Przemysław Gintrowski w konwencji Marka Dyjaka

Michał Dybaczewski
Porwać się na piosenki Przemysława Gintrowskiego mógł w tym kraju tylko Dyjak. I zrobił to. Z jakim efektem? Płyta ukazała się kilka dni temu, ale już teraz budzi skrajne emocje. Wbrew pozorom jest to dobry omen.

Gintrowskiego pokochałem kilkanaście lat temu, jako pochodną fascynacji Kaczmarskim. Dane mi go było zobaczyć na żywo trzy razy. Największe wrażenie wywarł ten pierwszy: maj 2009 roku w Cytadeli Warszawskiej. Pamiętam, że zaczęło się „Modlitwą o wschodzie słońca”. Trzeci i zarazem ostatni raz widziałem Mistrza na Placu Zamkowym w stolicy w 2011 roku - zaśpiewał wówczas trzy piosenki przy okazji pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej. 1,5 roku później zmarł.

Został jego wspaniały dorobek. Któż nie zna chociażby słynnych „Zmienników”, czy też wspomnianej już „Modlitwy o wschodzie słońca”. Chętnych do wzięcia na warsztat dorobku barda „Solidarności” jakoś jednak nie było. Owszem, sięgano po pojedyncze utwory, ale nikt nie zrobił tego kompleksowo.

Chyba nie przez przypadek bo jedynym artystą, który mógł się z dorobkiem Gintrowskiego zmierzyć „jak równy z równym” był Marek Dyjak. W tych zmaganiach z legendą towarzyszyli mu: Marek Tarnowski - (pianino, akordeon), Jerzy Małek (trąbka), Michał Jaros (kontrabas, bas), Sławomir Koryzno/Arkadiusz Skolik (perkusja) i Tomasz Piątek (saksofon).

Bogate instrumentarium wymagało przearanżowania utworów, które w oryginale opierały się głownie na gitarze i pianinie nieocenionego Zbigniewa Łapińskiego. „Oj nie tego sie spodziewałem. Takie aranżacje pasują do Gintrowskiego jak pies do jeża. Nie zachowana harmonia, melodia”, „Przykro mi, ale to najgorsze wykonania piosenek Gintrowskiego jakie ostatnio słyszałem” - m.in. takie komentarze pojawiły się w Internecie w dniu premiery płyty.

Kompletna bzdura! Ingerencja jaka została dokonana w utwory jest różna: czasem mniejsza, a momentami radykalna, ale chodziło o to, aby „wlać” w nie nowego ducha, nową jakość, słowem: aby Gintrowski stał się Dyjakiem. Przejdźmy do sedna. Na płycie znalazło się 10 utworów.

Otwiera ją „A my nie chcemy uciekać stąd”. Sekcja gra dynamicznie, Dyjak śpiewa ostro, z właściwą sobie manierą. Mocny początek. Zaraz potem otrzymujemy „Modlitwę o wschodzie słońca”. Tym razem Dyjak śpiewa delikatnie (tak!), a saksofonowe frazy i solówka nadają piosence lirycznego, niespotykanego dotąd wymiaru. Końcówka zwala z nóg: muzyka milknie, zostaje tylko Dyjak wygłaszając swoją osobistą, intymną modlitwę: „Co postanowisz, niech się ziści, niechaj się wola Twoja stanie, ale zbaw mnie od nienawiści, ocal mnie od pogardy Panie...” Z kolei minimalistyczne i traumatyczne w oryginale „Birkenau” zyskując akordeon i instrumenty dęte staje się utworem w warstwie muzycznej iście knajpianym.

Płytę promują „Zmiennicy”, zaaranżowane tak, że moja żona nie rozpoznała w niej znanej serialowej piosenki. I niech to będzie najlepsza rekomendacja! Dyjak dostaje chwilę na papierosa: w nostalgicznej „Tylko kołysance” z filmu „Tato” gra tylko duet: Marek Tarnowski na pianinie i Jerzy Małek na trąbce. Aj, jest chyba jeszcze smutniej niż u Gintrowskiego. Stosunkowo blisko do pierwowzoru mają historyczne utwory: „Margrabia Wielopolski” i „Karol Levit-toux”. Robotę robią tu trąbkowe solówki Małka. Ta druga piosenka przypomina mi licealne czasy - jako absolwent I LO w Łukowie do dziś mam w głowie wiszący w starej części szkoły obraz leżącego na łożu śmierci Levittoux. „Gdy tak siedzimy” traktuje o opozycji antykomunistycznej lat 80.: „Gdy tak siedzimy nad bimbrem ojczyzna nam umiera…” śpiewa Dyjak czyniąc z tego utworu swoje fado. W „Autoportrecie Witkacego” słychać kontrasty: Dyjak powoli „rozgrzewa” swoją chrypkę, a przygrywa mu delikatnie trąbka, jednak zaraz potem słyszymy już ten charakterystyczny charkot, wspierany energiczną solówką na akordeonie. Płytę zamyka utwór „Przyjaciele, których nie miałem”. Chorałowy klimat jaki słychać było w oryginale, zastąpiony został… big bandowym funkiem, a ogniste improwizacje trąbki i saksofonu, to już prawie free jazz!

Czy jakiejś piosenki mi zabrakło? Odpowiem anegdotą. Kiedy na listopadowym koncercie zaduszkowym w Centrum Kultury Marek Dyjak zaanonsował płytę z utworami Gintrowskiego (grając zresztą dwa przedpremierowo) od razu pomyślałem o utworze „Ja”. Utwór tak morderczy dla strun głosowych, że Gintrowski powiedział kiedyś, iż gdyby chciał popełnić samobójstwo to zaśpiewałby go trzy razy pod rząd. Zaraz po koncercie spytałem Dyjaka, czy rzeczony utwór pojawi się na płycie. Spojrzał na mnie i po krótkiej chwili odpowiedział: - Cholera, zapomniałem o nim. Cały Dyjak!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przemysław Gintrowski w konwencji Marka Dyjaka - Kurier Lubelski

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

H
Hans Christian Andersen
Autor zdaje się naprawdę wierzyć w to co pisze. Zdumiewające
Wróć na i.pl Portal i.pl