Prof. Romuald Dębski. Król życia [WSPOMNIENIE]

Magdalena Rigamonti
Prof. Romuald Dębski kochał swoje pacjentki i one go kochały. Miały dość manifestacji ruchów pro-life i nazywania profesora mordercą. Mówiły, że i one, i ich dzieci są dowodem na to, że prof. Dębski jest prawdziwym obrońcą życia.

Dzwoni telefon profesora. Do słuchawki mówi tylko: „Za minutę jestem”. A do mnie: „Idziemy”. Biegniemy w zasadzie. No to biegniemy. Wbiegamy do sali. Zostaję za szybą. Liczę, że razem z profesorem jest jedenaście osób w medycznych zielonych fartuchach, czepkach i maskach. Profesor uśmiecha się do kobiety leżącej na stole operacyjnym. Jest przytomna. Odwzajemnia uśmiech. A po chwili już z jej brzucha profesor wyjmuje dziecko. Chłopczyk. I już wiem, dlaczego pilnie wzywali profesora. Dziecko ma wszystkie jelita na wierzchu. – Tylko on umie tak wyciągnąć dziecko z wytrzewieniem, żeby nie uszkodzić nic z tego małego brzuszka – słyszę od pielęgniarki. Dzidziuś już jest ważony, mierzony, a jego brzuszek opakowany specjalnym opatrunkiem. Za chwilę zajmą się nim specjaliści z Centrum Zdrowia Dziecka. Profesor już myje ręce. Zdejmuje fartuch. Ja nie mogę się ruszyć. – Dziecko, chodź - mówi do mnie. Już po wszystkim.

Z tym dzidziusiem wszystko w porządku. Zabezpieczą mu jelitka, a potem jakiś mistrz lekarski schowa mu je do brzuszka. Może być tylko tak, że mały nie będzie miał pępka. Mama jest zdrowa i szczęśliwa.

To było cztery lata temu, kiedy rozmawiałam z prof. Romualdem Dębskim i dr Marzeną Dębską, przygotowując książkę „Bez znieczulenia. Jak powstaje człowiek”. Każde spotkanie z tymi lekarzami to była nauka. Nie, nie uczyłam się medycyny, tylko tego, jak kruche jest ludzkie życie, jak łatwo je stracić, nawet jeszcze zanim pojawi się na świecie. I jeszcze, jakich niezwykłych umiejętności potrzeba, żeby to życie ratować. Ilu wyborów trzeba dokonać, jakie dylematy im towarzyszą. Czy matka, czy dziecko?

Kto ma żyć?

To najlepsze zdjęcia porodów wybrane przez The International Association of Professional Birth Photographers, czyli Międzynarodowe Stowarzyszenie Profesjonalnych Fotografów Narodzin (IAPBP). Każda z prac opowiada inną historię i przekazuje inne, nierzadko skrajne emocje: od radości aż po cierpienie. Czy Waszym zdaniem zdjęcia z porodu to odpowiednia pamiątka? Komentujcie, a wcześniej zobaczcie najlepsze zdjęcia porodów Birth Photography Image Competition. Birth Photography Image Competition. Pierwsze miejsce: Niezwykłe spotkanie rodzeństwa. Beliga Fot. Marijke Thoen — Marijke Thoen Birthphotography  Wyróżnienie: Podziw i ulga. Kanada Fot. Kandyce Joeline — Songbird and Oak PhotographyZDJĘCIA na kolejnych slajdach

20 najlepszych zdjęć porodów. Kontrowersyjne zdjęcia porodów...

Cała ściana w gabinecie profesora pokryta jest zdjęciami i laurkami. Te zdjęcia w zmniejszonej wersji trafiły też do sali, w której profesor leżał przez ostatnie dni swojego życia. Jeszcze słyszę, jak profesor Dębski mi opowiada o swoich pacjentach i dużych, i małych: „O, to jest dziewczynka, tam, patrz, na tym zdjęciu. Malutka. Niedawno skończyła rok. Miała nie żyć. Nowotwór, guz pupki, większy od niej maleńkiej w brzuchu mamy. Operacja jeszcze przed urodzeniem. Udana”.

Pamiętam, jak mówił do mnie: „Masz już dwie córeczki, miej jeszcze synka. Albo dwóch synków, albo trzech. Ja mam pięciu i jestem szczęśliwy”. Pamiętam, jak zapytałam, czy byłby moim lekarzem prowadzącym ciąże, czy by ze mną rodził. Usłyszałam, że lepiej nie, że on jest przecież od trudnych ciąż i trudnych porodów, od ratowania życia, a u mnie ma być wszystko dobrze.

Spotykaliśmy się zwykle po 10 rano. Ja zaczynałam pracę, profesor był już po jednej, dwóch albo i trzech operacjach. Jeszcze na korytarzu rozmawiał z pacjentkami, przytulał, uspokajał. Po czym wchodził do gabinetu, padał na fotel, zdejmował swoją lekarską czapeczkę w Spidermany i mówił. A mówił tak, że naprawdę czasami zapierało dech i łzy leciały. Zawsze z tych słów wynikało, że człowiek jest od samego początku. Czyli od kiedy, od którego momentu? Od początku. Od razu jest człowiek. Nie mam żadnych wątpliwości. Człowiek jest wtedy, kiedy... Jest na każdym etapie. Kiedy komórka jajowa łączy się z plemnikiem.

I zawsze robił wszystko, żeby tego człowieka uratować. Sam o tym nie mówił, dowiedziałam się od dr Dębskiej, że potrafił przerywać urlop, święta, niedzielny obiad, by jechać do szpitala, bo trzeba było jego wiedzy, fachowości, jego doświadczonych chirurgicznych rąk. Wracał z Barcelony w połowie urlopu, bo trzeba było operować pacjentkę, bardzo skomplikowany przypadek. Inni się bali, nie wiedzieli czy podołają. Zoperował. Wrócił na urlop. Pacjentka uratowana. Kiedyś zapytałam, dlaczego nosi tę czapeczkę w Spidermana. – Niech ten dzidziuś, co się zaraz urodzi, zobaczy coś wesołego.

Nigdy nam się nie udało porozmawiać dłużej niż pół godziny bez przerwy. Zawsze dzwonił telefon albo wchodził jeden z lekarzy i mówił: „Panie profesorze, pacjentka jest już przygotowana. Anestezjolodzy bez pana nie zaczną znieczulać”.

I znowu czapeczka, świeży kitel, maseczka płócienna na twarz. Zdradził, że w papierowych nie mógł oddychać, więc uszył kilkadziesiąt materiałowych na zamówienie. Tłumaczy, że musi iść, bo zaraz będzie rodzić pacjentka, która w 1993 roku miała założoną mechaniczną zastawkę serca. Metalowa zastawka aortalna. Ogromne ryzyko. – Ta dziewczyna jest w grupie największych powikłań. Donosiła ciążę. Teraz my musimy ją dobrze skończyć. Będę robił cięcie.

Po 40 minutach był z powrotem. – Udało się. I dzidziusiem wszystko dobrze, i z jego mamusią też. Świetna uśmiechnięta dziewczyna.

Zawsze mi wszystko opowiadał, szczegółowo, medycznie. Kiedy nie rozumiałam, wyjaśniał. Od dr Dębskiej wiem, że po jednym z takich trudnych porodów, kiedy naprawdę nie było wiadomo, jak to się skończy i dla dziecka, i mamy, zawieziono go na kardiologię. Przedsionki migotały, serce nie chciało wytrzymać napięcia, stresu i tej wielkiej odpowiedzialności za dwa życia, za dwoje ludzi. Kiedy go o to zapytałam, powiedział tylko: „Po tym wszystkim miałem bóle wieńcowe. Koledzy zrobili mi EKG i trochę się mną martwili. Stres się jednak odchorowuje. Robiłem dość dramatyczne cięcie. Nie wiem, czy nie najbardziej dramatyczne w moim życiu. To była pacjentka kardiologiczna, z ciężkim nadciśnieniem płucnym, z sinicą. Była naprawę sina. Na granicy 32 i 33 tygodnia ciąży. Trzeba było tę ciążę kończyć, bo jeszcze byśmy trochę poczekali i by umarła”.

– Zdecydowaliśmy, że tniemy. Znieczulał ją dr Maciek Łapek, rewelacyjny anestezjolog. Siła spokoju. W anestezjologii najważniejsze jest to, by się nie spieszyć. Na sali było ponad 20 osób. Wszyscy naprawdę konieczni. Cięcie trzeba było robić w pozycji siedzącej. Nie można było jej położyć, bo się dusiła. Macica była niewielka, znieczulenie przewodowe, bo znieczulenie ogólne byłoby dla tej dziewczyny śmiertelne. Naciąłem powłoki i wypadły jelita. Okazało się, że nie mam jak dotrzeć do macicy. W donoszonej ciąży jelita chowają się za macicę, we wcześniejszej są z przodu. Musiałem unieść te jelita, żeby się dobrać do macicy. Przy znieczuleniu przewodowym jest tak, że jelita nie są znieczulone, więc pacjentkę to po prostu bardzo bolało. W pewnym momencie powiedziałem do Maćka, że nie jestem w stanie zrobić cięcia, na co Maciek, że wobec tego musi pacjentkę zaintubować i od razu słyszę, jak profesor kardiologii mówi: „to ona na pewno umrze”.
– I co pan zrobił?
– Obłożyliśmy jelita mokrymi serwetami, asystencie je unieśli i trzymali w górze, dopóki ja nie zrobiłem cięcia i nie wyjąłem tego dzieciaka. Wszystko się udało. Kobiecie polepszył się stan zdrowia. Po dwóch tygodniach wyszła ze szpitala. Dzidziuś razem z nią.

Profesor spuścił głowę. Często spuszczał. Jakby nie chciał się chwalić, jakby skromność mu nie pozwalała. Mam nagranych kilkadziesiąt godzin rozmów z profesorem. Są i bardzo prywatne, kiedy mówi o miłości do żony, do dzieci, o tym, jak te dzieci razem rodzili i o miłości do pracy, którą wykonywał. Kochał swoje pacjentki i one go kochały. Widziałam tę miłość 1 czerwca 2018 roku, kiedy przy Szpitalu Bielańskim zorganizowały piknik poparcia dla profesora. Miały dość manifestacji ruchów pro-life przed szpitalem, nazywania profesora mordercą. Mówiły, że i one, i ich dzieci są dowodem na to, że prof. Dębski jest prawdziwym obrońcą życia.

Jest najważniejszym człowiekiem, którego spotkałam w swoim zawodowym życiu.

To najlepsze zdjęcia porodów wybrane przez The International Association of Professional Birth Photographers, czyli Międzynarodowe Stowarzyszenie Profesjonalnych Fotografów Narodzin (IAPBP). Każda z prac opowiada inną historię i przekazuje inne, nierzadko skrajne emocje: od radości aż po cierpienie. Czy Waszym zdaniem zdjęcia z porodu to odpowiednia pamiątka? Komentujcie, a wcześniej zobaczcie najlepsze zdjęcia porodów Birth Photography Image Competition. Birth Photography Image Competition. Pierwsze miejsce: Niezwykłe spotkanie rodzeństwa. Beliga Fot. Marijke Thoen — Marijke Thoen Birthphotography  Wyróżnienie: Podziw i ulga. Kanada Fot. Kandyce Joeline — Songbird and Oak PhotographyZDJĘCIA na kolejnych slajdach

20 najlepszych zdjęć porodów. Kontrowersyjne zdjęcia porodów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl