Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PRZEMYSŁAW MIŚKIEWICZ "Precz z komuną”: Dwa Muzea

Przemysław Miśkiewicz
Uwielbiam muzea, szczególnie te związane z historią najnowszą. Pamiętam, jak w 2003 roku trafiłem, w dawnym więzieniu w Sygiecie, do muzeum pokazującego zbrodnie komunistyczne w Rumunii. Potem, latami oglądałem takie muzea prawie we wszystkich krajach Europy Wschodniej. I wstyd mi było, że w kolebce Solidarności ich nie ma. Teraz jest na szczęście inaczej.

Solidarność można pokazywać na wiele sposobów, ruch ten był tak niesamowitym zjawiskiem, że opowiedzenie jego całej historii jest niemożliwe. Zawsze będzie niedosyt, bo jak można przekazać historię 10 milionów ludzi, 37 regionów, kilkudziesięciu branż i tysięcy inicjatyw. A dodatkowo historię ruchów okołosolidarnościowych, studenckich czy stowarzyszeń twórczych. To jest nierealne i chociaż można próbować, to jest „mission impossible”.

Taką próbę podjęło Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku i od razu powiem, że jest to w dużej części tak zwana skucha. Byłem tam drugi raz, tym razem z bardzo dorosłą córką, która, mając rodziców „tamtego czasu”, była pompowana historią lat 80. I o ile pokazanie przez autorów szarości i beznadziei PRL zostało przez nią docenione: „jak wy mogliście żyć w czymś takim, teraz rozumiem wasz bunt”. Jednakże na pytanie, co się wydarzyło w czasie tej dekady, odpowiedź była krótka: „w Gdańsku Wałęsa obalił komunizm”. I takie wrażenie wynoszą ze zwiedzania wystawy ludzie nieznający głębiej tamtego okresu. Ekspozycja ma blisko 3000 metrów kw., to naprawdę dużo. Niestety, autorzy skupiają się na wydarzeniach, które miały miejsce w Gdańsku. Oczywiście, tam był najważniejszy strajk, Krajowy Zjazd „S”, ale proporcje są zdecydowanie zachwiane.

W płaszczyźnie, którą widzimy na pierwszym planie, dowiadujemy się, że w sierpniu na Śląsku też były strajki i że podpisano porozumienie jastrzębskie i katowickie. I tyle o nas, reszta bez nas. Bez wchodzenia w szufladki i przewijania zdjęć, biogramów albo filmików na ekranach, nie dowiemy się na nasz temat nic, nie ma nazwisk, nic się nie dzieje. W innych regionach jest nie lepiej. Ledwie symbolicznie dowiadujemy się o kryzysie bydgoskim, jest Kraków przy okazji białego marszu, są inne ośrodki, ale najważniejszy region nie istnieje. Jest natomiast wszechobecny Lech Wałęsa. Żeby być sprawiedliwym - w okresie strajku, na samym początku, są widoczni inni bohaterowie: Anna Walentynowicz, Gwiazdowie, Krzysztof Wyszkowski. Jednak z czasem nikną i jest tylko On.

Nazwa Europejskie Centrum Solidarności sugeruje, że chcemy opowiedzieć całej Europie o czymś, co wydarzyło się w Polsce, o niepowtarzalnym ruchu, który nie miał precedensu w skali światowej. Zaglądam na stronę ECS i rozwijam punkt: misja. Chyba dobrze to wcześniej rozumiałem, bo w podpunkcie drugim jest jasno napisane: „Chcemy zachować w pamięci Polaków i Europejczyków doświadczenie Solidarności jako pokojowej, europejskiej rewolucji, aby we wspólnocie europejskich demokracji Solidarność była ważną częścią mitu założycielskiego Europy”. Czyli założenie było słuszne, a jaki jest efekt? Według autorów, prawie wszystko działo się w Gdańsku; to nie miliony tworzyły oddolnie Solidarność, to Lech, przy pomocy Jana Pawła II obalił komunizm. Przepraszam, ale naprawdę tak to wychodzi.

Wystawa od strony artystycznej jest bardzo przyzwoita. W sali pokazującej wydarzenia w stanie wojennym, alegorycznie pokazano tragedię na Wujku, problem w tym, że jest to zupełnie niezrozumiałe dla 90% odbiorców. Otóż pod sufitem jest podwieszonych dziewięć par odzieży roboczej, jak w łaźni łańcuszkowej. Tylko, co to jest łaźnia łańcuszkowa, dla zdecydowanej większości jest trudne do zrozumienia. Wymaga to wytłumaczenia, a tego brakuje. Nie wiem, co słyszy zwiedzający w audioprzewodniku. Prawie wszyscy obcokrajowcy słuchają, jednak Polacy nie. Internowania prosiłyby się o mapę ośrodków, żeby pokazać skalę. Ruch wydawniczy ma co prawda drukarnię i kilka eksponatów, ale informacji o tym, że był fenomenem na skalę światową, nie znalazłem. Za to jest kilka razy Lech, w kajdankach, z Papieżem itp. Struktury podziemne ledwo muśnięte, manifestacje, owszem są, byle nie na Śląsku.

Jest też reakcja Zachodu i pomoc - to dobrze. Kolejna sala znowu Lech i III wizyta Ojca Świętego, potem strajki w 1988, nie daj Boże w naszym regionie, tylko Gdańsk, Stocznia, Lech i doradcy. Potem Lech, Geremek, Mazowiecki, akolici i zwycięstwo - przez Okrągły Stół do 4 czerwca. I być może kiedyś bym się cieszył, bo to naprawdę ładna wizualnie wystawa i zawiera dużo wiedzy, tylko problem, że ta wiedza jest wyselekcjonowana bardzo subiektywnie, a akcenty są położone w niewłaściwych miejscach.

Po powrocie do Katowic postanowiłem po raz kolejny pójść na wystawę na Wujku, której istnienie jest w Polsce mniej znane. Powierzchnia 1100 metrów kw., więc niemalże trzykrotnie mniejsza. Podczas pisania felietonu zaglądam na stronę, gdzie jest napisane, że zadaniem Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności jest: „kultywowanie pamięci po tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce 16 grudnia 1981”. Tym razem bardzo wąsko i można byłoby się spodziewać, że tylko kwestie związane z Wujkiem będą tematem wystawy. Jednak jest zupełnie inaczej. Cała ekspozycja jest nastawiona na emocje odbiorcy, ale przy okazji emocji, ma on dostać solidną dawkę, świetnie opowiedzianej historii. Tak jak w ECS, tu także jest pokazane, co działo się przed 1980 rokiem. Oczywiście najważniejsze są Śląskie WZZ i Kazimierz Świtoń, których brakuje w ECS. Potem mamy strajki, jednakże nie tylko na Śląsku, jest Stocznia z Wałęsą i Szczecin. Dowiadujemy się o najważniejszych wydarzeniach na Śląsku podczas Karnawału, ale jest też tło ogólnopolskie.

Oczywiście stan wojenny to głównie Wujek, ale taka jest misja tej instytucji. Jednakże wszystko, co jest w zapisach statutu i to, czym ma się zajmować, znajduje na wystawie odzwierciedlenie. I jeszcze creme de la creme: oryginalny czołg z czasu pacyfikacji, wbity lufą w jedną ze ścian sal muzeum. Aż trudno nie zadać sobie pytania, czemu tak spektakularnego elementu nie było w Gdańsku. Tam jest porozrywany, leżący na ziemi płot ze stoczni, który pozostał po pacyfikacji w stanie wojennym, zajmujący około 100 mkw. sali.

I na koniec ostatnia gdańska reminiscencja. Sklepik z pamiątkami: koszulki z napisem Solidarność, kubki i magnesy na lodówkę z Lechem Wałęsą. Tych rzeczy można się było spodziewać, jednak jest coś jeszcze - przytulanki po 85 złotych: wąsaty miś w kasku stoczniowca w koszulce z napisem: konstytucja. Szczerze powiedziawszy to nie wiem, czy Wałęsa ma zostać zbawiony za życia? No to chyba jasne. Precz z komuną!!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera