Prof. Konarski: jeżeli wybory prezydenckie wygra Andrzej Duda, jego legitymacja do rządzenia będzie bardzo wątpliwa

Karol Uliczny
Karol Uliczny
Adam Jankowski
Gdyby doszło do przeforsowania wyborów, możemy liczyć się z jakąś formą buntu społecznego, który mógłby nie tyle wywrócić polską scenę polityczną do góry nogami, ale na pewno ją przeorać. I nie mam tu na myśli tylko rządzących, ale także opozycję - mówi prof. Wawrzyniec Konarski, politolog, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie.

Na pierwszy rzut oka sytuacja Prawa i Sprawiedliwości wydaje się komfortowa. Jeżeli uda się doprowadzić do wyborów prezydenckich, pewniakiem do zwycięstwa będzie prezydent Duda. Jeżeli nie, pozostanie wytykanie opozycji przywiązywania zbytniej wagi do tematu obecnie drugorzędnego. PiS umiejętnie zarządza tą sprawą?

Ten komfort jest bardzo pozorny, zwłaszcza jeśli spojrzeć na problem długofalowo. Jeżeli wybory się odbędą, możemy mieć do czynienia z decyzją, której konsekwencje będą fatalne z punktu widzenia obecnej władzy. Analizując płynące do nas informacje o tym, jaką formułę należy przyjąć do zwalczania koronawirusa oraz czego nie należy robić w kontekście działań czysto politycznych, łatwo wyciągnąć wniosek, że decyzja o organizacji wyborów byłaby absurdem, ale przede wszystkim, zagrożeniem dla zdrowia i życia obywateli. Jeżeli doszłoby do wyborów, które bezapelacyjnie wygrałby Andrzej Duda, legitymacja tego konkretnego polityka do rządzenia byłaby bardzo wątpliwa, ponieważ formuła wyborów będzie daleka od normalnej. Co więcej, za całkowicie realne uważałbym podjęcie przez opozycję parlamentarną, jak i pozaparlamentarną, działań o charakterze nieposłuszeństwa obywatelskiego, które wykorzystuje się w sytuacji zawłaszczania lub zawodzenia demokratycznych kanałów.

Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!

Na czym to nieposłuszeństwo miałoby polegać?

Gdyby doszło do przeforsowania wyborów, możemy liczyć się z jakąś formą buntu społecznego, który mógłby nie tyle wywrócić polską scenę polityczną do góry nogami, ale na pewno ją przeorać. I nie mam tu na myśli tylko rządzących, ale także opozycję. Może to skutkować np. powołaniem nowych struktur politycznych, które będą w ramach szeroko pojętego nurtu opozycyjnego, nową możliwością wyboru. Gdyby jednak doszło do zawieszenia aktu wyborczego i przeniesienia go w czasie oraz przyznania prezydentowi prawa do dalszego urzędowania, pozycja PiS również nie musi okazać się komfortowa. Pamiętajmy, że reputacja Prawa i Sprawiedliwości jest mocno nadszarpnięta. Do tego dziś mamy do czynienia jeszcze nie z rozbieżną narracją w obozie rządzącym, ale na pewno rozbieżną mimiką. Gdy w ostatnich dniach premier Morawiecki przemawia w telewizji, twarz ministra Szumowskiego, mówiąc najdelikatniej, nie wyraża aprobaty dla słów jego szefa. Każdy rozgarnięty człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że ta narracja nie jest spójna i pokazuje pęknięcia w ramach rządu. Co to oznacza? Gdyby wybory zostały przełożone, a prezydent nadal sprawował swój urząd, element społecznego nieposłuszeństwa wcale nie musiałby zostać odwołany, ale mógłby nastąpić później.

Ewentualna wygrana Andrzeja Dudy byłaby jedynie pyrrusowym zwycięstwem, a sama organizacja wyborów strzałem partii rządzącej we własną stopę?

Kto wie, czy taka sytuacja nie skutkowałaby pęknięciami w ramach obozu Zjednoczonej Prawicy. Zakładam, że gdyby doszło do formy buntu na pokładzie, osoby świadome zagrożenia, które do tej pory były sceptyczne wobec niektórych pomysłów, ale to skrzętnie ukrywały, mogłyby rozpocząć kontestowanie działań rządu.

Pana zdaniem te wybory się odbędą?

Biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z partią wodzowską, przeprowadzenie wyborów będzie zależne wyłącznie od woli wodza. Jeżeli uda się go przekonać, że może to mieć fatalne skutki dla legitymacji władzy partii, której jest szefem, to wybory się nie odbędą. Jestem pewien, że obecnie w strukturach partii toczy się ożywiona dyskusja na ten temat, być może także o tym, jak elegancko wybrnąć z zapowiedzi prezesa Kaczyńskiego. Łatwo sobie wyobrazić, że nawet jeśli w ciągu dwóch tygodni osiągniemy szczyt zachorowań, po którym nastąpi ich spadek, to wcale nie będzie oznaczało, że przy urnach będziemy bezpieczni.

Premier niemal codziennie podkreśla, że rząd znacznie szybciej zareagował na koronawirusa niż zachodnia Europa. Ta Europa, która jeszcze niedawno próbowała pouczać nas w obcych językach, jakie mamy mieć prawo. To próba budowania swojej pozycji na porażkach innych?

Tak, ale jest to szalenie ryzykowne, ponieważ to nie rząd jest od oceny swoich działań, ale społeczeństwo oraz eksperci, także międzynarodowi. To, czy rząd podejmuje dobre decyzje, będzie przedmiotem analiz naukowców, ale także naszych odczuć, które dziś są bardzo różne. W tej chwili największą bolączką są kwestie gospodarcze, z którymi PiS sobie nie radzi. Widać to dobrze po reakcji środowisk przedsiębiorców, którzy do tej pory wspierali różne propozycje lub przynajmniej ich nie krytykowali. Pojawiają się już ruchy oddolne, ponieważ obecna sytuacja jest zagrożeniem ich fizycznego bytu. Delegitymizacja tego rządu w oczach społeczeństwa wyrażana poprzez środowiska gospodarcze ma fundamentalne znaczenie dla jego dalszej działalności. Następne konsekwencje mogą być już polityczne. Kolejną bolączką w taktyce, jaką w tym momencie rząd prezentuje, jest fakt, że wykonuje się u nas znacznie mniej testów niż w Europie Zachodniej. Stąd też zasadny jest zestaw wątpliwości, czy dane, jakimi dysponujemy, są danymi wiarygodnymi.

Inny scenariusz zakłada, że rząd jednak wyjdzie z tego kryzysu obronną ręką. Czy w takiej sytuacji możliwe byłoby większe niż dotychczas społeczne przyzwolenie na przeprowadzenie reform, także tych niepopularnych, które rząd rozpoczął lub planował.

Jeżeli nastąpi szybkie uporanie z koronawirusem i rzeczywiście zmniejszy się liczba zachorowań oraz powstanie przekonanie, że rząd informował nas o wszystkim na bieżąco, to oczywiście będzie to na korzyść rządu. Jednak mam co do tego obawy. Eksperci od gospodarki informują, że realna suma pomocy z 212 mld zł, o których mówi rząd, wyniesie tylko ok. jedną piątą, co może mieć przełożenie na duże niezadowolenie środowisk przedsiębiorców. Co, jeśli okaże się, że podobnie jest z testami, a liczba zachorowań jest znacznie większa? Rząd, któremu udowadnia się kłamstwo, prędzej czy później legnie w gruzach.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl