Rafał Matyja: To może być parlament, w którym będzie wykuwał się nowy układ polityczny. Pożegnamy tych, którzy dorobili się na sporze PO-PiS

Witold Głowacki
Rafał Matyja - politolog, publicysta, dr habilitowany nauk społecznych, wykładowca Kolegium GAP Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Rafał Matyja - politolog, publicysta, dr habilitowany nauk społecznych, wykładowca Kolegium GAP Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. fot. Adam Guz
Kaczyński wygrał słabiej, niż mu się marzyło. Teraz będzie miał techniczne kłopoty z rządzeniem, upadł też mit o stale rosnącej sile politycznej PiS - mówi politolog Rafał Matyja.

Zacznijmy naiwnie, za to od kwestii podstawowej. Kto wygrał te wybory?
Wybory wygrał PiS - w tym sensie, że będzie dalej rządził. To była zasadnicza, absolutnie najważniejsza stawka tych wyborów. Natomiast smutna mina prezesa brała się stąd, że Jarosław Kaczyński nie wygrał tak, jak chciał. Na tym dłuższym dystansie nie liczy się przecież wyłącznie sam fakt zwycięstwa - to nie jest piłka nożna - w polityce wygrana ma zawsze wieloaspektowy charakter. W tym zaś wypadku pewnych części składowej tej wygranej po prostu nie ma.

Jak więc chciał wygrać Jarosław Kaczyński? Na co on liczył?
Tu chodzi o dwie kwestie. Pierwsza to wymiar techniczny tej wygranej. Z punktu widzenia Kaczyńskiego najlepiej byłoby mieć 3/5 mandatów. Wtedy już ani Andrzej Duda, ani żaden inny prezydent nie mógłby więcej blokować decyzji prezesa PiS, weto straciłoby skuteczność.

Ale 3/5 było stało się nierealne już jakiś czas temu. Tak swoją drogą, to właściwie kiedy?
W niedzielę wieczorem.

Kto jest głównym graczem na scenie politycznej? Piotr Zaremba analizuje układ sił po wyborach parlamentarnychPrawo i Sprawiedliwość miało pełne prawo świętować swój triumf. Jest pierwszą partią w dziejach III RP, która po raz drugi zdobywa większość bezwzględną w wyborach do Sejmu. Na dokładkę w tej drugiej wygranej elekcji wzięło o 7 procent i ponad dwa miliony wyborców więcej niż w pierwszej. A bardzo wysoka frekwencja, wynikła po części z logiki polaryzacji, a więc i siły emocji antypisowskich, podważa wizję erozji polskiej demokracji. Ona jeszcze wzmacnia solidny mandat do rządzenia.Nie ma już geograficznego podziału na Polskę pisowską i antypisowską . PiS umościł się w zachodnich i północnych województwach. Był pierwszy we wszystkich poza pomorskim. Nie zdobył tylko wielkich miast. Na tym triumfie jest jedna skaza. Suma głosów oddanych na PiS jest mniejsza niż suma głosów opozycyjnych.  Ba, nie przebito nawet głosów samej opozycji totalnej. Nikt wcześniej nie miał aż tyle. Ale jeśli rządzi się przy użyciu totalnej polaryzacji: „my kontra cała reszta”, pojawia się poczucie niedosytu.Liderzy PiS spodziewali się 47, 48 procent i nie wejścia do Sejmu prawicowej  Konfederacji. Wówczas rozkład mandatów byłby inny. Można by nawet sięgnąć po większość  trzech piątych potrzebną do odrzucenia wet prezydenta. Tak zaś wybór opozycyjnego prezydenta za pół roku może sparaliżować rządy Zjednoczonej Prawicy. Przyszły też inne ciosy. Kontrola opozycji nad Senatem, chyba nie do złamania. I trudności wewnątrz samego prawicowego bloku. Koalicjanci Jarosława Kaczyńskiego, zwłaszcza Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry,  zaczęli stawiać warunki.Niektórzy komentatorzy spodziewają się po nowym Sejmie odrodzenia barwnego parlamentaryzmu, opartego na debacie. A po sporach między Sejmem i Senatem zahamowania modelu bezwzględnej dominacji partii  rządzącej na rzecz kultury kompromisu. Pytanie jednak, jak na te nowe warunki zareaguje centrum dowodzenia na Nowogrodzkiej (choć opozycja także). Na razie mamy do czynienia z całym ciągiem personalnych sukcesów i porażek. Warto im się przyjrzeć. ----------->>>

Kto jest głównym graczem na scenie politycznej? Piotr Zaremb...

Naprawdę?
Tak. Wtedy, kiedy zakończyło się głosowanie. Proszę zobaczyć, jak usilnie liczni komentatorzy próbowali budować atmosferę, w której możliwe miało być nawet osiągnięcie 50 procent głosów przez PiS, albo że partia ta walczy o większość konstytucyjną. Dodajmy jeszcze teorie o tym, że PSL i Konfederacja nie wejdą do Sejmu. Gdyby to wszystko razem połączyć, gdyby PiS miał te 5 punktów procentowych więcej, gdyby PSL i Konfederacja rzeczywiście nie przekroczyły progu, to wtedy tak, arytmetycznie mogłoby to być możliwe. Jarosław Kaczyński mógł mieć taki obraz rzeczywistości, w którym zdobycie 3/5 mandatów mogło się wydawać realną możliwością. Kiedy komuś już raz mocno się poszczęściło w wyborach i kiedy ten ktoś już raz dostał dużo więcej, niż się spodziewał, to ma on naturalną skłonność do myślenia, że może poszczęści mu się jeszcze raz. Sam przeliczałem w ostatnim czasie wiele sondaży na wyniki mandatowe - i wynik zbliżony do 3/5 rzadko, ale jednak, się pojawiał.

Opozycja, przede wszystkim Platforma, popełniła serię błędów. Te wybory naprawdę były możliwe do wygrania

A Senat? To też problem techniczny?
Jeśli chodzi o tę techniczną stronę rządzenia, to Jarosław Kaczyński z całą pewnością chciał mieć zagwarantowaną kontrolę nad Senatem. Jej brak to jest poważne utrudnienie. Owszem, Kaczyński nie rzucił wszystkich rąk na pokład. Ekipa, którą zmobilizował w wyborach do Senatu, nie była najmocniejsza. Ale nie da się powiedzieć, że Senat całkiem odpuścił - niemniej nie wyszło. Jest jeszcze trzeci problem techniczny - czyli te całkiem spore liczby „szabel” zebrane przez frakcje Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Przy niewielkiej większości parlamentarnej to musi psuć humor Kaczyńskiemu. W dodatku w tej kadencji prezes PiS nie ma już tak wygodnego buforu i zarazem rezerwuaru posłów, jakim w poprzedniej kadencji był klub Kukiza. Wcale nie sądzę, żeby posłowie Konfederacji przyjęli tę samą półopozycyjną rolę. PiS-owi będzie o wiele trudniej.

Wymienił pan już kilka powodów, dla których Kaczyński nie może być w pełni zadowolony z wyników wyborów. Jest coś jeszcze?
Dotąd mówiliśmy tylko o problemach z techniczną stroną rządzenia. Tymczasem jest jeszcze kwestia, która może być dla prezesa PiS najważniejsza. Otóż upadł pewien symbol, zatrzymała się bowiem dotychczasowa dynamika postępów PiS-u. Po wielkim uderzeniu, jakim były wyniki wyborów europejskich, teraz miał zostać wymierzony ten decydujący cios. Wybory parlamentarne miały być ostatecznym potwierdzeniem, że suweren po prostu kocha partię rządzącą, że udziela jej stale rosnącego poparcia. Zwycięstwo miało być spektakularne i miażdżące - prawie jak na Węgrzech. Tymczasem nic takiego nie ma. PiS już wie, że nie będzie mógł budować retoryki na tym najwyższym „C”, że stała się ona niewiarygodna. To są wszystko powody, dla których ostatnie zwycięstwo ma dla tych bardziej inteligentnych polityków PiS nie tylko słodki, ale i gorzki smak.

Przegrana w Senacie oznacza dla PiS-u pożegnanie z maszynką do głosowania. To chyba musi boleć nawet tych mniej inteligentnych polityków PiS?
I tak, i nie. Tak naprawdę jeszcze nie wiemy, kim tak naprawdę jest tych 51 senatorów opozycji. Polityka w Senacie ma jednak trochę inny charakter niż w Sejmie. Zdecydowanie też łatwiej jest utrzymywać dyscyplinę senackiej większości wtedy, kiedy się rządzi. To przecież rządzący mają dostęp do różnych dóbr i znacznie lepsze możliwości wynagradzania senatorskiej lojalności. Pamiętajmy o przykładzie radnego Kałuży, który odpowiednio zachęcony, po prostu zmienił barwy, co odebrało opozycji kruchą większość w śląskim sejmiku wojewódzkim. W wypadku Senatu większość też jest niewielka - mówimy przecież o jednym czy dwóch senatorach, być może przypadek Kałuży uda się tam PiS-owi powtórzyć. Ale można też działać w bardziej miękkim stylu - na przykład układać się z poszczególnymi senatorami w sprawie kluczowych głosowań, można oferować im coś istotnego, choćby na poziomie lokalnym czy uwzględnić jakąś rekomendację personalną w zamian za absencję czy wstrzymanie się od głosu...
... czy za zatrzaśnięcie się w toalecie...
... Coś w tym rodzaju. Można też na różne sposoby nakłaniać ich do, powiedzmy, ograniczenia aktywności. Dopiero kiedy zobaczymy, na ile coś takiego się PiS-owi udaje, a na ile nie, będziemy mogli ocenić realną siłę opozycji w Senacie. W tej chwili bardzo wiele tu zależy od talentów politycznych i Kaczyńskiego, i Schetyny. A również od tego, czy opozycji uda się wypracować jakiś model przywództwa w Senacie. Może być tak, że kilka inteligentnych osób zdoła się tym dobrze zająć i pokazać, że Senat może być również sprawczy, wcale się nie zdziwię, jeśli tak właśnie się stanie. W ostatnim Senacie jednak tego nie było - opozycja nie była tam jakoś szczególnie zorganizowana, a więc i skuteczna. To była oczywiście kwestia przewagi PiS, ale i jednak braku przywództwa. Dziś możemy powiedzieć o Senacie tyle - że jest on szansą dla opozycji i jej morale.

A jak pan ocenia obecne morale opozycji?
Nie jest wcale takie marne. Nie widać po stronie komentatorów liberalnych i liberalno-lewicowych czegoś, co było bardzo wyraźnie widoczne po wyborach europejskich - tego wielkiego rozczarowania i poczucia klęski. Choć to obecna porażka ma poważne skutki - nie tamta. Wtedy powszechne było przekonanie, że ta porażka jest ogromna i że zwiastuje ona jakieś potężne nieszczęście dla opozycji w wyborach parlamentarnych. Pamiętam, że niektórzy z nich zaczęli wówczas mówić, że Kaczyński idzie po większość konstytucyjną. Dziś niczego takiego nie widać. Opozycja wprawdzie przegrała wybory do Sejmu - ale nieznacznie, za to wygrała wybory do Senatu. Nie da się tego uznać za katastrofę. W tym sensie podczas gdy rządzący odczuwają pewien gorzki posmak swego zwycięstwa, to opozycja ma swą porażkę całkiem mocno osłodzoną. Specyficzny emocjonalny remis. To emocje, ale wybory wygrał i będzie rządził PiS.

Niby to „kłopocik”, nie kłopot, bo przecież Konfederacja wprowadziła do Sejmu zaledwie 11 posłów, to za mało, żeby nawet stworzyć klub w Sejmie. Ale przez konfederatów PiS nie dostał premii wynikającej z ordynacji. Cztery lata temu w ten sposób „przejął” głosy oddane na koalicję Zjednoczona Lewica, która nie przekroczyła progu wyborczego, jak również te oddane na ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego, KORWIN. To właśnie w wieczór wyborczy wywołało wściekłość Jarosława Kaczyńskiego, nie tylko o to, że nie dostał owej „premii”, ale również dlatego, że pozwolił odepchnąć się od prawej ściany sceny politycznej. Jaka w tym wina Kurskiego? Otóż kierowana przez niego telewizja przez dużą część kampanii starała się ignorować Konfederację, w publikowanych sondażach pomijała notowania tego ugrupowania. W wyniku przegranych procesów w trybie wyborczym, „Wiadomości” musiały za to przepraszać tuż przed wyborami. Tymczasem Konfederacja była pod progiem do przełomu września i października. Wynika to ze średniej sondażowej ze wszystkich badań. Trend wzrostowy zaczął się pod koniec września i w tym czasie rozpoczął się spór z TVP. Najpierw od zamieszania w Studio Polska, a później spór o flagę w studio podczas debaty. Trend wzrostowy wzmocnił się po przegraniu przez TVP procesów dotyczących prezentacji sondaży Konfederacji. Wzmocniło to też krytykę TVP w Internecie, np. na Wykopie, gdzie zwolennicy Konfederacji nazywali ją „TVPiS”. „Gdyby ludzie Kurskiego nie ignorowali ich, oni sami zaprezentowaliby się jako wariaci, przecież wystarczyło zaprosić do studia Korwin-Mikkego, a ten palnąłby garść głupot i sam zdetonowałby bombę pod tym projektem. A tak zagłosował na nich co piąty młody człowiek, mimo że to my zwolniliśmy ich z podatków” - mówią w PiS. Jakie są szanse upadku Kurskiego? W PiS mówią, że dość duże, choć wtedy Kaczyński musiałby przyznać się do błędu, bo to on wyhodował Kurskiego. A tego przecież prezes nie lubi.W wypadku tego kłopotu szukanie winnych nie ogranicza się do Kurskiego, który zresztą oskarżany jest o „współudział” w stworzeniu kolejnego kłopotu, czyli promowanie na swoich antenach „ziobrystów”. Dostało się za to również głównym sztabowcom i strategom tej kampanii, czyli duetowi Annie Plakwicz i Piotrowi Matczukowi. Oni stworzyli ładną kampanię w oprawie, w obrazku, jednak zabrakło w niej strategii, a jednym z podstawowych celów PiS było niedopuszczenie, żeby wyrosła mu jakakolwiek konkurencja z prawej strony. Innym „winnym” ma być profesor Waldemar Paruch, naczelny strateg i socjolog PiS-u. Miał on do samego końca przekonywać prezesa, że Konfederacja nie jest dla PiS jakimkolwiek zagrożeniem, że z pewnością nie dostanie się do Sejmu.

Nowa piątka Kaczyńskiego. Ale to pięć kłopotów prezesa

Skoro jednak słodka, ale porażka - to co opozycja może sobie zarzucić po tej kampanii?
Nie ma jednej opozycji. Ośrodek, który się ukształtował na lewicy, jest na przykład beneficjentem pewnego ruchu Grzegorza Schetyny, który zerwał koalicję z SLD. Na lewicy moment był dramatyczny - Razem uzyskało bardzo słaby wynik w wyborach europejskich i nastroje były tam fatalne. Wiosna sama się sobą rozczarowała i w zasadzie straciła też lidera - Robert Biedroń w czerwcu tego roku naprawdę nie wyglądał na przywódcę, który jeszcze poprowadzi swoją partię do czegokolwiek. Z kolei SLD znalazło się poza miejscem, o którym przez ostatnie lata marzyło - czyli poza Koalicją Obywatelską. Lewica to wszystko przetrwała - przetrwali to również w bardzo niezłej kondycji jej liderzy. W efekcie w tym nowym Sejmie lewica może być bardzo słyszalna i mieć polityczną siłę całkowicie porównywalną z siłą Platformy Obywatelskiej. Jeśli popatrzymy na liczbę indywidualności wśród nowych posłów lewicy, na liczbę ludzi, którzy będą w stanie wejść na trybunę i powiedzieć coś z sensem, a do tego coś nowego, wychodzącego poza ten dominujący spór PiS i Platformy, to ta liczba jest naprawdę duża. Tymczasem w klubie Koalicji Obywatelskiej takimi nowymi, nieszablonowymi głosami będą z pewnością Paweł Kowal i Bartłomiej Sienkiewicz, może ktoś z debiutantów. I na tym koniec.

Chwileczkę, a Klaudia Jachira?
[chwila milczenia] Naprawdę chce pan o tym rozmawiać?

Czego by nie mówić, Klaudia Jachira może być w Sejmie tym „nieszablonowym głosem”.
Niekoniecznie. Nie wiem, czy warto mówić cokolwiek na podstawie kampanii. Wielu nowych posłów miało nieszablonowe pomysły, ale zdobycie mandatu to trochę inna perspektywa niż walka o niego. Przekucie tego na pracę sejmową wymaga jednak sporej wiedzy i jakiegoś doświadczenia politycznego. Ale to sprawa otwarta i nie tak ważna jak to, ilu posłów będzie naprawdę skutecznie sprawiać kłopot rządzącym.

Co pan ma na myśli?
Na przykład to, że będą mieli pomysły na naprawdę nieszablonowe zagrywki regulaminowe, że będą ujawniali niewygodne dla PiS-u fakty i afery, że będą potrafili zadać PiS-owi trudne pytania, od których nie będzie łatwej ucieczki - i że będą potrafili zmusić rządzących do odpowiedzi. Pod tym zresztą względem siła polityczna lewicy może być znacznie bardziej porównywalna z siłą PO niż wynikałoby to z sejmowej arytmetyki. Sam jestem tego bardzo ciekaw - choć ostatnio byłem już krańcowo znużony Sejmem i starałem się unikać obserwowania jego obrad, to tym razem chętnie włączę transmisję z obrad, żeby posłuchać, co będą mieli do powiedzenia Dziemianowicz-Bąk, Zandberg, Gdula czy Czarzasty.
A Korwin-Mikkego jako marszałka seniora chętnie by pan pooglądał?
Tego, czy on będzie marszałkiem seniorem, to jeszcze nie wiemy. Uważam, że to jest dobre prawo prezydenta, by mógł wybrać do tej roli jedną z obecnych w Sejmie starszych osób, to wcale nie musi być Korwin-Mikke.

Niezależnie od tego - czego pan się spodziewa po Konfederacji w Sejmie?
Tego, że będzie to nieustanne źródło kłopotów Prawa i Sprawiedliwości. Przy modelu medialno-politycznym, który wybrał PiS, prawym skrzydłem partii była dotąd zawsze telewizja publiczna. Jeśli trzeba było formułować bardzo ostre sądy, to mówiono o tym w „Wiadomościach” - natomiast partia na tym tle wyglądała na względnie umiarkowaną. Ten zabieg socjotechniczny jawi mi się wręcz jako metoda rządzenia PiS. Teraz zaś, to co można było zobaczyć tylko w telewizji publicznej, będzie się zdarzało również w poselskich ławach na prawo od PiS-u. Jeśli działalność polityczna Konfederacji będzie względnie przemyślana, to jej posłowie mogą zadawać PiS-owi celne i bolesne ciosy. Tu chodzi zarówno o kwestie światopoglądowe, jak i o motyw walki z elitami czy radykalną krytykę Zachodu i Unii Europejskiej - o wszystko to, czym dotąd karmiła swych widzów telewizja publiczna. To może być nawet zabawne - PiS będzie przecież musiał się jakoś do tego odnosić. Może też być jednak zupełnie inaczej. Konfederacja może wypaść blado - przecież podobna grupa trafiła w 2014 do Brukseli i miała zatrząść Parlamentem Europejskim i rozsadzić Unię od środka, a tymczasem, nie licząc kilku ekscesów, praktycznie tam nie zaistniała. Na razie jednak zanosi się raczej na to, że posłowie Konfederacji będą dla PiS-u znacznie poważniejszym problemem niż był nim klub Kukiza.

Tymczasem Kukiz chwilowo przystąpił do PSL-u. Spodziewamy się swoją drogą jakichś powyborczych rozwodów? Podziału klubu lewicy czy też rozstania Kukiza z Kosiniakiem-Kamyszem? A może jakiejś restytucji Nowoczesnej?
Z tym ostatnim to już pan przesadził - to czysta złośliwość.

W niedzielę, 13 października Polacy wybrali Prawo i Sprawiedliwość jako partię rządzącą na kolejne cztery lata. W galerii prezentujemy najciekawsze obietnice wyborcze PiS-u złożone przed wyborami parlamentarnymi 2019. Wśród nich znajdują się podwyżki pensji, kaucje, projekt utworzenia nowego zawodu czy wsparcie finansowe dla... Akademii Lecha Poznań.Czytaj dalej --->

Co obiecali wyborcom politycy Prawa i Sprawiedliwości? Mają ...

Złośliwością byłoby w tym wypadku mówienie nie o restytucji tylko o resuscytacji.
Mówiąc poważnie, poza być może lewica, gdzie różnice są dość oczywiste, interesu politycznego w takich podziałach w pierwszym roku kadencji nikt po prostu nie ma. Kukiz nie ma w parlamencie żadnego ciekawszego potencjalnego partnera niż Kosiniak-Kamysz. Na pewno nie jest nim ani Grzegorz Schetyna, ani tym bardziej Włodzimierz Czarzasty. Z kolei klub lewicy będzie zdominowany przez SLD - i to może być powód ewentualnego podziału. Ta dominacja SLD sama w sobie niewiele znaczy - bo w obecnej reprezentacji parlamentarnej Sojuszu widzimy i działaczy starego zaciągu, i osoby takie jak rzeczniczka partii Anna Maria Żukowska, którym już całkiem blisko jest do młodej lewicy z dwóch pozostałych formacji. Oczywiście jednak może być i tak, że działacze Razem i Wiosny będą czuli się zmuszeni do szukania okazji do zaznaczenia swej odrębności. Jeżeli SLD trochę się posunie i będzie na swój sposób wielkoduszne w dzieleniu się wpływami, to wspólny lewicowy klub może funkcjonować całkiem sprawnie. Myślę, że część lewicy może mieć w pamięci tę fatalną kadencję, w której jedynym prawdziwym przeciwnikiem Leszka Millera, przysłaniającym wszystko inne, był Janusz Palikot i vice versa. Obaj nie widzieli już nawet PO i PiS-u jako realnych problemów, tylko zwalczali siebie nawzajem. Oczywiście - Razem, Wiosna i SLD to są nadal różne bajki, wydaje mi się jednak, że przynajmniej część osobistych sympatii działaczy biegnie w poprzek tych dzisiejszych szyldów.

Zwycięstwo PiS miało być spektakularne i miażdżące, prawie jak na Węgrzech. Ale nic takiego nie miało miejsca

Koalicja Obywatelska pozostanie nienaruszona?
W perspektywie pierwszego roku - raczej tak. W szeregach Platformy musiałyby nastąpić naprawdę poważne tąpnięcia albo blokada jakichkolwiek zmian, by coś takiego mogło się stać. Opozycja ma dziś ten komfort, że do następnych wyborów są jeszcze całe lata - jest więc czas, by we względnym spokoju pracować nad nowymi szyldami czy nowymi politycznymi odsłonami. A jest nad czym pracować. Dla tego środowiska ważne jest też wyczerpanie się - bo chyba właśnie mamy z tym do czynienia - mitu o powrocie Tuska, który powstrzymywał część polityków Platformy od gwałtownych ruchów reformujących tę partię. Działało to trochę na zasadzie „poczekajmy, Tusk wróci i to wszystko poukłada”. Dzisiaj już chyba mało kto w to wierzy.

Jak PiS ustawi swoje nowe otwarcie? Możemy się spodziewać jakichś radykalnych zmian? Wymiana premiera, głęboka rekonstrukcja rządu, coś równie mocnego?
Problem z PiS-em jest taki, że nie działa tak jak większość europejskich partii i nawet osoby, które są bardzo głęboko wtajemniczone w kwestię podziałów między poszczególnymi grupami, nigdy nie wiedzą najważniejszego - czyli tego, co myśli Jarosław Kaczyński. W PiS to jest przecież główne źródło władzy i agendy politycznej. Dopóki Kaczyński zachowuje tak silną pozycję w partii - a sądzę, że to jest jego główna ambicja - dopóty wszystko tam dzieje się pod jego dyktando. Nie powiem panu, jak czasami mówią dziennikarzom politycy PiS, żeby zapytał pan Jarosława Kaczyńskiego, bo to się nikomu od wielu lat nie udało. Ale myślę, że to jest istota problemu. Będzie tyle konfliktów, na ile Jarosław Kaczyński pozwoli i na ile będzie mu to na rękę. Ale jest też coś nowego - być może o kluczowym znaczeniu dla przyszłości PiS-u.
Zamieniam się w słuch.
Jeśli wybory prezydenckie pójdą po linii PiS-u i Duda wygra, wówczas w tej partii może nastąpić bardzo duże rozprężenie. Coś, co dotknęło też Platformę w jej drugiej kadencji - taka powszechna chęć solidnego najedzenia się konfitur...

... Szczerze mówiąc już w pierwszej kadencji PiS-u dało się obserwować liczne symptomy chęci solidnego najedzenia się konfitur. Niektórym aż pękały brzuchy.
Ale tym razem będzie chodziło o sytuację, w której nie będzie ostrożności. Rzeczywiście, PiS sięgnął już głęboko do słoika z konfiturami i było na to przyzwolenie, tym razem jednak będzie to miało charakter jeszcze bardziej powszechny niż w tej pierwszej kadencji.

Czy opozycja zyskałaby, gdyby szła do wyborów w jednym dużym bloku?
Liczyłem na to w odniesieniu do Lewicy i KO, pomijając PSL. Owszem, w warunkach całkowicie sztucznych, bez jakichkolwiek przepływów i strat wyborców zysk wyniósłby jakieś 6-7 mandatów. Zaznaczmy, że chodzi o proste zliczenie głosów, bez żadnego zastanawiania się, czy byłaby premia za jedność, czy wręcz przeciwnie - na przykład ucieczka zwolenników Razem czy Wiosny z tego okrętu. Z takiego prostego zsumowania głosów wychodziłaby nam sytuacja, w której PiS nie miałby samodzielnej większości - choć nie miałaby jej też opozycja. Tyle, że to jest tylko jeden z czynników. Opozycja popełniła w kampanii szereg błędów. Te wybory naprawdę można było wygrać - ich wynik tylko to potwierdza. PiS przy ogromnym własnym wysiłku i tylko dzięki kilku błędom opozycji zdołał dojechać zaledwie do 236 mandatów. Opublikowane niedawno badania Sierakowskiego i Sadury dowodzą, że elektoraty SLD i KO są w gruncie rzeczy dość podobne - raczej nie nastąpiłby masowy odpływ wyborców za sprawą wspólnego startu. Zaznaczmy przy tym od razu, że za to wspólny start PSL z Platformą i SLD nie miałby żadnego sensu. Ludowcy wybrali najlepiej, jak mogli - idąc do wyborów najpierw samemu a potem z Kukizem, nie tylko sami zyskali, ale też powiększyli łączną pulę głosów na całą opozycję. Natomiast decyzja Platformy o zerwaniu koalicji z SLD była błędem z punktu widzenia Schetyny i być może początkiem nowej - konkurencyjnej dla niego formacji. Takiej, z którą nie poradzi sobie w sposób, w jaki udało się to z Nowoczesną.

Nowi posłowie 2019: Lista wszystkich posłów. Nazwiska. Kto d...

Mówił pan o kilku błędach. Co jeszcze?
Poważnym błędem było samo przeciągnięcie kluczowych decyzji wynikających z doświadczeń wyborów europejskich aż do przełomu lipca i sierpnia. Przez to kampania wszystkich partii opozycyjnych została bardzo znacząco skrócona. Opozycja przez dwa miesiące po wyborach europejskich zajmowała się sama sobą i zastanawiała głównie nad tym, jak się podzielić. Schetyna szachował Czarzastego, Kosiniak-Kamysz próbował szachować Schetynę, bardzo to wszystko było dziwne i jałowe. A w tym czasie PiS już prowadził kampanię. Trzecim bardzo poważnym błędem - wynikającym pośrednio z drugiego - było zdecydowanie zbyt późne i zanadto improwizowane wystawienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w roli twarzy Koalicji Obywatelskiej i kandydatki na premiera. Jeśli natomiast chodzi o sam ten ruch, nie uważam go za błąd, mimo że był powtórzeniem zagrania PiS-u z poprzedniej kampanii. Owszem, formuła „kandydatki na premiera” sprawdziła się PiS-owi, uważam też, że w polityce można sobie czasem pozwolić na remake wcześniejszej kampanii przeciwnika.

Spodziewamy się jakichś rozliczeń i wstrząsów w Platformie? Na początku roku PO czekają wybory nowych władz. Ktoś rzuci rękawicę Schetynie?
Nie mam pojęcia. Żeby coś takiego zrobić, trzeba mieć kogoś, kto zaryzykuje i kto miałby porównywalne do Grzegorza Schetyny zdolności budowy wewnętrznych koalicji. W tej chwili nie widzę w Platformie nikogo, kto by mógł to o sobie powiedzieć. To jednak nie znaczy, że kogoś takiego nie ma. Jeżeli jest, to tylko znaczy, że przyjął tę dotąd najsensowniejszą możliwą strategię - ukrycia się na tyle dobrze, by nie zostać pożartym zawczasu. Dowiemy się tego zapewne w najbliższych tygodniach. Czynnikiem hamującym jest tu fakt, że przecież za moment zacznie się kampania prezydencka. Spora część polityków myśli już właśnie głównie o tym. W odróżnieniu od kampanii samorządowej czy parlamentarnej ta prezydencka będzie jednak osobiście angażować znacząco mniejszą grupę polityków - mówimy tu przede wszystkim o osobach aspirujących do pozycji dającej wpływ na strategiczne decyzje danej partii.

Kogo nie będzie w nowym Sejmie? Wyniki wyborów 2019. Z Wiejs...

Jak pan ocenia kształt tego nowego Sejmu? Tym razem prawie nie było głosów „zmarnowanych”, przy świetnej, jak na polskie warunki, frekwencji próg przekroczyły wszystkie ogólnopolskie komitety. Ten Sejm będzie dobrze reprezentował polskie społeczeństwo?
Ktoś bardzo celnie powiedział czy może zatwittował, że to będzie parlament kończący stare czasy i otwierający nowe. Pod tym względem może być trochę podobny do parlamentu IV kadencji, czyli tego, po którym SLD oddało władzę na rzecz PiS-u i Platformy. Być może będziemy mieli do czynienia ze znaczącym osłabieniem PO-PiS-u i wyznaczanych przez te partie osi sporu. To może być parlament, w którym będzie się wykuwał nowy układ polityczny - ciekawszy od tego, z którym mamy do czynienia od 2005 roku. Może pojawią się nowe twarze i rozpoczną nowe wielkie kariery. I pożegnamy tych, którzy wszystkiego dorobili się na sporze PO-PiS. To w końcu całe 15 lat - może już wystarczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl