Przybysze z drzazgą w sercu. Historia ormiańskiej rodziny, która żyje w Polsce

Anna Mączka
Elmira Ohanian przyjechała do Polski w 1996 roku
Elmira Ohanian przyjechała do Polski w 1996 roku fot. archiwum
Reportaż o Elmirze i Albercie, którzy przyjechali do Polski z Armenii, aby tu układać sobie życie na nowo.

W Polsce przywitano ją fasolką po bretońsku w termosie. Był rok 1996. W lutowy poranek Elmira stała zziębnięta na targu w Lublinie. Podeszła do niej starsza kobieta i bez słowa podała termos z jedzeniem. Elmira Ohanian miała wtedy 32 lata i w kieszeni wizę turystyczną. Przyjechała z Armenii, która była wolna, niepodległa i biedna.

Matecznik

Teoretycznie miało to być jedno z najbezpieczniejszych miast na świecie. Biblijny Noe zakotwiczył swoją arkę u zbocza Araratu i rozglądając się za dogodnym miejscem do wyjścia na ląd, zobaczył właśnie Erywań. Zawołał wtedy: Erebun, co znaczy: tu sucho.

To właśnie w Erywaniu spokojne życie wiedli Elmira z Albertem. Związek Radziecki gnębił, ale rozbudował drogi i rozwinął przemysł. Zapewniał względną stabilizację, a nawet dał młodym małżonkom mieszkanie. Albert pracował w hucie. Był spawaczem. Potem przyszła pierestrojka i Gorbaczow, który dał Ormianom upragnioną wolność.

Trudna niepodległość z blokadą ekonomiczną ze strony Azerbejdżanu i Turcji, straty materialne po trzęsieniu ziemi w 1988 r. oraz wojna azersko-ormiańska w latach 1989-1994 spowodowały masowe wyjazdy Ormian za granicę. Wśród nich byli Elmira i Albert.

Ostatnie wspomnienia z ukochanego Erywania są przygnębiające. Światło włączane raz na dobę, pozamykane fabryki, zwolnienia z pracy. Władze zlikwidowały fabrykę w, której pracował Albert. W Armenii nie było już za co żyć. - Za makarony i chleb prezydent Ter Petrosjan wysprzedawał zaprzyjaźnionemu Iranowi zakłady przemysłowe i surowce. Kwitła korupcja. Podjęliśmy decyzję o wyjeździe - mówi Albert.

Polska

Na niewielkim kocyku Elmira wystawiła na sprzedaż klapki, okulary i biustonosze. Główne miejsce wśród towarów przywiezionych z byłego Związku Radzieckiego zajmowały elektryczne młynki do kawy. Ustawione w samym środku stoiska sprzedały się szybko. Tak dobrze, że jeden nawet skradziono. Elmira sprzedała też wszystkie okulary - 100 sztuk. Kupił je pewien Polak po cenie hurtowej 3 zł za parę. Za zarobione pieniądze Ormianka kupiła dżinsowe spodnie i koszule najbliższym.

W Armenii rodzina je sprzedała i miała pieniądze na drugi wyjazd do Polski. Tym razem z Elmirą przyjechali już mężczyźni z rodziny i jej mąż Albert Karapetian. Ormianie wozili za nią wózek z towarem na targ, a ona podawała im kawę.

Obydwoje pamiętali wizytę w Polsce jeszcze sprzed wojny o Górny Karabach z 1989 r. Starsza siostra Elmiry - Rita prowadziła firmę turystyczną. Byli wtedy w Andrychowie, Bielsku-Białej, Szczyrku i Wadowicach. Zachwyciły ich polskie krajobrazy i sympatyczni Polacy. Chcieli tu koniecznie kiedyś wrócić.

Postawili na handel, bo w ten sposób mogli najszybciej zarobić, przeżyć w obcym kraju i pomóc rodzinie. A było komu pomagać. W Armenii została Rita, która podczas kryzysu zamknęła firmę turystyczną. W latach 90. w wypadku zginął jej mąż i teraz samotnie wychowywała trzech synów: Arsena, Armana i Arama.

