Prof. Gadacz: Po śmierci dzieci pociechy szukałem w filozofii

Redakcja
Tadeusz Gadacz: Pociechy szukałem w filozofii
Tadeusz Gadacz: Pociechy szukałem w filozofii Andrzej Banaś/Polskapresse Gazeta Krakowska
- Urodziły mi się dzieci z chorobą genetyczną: jedno zmarło zaraz po przyjściu na świat, drugie po pół roku cierpień. Nasunęło mi się wtedy pytanie, pod czyim adresem kierować pretensje. I nie znalazłem na nie odpowiedzi - mówi Tadeusz Gadacz, filozof, znawca religii, były współpracownik ks. Józefa Tischnera, prof. Collegium Civitas i szef Komitetu Nauk Filozoficznych PAN, w rozmowie z Magdą Huzarską-Szumiec i Katarzyną Kachel.

Powinniśmy się bać Boga?
Całkiem niedawno doszło do katastrofy kolejowej. Zginęło 17 osób. Miałem być w tamtym pociągu, bo w weekendy prowadzę studia podyplomowe w Warszawie. Wracam zwykle w sobotę wieczór, a mój doktorant wsiada na Dworcu Wschodnim i zajmuje miejsca w którymś z trzech pierwszych wagonów...

Poczuł Pan w tym rękę Boga?
Jedni zobaczą w tym przypadek, inni rękę Boga. Jestem człowiekiem wierzącym, więc ta druga interpretacja jest mi bliższa. Widocznie mam jeszcze coś do zrobienia na tym świecie.

Wcześniej Bóg Pana jednak nie oszczędzał i zsyłał na Pana cierpienie.
Tak, i pewnie dlatego niepokoją mnie wszelkie próby racjonalizacji sensu cierpienia. Miał rację ksiądz profesor Józef Tischner, który, umierając, powiedział, a właściwie napisał na kartce, bo już mówić nie mógł, jedno bardzo ważne zdanie: cierpienie nie uszlachetnia. Urodziły mi się dzieci z chorobą genetyczną: jedno zmarło zaraz po przyjściu na świat, drugie po pół roku cierpień. Nasunęło mi się wtedy pytanie, pod czyim adresem kierować pretensje. I nie znalazłem na nie odpowiedzi. Podobnie jak na pytanie, jaki to miało sens.

Zwłaszcza gdy umiera niewinne dziecko.
Pamiętam rozmowę lekarki z matką, której zmarło dziecko. Chciała ją pocieszyć i powiedziała: "Pani jest młoda, proszę się nie martwić, urodzi pani następne". W odpowiedzi usłyszała: "Nie ma nawet dwóch takich samych kotów".

Nie miał Pan ochoty pokłócić się z Panem Bogiem? Francuski filozof prof. Paul Ricoeur po samobójczej śmierci syna pytał, dlaczego.
Uważam, że są pytania, które nie szukają odpowiedzi. One same są rodzajem skargi. Ricoeur nie pytał: "Dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko?". On się skarżył. Ja przeszedłem na zupełnie inny poziom doświadczenia. Powiedziałem Bogu: "Ja do tej pory wierzyłem w Ciebie, a teraz nadszedł czas, żebyś Ty uwierzył we mnie i zaczął się o mnie starać". Kiedy napisałem, że "wierzyć, to trwać w milczeniu Boga", dostałem mejl od Jerzego Pilcha, który napisał, że całe życie szukał takiego zdania.

Czy za tymi słowami szła utrata wiary?
Nie. Po prostu przeszedłem w fazę milczenia. Jeżeli się czegoś nie rozumie, to się milczy. Religia nie jest tylko drogą człowieka do Boga. Bywa odwrotnie. Żydowski myśliciel Abraham Joszua Heszel napisał nie tylko książkę "Człowiek szukający Boga", lecz także "Bóg szukający człowieka". Szala potrafi przechylić się na druga stronę.

I Bóg zaczął się o Pana starać?
Myślę, że tak.

Czytaj też:

* Cierpienie nie uszlachetnia: Z Jarosławem Gowinem o ks. Józefie Tischnerze
* Nasze codzienne śmierci i zmartwychwstania
* Ryszard Tadeusiewicz: naukowcy też wierzą w zmartwychwstanie

Jednak człowiek nie powinien wcale dyskutować z Bogiem, tylko jak Hiob poddać się plagom.
Życie niesie nam rozmaite doświadczenia, na które nie mamy wpływu i zwyczajnie musimy je zaakceptować, choć nie potrafimy się pogodzić ze śmiercią bliskich, chorobami, nieszczęściami. Nie zastanawiamy się nad tym, że to my mogliśmy zginąć w katastrofie kolejowej czy wypadku. A przecież to się ludziom zdarza. Myślę, że człowiek wierzący musi się z tym pogodzić, a nie kłócić się z Bogiem.

Pan się tak łatwo godził na cierpienie?
A jakie miałem wyjście?

Czuł się Pan wtedy jak Hiob?
Nie, nigdy nie miałem takiej odwagi. Myślę, że byłoby to bezczelne. Ale Księga Hioba jest mi bliska, bo w dniu, w którym mój syn miał się urodzić, tłumaczyłem na język polski "Gwiazdę zbawienia" Franza Rosenzweiga. Postawiłem kropkę po zdaniu wypowiedzianym przez żonę Hioba: "Przeklnij Go i umieraj!". Mój syn zmarł w tym samym dniu, w którym się urodził.

I Bóg milczał?
Dziś, z perspektywy czasu, myślę, że dostawałem rozmaite sygnały świadczące o tym, że nie. Żyłem, rozwijałem się, miałem pewne sukcesy w pracy zawodowej.

A może śmierć dziecka była karą za grzechy?
Zawsze tak można myśleć, ale to zbyt duża pokusa. Niesprawiedliwa. Jest dużo uczciwych ludzi, z którymi nie mógłbym się porównywać, a którzy także przeżywają wielkie tragedie.

Jest też odwrotnie.
Oczywiście, jest wielu, którym powodzi się w życiu, choć, jak się wydaje, na to nie zasłużyli.

Ani przez sekundę nie pomyślał Pan wtedy, że Bóg chciał Pana za coś pokarać?
Nie. Dla mnie to oczywiste, że świat nie może być absolutnie doskonały, a jeśli nie jest, musi być w nim zło, cierpienie. Problem w tym, dlaczego dotyka jednych w takiej skali, innych nie.

Nie ma na to odpowiedzi?
Osoby, które mają potrzebę racjonalizowania, mówią, że to fatum albo przeznaczenie. Był kiedyś taki wypadek w Krakowie. Oderwało się koło od naczepy samochodowej. Szły trzy kobiety, jedna przeszła, druga nie doszła jeszcze do końca jezdni, kiedy koło uderzyło w tę trzecią. Dlaczego właśnie w nią?

Czytaj też:

* Cierpienie nie uszlachetnia: Z Jarosławem Gowinem o ks. Józefie Tischnerze
* Nasze codzienne śmierci i zmartwychwstania
* Ryszard Tadeusiewicz: naukowcy też wierzą w zmartwychwstanie

Można się przyzwyczaić do cierpienia?
Każdy ma swój pułap, sufit, w który uderza głową i potem się już nic nie czuje.

Pana sufitem była strata drugiego dziecka?
Tak. Nic już wtedy nie czułem, było mi wszystko jedno.

Gdzie szukał Pan potem pocieszenia?
W filozofii. Dokonałem wtedy przekładu jednego z najwybitniejszych dzieł filozofii żydowskiej "Gwiazdy zbawienia" Rosenzweiga.

Pan wybrał filozofię czy odwrotnie?
Nieskromnie powiem, że filozofia wybrała mnie. Miałem studiować fizykę, mam indeks...

Najpierw był zakon, potem filozofia?
Tak. To podczas studiów spotkałem filozofię.

Kiedyś powiedział Pan: filozofia albo dom?
Rzeczywiście, ale dziś staram się szukać równowagi. To przychodzi z wiekiem. Zresztą to nie tylko mój dylemat. Ksiądz Tischner mawiał, że zawsze szuka skarbu, który leży metr obok miejsca, w którym właśnie kopie.

Jaka dziś jest rola filozofa? Jest potrzebny ludziom?
Filozofia ma bardzo dużo ludziom do zaoferowania. Uczy nas wrażliwości na prawdę, dobro i piękno. Daje orientacyjne punkty naszej egzystencji, pomaga odnaleźć sens. Może odpowiedzieć na pytanie o kryzys, a nawet o giełdę. I tak pewnie pozostanie, chyba że reforma nauki pójdzie w taką stronę, że będę zmuszony założyć przedsiębiorstwo albo układać terakotę.

Terakotę?
Budując dom, nauczyłem się układać terakotę, więc może powrócę do tych umiejętności. Spinoza szlifował soczewki, Rousseau przepisywał nuty. Będę w niezłym towarzystwie. Niedługo bowiem może się okazać, że z perspektywy nauk technicznych i przyrodniczych filozofowie są darmozjadami i będę musiał wrócić do zawodu.

Jest Pan dziś człowiekiem szczęśliwym?
Myślę, że tak, choć oczywiście szczęście jest pochodną życia. Ten, kto szuka szczęścia, może sobie co najwyżej nabić guza.

Czytaj też:

* Cierpienie nie uszlachetnia: Z Jarosławem Gowinem o ks. Józefie Tischnerze
* Nasze codzienne śmierci i zmartwychwstania
* Ryszard Tadeusiewicz: naukowcy też wierzą w zmartwychwstanie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl