Dlatego nierzadko nazywano osadzonych darmozjadami, którzy najpierw działają na niekorzyść społeczeństwa (kradnąc, gwałcąc czy mordując), a później to społeczeństwo ze swoich podatków zapewnia im wikt i opierunek. I to płacąc za to całkiem sporo: w ubiegłym roku miesięczny koszt utrzymania jednego skazanego przekroczył 3 tys. zł! To więcej, niż wynosiła płaca minimalna (2 tys. zł).
Teraz życie więźnia za kratami wygląda zupełnie inaczej. Jeszcze w kwietniu 2016 r. wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS Patryk Jaki ogłosił program „Praca dla więźniów”. To rzecz bez precedensu w polskim, powojennym więziennictwie. Pod koniec zeszłego roku w całej Polsce pracowało już prawie 40 tys. osadzonych. Przez cały wcześniejszy rok przepracowali 3,5 mln roboczogodzin, co oznacza, że wykonali pracę o łacznej wartości prawie 50 mln złotych. Ich utrzymanie przez państwo było więc tańsze o tyle, ile potrzeba na wypłatę świadczenia 500+ przez rok dla 8333 dzieci.
Ale nie chodzi tylko o pieniądze i o to, by więźniowie dawali coś od siebie. Chodzi też o przygotowanie ich do znalezienia pracy po wyjściu zza krat. Bo celem programu „Praca dla więźniów” jest szeroko rozumiana readaptacja społeczna osób przebywających w zakładach karnych i aresztach śledczych, a w szczególności ich aktywizacja zawodowa.
Ważne są też w tym wszystkim wpływy na fundusz alimentacyjny. Dlatego to alimenciarzy wysyła się do pracy w pierwszej kolejności. A później bez skrupułów odbiera im część zarobionych pieniędzy, które w realiach pozawięziennych mogłyby zniknąć jak kamfora.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?