Elmira z Albertem handlowali, czym się dało. Po klapkach, damskiej bieliźnie i młynkach do kawy przyszedł czas na chałwę i ciuchy. Aby zostać w Polsce, założyli rodzinną firmę. Płacą podatki. Zimą na targach w podkrakowskich miejscowościach takich jak Wolbrom lub Skała sprzedają ciepłe buty, pantofle i ocieplaną bieliznę. Lata praktyki nauczyły ich, że o klienta trzeba dbać.

Dom

Malownicza wieś w powiecie olkuskim, między Kluczami a Jaroszowcem, otoczona sosnowymi lasami, ma bardzo długą historię. Archeologowie znaleźli tu naczynia ceramiczne i strzały pochodzące z czasów rzymskich, z II w. n.e. Jak głosi legenda, nazwa miejscowości wywodzi się od ryku niedźwiedzi, które buszowały po okolicy, lub od rycerza zwanego Ryczem.

Do domu Elmiry i Alberta na skraju wsi wiedzie żwirowa aleja. Mijam nowoczesne domki i zatrzymuję się przy białym, jednopiętrowym prostopadłościanie. Kupili go z pieniędzy za mieszkanie sprzedane w Erywaniu. W przestronnym domu, którzy sami remontowali, mieszkają Elmira z Albertem oraz ich córka z mężem i dwoma synami. W salonie stoi włączony telewizor. Prezenterka przedstawia wiadomości z Armenii. W tle ludzie na ulicach Erywania i ormiańscy żołnierze w rejonie Górnego Karabachu.

Zanim Elmira i Albert zamieszkali w Ryczówku, tułali się po innych miastach: Szczyrku, Bielsku-Białej, Wadowicach, Żywcu, Olkuszu i Kluczach. Tu żyło im się najtrudniej. Właściciel mieszkania, które wynajmowali, dawał im każdego dnia jedno wiadro gorącej wody. Miało to wystarczyć na umycie się dla całej rodziny.

Pięć lat walczyli, by zostać w Polsce. Musieli wynająć adwokata. W 2003 r. państwo polskie ogłosiło abolicję dla cudzoziemców. Każdy, kto nielegalnie przebywał w Polsce i chciał zalegalizować swój pobyt, musiał złożyć wniosek do właściwego wojewody i czekać na decyzje urzędników. Elmira i Albert złożyli dokumenty i czekali. W Polsce byli nielegalnie ponad pięć lat i żyli w strachu, co będzie dalej. Ponieważ szanse na objęcie abolicją były większe, jeśli dłużej nie opuszczało się Polski, Elmira swój kraj znała tylko z armeńskiej telewizji, internetu i telefonów od krewnych.

Przed abolicją, która była w 2003 roku, państwo polskie odmówiło im prawa do stałego pobytu, stwierdzając, że firma, którą założyli, nie jest dochodowa, więc i ich pobyt stały w Polsce nie jest uzasadniony. Dzięki pomocy polskiego adwokata Elmira i Albert pisali odwołania i czekali na zmianę decyzji oraz kartę stałego pobytu.

Podczas oczekiwania na decyzję urzędników, w Erywaniu po ciężkiej chorobie zmarła jej siostra, a w Polsce zięć.

- Nie pojechałam na pogrzeb siostry, bo nie mogłabym już tu wrócić - wspomina Ormianka. - To były najtrudniejsze chwile w moim życiu w Polsce. Żyliśmy jak w zawieszeniu. Nie wiedzieliśmy, czy zostaniemy tu, czy nie. Co z nami będzie? Czy warto walczyć i czekać? Nie mogłam spać w nocy. Moje serce było tam, w Armenii, na pogrzebie siostry, z którą nie mogłam się pożegnać. W lutym 2015 roku, tydzień po śmierci siostry, dostaliśmy w końcu kartę stałego pobytu.

W Erywaniu zostali jeszcze trzej synowie Rity oraz druga córka Elmiry, Hasmik, z synem. Hakop studiuje w Armenii prawo. Jego siostra po skończeniu dziennikarstwa wyemigrowała do Ameryki.

Elmira gości mnie w salonie na parterze domu, przy stole zastawionym słodyczami i ciastami z polskiej cukierni. Podaje kawę po ormiańsku, bez cukru. Albert żegna się z nami, jedzie załatwić jakieś interesy. Elmira przedstawia mi swoją córkę, Arminę. Kobieta razem z mężem pomaga rodzicom w handlu. - A to mój syn David - przedstawia przystojnego 18-latka z czarnym zarostem. Chłopiec grzecznie się wita i po chwili znika. Armina pokazuje mi kolejne zdjęcie w komórce. Widzę przepiękną brunetkę o twarzy modelki. - To narzeczona Davida. Jest teraz w Gruzji. Jest z nami Tebos. Drugi syn Aminy - blady, szczupły i krótko obcięty chłopiec. Choruje na cukrzycę. Bardzo boję się o jego zdrowie - zwierza się kobieta.

Plac

W sobotę na targu jest Albert z zięciem, Arminą i Davidem. Ruch niewielki, bo po świętach, w dodatku od dwóch dni pada deszcz. Albert jak zwykle dogląda interesu. Przechadza się obok dwóch ormiańskich stoisk, rozmawia ze znajomymi klientami. David siedzi w samochodzie dostawczym dziadka. Pytam go, jak żyje mu się w Polsce. Młody człowiek ma wielu polskich kolegów. Bywa w ich domach. Zauważył, że relacje rodzinne są trochę inne niż u Ormian. Jego zdaniem, w Polsce babcia i dziadek są zazwyczaj na drugim planie. W ormiańskim domu to oni cieszą się największym szacunkiem. Tak jest w domu Alberta i Elmiry. To gospodarze, wokół których kręci się cała rodzina. Sytuacje, o których słyszał David, że w Polsce rodzina oddaje czasem seniora do domu starców, są dla Ormian nie do przyjęcia. Inaczej też wyglądają kontakty damsko-męskie. U Ormian często to rodzina szuka narzeczonej dla kawalera. Sprawdza się wtedy historię związków dziewczyny. Najbardziej ceniona jest ta, dla której kawaler będzie pierwszym mężczyzną.

Podoba mu się jednak serdeczność Polaków i gościnność. Gdy pięć lat temu zaczął chodzić do polskiej szkoły, rówieśnicy patrzyli na niego podejrzliwie. O przybyszach z innych krajów nie wiedzieli nic. W miarę czasu jednak przekonali się do młodego Ormianina. Teraz traktują go jako jednego ze swoich.

Rozmowę przerywa pukanie w szybę samochodu. To Albert prosi Davida, żeby pomógł pakować towar. Dochodzi południe. Pora się zbierać.

Sen o Armenii

Elmira za kilka tygodni pojedzie do ukochanego miasta. Tam odpocznie i odwiedzi drugą córkę Hasmik. W Polsce chce zostać na stałe. Na Śląsku i w Małopolsce mieszkają jej znajomi i krewni. Osiedlili się w Chrzanowie, Katowicach i Krakowie. Za to do jej rodzinnego Erywania - przyznaje z dumą Elmira - przyjeżdżał znany na świecie rodak Charles Aznavour. W 1988 r. pomagał Ormianom po trzęsieniu ziemi, a potem kupił mieszkanie w Erywaniu. Ciągnęło go do korzeni. Jego syn do dziś tam przyjeżdża.

Zdania o tym, czy wracać do Armenii, w małżeństwie Elmiry i Alberta są jednak podzielone. Jej mąż przyznaje, że gdyby mógł podjąć decyzję jeszcze raz, mimo wszystko by wrócił. Bo tęskni, bo to ojczyzna. Albert pokazuje mi zdjęcie Erywania ze świętą górą Ormian w tle, która dziś należy do Turcji. Zdjęcie ormiańskiej stolicy ustawił jako tapetę w komórce. Na swoje miasto spogląda za każdym razem, gdy usłyszy dzwonek telefonu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Przybysze z drzazgą w sercu. Historia ormiańskiej rodziny, która żyje w Polsce - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl