Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura: Gawronik podżegał do zabicia Ziętary. Znamy akt oskarżenia

Łukasz Cieśla
W poznańskim Sądzie Okręgowym zapoznaliśmy się z aktem oskarżenia przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi ws. podżegania do zabójstwa Jarosława Ziętary. Dziennikarza zabito, bo jak dowodzi prokuratura, zamierzał opisać nielegalne interesy Gawronika. Ten uznał, że "pismaka", "żydka" - tak miał wypowiadać się o Ziętarze - należy zlikwidować. Świadkowie mówią, że Gawronik demonstrował nienawiść wobec dziennikarza i miał mówić, że sam by go zamordował.

Aleksander Gawronik zgadza się na publikację swoich danych. Został oskarżony, że w nieustalonym dniu czerwca 1992 roku nakłaniał ustalone osoby do "skutecznej likwidacji" Ziętary. Prokurator Piotr Kosmaty, z krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, w akcie oskarżenia opisał ofiarę jako młodego, dociekliwego dziennikarza.

- Zajmował się tropieniem nieprawidłowości w tzw. poznańskiej szarej strefie, w której dochodziło do przenikania się świata przestępczego ze światem biznesu oraz polityki. Dominującą pozycję w tym zakresie posiadali Aleksander Gawronik, M.Ś., W.P., Z.W. (prokurator podaje w akcie oskarżenia ich pełne dane osobowe - dop. red.). Starał się zdobyć informacje i dowody świadczące o licznych nieprawidłowościach mających miejsce w trakcie aktywności tych osób - pisze prokurator Kosmaty w akcie oskarżenia.

Zobacz też:

Jak wynika ze śledztwa, Gawronik miał uznać, że dziennikarz jest niebezpieczny. Bo interesował się powiązaniami biznesu z ludźmi z "instytucji publicznych związanych ze zwalczaniem przestępczości", a konkretniej: korupcją, przemytem spirytusu, przymykaniem na to oczu przez celników.

Z akt sprawy wynika, że przed zniknięciem w dniu 1 września 1992 roku, Ziętara został dwukrotnie pobity. Ale to go nie zniechęciło. Pod Elektromisem mieli go pobić ochroniarze firmy, gdy fotografował samochody wyjeżdżające z jej siedziby. Zniszczyli jego aparat. Napadnięto go też w jego mieszkaniu przy ul. Kolejowej w Poznaniu, a jednym ze sprawców był Maciej B., ps. "Baryła". Również wtedy zabrano Ziętarze aparat i filmy ze zdjęciami, które miał przechowywać... w lodówce. Obecnie "Baryła" to jeden z głównych świadków prokuratury.

Maciej B., ps. "Baryła", odsiaduje dożywocie za zastrzelenie policjanta kojarzonego z grupami przestępczymi. We wrześniu 2012 roku został przesłuchany w sprawie zniknięcia Ziętary. Wtedy i podczas kolejnych przesłuchań powiedział m.in., że w 1992 roku powiedziano mu, że będzie robota na niejakiego Ziętarę, bo ten robi smród wokół różnych firm.

"Baryła" zrelacjonował także spotkanie, do którego miało dojść w czerwcu 1992 roku w firmie Elektromis.

Gawronik, wówczas bardzo bogaty biznesmen, miał wtedy pojawić się w siedzibie Elektromisu wraz z dwoma swoich ochroniarzami z byłego ZSRR. "Baryła", jak twierdzi, został mu wtedy przedstawiony przez Marka Z., pracownika firmy, jako człowiek od "mokrej roboty". Kolejny uczestnik spotkania, Dariusz L., ps. Lewy, słysząc narzekania Gawronika na Ziętarę, powiedział, że dziennikarz dostanie "porządny oklep" od "Baryły".

Gawronik miał wtedy powiedzieć: jaki oklep? On ma być skutecznie zlikwidowany. Biznesmen miał także stwierdzić, że nie będzie nikogo uczył "roboty".

Prokuratura, na podstawie relacji różnych świadków, uznała, że 24-letniego Ziętarę porwali później byli policjanci, którzy przeszli do pracy w Elektromisie. Chodzi o Romana K. (zmarł wiele lat temu w dziwnych okolicznościach), Mirosława R., ps. "Ryba" i Dariusza L., ps. "Lala". Dwaj ostatni są podejrzanymi w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Ziętary, ale na razie nie zostali oskarżenia. Do winy, podobnie jak Gawronik, się nie przyznają.

Ci trzej byli funkcjonariusze, 1 września 1992 roku, udając policjantów, mieli zwabić dziennikarza do samochodu przypominającego radiowóz. Potem Ziętara miał być wywieziony i przez kilka dni torturowany, a ostatecznie zabity przez człowieka ze Wschodu. Wspomniany "Baryła" zeznał, że pokazywano mu później czaszkę, która miała należeć do dziennikarza. W bagażniku swojego audi 80 szczątki dziennikarza miał ponoć wozić jeden z pracowników Elektromisu.

Krakowska prokuratura nadal opiera się na zeznaniach "Baryły", mimo że ten w trakcie śledztwa miał "chwilę słabości".
W akcie oskarżenia pojawia się wątek listu, który w styczniu 2015 roku "Baryła" wysłał do wówczas aresztowanego Aleksandra Gawronika. Twierdził w nim, że śledczy wymusili na nim zeznania. Gdy po tym liście prokuratura wezwała "Baryłę", a ten podtrzymał swoje wcześniejsze zeznania. Stwierdził, że list do Gawronika był wyrazem wzburzenia, wyczerpania psychicznego z powodu braku pomocy policji i prokuratury w uzyskaniu aktu łaski. "Baryła" liczył na opuszczenie zakładu karnego w zamian za pomoc w sprawie Ziętary.

Jednak Gawronik opuścił areszt, a prokuratura powołała biegłego psychologa, który ocenił, że "Baryła" nie ma skłonności do konfabulacji. Zeznania skazanego zostały również potwierdzone przez dwóch policjantów z CBŚ. Obaj w 2011 roku odwiedzili "Baryłę" w więzieniu. Już wtedy przestępca opowiedział im o roli Gawronika w zniknięciu i zabiciu Ziętary. Potem potwierdził to w prokuraturze.

Istotnym dowodem stały się także zeznania Marka Z., byłego pracownika Elektromisu. Na jego posesji, wg jednej z wersji, przetrzymywano dziennikarza. On miał także przedstawić "Baryłę" Gawronikowi podczas spotkania w Elektromisie.

Marek Z. zeznał, że Gawronik miał w swoim otoczeniu trzech ochroniarzy ze Wschodu: Siergieja, Griszę i Saszkę. Nazywał ich ponoć "Afgańcami", "specjalistami". Gdy pokazano mu portret pamięciowy jednego z nich, Z. stwierdził, że właśnie taki mężczyzna towarzyszył Gawronikowi. W rzeczywistości jednak wyglądał "jak zombie", "włosy miał jak słoma". Marek Z. zeznał, że słyszał, jak Gawronik w siedzibie Elektromisu mówił o likwidacji Ziętary, bo ten "wpierd... mu się w interesy".

Były pracownik Elektromisu zeznał ponadto, że to on był jedną z osób, która podając się za policjanta, tuż po zniknięciu Ziętary przeszukała jego biurko w redakcji "Gazety Poznańskiej".

Jednak w lutym 2015 roku Marek Z. odwołał swoje zeznania. Stwierdził, że wcześniej "w miłej atmosferze doszło do nadinterpretacji jego słów". Stwierdził przy tym, że w przeszłości Gawronik trzykrotnie przyjechał do Elektromisu wspólnie z m.in. byłym znanym tenisistą oraz szefem ogólnopolskiej gazety. Prokurator Kosmaty, autor aktu oskarżenia, uznał, że ostatnie zeznania i odwołanie wcześniejszych wypowiedzi przez Marka Z. nie jest wiarygodne. Przede wszystkim dlatego, że wcześniej, podczas różnych przesłuchań, spójnie i logicznie miał opowiadać o roli Gawronika i spotkaniu w Elektromisie.

Zobacz też:

Zeznania złożył też Krzysztof Ł., który w latach 2002-2003, w areszcie w Katowicach, kilkukrotnie siedział w jednej celi z Aleksandrem Gawronikiem, zamieszanym w różne przestępstwa gospodarcze. Z kolei Krzysztof Ł. "cieszył się" sławą wyjątkowo brutalnego przestępcy.

Więzień ten podczas jednego ze spacerów miał obronić byłego senatora przed agresją innego osadzonego, który również pochodził z Poznania. Po tym incydencie Gawronik miał zainteresować się „dokonaniami” swojego „wybawcy”. Gdy wyczytał w jego papierach, że ten siedzi m.in. za bicie i torturowanie ludzi, ponoć obdarzył go zaufaniem. I niebawem, według relacji współwięźnia, Gawronik powiedział, że był taki „żydek”, „pismak”, którego trzeba było zlikwidować, a zrobił to „dżentelmen ze Wschodu”.

Zobacz też:

Biznesmen miał też opowiedzieć w celi, że początkowo lekceważył Ziętary, ale potem zaczął się obawiać, bo ten interesował się sprawą przemytu spirytusu i układem z celnikami. Ziętara miał też ponoć informatora wśród pracowników Elektromisu, co wzmogło strach Gawronika przed ujawnieniem przekrętów i miało przesądzić o losie Ziętary.

Dawny współosadzony Gawronika dodał, że z opowieści poznańskiego biznesmena wynikało, że boi się "Baryły", który dużo wie. Ponoć Gawronik był zainteresowany jego likwidacją.

Świadkiem w sprawie jego również Jarosław S., ps. Masa. Działał w mafii pruszkowskiej, potem został "świadkiem koronnym". "Masa" znał się z Gawronikiem, w latach 90. razem mieli robić różne nielegalne interesy. Podczas pewnej libacji, "Masa", jak twierdzi, w swoim domu skarżył się Gawronikowi na dziennikarzy. Biznesmen miał odpowiedzieć, że on jest specjalistą "od uciszania prasy" i polecić usługi człowieka "od mokrej roboty" - oficera z WSI. "Masa" zeznał, że tematu nie ciągnął, bo on nie chciał atakować prasy.

Aleksander Gawronik nie przyznaje się do winy. Po zatrzymaniu w listopadzie 2014 roku zażądał badania wariografem. Wykazało, jaki pisze prokurator Kosmaty, że Gawronik prawdopodobnie posiada bezpośredni związek z uprowadzeniem i zabiciem Ziętary. Z kolei badanie psychologiczne wykazało, że ekssenator cechuje się inteligencją na bardzo wysokim poziomie. Proces biznesmena odbędzie się w poznańskim Sądzie Okręgowym.

Zobacz też:

Dwa umorzenia
Zniknięciem Jarosława Ziętary dwukrotnie zajmowała się poznańska prokuratura. I dwukrotnie sprawę umorzyła. Dopiero ponad rok po zniknięciu dziennikarza, 6 września 1993 roku, Prokuratura Rejonowa Poznań Grunwald wszczęła sprawę dotyczącą uprowadzenia dziennikarza. Umorzyła ją w marcu 1995 roku "wobec niestwierdzenia zaistnienia przestępstwa". Kolejne śledztwo wszczęto w listopadzie 1998 roku i umorzono po prawie roku. Prokuratura Okręgowa stwierdziła, że Ziętarę zabito, ale sprawcy nie wykryła. Wiele lat później, dzięki staraniom bliskich i znajomych dziennikarza, którzy utworzyli Komitet Społeczny "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary", sprawę wznowiono. Było to w 2011 roku i sprawę przeniesiono do krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej. Doszło do przełomu w śledztwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski