Prof. Smaga: Lew Trocki zgotowałby światu apokalipsę. W końcu ta wiara w marksizm go zgubiła

Rozmawiał Włodzimierz Knap
- Trocki nie rozumiał, że dla Stalina celem jest zdobycie władzy przez wycięcie konkurentów. Dla niego ważne było doprowadzenie do permanentnej rewolucji i zapanowania marksizmu. Już pokonany i wypędzony z kraju nie był w stanie pojąć, dlaczego przegrał - prof. Józefem Smagą, historykiem, w rozmowie z Włodzimierzem Knapem.

Czy Michaił Bułhakow miał na myśli Lebję Bronsteina, czyli Lwa Dawydowicza Trockiego, gdy w „Mistrzu i Małgorzacie” w świcie Wolanda umieścił niszczycielskiego demona Abbadona?
To prawdopodobne. Dziś trudno to pojąć, lecz w okresie międzywojnia, ale i później, Trocki był niezwykle popularny, szczególnie wśród inteligencji. Wielu artystów, w tym pisarzy, było jego zwolennikami. Uwodził ich m.in. czystością rewolucyjną.

Jednak Trocki miał wiele wspólnego z Abbadonem, aniołem zagłady z Ewangelii św. Jana, a nie z czystością, choćby rewolucyjną?

– Kiedyś wielu wcale tak nie uważało, choć też nie brakowało ludzi, którzy wiedzieli, że Trocki był swego rodzaju aniołem zagłady. Kiedy w 1960 r. pojechałem po raz pierwszy do ZSRR, starzy intelektualiści opowiadali mi, że jak to dobrze, iż Trocki przegrał w walce o władzę ze Stalinem. Na moje pytanie dlaczego, odpowiadali, że gdyby Trocki wygrał, to wtedy dopiero byłaby apokalipsa. Z czasem zrozumiałem, że Lew Dawydowicz nie mógł wygrać ze Stalinem.

Dlaczego?
Nie miał ku temu żadnych, powtarzam, żadnych kwalifikacji politycznych.

Ale chyba pod każdym innym względem generalissimus ustępował Trockiemu? Można powiedzieć, że stanowili kontrast we wszystkim?
Niewątpliwie. Trocki był bohaterem legendy „rewolucji” bolszewickiej, wspaniałym mówcą, intelektualistą o europejskiej renomie, poliglotą, wybitnym teoretykiem marksizmu, świetnym pisarzem i krytykiem literackim. Pisał m.in. o Przybyszewskim, Zoli, Ibsenie, z punktu widzenia marksisty. Stalin był jego przeciwieństwem. Bezbarwny aparatczyk, wśród towarzyszy nazywany jucznym osłem z racji solidności i wytrwałości. Nie znał żadnego obcego języka, a po rosyjsku mówił z zabawnym gruzińskim akcentem. Różnili się zasadniczo także pod względem fizycznym. Trocki był wysoki, niebieskooki, z charakterystyczną grzywą czarnych włosów, podobał się kobietom. Stalin był zaś ospowaty, mały, cierpiący na niedowład prawej ręki.

Mikołaj Bierdiajew napisał: „Nie ulega wątpliwości, że Trocki o głowę przewyższa wszystkich innych bolszewików, z wyjątkiem Lenina. Lenin jest oczywiście ważniejszy i miał większą władzę. On jest głową rewolucji, ale Trocki jest od niego bardziej utalentowany i błyskotliwy”. Miał rację?
To celna charakterystyka obu przywódców przewrotu październikowego i ojców Związku Sowieckiego. O Stalinie w okresie puczu bolszewickiego w 1917 r. poza elitą partyjną niemal nikt nie wiedział. Prawie każdy znał natomiast Trockiego występującego w duecie z Leninem. Jest rzeczą oczywistą, że połączenie taktycznego „nosa” Ujlanowa, jego wyjątkowych talentów organizacyjnych z ogromną energią, magnetyczną osobowością i umiejętnością porywania tłumów Trockiego było fundamentem zwycięstwa bolszewików.

A mimo wszystko taki nikt pokonał niemal geniusza?
Więcej, siły były mocno nierówne. Stalin dysponował kwalifikacjami niezbędnymi w walce o władzę, których pozbawiony był rywal. Cechował się niepohamowaną ambicją, dogłębną znajomością ludzi, pogardą dla wszelkich norm i nie był skrępowany względami doktrynalnymi. Lew Dawydowicz był natomiast wyniosły, często arogancki, skłonny do emfazy i teatralnych gestów, a przede wszystkim był wierzącym marksistą.

Co dla niego z tej wiary wynikało?
Nie rozumiał, że dla Stalina celem jest zdobycie władzy przez wycięcie konkurentów. Dla niego ważne było doprowadzenie do permanentnej rewolucji i zapanowania marksizmu. Trocki już pokonany i wypędzony z kraju nie był w stanie pojąć, dlaczego przegrał. Nie mógł zrozumieć, że skoro partia reprezentuje klasę robotniczą, to jak mogło dojść do tego, iż on, całe życie służący robotniczej sprawie, został z niej wydalony, a zastąpił go przebiegły intrygant.

Jednak Stalin cały czas się go bał. Chyba mu ulżyło, gdy w końcu z jego polecenia powiódł się zamach na życie Trockiego?
Oczywiście. Przypomnę, że przez lata w sowieckich encyklopediach było hasło „trockizm”, lecz nie było hasła „Trocki”. Uznawano, że Lew Dawydowicz jest kimś niezwykle groźnym. Dodam, że od początku terroru stalinowskiego największą grupą więźniów GUŁ-agu byli wyznawcy Trockiego. Wiadomo, że czuli oni wewnętrzną solidarność. Wrogo odnosili się natomiast do innych więźniów, uważając ich za... wrogów władzy sowieckiej, systemu komunistycznego.

Trockiści nie mieli świadomości, że sami ten system zbudowali?
A skąd. Byli przekonani, że padli ofiarą przypadkowych intryg. Wobec pozostałych więźniów nie mieli litości. Uważali, że słusznie cierpią. Żywili najgłębsze przekonanie, że ustrój sowiecki ze swojej istoty, jako najbardziej sprawiedliwy, nie mógł być świadomie opresyjny. Jakżeż to było i zabawne, i dramatyczne. Sam Trocki żywił głęboką niechęć do człowieka. Pisał, że gatunek homo sapiens cechuje się niezwykłą głupotą, niezdolny jest pojąć oczywistości procesów historycznych. Porównywał człowieka do zwierząt, do małp bez ogonów.

Wierzył natomiast w partię.
Stosunku do niej nie można inaczej określić. Tylko w niej widział szanse na rozwój ludzkości. Twierdził, że rację można mieć tylko w partii i przez partię.

Stawiał też na terror.
Tak. Chwalił np. gilotynę; przekonywał, że była siłą rewolucji francuskiej, bo dzięki niej mogły spadać głowy wrogów ludu.
Znawcy twierdzą, że Lew Dawydowicz kierował się filozofią przemocy.
Nie ulega wątpliwości, że był jej wyznawcą. Jego dewizą było: „Wyłącznie siła!”. Wszystko chciał jej podporządkować. Był przekonany, że człowieka trzeba zmuszać do działań, których celem jest dobro partii. Był entuzjastą „produkcji nowego człowieka”. To był dla niego cel nadrzędny.

Jaki miał być ten nowy człowiek?
Miał dążyć do „opanowania procesów własnego organizmu: oddychania, krążenia krwi, trawienia, rozmnażania”. Uważał, że będzie silniejszy, mądrzejszy, subtelniejszy. Przeciętny człowiek, w jego zamierzeniach, miał osiągać poziom intelektualny Arystotelesa, Goethego, Marksa. Budując tę koncepcję, czerpał nie tylko z myśli klasyków marksizmu, lecz też z Nietzschego, Freuda czy Pawłowa. Bez cienia przesady można powiedzieć, że Trocki był absolutnym doktrynerem, fanatykiem. Nie mógł wybaczyć Stalinowi, że ten zabija jego, rewolucjonisty, dzieci. Sam organizował na masową skalę zabijanie dzieci „burżujów”. Uważał, że takie działanie służy postępowi.

Czy pucz bolszewicki w 1917 r. mógł się powieść bez Trockiego?
Może tak, może nie, z pewnością natomiast odgrywał wówczas wielką rolę. Nie można natomiast przecenić jego wkładu w utrzymanie władzy przez bolszewików. Przypomnę, że był twórcą Armii Czerwonej, wprowadził w niej bezwzględną dyscyplinę, przywrócił karę śmierci, ale też przyjął do wojska oficerów armii carskiej. Jego pomysłem był też, zastosowany przez Stalina w 1941 r., system oddziałów zaporowych, uniemożliwiających żołnierzom ucieczkę przed nieprzyjacielem. On też wprowadził instytucję komisarzy partyjnych przy dowódcach wojskowych. Razem z Leninem powołali do życia obozy koncentracyjne. Wątpię, czy bez niego bolszewicy zachowaliby władzę. Nie wydaje mi się, by Lenin, drugi ojciec zwycięstwa komunistów, bez Trockiego poradził sobie.

Jak to się stało, że urodzony w 1879 r. w Janówce na Ukrainie w rodzinie zasymilowanych Żydów Lejba Bronstein został Lwem Dawydowiczem Trockim?
Najpierw zwrócę uwagę, że jego ojciec był analfabetą, co było rzadkością wśród Żydów, a w miastach niemal w ogóle takie przypadki się nie zdarzały. Syn okazał się jednak bardzo zdolny. Niezmiennie był prymusem. W odeskim gimnazjum zafascynował się marksizmem. Jako student matematyki zaangażował się w działalność rewolucyjną. To musiało zaprowadzić go na katorgę. Uciekł z niej z paszportem na nazwisko Trocki. Posługiwał się nim do końca życia. Na emigracji spotkał się z Leninem.

Najpierw byli sojusznikami, ale szybko weszli w osobisty spór. O co?
Trocki w 1904 r. napisał „Nasze zadania polityczne”. W tej pracy dowodził, że droga, którą proponuje Lenin, doprowadzi do dyktatury jednostki. Miał zatem dar proroczy. Szybko jednak pogodził się z Leninem.

W 1922 r. chory śmiertelnie Lenin zaproponował Trockiemu sojusz przeciwko Stalinowi. Dlaczego Trocki go odrzucił?
Bo chciał być wierny partii, a ta nie wystąpiła przeciw Stalinowi.

Nie brał pod uwagę, że Józef Wissarionowicz będzie chciał go zmieść?
Skądże. Uważał się za kogoś o wiele doskonalszego niż niepozorny Gruzin. A ten potrafił stworzyć wspólny front przeciw Trockiemu. Najpierw w tym celu zjednał sobie Zinowiewa i Kamieniewa, szwagra Trockiego. Zrobił wszystko, by rywala przedstawić jako potencjalnego Napoleona, „grabarza rewolucji”, człowieka o zbyt wybitnej indywidualności. Ona sam przedstawiał siebie jako jego pozytywne przeciwieństwo: skromny, pozbawiony ambicji, a przy tym wierny i lojalny sługa partii. Stalin wysunął też wobec rywala argument antysemicki, jątrząc: „Być może pochodzenie Trockiego przeszkadza mu uwierzyć w możliwości narodu rosyjskiego?”. Tak jakby sam był Rosjaninem.

W końcu jego siepaczom udało się dopaść Trockiego.
W 1940 r. w Meksyku czekanem zabił go Ramon Mercader.

***

Prof. Józef Smaga, jeden z najwybitniejszych znawców dziejów i kultury Rosji. Emerytowany profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, członek PAU, autor wielu książek, m.in.: Narodziny i upadek imperium. ZSRR 1917–1991.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prof. Smaga: Lew Trocki zgotowałby światu apokalipsę. W końcu ta wiara w marksizm go zgubiła - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl