Ratowanie pekaesów zaczyna się o lata za późno

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Wojciech Wojtkielewicz
Obszary wykluczenia transportowego można bez problemu znaleźć już w promieniu 50 kilometrów od Warszawy. Do ok. 20 procent polskich wsi nie da się dotrzeć żadnym transportem publicznym.

Obietnica „odbudowy PKS-ów” złożona przez PiS w kampanii wyborczej to kolejny przypadek, w którym partia rządząca przejmuje postulaty lewicy (w tym wypadku przede wszystkim Partii Razem) oraz ruchów miejskich, jak Miasto jest Nasze czy organizacji lokalnych i pozarządowych. Ten trend - nie tylko w wykonaniu PiS - obserwujemy zresztą przynajmniej od zeszłorocznej kampanii samorządowej. Zdefiniowane przez społeczników i lewicowców strukturalne problemy społeczne i propozycje coraz częściej trafiają do politycznego mainstreamu - co najczęściej temu mainstreamowi się jak najbardziej opłaca.

Nie inaczej jest z ogłoszoną na konwencji PiS zapowiedzią wyłożenia 1,5 miliarda zł na reanimację sieci transportu autobusowego. Wykluczeniem transportowym przez lata zajmowała się grupka naukowców, partia Razem, Miasto Jest Nasze i think tanki - również konserwatywne - jak np. Klub Jagielloński. Brano to pod uwagę co najwyżej gdzieś na drugim planie konsultacji kolejnych wersji ustaw o transporcie publicznym - powstających od lat bez żadnych przełomowych skutków. Dziś - gdy autobusowy transport publiczny w rejonach pozamiejskich jest już w stanie kompletnej zapaści, okazało się, że jest to jednak temat wart podjęcia w kampanii wyborczej.

Białe plamy już 50 km od Warszawy
Maciej pracuje w Warszawie, jest informatykiem w jednym z ministerstw. Zbudował dom w małej wsi w rejonie Osiecka, ledwie 50 km od Warszawy. - Działka kosztowała 5 lat temu poniżej stu tysięcy, budowa domu nieco ponad 200. Za cenę kawalerki w Warszawie mamy prawie 100 metrów, ogród i tak dalej. Nie chciałem brać kredytu, który zniszczyłby mi życie, ten, który wziąłem, spłaciłem już w połowie - tak tłumaczy ten wybór.

- Zapomnij, bez samochodu nie ma takiej opcji - śmieje się, gdy pytam o to, czy choćby czasem dojeżdża do Warszawy transportem publicznym. I wyjaśnia: - Ode mnie nie jeździ kompletnie nic. Musiałbym iść prawie godzinę do Osiecka na piechotę. Tam jest parę autobusów na krzyż, ale da się dojechać kolejnych 7 km do Pilawy. Stamtąd ponad godzina pociągiem do Warszawy. Razem zajęłoby mi to jakieś 3 godziny w jedną stronę.

Maciej zaraz zastrzega, że latem często bierze rower i jedzie prosto do Pilawy. Tam razem z rowerem pakuje się do pociągu i w ten sposób dojeżdża do pracy. - Wtedy to trwa poniżej 2 godzin, a człowiek się przynajmniej porusza. Ale zimą to byłby koszmar - kręci głową. - Aha, nie wiem, czy w tym roku w ogóle sobie tak pojeżdżę, bo na razie przez jakieś pół dnia zamiast pociągów jeździ z Pilawy autobusowa komunikacja zastępcza.

Maciej jeździ więc do Warszawy głównie własnym autem, co poza godzinami szczytu zajmuje mniej niż godzinę. - Jak każdy tutaj. Bez samochodu nie masz tu życia, no chyba że chcesz wieść żywot w stylu amisza, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. W zasadzie każdy ma tu jakieś auto - choćby rzęcha wartego dwa, trzy tysiące. Bez tego nawet nie zrobisz większych zakupów, nie mówiąc o jakimś kinie, teatrze, właściwie czymkolwiek, co wiąże się z wizytą w Warszawie - wyjaśnia.

Tak właśnie wyglądają realia na wsi leżącej dosłownie tuż obok granic najszerzej rozumianej aglomeracji warszawskiej.

Maciej zarabia powyżej warszawskiej średniej, ma w miarę ekonomiczny samochód i nie musi liczyć wydatków na paliwo. Nie jest zagrożony wykluczeniem komunikacyjnym, ale w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że wielu jego sąsiadów go doświadcza. Nie do końca zdaje sobie sprawę natomiast z tego, że jest jeszcze gorzej - obsługujący jego okolice PKS Garwolin od zeszłego roku lat likwiduje kolejne połączenia. Powód jest jeden - są nierentowne.

Ratunkiem jest oczywiście samochód. Najczęściej tani lub bardzo tani - a więc nieekonomiczny. Macieja dojazd do Warszawy i z powrotem kosztuje ok. 30 zł, ale jego auto pali 6l ON na setkę. Gdyby paliło 10 albo 12 litrów jak samochody sąsiadów, koszt jednorazowego przejazdu do miasta i z powrotem sięgnąłby 60 zł. W skali miesiąca sam dojazd do pracy kosztowałby wtedy 1200 zł, nie licząc kosztów parkowania i wszystkich innych opłat oraz wydatków związanych z użytkowaniem samochodu.

Słowacja nas zawstydza
Słowacja, Murańska Zdychava, ok. 250 mieszkańców. Wieś na zupełnym „końcu świata” - a ściśle mówiąc u południowego podnóża Murańskiej Planiny. Miejscowość o bardzo niewielkim znaczeniu turystycznym, choć oczywiście są tam gospodarstwa agroturystyczne itp. Codziennie odjeżdzają stąd co najmniej 4 autobusy do pobliskiej Revúcy - gdzie jest już regionalny dworzec autobusowy. W dni powszednie kursów jest po 6. Autobusy są rzecz jasna skomunikowane z kursami regionalnymi i dalekobieżnymi z Revúcy. Obsługuje je ogólnosłowacki przewodnik SAD - Slovenská Autobusová Doprava, który tak naprawdę składa się z kilkunastu sprywatyzowanych w latach 2001-2002 spółek.

Spółki są sprywatyzowane - ale na Słowacji obowiązują zupełnie inne niż w Polsce zasady organizacji i dofinansowania transportu publicznego. W efekcie nasz południowy sąsiad cieszy się jednym z najbardziej efektywnych systemów w Europie. W Polsce państwo refunduje tylko koszty przejazdów służbowych - reszta może - ale nie musi - zależeć od samorządów. W efekcie nasz kraj dzieli od Słowacji komunikacyjna przepaść, spotęgowana jeszcze symbolicznie brakiem niemal żadnych połączeń kolejowych między dwoma sąsiadami.

Krajobraz upadku
Panorama upadku polskiej pozamiejskiej komunikacji publicznej jest rozległa i ponura. W gminach, w których nie ma żadnego zorganizowanego przez samorząd systemu komunikacji lokalnej, mieszka dziś prawie 14 milionów Polaków. Do ok. 20 procent polskich sołectw nie da się dotrzeć transportem publicznym w żaden sposób.

Ale to nie koniec. Nikt bowiem nie zdołał dotąd policzyć, ile polskich wsi jest skazanych na publiczny transport o charakterze - by zacytować Bartłomieja Sienkiewicza - tylko teoretycznym. O takim zaś można mówić, gdy mamy do czynienia na przykład z jednym czy dwoma kursami dziennie. Albo wtedy, gdy transport jeszcze jakoś funkcjonujący w dni powszednie, zamiera w weekendy lub dni wolne od pracy. Albo wreszcie wtedy, gdy w rozkładzie lokalnego PKS dominują kursy oznaczone jako „wyłącznie w dni nauki szkolnej” - co sprawia, że w trakcie ferii i wakacji szkolnych cały subregion zamienia się w komunikacyjną pustynię.

Fakty są jednoznaczne. Transport publiczny na obszarach pozamiejskich jest w zapaści. Liczba autobusowych przewozów pasażerskich spadła od 2006 roku do dziś o grubo ponad połowę. Jeśli liczymy od roku 1993 - spadek liczby przewozów przekracza już 75 proc., przy jednoczesnym spadku ich dostępności o ponad połowę. Przewoźnicy w pierwszej kolejności likwidują najczęściej połączenia, które w cywilizowanym świecie zyskałyby miano społecznie ważnych. Chodzi o linie do niewielkich wsi, z których korzysta po kilku lub kilkunastu pasażerów, dla których jest to jedyna lub podstawowa możliwość dotarcia do większego ośrodka. To właśnie te linie są - i raczej będą - strukturalnie nierentowne - i to one w pierwszej kolejności wymagałyby współfinansowania.

Dodatkowo stale znikają połączenia kolejowe. Od 1990 roku do dziś łączna długość linii, po których kursują pociągi pasażerskie, skurczyła się o prawie 6 tysięcy kilometrów. To spadek o ok. 30 procent. W pierwszej kolejności zamykane były i są oczywiście wyeksploatowane i wymagające generalnego remontu linie lokalne. To proces równoległy do upadku połączeń autobusowych i skutkujący mniej więcej tym samym - odcinaniem prowincji od metropolii.

Grupa naukowców pod kierunkiem dr. Michała Wolańskiego badała sytuację transportu w obszarach pozamiejskich już kilka lat temu. We wnioskach do raportu „Publiczny transport zbiorowy poza Miejskimi Obszarami Funkcjonalnymi” zespół Wolańskiego zawarł lakoniczne sformułowanie „zagrożenie załamania przewozów publicznych po 1 stycznia 2017 roku”. Ta ponura prognoza zaczęła się spełniać na początku 2018 roku.

Historia Macieja spod Osiecka przypomina nam, że z transportem publicznym jest bardzo, bardzo źle na Mazowszu. Oczywiście nie w Warszawie, i nie w miejscowościach ościennych - tu transport stoi na poziomie porównywalnym tylko z aglomeracjami trójmiejską czy śląską. Problemy zaczynają się w promieniu ok. 50-60 km od Warszawy. Już tam można znaleźć wsie, do których nie dociera żaden autobus, lub takie, które mogą liczyć na najwyżej jeden kurs na dobę.

Wykluczone regiony
Sytuacja transportu publicznego na Mazowszu drastycznie się pogarsza. Wiosną zeszłego roku skapitulowały cztery ważne - bo obsługujące całe subregiony - mazowieckie PKS-y sprywatyzowane w 2010 roku - PKS Mińsk Mazowiecki, PKS Ciechanów, PKS Przasnysz i PKS Ostrołęka. Wszystkimi zarządzała firma Mobilis. Ostatecznie władze niektórych z tych powiatów próbują uratować chociaż część połączeń, wynajmując do tego firmy zewnętrzne. Pod koniec zeszłego roku ostatnie kursy zlikwidował też PKS Płock. Ogromne problemy ma też PKS Mława, który zrezygnował na początku tego roku z 45 kursów.

Ale chyba najgorzej jest na wschodzie i południowym wschodzie Polski.

Z Bieszczad dwa lata temu wycofała się Arriva. W efekcie kilkadziesiąt wsi było czasowo całkowicie pozbawionych dostępu do jakiegokolwiek rozkładowego transportu publicznego. W Bieszczadach stopniowo upowszechnia się znany zza wschodniej granicy partyzancki system „marszrutek” - działający całkowicie lub niemal całkowicie w szarej strefie prywatni mikroprzewoźnicy obsługują pojedyncze „trasy” - które oczywiście mają rozkład równie umowny jak przebieg, a często nawet i cennik. Ten „oficjalny” transport w Bieszczadach ostatecznie przejął natomiast po Arrivie PKS Jarosław. Prowadzi go jednak na warunkach całkowicie komercyjnych - w efekcie bilet z Ustrzyk Dolnych do Ustrzyk Górnych kosztuje 12 złotych. To raczej nie zdzierstwo - dopiero taka cena pozwala utrzymać względną rentowność połączenia w relatywnie nisko zaludnionym obszarze. Poza sezonem autobus jeździ pustawy. Kierowcom „marszrutek” tylko w to graj.

- Marta jest na studiach doktoranckich w Warszawie, przeprowadziła się do stolicy 7 lat temu. Ale jej rodzice mieszkają w małej wsi w Beskidzie Niskim. - Każde odwiedziny w domu to minimum 12 godzin jazdy. Koleją mogę dojechać do Krosna - przez Rzeszów. Dalej zaczynają się schody. Najczęściej jadę busem do Dukli, ale to oznacza jakieś 8 km dojścia do nas na piechotę. Tata czasem może mnie podwieźć, czasem nie - wszystko zależy od tego, czy akurat jego 20-letni samochód jest na chodzie. Szanse mam 50/50 - śmieje się Marta. Ale tak naprawdę nie jest jej do śmiechu.

Tak wyglądają realia w górskiej części Podkarpacia. Dodajmy, że PKS Rzeszów na początku roku przeprowadził kolejną serię cięć połączeń.

Ale Podkarpacie to nie koniec. Trwa prawdziwa rzeź dawnych PKS-ów na Mazurach i Podlasiu. Ich obecny właściciel, czyli Arriva, zapowiedział, że do połowy roku przestaną istnieć PKS Kętrzyn, PKS Węgorzewo czy PKS Bielsk Podlaski. Od początku roku Arriva zlikwidowała też istotną część połączeń autobusowych z Białegostoku - m.in. do Ciechanowca, Bielska Podlaskiego.

Ale nie, to wcale nie jest opowieść o złych kapitalistach z Arrivy czy - jak na Mazowszu Mobilisu - i ich ofiarach, czyli byłych już pasażerach. „Przewozy realizowane są bez udziału środków publicznych, a całkowite ryzyko finansowe ich wykonywania leży po stronie przewoźnika. Spółka nie jest w stanie długotrwale finansować nierentownej działalności i ponosić dalszych strat” - tak tłumaczy swe decyzje Arriva w oficjalnym komunikacie. Dokładnie to samo dotyczy Mobilisu.

Wschód, Podkarpacie i Mazowsze to wcale niejedyne regiony, w których PKS-y są w odwrocie. Są one w kryzysie również w innych regionach kraju. Kujawsko-Pomorski Transport Samochodowy likwiduje kursy lokalne w rejonie Włocławka i Żnina. Ograniczenie liczby połączeń zapowiada PKS Gniezno. Na koniec zeszłego roku sporo połączeń zlikwidował też PKS Poznań należący do samorządu lokalnego.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl