Prof. Król: Nie ma czegoś takiego jak Polska. To tylko wyobrażenie

Redakcja
Prof. Marcin Król
Prof. Marcin Król Andrzej Barabasz/Creative Commons
- 10 maja przypadkiem szedłem Krakowskim Przedmieściem i przed Pałacem Prezydenckim natrafiłem na manifestację. Jej lider przez megafon krzyczał "usunąć hitlerowca Komorowskiego!". Takiego wyobrażania Polski nie akceptuję. Ale są też całkowicie inne formy wyobrażania kraju - mówi prof. Marcin Król w rozmowie z Agatonem Kozińskim.

Coraz częściej politycy próbują definiować termin "Polska" - można się domyślać, że dyskusja na ten temat jeszcze mocniej rozgorzeje, gdy naprawdę rozpocznie się kampania wyborcza. Jak Pan ocenia dotychczasowe próby definiowania naszego kraju?
Bardzo marnie - i to bez względu, kto się za tworzenie tych definicji bierze. Czy to Tusk, czy Kaczyński, czy ktokolwiek inny. Każdy polityk bardzo słabo radzi sobie z określaniem, czym tak naprawdę Polska jest.

W czym tkwi problem?
Przede wszystkim w tym, że nie ma czegoś takiego jak Polska. Można powiedzieć, że istnieje Polska jako państwo, forma prawnego stowarzyszenia grupy osób, którzy określili siebie jako obywatele kraju o nazwie Rzeczpospolita Polska. To jedyny realny byt, cała reszta to abstrakcja.

Polaków nie można nazwać nawet narodem? Przecież zdecydowana większość osób mieszkających w granicach naszego kraju jest do siebie bardzo podobna: ma taką samą historię, zwyczaje, mówi tym samym językiem, wyznaje tę samą religię.
Ale tak się stało przez Hitlera i Stalina. Przecież przed wojną na terenie Polski do narodowości polskiej przyznawała się mniej więcej połowa mieszkańców. W tej chwili tak twierdzi ok. 97 proc. Ale to mniej istotne. Bardziej istotne jest to, że tak naprawdę twór, który określamy mianem "Polska", jest tylko wyobrażeniem. To nie jest twór rzeczywisty, gdyż wyobraża go sobie tylko pewna grupa ludzi. W gruncie rzeczy nikt nie ma prawa rościć sobie prawa do tego, by twierdzić, że jego wyobrażenie jest właściwe, jedynie słuszne. Każdy ma prawo do własnego wyobrażenia - i każde wyobrażenie jest subiektywne.

Podobnie pisał o Polsce Donald Tusk w tekście opublikowanym w "Gazecie Wyborczej". Twierdził, że nie chce definiować, kim jest Polak, bowiem nawet najszersza definicja mogłaby kogoś postawić poza nawiasem.
Racja - ale ja bym poszedł dalej. Do własnej wizji Polski prawo ma każdy, i partie polityczne, i różnego rodzaju stowarzyszenia, i poszczególni obywatele. Generalnie stoję na stanowisku, że nikomu nie można odmawiać prawa do samodzielnego nazywania Polski. Jedyny wyjątek zrobiłbym dla haseł ksenofobicznych - one powinny być wyraźnie zakazane. Głównie dlatego, że nie można z Polski nikogo wyrzucać, usuwać, przed nikim jej zamykać - dlatego mówienie, kto zasługuje na miano prawdziwego Polaka, a kto nie, jest niedopuszczalne. Poza tym każda definicja jest dozwolona, bo przecież każda jest tylko subiektywnym wyobrażeniem na temat naszego kraju.

Oddzielną kwestią jest natomiast, co z tych wyobrażeń wynika. Czy rodzi się z nich projekt kraju - operując najbardziej powszechnymi schematami - nowoczesnego, dynamicznego, szybko się rozwijającego, inwestującego w naukę, czy też kraju odwołującego się do tradycji, związanego z wartościami katolickimi, opartego na autorytecie wielkich postaci historycznych. Można się zastanawiać, które z tych wyobrażeń jest bardziej przydatne z punktu widzenia rozwoju kraju. Najlepiej to widać na przykładzie Francji i oszustwa, jakiego dokonał tam Charles de Gaulle.

(...)

CZYTAJ TEŻ:
* Prof. Król: Demokracja u nas nie jest oczywista
* Prof. Król: Trzeciej siły w Polsce nie będzie

Znany francuski politolog Dominique Moisi niedawno podkreślił znaczenie zaangażowania Francji w konflikt w Libii - przełożył się on na wysoki wzrost dumy narodowej u Francuzów. Wygląda na to, że Nicolas Sarkozy odrobił lekcję zadaną przez de Gaulle’a.
To tylko dowodzi, jak ważną sferą są symbole. Właśnie przez ten pryzmat należy patrzeć na różne wyobrażenia polskości. 10 maja przypadkiem szedłem Krakowskim Przedmieściem i przed Pałacem Prezydenckim natrafiłem na manifestację. Jej lider przez megafon krzyczał "usunąć hitlerowca Komorowskiego!". Takiego wyobrażania Polski nie akceptuję.

Ale są też całkowicie inne formy wyobrażania kraju. Taki prezentuje na przykład SLD. Podstawowym błędem tej partii jest fakt, że ona boi się mówić o Polsce. Tak jest teraz, ale podobnie było w czasach, gdy Leszek Miller czy Włodzimierz Cimoszewicz byli premierami. Oni zawsze bali się wypowiedzieć w imieniu ogółu, jakby odczuwali ciężar własnej przeszłości. W związku z tym zachowywali się pragmatycznie, wychodząc z założenia, że to wystarczy. Fakt, że teraz dyskusja o polskości tak odżyła, jest w pewnym stopniu konsekwencją unikania tego tematu wcześniej. Choć tak naprawdę pod tym względem Polska wtapia się w europejski trend. Przecież podobne dyskusje występują teraz na Węgrzech, w Danii, Finlandii, Austrii, do pewnego stopnia w Niemczech.

(...)

Jarosław Kaczyński w artykule dla ''Gazety Wyborczej'' nakreślił wizję Polski jako takiej wspólnoty. Wspólnoty, w której każdy ma możliwość samorealizacji, rozwoju, ale jednocześnie nie zapomina się o słabszych, wymagających opieki. Opis brzmiał atrakcyjnie, w takim kraju rzeczywiście chciałoby się mieszkać - a Pan, jak rozumiem, taką wizję Polski i Polaków odrzuca.
Nie, nie odrzucam. Uważam, że Kaczyński ma pełne prawo do takiej wizji, co więcej, przyznaję, że ta wizja mi się teoretycznie podoba. Teoretycznie, bo uważam ją za kompletnie niepraktyczną. Bo o solidarności społecznej zawsze ładnie się pisze - ale gdzie ją pan widzi na co dzień? W Polsce właściwie nikt nie myśli o wykluczonych. Owszem, teraz Tusk powołał Bartosza Arłukowicza na stanowiska sekretarza stanu mającego się nimi zajmować, ale jestem przekonany, że on nawet nie wie, kto to tak naprawdę są wykluczeni.

Także Polska nie stanie się krajem zamieszkanym przez jedną wspólnotę - a już na pewno nie zdołają takiej wspólnoty zbudować politycy. Oni zresztą nie są od tego. Nawet tak charyzmatyczna postać jak de Gaulle tak naprawdę nie umiała tego zrobić. Dziś politycy funkcjonują, odwołując się jedynie do wspólnot interesów. Ale takie wspólnoty trzeba najpierw zbudować. W Finlandii 25 lat temu podjęto decyzję, w wyniku której bardzo dużą część budżetu państwa przeznaczono na rozwój nauki. Okazało się to bardzo opłacalne, doprowadziło do rozkwitu państwa. Ale to się teraz łatwo mówi: ta decyzja była opłacalna. Jednak zanim ją podjęto, przez dwa lata trwało przekonywanie społeczeństwa, że ten ruch ma sens i że warto dla niego ponieść koszty mniejszych wydatków na policję, służbę zdrowia, emerytury. Mimo że generalnie sympatyzuję z Donaldem Tuskiem, uważam, że jest on niezdolny do przeprowadzenia reformy zakrojonej na podobnie dużą skalę.

(...)

Rozmawiał Agaton Koziński

Więcej przeczytasz w weekendowym wydaniu dziennika "Polska" lub w serwisie prasa24.pl

CZYTAJ TEŻ:
* Prof. Król: Demokracja u nas nie jest oczywista
* Prof. Król: Trzeciej siły w Polsce nie będzie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl