Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przekleństwo smoleńskie

Jerzy Surdykowski
Minęły dwa lata od tragedii na smoleńskim lotnisku. Rzadko zdarza się, by w czasie pokoju kraj stracił tak wiele i tak wielu. Jednak rany nie mogą się zabliźnić. Najbardziej przegrała demokracja. Kiedy walka polityczna zamienia się w wojnę religijną, przestaje ona funkcjonować. Nie działa jej najważniejszy mechanizm: korygowanie władzy przez opozycję.

Minęły dwa lata od tragedii na smoleńskim lotnisku. Na Polskę spadł niebywały cios: zginął prezydent z małżonką i kilkadziesiąt innych osób, w tym wiele pełniących najwyższe funkcje państwowe. Rzadko zdarza się, by w czasie pokoju kraj stracił tak wiele i tak wielu. Dalej jednak nie ma zgody, chociaż dwa lata powinny przyczynić się do wyjaśnienia prawdy, zbliżenia stanowisk i zabliźnienia ran.

Jedni wciąż wołają o "kłamstwie smoleńskim", twierdząc, że zmowa rządzących w obu krajach ukrywa przyczynę tragedii, którą najpewniej jest rosyjski zamach. Druga strona mówi o błędach pilotów i obsługi naziemnej, beztrosce, bałaganie, a może i naciskach na lądowanie w złych warunkach, co w sumie złożyło się na tragiczne zakończenie lotu. Jako oparcie ma raporty komisji badających wypadki lotnicze - tak polskiej, jak rosyjskiej - które, choć różnią się w istotnych szczegółach, konkluzję formułują podobną. Dla strony przeciwnej nie są one więcej warte niż gęsta mgła wciąż spowijająca prawdę o Smoleńsku.

Nie zamierzam z nikim polemizować, nie chcę przypominać, że nie ma mocnego dowodu na zamach ani siły nim zainteresowanej. Chcę napisać kilka zdań o destrukcyjnym wpływie tragedii sprzed dwu lat na polską politykę, bo to jest równie straszne zło jak ofiary i ludzki płacz. O jednym tylko trzeba pamiętać, obojętnie czy się jest za rządowym raportem o katastrofie, czy za rewelacjami posła Macierewicza. Bowiem obojętnie jakie były błędy, zła wola, bądź zbrodnicze zamiary gospodarzy, obojętnie, czy sławetna brzoza mogła złamać skrzydło czy tylko je musnąć, to załoga wyszkolonych pilotów nie miała prawa sprowadzić samolotu tak nisko w tak fatalnych warunkach atmosferycznych nad tak marnie wyposażonym lotniskiem. To wszystko. Jeśli ktoś mówi "wsadź rękę do rozpalonego pieca!", to przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie pójdzie za taką wskazówką.

Tragedia smoleńska wyglądała zrazu na deskę ratunku, która jak niespodziewany dar losu znalazła się w rękach marzącego o powrocie do władzy PiS-u. Wystarczy rozhuśtać emocje, wykazać, że rządzący - jak w PRL-u - są rosyjską delegaturą w Warszawie i mają krew na rękach, by wygrać przyśpieszone wybory prezydenckie i planowane na rok z górą po tragedii - parlamentarne. Niestety (lub "na szczęście" - zależy od punktu widzenia), ta broń okazała się niewystarczająca lub za słabo użyta, choć w wyborach prezydenckich niewiele brakowało do zwycięstwa Jarosława Kaczyńskiego.

Ten dar losu był jednak - jak każde żerowanie na pamięci ofiar - złośliwy i obosieczny. Skoro PiS nazwał rządzących "pachołkami Rosji", przyrównał dzisiejszą Polskę do PRL-u, a "kłamstwo smoleńskie" do kłamstwa katyńskiego, to wobec braku sukcesu wyborczego pozostaje albo porzucić to narzędzie i cofnąć się do roli normalnej opozycji punktującej w demokracji błędy i niepowodzenia władzy, pokazującej obywatelom, że ona właśnie potrafi lepiej rządzić. Albo też jeszcze bardziej zaostrzyć kurs, zewrzeć szeregi, głośniej i ostrzej krzyczeć. Stąd prosta droga do nazywania dzisiaj przez przywódcę PiS wszelkich działań rządu "niegodziwymi", albo do stwierdzenia jego herolda europosła Czarneckiego, że "nie ma już w Polsce podziału na prawicę i lewicę, tylko na patriotów i zdrajców". W tej perspektywie nie mają sensu jakiekolwiek wybory, pozostaje tylko bunt.

I on nadejdzie. Wystarczy, że Polska znajdzie się w dzisiejszej sytuacji Grecji, a wiadomo za kim pójdzie zrewoltowana ulica. Dlatego ten przywódca jest dziś przeciw podwyższeniu wieku emerytalnego, choć dobrze wie, że utrzymanie tego co jest szybko zniszczy budżet państwa i choć sam - kiedy rządził - przymierzał się do takiej reformy. Przecież abyśmy mieli "Budapeszt w Warszawie", musimy najpierw przejść przez Ateny.

Najbardziej jednak przegrała demokracja. Kiedy walka polityczna zamienia się w wojnę religijną, przestaje ona funkcjonować. Nie działa jej najważniejszy mechanizm: korygowanie władzy przez opozycję. Taka opozycja wygra tylko w kryzysie, najlepiej na ulicy. Władza przestaje więc bać się wyborców, bo jeśli kiepsko rządzi, to perswaduje: "chcecie jeszcze większego zła?". Zanika dyskurs polityczny, a z nim wspólna troska o państwo. Pozostają wzajemne obelgi. Tak działa przekleństwo smoleńskie.
Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter, wydał ostatnio powieści "S.O.S." i "Paradygmat" oraz tom esejów "Wołanie o sens".

Jerzy Surdykowski
felietonista "GK"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska