Prof. Rafał Chwedoruk: Przedterminowych wyborów nie będzie. PiS nie ma szans ich przeprowadzić [ROZMOWA]

Leszek Rudziński
Leszek Rudziński
Prof. Rafał Chwedoruk: Przedterminowych wyborów nie będzie. PiS nie ma szans ich przeprowadzić
Prof. Rafał Chwedoruk: Przedterminowych wyborów nie będzie. PiS nie ma szans ich przeprowadzić fot marek szawdyn/polska press
Prof. Rafał Chwedoruk przekonuje, że forowany przez niektórych polityków scenariusz przedterminowych wyborów jest bardzo mało prawdopodobny. Jak podkreśla politolog z Uniwersytetu Warszawskiego ustawa o ochronie zwierząt mogła być formą testu dla koalicjantów.

Po głosowaniu nad Piątką dla zwierząt, czołowi politycy PiS mówią o realnej możliwościowi przeprowadzania przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Czy może do nich dojść, czy jest to jedynie „straszak” dla nieposusznych koalicjantów?

Spośród wszystkich możliwych straszaków, które ma PiS, ten jest najmniej realny, z prostych przyczyn związanych z konstytucją. Pamiętajmy, że żeby doprowadzić do skrócenia kadencji Sejmu trzeba mieć 307 głosów. A obecnie na sali sejmowej absolutnie nie uda się PiS ich tylu znaleźć. Dlatego, że w sytuacji pewnego zamieszania w szeregach opozycji, także wielu posłów opozycyjnych mogłoby nie być pewnymi reelekcji, zwłaszcza że jest tam liczne grono debiutantów. Druga sprawa to kwestia budżetu, a trzecia nieudzielenia wotum zaufania w tzw. trzecim kroku, przy braku konstruktywnego wotum nieufności. To jest bardzo kosztowne politycznie i pojawia się pytanie, czy w ogóle wykonalne. Więc nie jest to groźba realna. O ile w ogóle możliwe byłoby doprowadzanie do wcześniejszych wyborów, to PiS także zapłaciłby bardzo wysoki rachunek. Stabilność sprawozdawania władzy była jednym z czynników legitymizujących władze PiS, szczególnie wśród wyborców mniej na co dzień interesujących się polityką.

Władze PiS biorą pod uwagę również utworzenie rządu mniejszościowego.

To bardziej prawdopodobny scenariusz. Chaos i poczucie niepewności wśród opozycji może spowodować, że znajdą się różne sposoby, aby przypadkiem nie doszło ani do rozwiązania Sejmu, ani do wyłonienia alternatywnego rządu, skierowanego przeciwko PiS. A wówczas oznaczałoby to dla wszystkich dysydentów ze Zjednoczonej Prawicy bardzo trudną sytuację, ponieważ wyborcy prawicy są niezwykle przywiązani do kwestii lojalności. Kiedyś przekonał się o tym Zbigniew Ziobro, próbując stworzyć własną formację polityczną i pomimo niewątpliwej osobistej popularności nie zakończyło się to sukcesem. Także Jarosław Gowin ze swoją formacją wylądowaliby w absolutnej politycznej próżni. W takiej sytuacji byliby oni głównymi przegranymi całego zamieszania.

Europoseł PiS Adam Bielan przekonywał dziś, że w 80-90 proc. kwestie personalne w Zjednoczonej Prawicy zostały już uzgodnione. Choć zostały kwestie programowe, to mówił, że partie na początku października są w stanie podpisać nową umowę koalicyjną i doprowadzić do rekonstrukcji rządu. Być może to koalicjantom PiS zależy, aby sytuacja w Zjednoczonej Prawicy był na ostrzu noża?

PiS ma za sobą cały cykl zwycięskich kampanii wyborczych, nie może jednak w pełni skonsumować zwycięstwa, ze względu na paradoks tego, iż wszystkie komitety weszły do Sejmu. W efekcie PiS ma minimalną przewagę, czy de facto już jej w Sejmie nie ma, ale jest u szczytu społecznej popularności. Opozycja jest rozdyskutowana o samej sobie i w „przededniu tektonicznych wstrząsów” i w interesie PiS jest ułożenie sobie relacji z koalicjantami teraz, kiedy ma wszystkie możliwe instrumenty oddziaływania. W przyszłym roku tak dobrze nie będzie.

Co się zmieni?

Po pierwsze mamy niepewną sytuację w USA, a mało się mówi jak ważny wpływ na obecną sytuację polityczną w Polsce miała wygrana Donalda Trumpa. Po drugie mamy niepewna sytuację ekonomiczną w skali globalnej. Trzeba będzie zacząć prowadzić politykę dużo bardziej złożoną i skomplikowaną, niż teraz, często wymagającą podejmowania decyzji na których ktoś będzie tracił w dużo większym stopniu niż na ustawie o zwierzętach futerkowych. W naturalny sposób PiS chce teraz ułożyć sytuacje w Zjednoczonej Prawicy i ta ustawa stała się taką formą testu, może nawet intencjonalnie podsuniętego koalicjantom.

Koalicjanci nie podzielają chyba entuzjazmu partii rządzącej.

Oba pozostałe podmioty z tych samych powodów nie mają powodu, żeby porozumieć się z PiS teraz, bo w przyszłym roku sytuacja będzie dużo bardziej skomplikowana dla partii rządzącej. Ta będzie musiała być bardziej elastyczna, także wobec swoich koalicjantów. Nie ma tutaj cienia wątpliwości, że to nie PiS jako partia jest podmiotem, który gra na zwłokę i przedłuża rozmowy. A sama redukcja ministerstw - bo myślę, że to jest istota problemu - dla PiS powoduje zmiany, ale takie, które nie naruszą podstaw funkcjonowania tej partii. Natomiast dla oby koalicyjnych podmiotów, z których chyba żaden nie jest zdolny do samodzielnej egzystencji, czyli przekroczenia 5-procentowego progu wyborczego, każdy resort był na wagę politycznego życia. Dla nich te straty są nieporównywalnie większe i stąd próby zmiany dotychczasowo podziału sił.

Teraz najbardziej realnym scenariuszem jest ten, który zasygnalizował poseł Adam Bielan. Te niewyjaśnione sprawy zostaną dopełnione mniejszymi lub większymi kompromisami.

Politycy PiS, którzy nie poparli ustawy mogą spodziewać się konsekwencji. Zostali oni dziś zawieszeni w prawach członków partii. Niektórzy politycy partii rządzącej sugerują, że niepokorni posłowie powinni zostać wydaleni z jej szeregów. Czy taki scenariusz jest możliwy, przy coraz słabszej pozycji PiS w Sejmie?

Kuriozalność sytuacji po ostatnich wyborach sejmowych, polegała na tym, że Zjednoczona Prawica miała 5 mandatów przewagi nad opozycją, ale ponad 30 posłów w Zjednoczonej Prawicy to posłowie koalicji innych partii. Jeśli nawet odejmiemy od tego część posłów od Jarosława Gowina, to w dalszym ciągu otrzymamy poważną liczbę brakujących PiS mandatów. Faktycznie być może już mamy do czynienia z rządem mniejszościowym. Z tej perspektywy, czy ten rząd będzie rządem mniejszościowym, któremu brakuje 20, 30, czy 40 mandatów do większości, już nie gra roli. Istnienie tego rządu zależało będzie od obaw wielu posłów - głównie opozycyjnych, czy byłych koalicyjnych - przed tym żeby nie wypaść w ogóle z Sejmu. PiS jako partia i tak sobie poradzi, bez względu na to czy byłby w opozycji czy byłyby nowe wybory. Natomiast tacy posłowie, którzy byliby z PiS wyrzuceni, poza nielicznymi przypadkami, znaleźliby się w kompletnej politycznej próżni. Przecież na listy nie wzięłaby ich ani PO, ani Lewica, ewentualnie jakaś lista z PSL, która będzie walczyła o życie. Myślę, że jest to sposób dyscyplinowania własnego zaplecza i za ty wszystkim może kryć się inny komunikat: „Przed kolejnymi wyborami, posłowie, kórzy byli teraz nielojalni nie otrzymają miejsc na listach”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl