tym więcej jest niejasności. A im więcej niejasności, tym mniejsza oglądalność, a to główna podstawa żywotności seriali telewizyjnych.


Blindspot: Mapa zbrodni
może mieć z tym właśnie problem, bo trudno uwierzyć, że czytanie ciała Jane Doe potrwa przez kilka sezonów. A co się stanie kiedy odkryją wszystkie tajemnice z jej ciała? Bez tego serial prawdopodobnie nie będzie miał racji bytu. Traktując osobno każdy odcinek serialu to jest to całkiem niezła rozrywka, w której nawet nie śledząc wcześniejszych odcinków widz świetnie odnajduje się w bieżących wydarzeniach. Sprawy są dość ciekawe, a akcja za każdym razem szybko posuwa się do przodu. Nie ma niepotrzebnych dłużyzn, choć zdarzają się ckliwe „rodzinne” momenty, które ani ziębią, ani grzeją.

Czy warto więc oglądać Blindspot: Mapa zbrodni?** Tak, choć musimy od razu się nastawić na to, że nie jest to serial wybitny, a zaledwie poprawny.

Blindspot: Mapa zbrodni można oglądać w każdy czwartek o godz. 21 na stacji Canal+. **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja „Blindspot: Mapa zbrodni” – Ciało ważniejsze od fabuły - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl