Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Sztandera: W PSSE skracamy dystans do minimum. Kluczem jest inspiracja

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Przemysław Sztandera, prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej
Przemysław Sztandera, prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Materiały prasowe
Rozmawiamy z Przemysławem Sztanderą, prezesem Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej sp. z o.o.

Pytanie z gatunku koniecznych – czy specjalne strefy ekonomiczne w Polsce są narzędziem nowoczesnym czy przestarzałym?

Po wprowadzeniu nowej ustawy jest to narzędzie bardzo nowoczesne. Ono wręcz wyróżnia Polskę na tle innych krajów europejskich. Zapewnia możliwość wsparcia małym i średnim przedsiębiorstwom, a nawet mikroprzedsiębiorcom. Dawne rozwiązania mówiły, że jedynie tereny inwestycyjne mogą być objęte SSE. Obecne natomiast sprawiły, że cała Polska jest taką strefą, co właściwie postawiło na nogi taką formułę wsparcia inwestycyjnego. Wyobraźmy sobie małego przedsiębiorcę, który swoje tereny chciał objąć strefą, a podkreślić należy, że takie procedury trwały 2-3 lata. Do tego należy doliczyć kolejne 2 lata na uzyskanie wszelkich zezwoleń i uzgodnień. W dodatku taka operacja byłaby bardzo skomplikowana, wymagała wsparcia doradców. Z punktu widzenia polskiego, drobnego biznesu nie miałoby to większego sensu. Widzieliśmy zresztą, że z poprzedniej formuły SSE korzystały głównie duże firmy zagraniczne. Dziś wydajemy decyzje o wsparciu, czyli o zwolnieniu z podatku dochodowego wnioskującego przedsiębiorcy, w dwa tygodnie. Widać różnicę. I to dobre rozwiązanie zaczyna działać.

Pytam o to, bo w notce o Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej czytamy, że gdy objął ją Pan w 2018 r. „spółka była w bardzo trudnym położeniu”. Jak bardzo było źle?

Określiłbym ówczesną sytuację jako bardzo skomplikowaną. Komplikacje wynikały z kilku elementów. To był czas, gdy nowa ustawa o wspieraniu inwestycji dopiero zaczynała obowiązywać i nie do końca jasne było, jak interpretować jej poszczególne zapisy. Trzeba było też spółkę przestawić na zupełnie inny system działania. W reżimie poprzedniej ustawy spółka była trochę... ciałem administracyjnym. PSSE nie poszukiwała aktywnie klientów. Tymczasem po zmianach przepisów mieliśmy poważne wyzwanie – jak dotrzeć do całej rzeszy małych i średnich przedsiębiorców, którzy mieli być głównymi beneficjentami nowych rozwiązań. Trzeba było zatem wdrożyć model zarządzania, trochę jak w instytucji handlowej. Przede wszystkim wygenerować kanały dotarcia z naszą ofertą do przedsiębiorców. Zrealizowaliśmy to zadanie, m.in. wprowadzając w spółce system zarządzania przez cele. Każdy pracownik otrzymał konkretne zadania, których realizacja była następnie oceniana, a premia zależy od wyników pracy danego pracownika. Musieliśmy również zapewnić spółce zgodność regulacji wewnętrznych z przepisami prawa. Nowa ustawa zmieniła wówczas niemal wszystko. Tymczasem każdy błąd po naszej stronie skutkowałby koniecznością zwrotu pomocy publicznej przez przedsiębiorcę. Skomplikowana sytuacja wynikała również z tego, że spółka w przeszłości, była, niestety, nie do końca prawidłowo zarządzana. Dziś z tego powodu mamy cały czas toczące się postępowania dotyczące korekt związanych z niestosowaniem się z przepisami zamówień publicznych przez poprzednie zarządy PSSE.

Czym jest „otwarta i proaktywna kultura korporacyjna” w PSSE?

Cały model funkcjonowania PSSE został zmieniony, z modelu zarządzania organizacją administracyjną na normalne standardy korporacyjne. Ja i wiceprezes Paweł Lulewicz zawsze mamy otwarte drzwi, systematycznie spotykamy się z kadrą menedżerską spółki, dbamy o przepływ informacji. Chcemy, by spółka działała jako team, żebyśmy wszyscy identyfikowali się z jej celem. Nikt nie musi się kłaniać w pas prezesom, a przyznam, że niektórzy pracownicy byli do tego przyzwyczajeni. Skróciliśmy dystans do minimum. Prof. Pablo Cardona z jednej z najlepszych szkół menedżerskich na świecie, opisał w swojej książce model zarządzania przez misję. Ja uważam, że trzeba pójść krok dalej i stosować zarządzanie przez inspirację. Pracownika trzeba natchnąć, np. do poszukiwania nowych rozwiązań, nowych koncepcji. Uważam, że pracownik najwięcej satysfakcji z pracy czerpie wtedy, gdy jest kreatywny, zwłaszcza gdy widzi, że rozwiązania jego autorstwa są w danym przedsiębiorstwie wdrażane. Taki styl, taką kulturę korporacyjną razem z moim zastępcą aplikujemy w firmie.

Jaki był rok 2019 dla PSSE?

Był to rok wielu wyzwań i zadań. Szukaliśmy, jak już wspomniałem, sposobu dotarcia do jak największej liczby przedsiębiorców. Paweł Lulewicz przygotował projekt „Strefa w każdej gminie”, który zaczęliśmy wdrażać. Odwiedziliśmy 226 samorządów, które znajdują się w obszarze naszego działania. PSSE to także szkolenia. Szkoliliśmy m.in. pracowników banków. Z prostej przyczyny – to właśnie w bankach przedsiębiorcy szukają głównie finansowania swoich projektów. Chodziło nam o to, by w bankach wszyscy zainteresowani mogli dowiedzieć się, że jest coś takiego jak PSSE, która oferuje inwestycyjną pomoc publiczną. W świetle zmian, o których mówiłem, nasz wynik w 2019 r., czyli 41 wydanych decyzji o wsparciu, to ogromny sukces całego zespołu. Podkreślę, że jest to trzeci wynik w całym kraju, a trudno nas porównywać do strefy katowickiej czy Krakowskiego Parku Technologicznego, które położone są w zagłębiu przemysłowym i motoryzacyjnym Polski. Cieszę się także ze struktury wydanych przez nas decyzji, bo nie chodzi tylko o samą liczbę. Z tych 41 decyzji, 35 dotyczy przedsiębiorców polskich, w tym 29 małych i średnich. To dowodzi, że ustawa o SSE jest skuteczna, o ile oczywiście spółka jest dobrze skonstruowana i zarządzana i daje wiele możliwości wsparcia tym, którzy naszego wsparcia potrzebują, zwłaszcza w rodzimym biznesie.

Jaki musi być projekt inwestycyjny, by wsparła go PSSE? W Strefie dominują branże metalowa, chemiczna i maszynowa…

Przede wszystkim zależy nam i ustawodawcy na wsparciu innowacyjnych przedsiębiorstw produkcyjnych. Oczywiście nie zamykamy się na branżę usług, ale skupiamy się na tym pierwszym sektorze. Dodam, że wykluczone jest np. rolnictwo, które ma dedykowane dla siebie mechanizmy wsparcia. Niestety, wykluczona jest także branża stoczniowa. Jednak przedsiębiorstwa, które produkują dla branży morskiej i stoczniowej, już nie. Firmy, które np. produkują luki statków lub inne komponenty na możliwość wsparcia mogą liczyć. Podobnie jest w sferze przetwórstwa powiązanego z rolnictwem – np. produkcji konserw itp. Możliwości są ogromne.

Mówił Pan niedawno o przywracaniu Wyspy Ostrów dla branży stoczniowej, z uwzględnieniem nowatorskich projektów.

Mamy kilka innowacyjnych firm. Jedną z nich jest firma produkująca szklane burty, w unikalnej technologii opracowanej w Polsce. Przygotowaliśmy dla niej miejsce w naszej hali na Wyspie Ostrów i jak tylko uzyskają stosowne dofinansowania, będzie ona mogła wprowadzić swoje maszyny i rozpocząć produkcję. Mamy też grupę związaną z Agencją Rozwoju Przemysłu – Baltic Operator, Stocznia Gdańsk i GSG Towers. W przypadku tej Grupy chodzi o najnowsze technologie, które można wykorzystywać w produkcji elementów jednostek pływających oraz wielkogabarytowych konstrukcji stalowych. Na Wyspie Ostrów oddaliśmy najnowocześniejszą na polskim wybrzeżu płytę montażową, o powierzchni 10 tys. m. kw o maksymalnej nośności 20 ton na m. kw. Wyróżniają ją nowoczesne rozwiązania infrastrukturalne, m.in. mobilne przyłącza instalacyjne. Wyremontowaliśmy również nawę C w Hali 33, co umożliwia produkcję pod dachem jednostek i konstrukcji wielkogabarytowych do 90 m długości i szerokości do 16 m. Z konstrukcją lub statkiem można z tej hali wyjechać bezpośrednio na Nabrzeże Kaszubskie i tam zwodować je lub załadować na statek.

Ciekawi mnie również kwestia kształcenia kadr dla gospodarki, co jest częścią portfolio PSSE. Dlaczego powstało Centrum Programowania Robotów Przemysłowych, we współpracy z Instytutem Maszyn Przepływowych PAN?

Jednym z obszarów naszej działalności jest wspieranie przedsiębiorców na polu szkolnictwa zawodowego. W rozmowach nasi klienci często rozważali przyjęcie strategii polegającej na zwiększaniu przychodów, jednocześnie bez konieczności wzrostu zatrudnienia. Oczywiste jest, że jedynym rozwiązaniem dla takiego planu jest robotyzacja, automatyzacja. Jasne jest także, że żadnej szkoły branżowej w Polsce nie będzie stać na kupno przemysłowego robota, kosztującego kilka mln zł, by wykorzystywać go do celów edukacyjnych. Przedsiębiorcy także nie są skłonni, by udostępniać tak drogie urządzenia, pracujące przecież w ruchu ciągłym, do celów szkoleniowych. Z kolei ceny szkoleń u producentów robotów kształtują się od kilkunastu do kilkudziesięciu tys. zł. Poszukaliśmy możliwości, by temu problemowi zaradzić. Przy współpracy z Instytutem Maszyn Przepływowych PAN stworzyliśmy ośrodek, głównie dla szkół zawodowych, by uczniowie mogli na prawdziwych robotach nauczyć się ich programowania. Obserwowałem jeszcze inny problem występujący w przemyśle – w bardzo wielu przypadkach firma kupowała robota, a potem okazywało się, że ta maszyna nie była w stanie realizować wszystkich zadań, na które liczyło przedsiębiorstwo. Wykorzystywano je w 30-40 proc., bo w firmie nie było osób przygotowanych do ich przeprogramowania. Do takiej operacji nie potrzeba informatyków po pięcioletnich studiach, tylko przeszkolonych ludzi o odpowiednim zakresie umiejętności. Przemysłowe roboty trzeba również serwisować, naprawiać, kalibrować. Już dziś musimy do takich zadań przygotowywać młodzież ze szkół zasadniczych i techników, by za kilka lat uniknąć stanu, w którym polskie, automatyzujące się firmy nie będą miały pracowników. Temu służy Centrum Programowania Robotów Przemysłowych. Kolejnym pomysłem w zakresie szkolenia kadr dla przemysłu będzie stworzenie symulatora do nauki spawania, z wykorzystaniem wirtualnej, rozszerzonej rzeczywistości. Podobnie jak w przypadku robotów przemysłowych, stworzenie w szkołach zawodowych pracowni spawalniczych nie jest ani tanie, ani proste, choćby z uwagi na przepisy BHP i przeciwpożarowe. Tymczasem na symulatorze, z wykorzystaniem gogli VR, można trenować umiejętności z kilkunastu nawet metod spawania. Stworzenie takiego symulatora, odzwierciedlającego jak najbardziej warunki procesu spawania, łącznie z odczuwaniem temperatur, drgań, jest jak najbardziej wykonalne. Znaleźliśmy kilku chętnych do realizacji tego projektu. Myślę, że w tym roku dopniemy jego finansowanie.

Pańskie CV jest bardzo bogate. Gdyby mógł Pan porównać pracę w Polsce, Szkocji i Kanadzie…

Szkoci są bardzo mentalnie do nas zbliżeni. W zasadzie praca w Polsce i w Szkocji nie różni się znacząco, chyba że mówimy o pogodzie. W Wielkiej Brytanii deszcze padają wertykalnie. Parasol jest właściwie bezużyteczny. Próbowałem go raz użyć, ale wiatr połamał go w minutę. Natomiast różnica mentalna między Polakami a Kanadyjczykami jest ogromna. Tam narzekanie, mówienie że coś jest nie tak, jest absolutnie niedopuszczalne, nawet jeśli przeczy to logice. Mam teorię, że nawet gdyby w USA i Kanadzie wprowadzono komunizm, to ze swoją mentalnością oni nie byliby go w stanie obalić. Z drugiej strony Polacy bardzo często przesadzają ze swoim narzekaniem i czarnowidztwem. Odróżnia nas także kwestia wykształcenia. Mieszkańcy Kanady raczej mają swoje wąskie specjalizacje, my natomiast jesteśmy nieco bardziej, ogólniej wykształceni. To wpływa na kreatywność. Procent osób kreatywnych, np. w społeczeństwie kanadyjskim czy Stanów Zjednoczonych, wcale dobrze nie wygląda. Podoba mi się natomiast tamtejszy zwyczaj włączania do kadr naukowych uczelni doświadczonych menedżerów z przemysłu, którzy prowadzą ze studentami niejako praktyczne zajęcia, przekazując im swoje doświadczenie, nierzadko kilkudziesięciu lat pracy. To jest bardzo cenne. W przyszłości widziałbym się w takiej roli, jeśli podobny system zostałby wdrożony w polskim szkolnictwie.

Pracował Pan na uczelniach, w bankach i w korporacjach. Czuje się Pan bardziej naukowcem, bankowcem czy menedżerem?

Menedżerem przede wszystkim. Bankowiec ze mnie wychodzi, szczególnie przy ocenie projektów inwestycyjnych. Ponad 20 lat pracowałem w „ryzyku kredytowym” i jestem wyczulony na próby koloryzowania rzeczywistości lub przesadnych wizji rozwoju. To kwestia doświadczenia – pracując w banku widziałem sukcesy, ale też całą masę porażek. Uważam, że to bezcenna wiedza, która pomaga mi i w zarządzaniu, i w podejmowaniu decyzji. Z drugiej strony czuję, że zostało we mnie trochę i naukowca. Niedawno dynamicznie włączyłem się do dyskusji nad propozycją tytułu pracy naukowej jednej z naszych pracownic. Generalnie staram się patrzeć szeroko na poszczególne projekty, w pewnym sensie z wyprzedzeniem oceniać ich potencjał, skutki.

Panująca obecnie epidemia to też test dla umiejętności menedżerów...

Jako jedna z pierwszych firm na Pomorzu wprowadziliśmy pracę zdalną. Nie odczuwamy skutków izolacji, model home office w PSSE się sprawdza. Niekiedy wydaje mi się, że pracujemy zdalnie jeszcze bardziej intensywnie niż pracowaliśmy w biurach. Stworzyliśmy narzędzie online – platformę, na której przedsiębiorcy mogą zgłaszać zasoby, które mogą udostępnić do walki z koronawirusem. Przekazujemy te informacje do Ministerstwa Aktywów Państwowych, które zarządza takimi zasobami z poziomu rządowego. Udostępniliśmy, jako PSSE, powierzchnię w parku technologicznym do produkcji testów na koronawirusa, rozmawiamy z jednym z naszych klientów, który takie testy również chce produkować. Przymierzamy się także do produkcji przyłbic medycznych w naszym centrum druku 3D. Tych działań podejmujemy całe mnóstwo, by wykorzystać nasze możliwości do walki z epidemią. Sytuacja, w jakiej znalazła się gospodarka w obecnym czasie, oczywiście nas niepokoi. Należy spodziewać się spowolnienia. Część przedsiębiorstw już odczuwa problemy, czy to związane z personelem, czy zamknięciem granic, a przy naszym, krajowym poziomie eksportu jesteśmy od zagranicznych koncernów mocno uzależnieni. Są też podmioty, które swoją działalność rozszerzają, np o wspomniane przeze mnie elementy wyposażenia ochronnego służb medycznych czy testów oraz działalność laboratoryjną. Niedługo będziemy wydawać decyzję dla firmy z branży IT, która inwestuje w tym trudnym czasie. Epidemia jest dla całej gospodarki utrudnieniem, choć nie dla wszystkich branż stanowi zagrożenie.

⇨ Należy kliknąć przycisk KUP I CZYTAJ NAJNOWSZE WYDANIE

TOP Menedżer Pomorza 2019. W tym roku nominowani do nagrody zostali:

  • Dorota Białobrzeska-Łukaszuk, prezes Invicta,
  • Rafał Chomicz, prezes zarządu Sevenet SA,
  • Magdalena Gibney, dyrektor Forum Gdańsk,
  • Mikołaj Konopka, prezes zarządu Euro Styl,
  • Adam Meller, prezes Zarządu Morskiego Portu Gdynia SA,
  • Konrad Mickiewicz, prezes zarządu ZPC Bałtyk,
  • Jacek Sarnowski, prezes zarządu Porta KMI Poland,
  • Przemysław Sztandera, prezes Zarządu Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej sp. z o.o.,
  • Mariusz Tuchlin, prezes zarządu Dekpol SA,
  • Karol Zduńczyk, prezes zarządu Korporacji Budowlanej Doraco.

Oto dotychczasowi laureaci nagrody:

Laureaci nagrody Top Menedżer "Dziennika Bałtyckiego" - przejdź do galerii, aby zobaczyć, kto i w którym roku zdobył ten prestiżowy tytuł.

Laureaci nagrody Top Menedżer: Galeria najlepszych przedsięb...

Kapituła konkursu TOP Menedżera:

  • Grzegorz Borzeszkowski, prezes Starogardzkiego Klubu Biznesu,
  • Zbigniew Canowiecki, prezydent Pracodawców Pomorza,
  • prof. Henryk Ćwikliński, Uniwersytet Gdański,
  • Katarzyna Dobrzyniecka, dyrektor Loży Gdańskiej BCC,
  • Maciej Dobrzyniecki, kanclerz Loży Gdańskiej BCC,
  • Piotr Dominiak, Wydział Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej,
  • Leszek Gierszewski, prezes Drutex SA, laureat,
  • Marek Głuchowski, prezes Zarządu Gdańskiego Klubu Biznesu,
  • Maciej Grabski, prezes Olivia Business Centre,
  • prof. Jerzy Gwizdała, Rektor Uniwersytetu Gdańskiego;
  • Sławomir Halbryt, prezes Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza,
  • Marek Kański, dziennikarz ekonomiczny,
  • Tomasz Kloskowski, prezes Portu Lotniczego Gdańsk,
  • Roman Szczepan Kniter, prezes zarządu Trefl SA, laureat,
  • Marek Krzykowski, laureat,
  • Andrzej Liberadzki, prezes Radia Gdańsk,
  • Joanna Gwiazda-Kozłowska, dyrektor Biura Reklamy, Polska Press, Oddział Gdańsk,
  • Wiktor Pilarczyk, prezes Polska Press, Oddział Gdańsk,
  • Piotr Soyka, prezes Grupy Remontowa Holding, laureat,
  • Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego,
  • Wiesław Szajda, prezes Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw,
  • Mariusz Szmidka, redaktor naczelny „Dziennika Bałtyckiego”,
  • Andrzej Ubertowski, członek Rady Gdańskiego Klubu Biznesu, laureat TOP Menedżera,
  • Adam Żołnowski, wiceprezes DCT SA.

Partner merytoryczny: Business Centre Club, Loża Gdańska.

Oto niezwykłe okładki dodatków TOP Menedżer Pomorza z poprzednich lat! Konkurs ma już 20 lat tradycji - zobaczcie sami:

Top Menedżer: "Dziennik Bałtycki" co roku wydaje dodatek poś...

🔔🔔🔔

Pobierz bezpłatną aplikację Dziennika Bałtyckiego i bądź na bieżąco!
Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy do niej zakładkę, w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią koronawirusa.

Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki