Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Kazimierz Miroszewski, historyk: Pokazaliśmy światu jak pokonać komunę, a potem nie potrafiliśmy docenić naszego zwycięstwa

Agata Pustułka
Agata Pustułka
Prof. Kazimierz Miroszewski
Prof. Kazimierz Miroszewski arc
- Miał rację Lech Wałęsa, by tę pierwszą "Solidarność" jako mit narodowy, coś pięknego, nieskalanego sporem, nienawiścią zostawić jako symbol, a budować nowe, normalne związki. "Solidarność" nie była typowym związkiem, ale wielkim społecznym ruchem. I patrząc na to, co się z nią stało z dzisiejszej perspektywy, powinna zostać tym naszym "Graalem", relikwią. Niestety wpadła w to polskie piekiełko - mówi prof. Kazimierz Miroszewski, historyk z Uniwersytetu Śląskiego

Świętujemy 40 -tą rocznicę podpisania porozumień sierpniowych, a bohaterowie i fałszywi bohaterowie są cały czas podzieleni. Dla mnie tamten sierpień to Lech Wałęsa jako symbol wielkiej, nieodwracalnej, choć zatrzymanej na czas stanu wojennego zmiany. Dziś historię próbuje się pisać inaczej...

Oczywiście. To Lecha Wałęsa i ci wszyscy, którzy który najpierw bardzo małą grupą tworzyli Wolne Związki Zawodowe, Komitet Obrony Robotnika czy inne organizacje opozycyjne. Zawłaszczanie sobie ich roli jest nieuczciwe wobec historii. Bohaterowie to nie tylko te wielkie nazwiska, a rzesze, miliony ludzi, którzy za nimi stanęli i spowodowali, że ten przewrót się udał. Ludzie Solidarności zaczęli się dzielić, kłócić już bardzo szybko. Przypomnijmy sobie wieloletni spór Anny Walentynowicz, suwnicowej ze Stoczni Gdańskiej, działaczki opozycji, której wyrzucenie z pracy było tą iskrą, która wywołała protesty, z przywódcą strajku Lechem Wałęsą. Już w 1980 roku stanęli po dwóch stronach barykady, a potem spór tylko się pogłębiał. Ba, potem mieliśmy "Styropianowców" i tych, którzy weszli do związku po 1989 roku i pierwszych, tych prawie wolnych wyborach, którym zaczęto odmawiać prawa głosu, oceny. Cóż, gdzie mamy spory o władzę, zasługi, zawsze powstają podziały, do których często dochodzą osobiste niechęci. Miał rację Lech Wałęsa, by tę pierwszą "Solidarność" jako mit narodowy, coś pięknego, nieskalanego sporem, nienawiścią zostawić jako symbol, a budować nowe, normalne związki. "Solidarność" nie była typowym związkiem, ale wielkim społecznym ruchem. I patrząc na to, co się z nią stało z dzisiejszej perspektywy, powinna zostać tym naszym "Graalem", relikwią. Niestety wpadła w to polskie piekiełko. A przecież "Solidarność" , ta pierwsza, była czymś wyjątkowym w historii świata, potem na nas się wzorowano. Pokojowy ruch, który przejął władzę w totalitarnym państwie bez rozlewu krwi, choć oczywiście trzeba pamiętać, że bez ofiar Grudnia 1970, czy znów Grudnia 1981 roku na kopalni "Wujek" odsunięcie komunistów od władzy nie byłoby takie proste. Na szczęście ówczesny system polityczny i gospodarczy bankrutował i jak nigdy sprzyjała nam sytuacja międzynarodowa - z Gorbaczowem i "pieriestrojką" za naszą wschodnią granicą. To jednak my daliśmy sygnał, jak zwyciężać mamy.

Ale w świadomości zbiorowej Europejczyków, Amerykanów, chociaż Wałęsa jest chyba najbardziej rozpoznawalnym Polakiem na świecie, to jednak zburzenie muru berlińskiego jest symbolem upadku komunizmu. Dlaczego, bo to łatwiejsze do zapamiętania dla "obrazkowego" społeczeństwa.

To nasza wina. Za późno dostrzegliśmy własne osiągnięcie i sami je deprecjonowaliśmy. Jeśli sami nie potrafiliśmy docenić własnych osiągnięć, to nic dziwnego, że inni wykorzystali sytuację. Zburzenie muru było też niezwykle ważne dla pokazania upadku tego dwubiegunowego świata. Myśmy nie potrafili pokazać na zewnątrz naszego sukcesu. Zaczęły się rozliczenia, teczki, szukanie haków.

Wałęsa jest jeden, wiadomo, Wrocław miał swojego Frasyniuka, był Geremek, Kuroń, ale dlaczego Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie tak ważny region nie miał swojego "Wałęsy", lidera?

Po 1981 roku władze szybko rozprawiły się z najważniejszymi liderami. Ci najbardziej istotni zostali zmuszeni lub zdecydowali się na emigrację. Jarosław Sienkiewicz, który podpisywał porozumienia w Jastrzębiu, okazał się współpracownikiem SB. Kazimierz Świtoń, który pierwszy dał hasło i założył Wolne Związku Zawodowe, był niemiłosiernie inwigilowany przez służby specjalne. Kolejna ważna postać, Tadeusz Jedynak, nie miał chyba ochoty być takim liderem, choć był osobą niezwykle istotną. Poza wszystkim trzeba pamiętać, że województwo katowickie nie miało przez długi czas zbyt wielu powodów, by włączyć się do protestu. Władza dbała o górników, o w miarę pełne półki, zabezpieczała socjalnie. Służba Bezpieczeństwa była bardzo silna, liczna.

Do dzisiaj władza dba, żeby górnicy nie podskoczyli za wysoko, choć okoliczności są zgoła inne.

"Solidarność" najsilniejsza jest obecnie w górnictwie, ale to inna "Solidarność". Wracając jednak to "tamtych dni" to włączenie się kopalń do ogólnopolskiego protestu, strajki w kopalniach odegrały ogromną rolę, przyczyniając się do upadku Gierka. Według władz górnicy nie mieli powodów, żeby strajkować, a zachowali się niezwykle solidarnie. Jednak trzeba pamiętać, że w naszym województwie było kilka ośrodków władzy „Solidarności”, m.in. Jastrzębie, Bytom, Tychy i Dąbrowa Górnicza. To rozbicie też nie sprzyjało pojawieniu się jednego, przebojowego lidera.

Po 1981, gdy zginęli górnicy, może trochę zabrakło odwagi...

Pacyfikacje zakładów pracy, pomijając już tragedię "Wujka", były u nas wyjątkowo brutalne i może to spowodowało też trochę mniejsze zaangażowanie, mniejszą wiarę w zwycięstwo opozycji.

Jak pan ocenia te podwójne uroczystości w Gdańsku - rząd i antypisowska opozycja?

Sami sobie odbieramy to, co osiągnęliśmy. Oczywiście zawsze będą sprawy, które dzielą, ale takie osiągnięcia, jakim była ponadpartyjna "Solidarność", nie powinny być wciągane do gierek politycznych, pseudopolitycznych. Trzeba dbać o wartości niezależne od aktualnej sytuacji politycznej. Jesteśmy zbyt głęboko podzieleni. Trzeba liczyć na kolejne pokolenia, młodych ludzi, którzy już ujawnili swój system wartości i swoją siłę w ostatnich wyborach prezydenckich. My zamiast pomostów szukamy spraw, które potrafią dzielić.

Widzi pan jakąś szansę w "Nowej Solidarności" Rafała Trzaskowskiego, który skupi Polaków, by wyszli poza ten, także osobisty spór Lecha Wałęsy i prezesa Jarosława Kaczyńskiego?

Szansą są tylko młodzi ludzie, którzy odrzucają taki sposób rządzenia krajem, manipulowania historią. Ci ludzie nie są skalani animozjami, a będą potrafić ocenić, co jest dobre, a co złe. Po 1989 roku wydawało nam się wszystkim, że będziemy żyć w wolnej i demokratycznej Polsce, a dziś mamy trochę powtórkę z rozrywki, mentalny powrót do dawnych czasów i stosowanych wtedy metod. Tego pokolenie młode ani nie rozumie, ani nie chce.

Patrzę na polską ulicę, na której wyjątkowo agresywnie traktowani są ludzie protestujący przeciwko brakowi tolerancji, i oczy przecieram ze zdumienia. Nie mówiąc już o nachalnej medialnej propagandzie w mediach publicznych. Przecież za tym stoją ludzie, którzy kiedyś walczyli z komuną, a teraz wzorują się na znienawidzonym obecnie reżimie.

Wiele osób za bardzo przesiąkło systemem, w którym żyło, nie znają innego świata, innych metod. Młodzi ludzie zaczynają wyciągać wnioski. Nie muszą o tym czytać. Wystarczy, że obejrzą informacje w telewizji.

Musisz to wiedzieć

Jak teraz uczyć o "Solidarności" , żeby nie zbanalizować, ale i tak, żeby wyciągnąć z tej niedawnej przecież historii wnioski?

Przede wszystkim mówić prawdę. Nie ma czegoś takiego jak polityka historyczna. To jest dla mnie jakaś horrendalna bzdura, oręż w rękach propagandystów, niespełnionych, zakompleksionych polityków. Historia to fakty, a fakty to prawda. Albo będziemy mówić prawdę i mówić o wszystkich odcieniach szarości, albo poniesiemy klęskę. Obecnie chce się pokazywać historię w dwóch barwach czarnej i białej. To niemożliwie. Przy takim założeniu zawsze będziemy mieć do czynienia z przekłamaniami. Żadna historia nie jest tylko czarna i biała.

Okazuje się, że można mówić, że Lech Kaczyński był ważniejszy od Lecha Wałęsy. Przecież to totalna bzdura. Szanuję Kaczyńskiego, wszystkich tych, którzy stawiali wtedy opór, wykazali się odwagą, ale to jest tak żenujące...

Ale tak buduje się tę pseudopolitykę historyczną. Kompletnie niepotrzebnie. Każdy z ludzi sierpniowych strajków ma swoją cegiełkę, swoje zasługi. Bogdan Borusewicz, który był przecież reżyserem "Sierpnia" nie pcha się na podium.

Lech Wałęsa powiedział z okazji 40 rocznicy: "Nigdy nie mieliśmy w takiej walce i takich osiągnięciach (...) takiej przyjaźni, jak wtedy stworzyliśmy i zapytał : Kto to popsuł? Może pan, panie profesorze, spróbuje odpowiedzieć na to pytanie? Od lat przeciwnicy Wałęsy usiłują deprecjonować jego zasługi. Zaczęło się od Macierewicza i TW "Bolka". Niedawno żona generała Kiszczaka chciała sprzedać dokumenty IPN-owi kompromitujące Wałęsę. Jak pan ocenia jego postać? Moim zdaniem to właśnie pełnokrwista postać, wielka także dzięki słabościom. W najważniejszej próbie stanął po właściwej stronie, a miał przecież wtedy, w sierpniu 37 lat i już czwórkę dzieci.

Zgadzam się. Trzeba rzetelnie oceniać działalność danej osoby. Pokazywać jego zasługi i ułomności. My za bardzo chcemy szukać bohaterów na siłę, którzy będą pokazywani tylko w białym – pozytywnym kolorze. To prowadzi do wypaczeń w historii.

Nie przeocz

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera