Prof. Zenon Mariak: Każdy się boi uchylić furtki do psychochirurgii

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Andrzej Zgiet
Wystarczy, że ktoś ważny zapyta: A jakie ty masz uprawnienia, żeby manipulować ludzką duchowością?, to lekarza, który wykona taką operację, jeszcze kobiety przed kościołem parasolkami mogą wyszturchać - mówi prof. Zenon Mariak.

Głęboka stymulacja mózgu - mówił Pan o tym podczas wykładu w ramach Tygodnia Mózgu. Brzmi intrygująco. Stymulacja, czyli jakaś swego rodzaju manipulacja?

Aj, są różne manipulacje... Podczas operacji nie stymulujemy mózgu ku lepszej efektywności, żeby był jeszcze lepszy, bardziej wydajny. Bo do takiej stymulacji wystarczy sobie kawę wypić, wystarczy na dziewczynę ładną spojrzeć... A to nie o to chodzi.

To o co?

Chodzi o to, że są takie stany chorobowe, w których dochodzi do zaburzeń właściwego przepływu bodźców w mózgu.

Uuuu... Będzie medycznie? To ja nic nie zrozumiem...

To ja w takim razie najpierw wytłumaczę, jak działa mózg. Najczęściej ludzie wyobrażają sobie mózg jako komputer - i przepływ bodźców elektrycznych w tym mózgu. Ale tak wcale nie jest. Mózg pracuje na zasadzie biochemicznej - wydziela różne substancje w różnych miejscach. I to te substancje decydują, gdzie i jak kierują się czynności naszego organizmu.

To znaczy?

Na przykład jeżeli załóżmy jesteśmy głodni, to wydziela się odpowiednia substancja w jakimś neuronie, która pobudza ośrodki, które sterują łaknieniem. Albo jak jest nam zimno - wydziela się substancja jeszcze inna, która pobudza jeszcze inne ośrodki. Jeżeli jesteśmy smutni - to wydzielają się substancje, które powodują przygnębienie. Jest też przecież coś takiego jak miłość macierzyńska. Nam się wydaje, że to musi być coś takiego niesamowitego w mózgu, by wykreować taką czułość do dziecka! A tymczasem okazuje się, że wystarczy dosłownie kropelkę puścić z pipetki wazopresyny - takiego hormonu. I już mamy czułość macierzyńską 100 proc. rozwiniętą.

No dobrze - więc za to, jak się czujemy, odpowiadają te substancje w mózgu. Kiedy mózg wie, że ma je produkować?

No właśnie, tu dopiero wchodzą te słynne impulsy elektryczne. To one przekazują sygnał, co mózg ma produkować i w którym miejscu. Tyle tylko, że nie zawsze to działa. Na przykład choroba Parkinsona jest spowodowana brakiem dopaminy, takiego aminokwasu w strukturze, która się nazywa istota czarna. To takie malusieńkie miejsce w głębi mózgu, gdzie produkowana jest dopamina. A jak jej nie ma - to mamy chorobę Parkinsona - ciężką, straszną, okropną chorobę Parkinsona.

I trzeba spowodować, żeby mózg tę dopaminę zaczął wydzielać.

Można tu stosować leczenie farmakologiczne. Ale ono po pewnym czasie się wyczerpuje. Wtedy musimy obudzić ten mózg.

Obudzić?!

Wystarczy, że w pewnym miejscu, wyznaczonym zresztą metodą długich, żmudnych dochodzeń, wprowadzamy elektrodę i za jej pomocą stymulujemy odpowiednie neurony. I powodujemy, że ta dopamina powstaje.

I co się dzieje?

Nagle człowiek, który miał sztywność, który nie mógł się ruszyć, który miał ruchy mimowolne - przestaje je mieć dosłownie w tym mgnieniu oka, kiedy się założy elektrodę do mózgu i zaczyna się tę stymulację.

To cud!

Dosłownie. Tak to wygląda. Po raz pierwszy głęboką stymulację mózgu przeprowadzono w 1997 roku. Ale przedtem również wykonywano ingerencje w głębokie struktury mózgu - tyle że innymi metodami. Po prostu niszczono pewne, niezwykle małe i precyzyjnie zlokalizowane, fragmenty mózgu. Fakt - jeśli lekarz nie trafił precyzyjnie w określone miejsce lub zniszczył zbyt dużo, zwyczajnie uszkadzał pacjenta. Bo tamtych ingerencji nie dało się już cofnąć. Dziś jest inaczej - zawsze można się cofnąć do stanu wyjściowego. Miejsce, gdzie ingerujemy, jest wyznaczane niezwykle precyzyjnie. Do mózgu wprowadza się cienką elektrodę, a sam stymulator zaszywa się pod skórą na klatce piersiowej. Przez elektrodę przepuszcza się impulsy elektryczne. I jeśli nie ma efektów albo są one niezadowalające czy wręcz złe - elektrodę możemy usunąć.

Skąd się wzięła ta idea, żeby coś w mózgu zniszczyć?

Kiedyś, jeszcze w czasach przedwojennych, operowano tętniaka mózgu. Lekarz niechcący uszkodził bardzo maleńką tętniczkę, którą należało zachować, a która odpowiada za ukrwienie bardzo ważnego miejsca, gdzie się zbierają włókna, które idą z kory mózgowej do całej jednej połowy ciała. A przez uszkodzenie mózg obumarł w tym miejscu. Pacjent doznał znacznego niedowładu, ale jednocześnie ustąpiły ruchy mimowolne, sztywność parkinsonowska, na które cierpiał od lat. Lekarze oczywiście pomyśleli: może spowodujmy sami to uszkodzenie, tyle że bardziej precyzyjnie. Może spróbujmy w innych miejscach. I tak zaczęto robić lezje - czyli uszkodzenia, ingerencje w głębokie struktury mózgu. Na początku jeszcze niszczące i nieodwracalne. Ale potem poszli naukowcy krok dalej - że zamiast niszczyć, wprowadźmy właśnie tę elektrodę i ten sztuczny prąd, który zresztą tak naprawdę nie stymuluje mózgu. On powoduje jakby czasowe uszkodzenie i oddziałuje na biochemię mózgu.

I dziś tą metodą leczy się nie tylko Parkinsona?

W ten sposób leczy się najróżniejsze zaburzenia ruchowe: chorobę Touretta, dystonię torsyjną. To straszne choroby, które powodują mimowolne ruchy, czynności, nad którymi pacjent nie jest w stanie zapanować. Chory nie może utrzymać się prosto, nie jest w stanie chodzić, stać... Kiedy indziej skacze, krzyczy... Te ruchy i czynności są wynikiem przymusowych skurczów poszczególnych mięśni, których nie można powstrzymać. Po zabiegu te wszystkie objawy mijają. I na szczęście te zabiegi już weszły do standardu. NFZ nawet finansuje ten sposób leczenia choroby Parkinsona.

Jesteśmy społeczeństwem niezwykle pruderyjnym. I nigdy nie chcemy rozmawiać szczerze o problemach.

Ale Pan mówił, że przecież biochemia wpływa na wszystko - na emocje, na nastrój. Skoro ja to zapamiętałam... to nie wierzę, że nie zajęli się tym naukowcy.

No tak. Bo nastrój możemy oczywiście stymulować bodźcami zewnętrznymi - ale tylko wtedy, gdy mamy dobre zdrowie. Ale czasem brakuje w mózgu impulsów, które powodują, że te potrzebne substancje się wydzielają. Człowiek wpada w depresję. Prawdziwa, głęboka depresja to jest coś bardzo strasznego: czarna przestrzeń, nic nie warto, jedna wielka rozpacz… nic się nie chce. To wbrew pozorom jedna z najgorszych chorób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prof. Zenon Mariak: Każdy się boi uchylić furtki do psychochirurgii - Plus Kurier Poranny

Wróć na i.pl Portal i.pl