Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puchar Polski. Górnik męczył, męczył i wymęczył. Po dogrywce pokonał Rozwój 4:1 i awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski

Kaja Krasnodębska
Kaja Krasnodębska
Lucyna Nenow / Polska Press
Puchar Polski. Ekipa plasująca się w strefie spadkowej drugiej ligi długo walczyła z europucharowiczem jak równy z równym. W Katowicach do wyłonienia ćwierćfinalisty Pucharu Polski potrzebna była dogrywka. W jej drugiej połowie Górnik zdobył dwa gole i ostatecznie zwyciężył z Rozwojem 4:1. Gole zdobywali Jesus Jimenez, Kamil Zapolnik, Szymon Matuszek oraz Łukasz Wolsztyński. Wynik w pierwszej części gry otworzył były zawodnik zabrzan Michał Płonka.

Bałtyk Koszalin i Wisła Puławy to rywale, których w tej edycji Pucharu Polski wyeliminował Rozwój Katowice. W czwartek (prawie) w samo południe stawał przed znacznie trudniejszym zadaniem: do Katowic z niedalekiego Zabrza przyjechał ekstraklasowy Górnik. Podopieczni Marcina Brosza okazali się jednym z największych beneficjentów zagubienia kulki Miedzi Legnica. W pierwszym losowaniu czekało ich starcie z niezgorszą na papierze Wisłą Płock, w drugim bliski wyjazd do drugoligowca. Tutaj każdy inny wynik niż ich zwycięstwo, byłby ogromnym rozczarowaniem.

Takowym poniekąd było zaledwie 1:0, które wywieźli w poprzedniej rundzie z Legionowa. Skromnie pokonali III-ligowca, wcześniej rozbijając występującą w lidze okręgowej Unię Hrubieszów aż 9:0. Wówczas nienajlepiej punktowali jednak w ekstraklasie, co zmieniło się w ubiegły weekend. 4:0 z Wisłą Płock pozwoliło na optymizm. Ten udzielił się także Broszowi, który przed starciem w Katowicach nieco zamieszał składem. W przeciwieństwie do spotkania z Legionovią w bramce stanął młody Daniel Bielica, natomiast od pierwszej minuty do walki ruszyli także rzadziej widywani Konrad Nowak czy Michał Koj. Po krótkiej przerwie spowodowanej drobnym urazem powrócił także Szymon Żurkowski.

Zgodnie z przewidywaniami goście dłużej utrzymywali się przy piłce, ale niespodziewanie to gospodarze jako pierwsi oddali celne próby. Szczęścia szukali Przemysław Mońka czy Olivier Lazar, ale najbardziej nieustępliwy okazał się jednak Michał Płonka. Z początku z jego uderzeniami radził sobie Bielica, ale w końcu młody bramkarz zmuszony był wyciągać piłkę z własnej siatki. Zamieszanie w polu karnym po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i 26-letni pomocnik, który ma za sobą epizod w Górniku, dał swoim kibicom chwilę radości. Cała sytuacja nie powstałaby gdyby nie Damian Niedojad, który mocnym strzałem próbował zaskoczyć golkipera przeciwnika. Ten jednak efektownie interweniował, wybijając piłkę właśnie na korner.

Mimo niekorzystnej pory oraz niskiej temperatury fani pojawili się na trybunach stadionu Rozwoju w całkiem licznej grupie, podobnie zresztą jak przedstawiciele Torcidy. Doping trwał przez całe spotkanie, choć z początku wcale nie niósł zabrzan. Przed stratą gola nie wyglądali jak zespół walczący dwie klasy rozgrywkowe wyżej. Nie odnajdywali się na zmrożonej murawie, w przeciwieństwie do swoich przeciwników ślizgali się po boisku, co wyhamowało kilka akcji środkiem pola. W końcu zdołali jednak doprowadzić do wyrównania, a zrobił to Jesus Jimenez. Hiszpan wykorzystał wrzutkę na szesnasty metr. Na więcej trafień nie starczyło już mocy, zwłaszcza że Rozwój dobrze organizował się w defensywie.

W przerwie Brosz zdecydował się wytoczyć cięższe działa: w szatni pozostali Nowak oraz Danie Smuga, który dotąd najmocniej ślizgał się po zmrożonej murawie, a w ich miejsce do walki ruszyli Szymon Matuszek oraz strzelec dwóch goli z meczu z Unią Hrubieszów Kamil Zapolnik. Chwilę później na boisku pojawił się także Igor Angulo. Widok króla strzelców Lotto Ekstraklasy ucieszył kibiców, ale nie odmienił losów tego spotkania. Ponownie bliżej zdobycia gola byli gospodarze. Swoich rywali zaskoczyć próbowali po stałych fragmentach gry. Minuty jednak mijały, a bramki nie padały. Górnikom również brakowało skuteczności, a próby hiszpańskiego napastnika czy Żurkowskiego okazywały się niecelne.

Choć w końcówce Górnik nie wypuszczał rywali z ich połowy, zdominował przeciwnika i co chwilę uderzał na jego bramkę, dogrywka wisiała w powietrzu. Nie zapobiegła jej nawet interwencja VAR-u. Po raz pierwszy w historii Rozwoju technologia pojawiła się na ich stadionie i uratowała przed podyktowaniem rzutu karnego, gdy piłka odbiła się od ręki jednego z gospodarzy.

Rozwój miał więc pół godziny dłużej, by zadziwić cały kraj. Niespodzianką był już sam remis po 90 minutach gry, gdyż nikt nie stawiał tutaj na plasujący się w strefie spadkowej drugiej ligi zespół. I w dodatkowym czasie ekipa, która w lidze po 21 kolejkach ma zaledwie 21 punktów, walczyła z europucharowiczem jak równy z równym. Czasem tylko brakowało sił, przez co zabrzanie zamykali Rozwój na jego połowie. Nie potrafili jednak wpakować futbolówki do siatki. To udało się dopiero w drugiej części dogrywki. Głową po podaniu Adama Wolniewicza upragnioną bramkę zdobył Zapolnik, dla którego jest to trzecie trafienie w Pucharze Polski. Do lidera klasyfikacji strzelców, Konrada Kaczmarka z Chrobrego Głogów, traci dwa trafienia.

Końcowy wynik na 4:1 natomiast ustalili Szymon Matuszek, który wykończył dośrodkowanie z rzutu rożnego autorstwa Jimeneza oraz Łukasz Wolsztyński. Wpuszczony w dogrywce pomocnik pewnie wykorzystał rzut karny. Podopieczni Brosza wymęczyli więc awans i po 120 minutach zameldowali się w ćwierćfinale Pucharu Polski. Tam zmierzą się już ze znacznie trudniejszymi - przynajmniej na papierze - rywalami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24