Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Kacejko: - Firmy energetyczne "zielone źródła" traktują jak kłopot

Aleksandra Dunajska
Prof. Piotr Kacejko: - W wielu przypadkach nie rozumiem, czemu PGE odmawia inwestorom przyłączenia
Prof. Piotr Kacejko: - W wielu przypadkach nie rozumiem, czemu PGE odmawia inwestorom przyłączenia archiwum
Z prof. Piotrem Kacejko, rektorem Politechniki Lubelskiej, specjalistą w zakresie analizy systemów elektroenergetycznych, o problemach rozwoju energetyki odnawialnej rozmawia Aleksandra Dunajska.

Wiele z planowanych w naszym regionie biogazowni, farm wiatrowych czy wykorzystujących energię słoneczną nie będzie mogło produkować energii elektrycznej. Powodem są problemy z włączeniem nowych inwestycji do sieci elektroenergetycznej przez ich operatora - PGE Dystrybucja.
Rzeczywiście, PGE Dystrybucja bardzo często odmawia wydania warunków przyłączenia do sieci, operując formułką, że nie ma do tego "warunków technicznych i ekonomicznych".

Nie ma możliwości technicznych dla przyłączania nowych źródeł?
Szczerze przyznam, że w wielu przypadkach nie rozumiem, dlaczego przedsiębiorstwo odmawia inwestorom. Na stronie PGE jest tabela zdolności przyłączeniowych sieci. Wynika z niej między innymi, że w promieniu 50 kilometrów od Lublina i w samym mieście do sieci nie można przyłączyć ani jednego "zielonego źródła", bo dostępna moc przyłączeniowa wynosi zero. Tak ma być aż do 2016 roku! Mogę jednak powiedzieć, nie prowadząc szczegółowych analiz, że ta informacja nie odpowiada stanowi technicznemu sieci. Jest fizycznie niemożliwe, żeby do 22 stacji 110/SN na terenie o promieniu 50 km nie można było przyłączyć żadnego nowego źródła. Tak czy inaczej, jeśli ktoś się łudzi, że dziś lub w najbliższym czasie w Lublinie albo w pobliżu będzie produkował prąd, np. w biogazowni o mocy rzędu 500 kW, to musi wiedzieć, że w ciągu najbliższych kilku lat to się nie uda... Może oczywiście zrealizować taką inwestycję, ale nie przyłączy jej do sieci. Taka sama sytuacja jest prawie w całym województwie lubelskim, wyjątkiem są okolice Puław i Bogdanki. Podobny problem jest np. w Krakowie i różnych innych miejscach w kraju. Chociaż trzeba podkreślić, że PGE Dystrybucja jest w tej materii wyjątkowo oporna. Tam, gdzie operuje Enea czy Energa, przyłączeń jest dużo więcej, dowodzą tego wszystkie statystyki.

Problemy ma np. spółka Energia Dolina Zielawy stworzona przez pięć gmin, która zamierza w Wisznicach budować farmę fotowoltaiczną produkującą energię elektryczną ze światła słonecznego.
A w okolicach Wisznic są akurat bardzo dobre warunki dla energetyki odnawialnej: puste obszary, słaba zabudowa, względnie silna sieć. Zupełnie więc nie rozumiem, dlaczego PGE Dystrybucja nie chce wydać warunków przyłączenia dla tej inwestycji. Słyszę często tłumaczenie, że sieć jest "za słaba". Taka opinia, którą wypowiadają firmy dystrybucyjne, jest jednak często błędna. Opiera się bowiem na przekonaniu, że moce wypływające z nowych źródeł będą dodawały się do mocy, które aktualnie płyną przez sieć, dodatkowo ją obciążając. To jednak nie działa w ten sposób. Dodatkowe źródła zastępują moc odbiorczą swoją mocą, więc wszystko się bilansuje. Krótko mówiąc - jeśli postawię wiatrak o mocy 200 kilowatów i przyłączę go na politechnice, to ta moc zostanie zużyta przez politechnikę i domy obok. I jest dokładnie wszystko jedno, czy moc popłynie ze stacji transformatorowej, która jest tuż za ogrodzeniem, czy powstanie dzięki temu wiatrakowi. A więc ograniczeń, na które wskazuje PGE, po prostu bardzo często nie ma.

No to w czym problem?
Może być związany z faktem, że każde nowe źródło to swoisty kłopot dla operatora sieci. Trzeba je monitorować, dodatkowo odczytywać stany liczników, dbać o stan techniczny urządzeń łączeniowych itp. A energetyka najwyraźniej takich kłopotów nie chce. Moim zdaniem, dodatkowa przyczyna jest też taka, że część pracowników firm energetycznych nie jest mentalnie przygotowana do tego, że nagle pojawi się wielu wytwórców energii. Nowym źródłom towarzyszy przesadna bojaźń, problemem jest też nie- wiedza i podejście w stylu: "komu to potrzebne?". Poza tym przyłączanie nowych wytwórców nie jest dla firm energetycznych korzystne finansowo - firma dystrybucyjna, jak np. PGE, ma tyle samo pieniędzy z nowymi, "zielonymi źródłami", co bez nich, bo jest rozliczana z ogółu energii, jaką sprzedaje. Z drugiej strony, inwestorzy i właściciele nowych źródeł też aniołami nie są i prezentują często wobec operatorów stanowisko mocno roszczeniowe.

Ale przecież do 2020 roku w Polsce 15 procent energii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. I chyba także PGE i innym firmom powinno zależeć na osiągnięciu tego poziomu.
Oczywiście. PGE też będzie musiało mieć dowód, że sprzedaje określony procent energii odnawialnej. Ale póki co w Polsce te wymagania bardzo łatwo osiągnąć, bo zielona energia jest dostępna przez tzw. współspalanie. Realizują je wielkie elektrownie, część swoich instalacji przestawiając na spalanie biomasy. Na przykład Połaniec wykorzystuje ogromne ilości biomasy, co zresztą w praktyce oznacza spalanie wraz z węglem zwykłego leśnego drewna. PGE kupuje od nich energię i dostaje dzięki temu świadectwo pochodzenia, które mówi, że np. 10 procent energii wyprodukowała ze źródeł odnawialnych. Osiąga tym samym wynik 10 procent "zielonej" energii bez żadnego wysiłku. Żeby ten sam efekt zyskać dzięki np. farmom wiatrowym czy fotowoltaice, spółka musiałaby podłączyć np. około 20 takich małych elektrowni. Więc po co się z nimi szarpać, skoro to samo można kupić bez żadnej inwestycji?

Czy problem mogłyby rozwiązać zmiany w przepisach - np. nakładające na firmy dystrybucyjne, w określonych sytuacjach, obowiązek wydania warunków i przyłączenia np. farmy wiatrowej do sieci?
Przede wszystkim uważam, że pozostawienie firmom dysponującym tak wielkim majątkiem, który budowano latami społecznym wysiłkiem, wyłącznego prawa decydowania o przyłączaniu nowych źródeł do sieci, to wielka niedoskonałość polskiego prawa. Przedsiębiorca może, w przypadku uzyskania odmowy, odwoływać się do Urzędu Regulacji Energetyki. Nie zawsze przynosi to jednak oczekiwany skutek, bowiem URE koncentruje się na ocenie prawnej procedury przyłączeniowej, a nie na jej słuszności technicznej.

Nie mam jednocześnie pewności, czy zmiana prawa wystarczy. Potrzebna jest raczej zmiana myślenia. Pokazuje to taka sytuacja: już dziś prawo energetyczne zezwala na tzw. przyłączenie komercyjne. Polega ono na tym, że jeśli nie ma "warunków technicznych i ekonomicznych", operator sieci może zaproponować przedsiębiorcy współpracę: mamy za cienkie przewody, za długie linie, nie podłączymy twojej inwestycji - chyba że zapłacisz za modernizację naszych linii. Jeśli przedsiębiorca miałby w takiej sytuacji wyłożyć na modernizację sieci, powiedzmy, 10 procent wartości całej swojej inwestycji, pewnie wielu chętnie by na to przystało. Problem jednak w tym, że nie spotkałem się dotąd z prowadzeniem przez PGE Dystrybucja takich równoprawnych i konstruktywnych rozmów na temat komercyjnych przyłączeń. A jeśli już dochodzi do negocjacji, operatorzy wymagają od firm astronomicznych nakładów, co w efekcie prowadzi do wieloletnich sporów sądowych.

PGE zaznacza, że "podmiot może się wstrzymać z realizacją inwestycji do czasu, gdy spółka dostosuje sieć elektroenergetyczną do stanu umożliwiającego przyłączenie".
Pytanie tylko: jak długo można czekać? We wspomnianej już tabeli zdolności przyłączeniowych nie widać postępu, zdaniem PGE aż do 2016 r. w wielu miejscach Polski wschodniej nie będzie można przyłączyć żadnego "zielonego źródła". Jeśli nawet obecnie istnieją bariery przyłączenia, to liczyłbym, że moc przyłączeniowa typowej grupy stacji za rok wzrośnie do 20 MW, potem 40 i 60 MW. A jeśli jest cały czas zero, to pytam: czy przez pięć lat nie da się zmodernizować ani kawałka linii?

Szczerze mówiąc trudno mi także zrozumieć podejście władz samorządowych i administracji państwowej do tej sprawy. Nawet jeśli spojrzeć na to tylko z ekonomicznego i społecznego, nie ekologicznego, punktu widzenia. Jeżeli pojawia się firma, która chce budować np. farmę wiatrową czy biogazownię, zainwestować np. 10, 20 czy 100 mln zł w gospodarkę, płacić podatki, dać miejsca pracy, to jest to zbyt poważna sprawa, żeby powiedzieć takiemu przedsiębiorcy "nie" i wyjaśnić mu tę odmowę w kilku zdaniach, sprowadzających się do stwierdzenia, że "nie ma warunków technicznych i ekonomicznych". Mówiąc trochę górnolotnie, takie działanie jest chyba niezgodne z polską racją stanu. A na pewno nie jest zgodne z polską polityką w zakresie energetyki, publikowaną w dokumentach rządowych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski