Profesor Adam Mariański: Pandemia w gospodarce? Jesteśmy w bardzo niebezpiecznym momencie. Oby rząd nie dokręcił śruby przedsiębiorcom

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Skarbówka będzie teraz szukać pieniędzy u przedsiębiorców i w szarej strefie. Hydraulik, złota rączka, fryzjer, niania, lekarz nie ewidencjonujący przychodów, czyli ci wszyscy „bez fakturki będzie 23 procent taniej” – oni znajdą się teraz na celowniku fiskusa. Bo innych dużych źródeł podatków już w Polsce nie ma - mówi prof. ADAM MARIAŃSKI, doświadczony doradca polskich firm rodzinnych, wykładowca akademicki, adwokat, prezes Krajowej Izby Doradców Podatkowych, członek i ekspert Business Centre Clubu.

Media rządowe twierdzą, że polscy przedsiębiorcy uzyskali w pandemii najlepszą pomoc we wszechświecie. Jeśli wierzyć paskom w TVP, zazdroszczą nam jej Niemcy, Francuzi, Amerykanie, o Czechach nie wspominając…
Można w to wierzyć. Ale można też być przedsiębiorcą i na własnej skórze odczuć, jak działały i działają polskie tarcze. Pamiętajmy, że wielu przedsiębiorców utraciło już marcu znaczną część, albo nawet całość swoich przychodów.

I stało się tak nie z powodu samej pandemii, ale za sprawą ograniczeń i zakazów wprowadzanych przez rząd.
Uznajmy te zakazy za z grubsza uzasadnione troską o zdrowie.

Zgoda. Ale rządy sąsiednich krajów, jak Niemcy, Czechy czy Słowacja, wprowadzając ograniczenia momentalnie znosiły obciążenia: obowiązki zapłaty podatków i obowiązkowych składek typu ZUS.
Myśmy także od razu zaproponowali m.in. zwolnienie firm ze składek na ZUS. Organizacje przedsiębiorców, jak BCC oraz wspierające na co dzień prowadzenie biznesu, jak Krajowa Izba Doradców Podatkowych, przekonywały rząd, by zwolnienie to było szerokie, czyli dotyczyło wszystkich dotkniętych ograniczeniami, oraz by było szybkie, czyli bez zbędnej biurokracji.

Tak na logikę: sprawiedliwie byłoby, gdyby rząd zwolnił z ZUS wszystkich pokrzywdzonych w tym samym dniu, w którym wprowadził zakaz działania. Premier Morawiecki powinien powiedzieć: od soboty zamykamy wszystkie restauracje, ale restauratorzy od tego momentu nie muszą płacić na ZUS itp.
W uproszczeniu: tak.

I to się udało?
Przepisy o zwolnieniu z ZUS dopiero teraz, w czerwcu, w czwartej wersji tarczy antykryzysowej, są mniej więcej takie, jak myśmy proponowali w trakcie prac nad tarczą pierwszą.

Czyli w marcu.
Właśnie. Przy czym śmiem wątpić, że one zostałyby poprawione bez nacisku na rząd ze strony organizacji przedsiębiorców oraz ekspertów, jak ja i moi koledzy z Izby. Prawda jest taka, że przepisy tzw. tarcz antykryzysowych były pisane przez urzędników ku wygodzie urzędników. Dopiero wspólne działanie przedsiębiorców wspieranych przez doradców podatkowych doprowadziło do zmian, które należy częściowo uznać za korzystne dla przedsiębiorców.

To nie dotyczy tylko zwolnienia ZUS?
Nie. To dotyczy właściwie wszystkich kwestii. Symboliczne, że np. w pierwszej tarczy pojawiły się przepisy, które odraczały terminy wydania interpretacji podatkowych przez Krajową Administrację Skarbową, ale już wszystkie obowiązki skarbowe przedsiębiorców pozostawały bez zmian.

Urzędnicy uznali, że w pandemii nie dadzą rady wypełniać swych obowiązków, ale przedsiębiorcy mieli dalej wypełniać swoje obowiązki. Paranoja.
Raczej przejaw pewnego sposobu myślenia. Dopiero, gdy uświadomiliśmy ludziom władzy, że podstawowym zmartwieniem przedsiębiorców nie tylko w tych nadchodzących trzech miesiącach, ale i w kolejnych, będzie uratowanie firm przed upadkiem, przepisy uległy zmianie. W efekcie część tak dopracowanych regulacji stała się przydatnym narzędziem w koronakryzysie.

Rząd mówi wręcz o korzyściach przedsiębiorców.
Tu nie możemy mówić o korzyściach, tylko ratowaniu biznesu. I możliwości skupienia się na tym, a nie na czynnościach, które z roku na rok coraz bardziej obciążają polskich przedsiębiorców. Już przed pandemią zwracałem uwagę, że prowadzenie biznesu w Polsce to brawura. Liczba obowiązków nakładanych na właścicieli firm jest tak duża, że ich wykonanie jest prawie niemożliwe.

Nawet przy pomocy doradców?
Nawet! Zatem ulgi i zwolnienia w pierwszym okresie pandemii miały odciążyć przedsiębiorców od czegoś, co na co dzień jest ich utrapieniem.

I odciążyły?
No, właśnie to też nie jest takie pewne. Faktycznie wiele firm skorzystało z różnych rozwiązań tarczy, ale dziś coraz więcej z nich boi się, że będą musiały pomoc zwrócić.

Jak to?
Zarówno w przypadku zwolnień i ulg, jak i subwencji, już dziś mamy mnóstwo problemów, bo przepisy zostały napisane na kolanie przez osoby nie znające realiów przedsiębiorczości – ani tej normalnej, a co dopiero tej w czasie pandemii. Ponadto piszący je albo nie wiedzieli, albo nie chcieli wiedzieć, jakie będą konsekwencje tego, że zarządzanie znaczną częścią pomocy przekazali do instytucji zewnętrznych. Np. subwencjami do miejsc pracy zarządza Polski Fundusz Rozwoju…

Przecież on też podlega rządowi.
Tak, ale to nie jest urząd, od którego decyzji można się gdzieś odwołać w oparciu o ustawę, tylko właśnie fundusz. A on udziela firmom wsparcia w oparciu o przyjęty przez siebie regulamin, który może sobie zmieniać właściwie każdego dnia. Przykład: ten regulamin w początkowej wersji w ogóle nie uwzględniał powiązań między polskimi firmami. Czyli np. hotel należący do właściciela większej sieci, zatrudniający mniej niż 250 osób, był traktowany jak średnia firma i mógł liczyć na wsparcie, aby uratować miejsca pracy. Ale nagle, po kilku dniach, zmieniono ten regulamin i okazało się, że – poprzez powiązania kapitałowe – hotel ten jest dużym przedsiębiorstwem. W związku z tym subwencja nie przysługuje, zwolnienia z ZUS również nie przysługują, odroczenie podatków także...

No ja przepraszam: przecież ten hotel leżał i kwiczał z braku przychodów jak każdy inny. To tych 249 Polaków, których zatrudnia, jest jakimś gorszym sortem?
Nie powinno się w tarczach dzielić firm na duże i małe, bo każda miała z powodu pandemii problem. I powiedziałbym nawet, że problem tych najmniejszych podmiotów był relatywnie najmniejszy. Ktoś, kto nie zatrudnia żadnych pracowników, nie wynajmuje lokalu, nie ma związanych z tym kosztów, łatwiej przejdzie przez ten kryzys niż duże przedsiębiorstwo. A tymczasem pomoc została skierowana w pierwszej kolejności głównie do mikro i małych firm. A duże przedsiębiorstwa mają kluczowe znaczenie dla polskiej gospodarki. To one w największej mierze decydowały w ostatnich latach o tak dużej dynamice naszego rozwoju.

W kryzysie stanęły całe branże, z których Polska ostatnio słynie w świecie.
Właśnie. Jeśli mamy wielką firmę transportową, której flota samochodowa jest ważną częścią międzynarodowego rynku przewozowego – i ona tygodniami stoi, a jednocześnie nie może liczyć na żadną pomoc, to należy to uznać za groźne dla polskiej gospodarki. I niemądre.

Urzędnicy odpowiedzą, że taka firma będzie mogła się wkrótce ubiegać o subwencje PFR dla dużych firm, które właśnie ruszają, a wcześniej mogła uzyskać dofinansowanie do wynagrodzeń pracowników.
Ale to dofinansowanie nie jest wcale tak łatwo uzyskać. O ile ZUS przyznaje zwolnienie ze składek z urzędu, a potem w drodze decyzji może je zakwestionować (więc część przedsiębiorców przedwcześnie cieszy się z tego zwolnienia; mogą je jeszcze stracić), o tyle w przypadku dużych przedsiębiorców wszystko wymaga decyzji. Czyli – czasu. A już minęły trzy miesiące i wielu przedsiębiorców nie zobaczyło ani złotówki, w tym nawet dofinansowania do wynagrodzeń! To trzeba zdecydowanie przyspieszyć, bo tu tkwi bomba, która może za chwilę rozsadzić polską gospodarkę.

Prof. Witold Orłowski, znany ekonomista, ostrzega, w właściwie bije w dzwony, że kryzys dopiero przed nami – liczne firmy muszą się teraz zmierzyć z wielomiesięcznym brakiem klientów, dekoniunkturą… Tarcze pomogły nam przepłynąć przez wir pełen rekinów, ale teraz dopiero wypływamy i jesteśmy nadal na środku wzburzonego oceanu, wciąż daleko od bezpiecznego brzegu.
Tak się składa, że ja nurkuję i wiem, że moment, kiedy się przepływa przez wir z rekinami wcale nie jest najgorszy. Najgroźniejsze jest wyjście na powierzchnię, ponieważ wtedy rekin może wziąć nas za potencjalne pożywienie i zaatakować. I my jesteśmy właśnie w takiej sytuacji: przeszliśmy przez wir, wypływamy i…

Tak się składa, że ja nurkuję i wiem, że moment, kiedy się przepływa przez wir z rekinami wcale nie jest najgorszy. Najgroźniejsze jest wyjście na powierzchnię, ponieważ wtedy rekin może wziąć nas za potencjalne pożywienie i zaatakować. I my jesteśmy właśnie w takiej sytuacji: przeszliśmy przez wir, wypływamy i…

I?
Zdecydują najbliższe miesiące. Wydaje mi się, że rządzący podejmują bardzo nerwowe ruchy w kwestii pomocy zakładając, że kontrole z nią związane będą w najbliższym czasie bardzo mocne.

Pan się dziwi? Budżet państwa jest ogołocony, ZUS stracił miliardy wpływów, a emerytury i renty wypłacać musi – czy wobec tego rząd zechce dokręcić podatkową śrubę?
Można się tego obawiać. Fakt, że ktoś dostał ulgę czy subwencję, nie oznacza zamknięcia sprawy. Kontrole mogą być wszczęte zawsze i wszędzie, a w konsekwencji udzielona pomoc może być zabrana. Trzeba pamiętać, że już przed pandemią wzrost wpływów do budżetu państwa mocno wyhamował. Stało się tak dlatego, że uszczelnianie podatków polegające na eliminacji wielkich wyłudzeń VAT-u, rozpoczęte zanim obecna ekipa objęła władzę, dało widoczny efekt w pierwszych trzech latach rządów PiS i dalsze spektakularne skoki nie są już możliwe. Owszem, nadal trzeba walczyć z mafią VAT-owską, ale budżet nie wyciśnie z tego tak dużych nowych pieniędzy jak wcześniej.

To skąd wyciśnie?
Potencjalne środki pracują w szarej strefie. Hydraulik, złota rączka, fryzjer, niania, lekarz nie ewidencjonujący przychodów, czyli ci wszyscy „bez fakturki będzie 23 procent taniej” – oni znajdą się teraz na celowniku skarbówki. Bo innych dużych źródeł podatków nie ma.

Skarbówkę czeka dłubanina.
Tak, praca na lata, jeśli nie dziesięciolecia. I trzeba pamiętać, że nawet w krajach skandynawskich, gdzie generalnie przestrzega się prawa, nie udało się szarej strefy wyeliminować.

Ludzie będą psioczyć. Że na wesele przyszedł urzędnik i ściga Bogu ducha winną panią polewającą wódeczkę, albo tę dziewczynę, co tak ładnie śpiewała młodej parze…
Ale nie ma innego sposobu pozyskiwania pieniędzy przez budżet państwa, jak poprzez podatki, w tym podatki od przedsiębiorców. Dramat obecnej sytuacji, dramat nas wszystkich, polega na tym, że przedsiębiorcy wychodzą z pandemii poważnie osłabieni, niepewni przyszłości. Oni nadal walczą z rekinami, oni nadal próbują dopłynąć do bezpiecznego brzegu: ich celem jest ocalenie firm i miejsc pracy. Jeśli dodatkowo dotkną ich kontrole, z oczekiwanymi przez władzę efektami, z sankcjami, które zostały – na chwilę – zawieszone, a są przecież bardzo dotkliwe, to możemy mieć do czynienia z falą bankructw.

Mimo wszystko stać nas dziś na optymizm?
Wiele zależy od postaw konsumentów, czyli nas wszystkich.

Jedni stracili dochody, co widać po wzroście bezrobocia, inni część dochodów, bo pracodawcy obcięli im płace, reszta się boi…
Tak, ale jeśli każdy z nas powie sobie: Eeee, nie wiadomo, co będzie, więc może zrezygnuję z chodzenia do restauracji, nie kupię tych spodni, tej bluzki, wystarczą mi stare meble… Nie skorzystam z kosmetyczki, fryzjera, takiej czy innej usługi. Zaoszczędzę, bo nie wiadomo, co będzie. Jeśli wszyscy się tak zachowamy, to będzie naprawdę źle. Usługi, handel napędzają gospodarkę; jak staną, wszystko stanie. Konsumpcję może też zdusić ewentualne podniesienie podatków, dochodowego i VAT. W obecnej sytuacji budżetu, taka pokusa może się pojawić. Mam nadzieję, że rząd jej nie ulegnie.

Mówi się, że ten kryzys jest wyjątkowy.
Tak, ale polska przedsiębiorczość pokazała, że jak się jej nie przeszkadza, to zawsze wygra. I to powinno być motto działania władzy: pomoc tam, gdzie jej potrzeba, ale przede wszystkim – nie przeszkadzanie. Gdyby była wolność gospodarcza jak w ustawie Wilczka, to byśmy sobie z tym spokojnie poradzili. Ale wiemy, że od trzydziestu lat rośnie liczba restrykcji, obciążeń, zezwoleń. Nic się w ostatnich latach nie poprawiło, to były ruchy dość pozorne.

Może ten czas, wypływania z kryzysowego wiru, jest dobry, by coś zmienić?
To jest chyba czas najwyższy, by rządzący uświadomili sobie, iż to przedsiębiorcy zbudowali dobrobyt w Polsce. Oczywiście, przy wsparciu pracowników, współpracowników, także władzy, która stworzyła odpowiednią infrastrukturę. Jeśli teraz rząd pomyśli, że przedsiębiorcy mają gdzieś na kontach mityczne zaskórniaki i zażąda: dajcie nam, bo potrzebujemy na pilne sprawy…

Na pięćset plus, na tysiąc plus, na trzynastki, na czternastki…
Kiedy rządzący nam mówią: chcemy waszego dobra, to przedsiębiorcy to dobro chowają. Takie podejście może ich tylko zniechęcić do mozolnej odbudowy biznesów. Nadzieję daje to, że Polacy, a zwłaszcza ludzie biznesu, są przyzwyczajeni do działania w dosłownie każdych warunkach. Więc wierzę, że i tym razem damy radę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl