Prof. Czapiński: Polska szybko uczy się populizmu

Redakcja
- W porównaniu do Włoch na razie Polska pozostaje zaściankiem, ale szybko zmierza drogą narzuconą przez nich. Żyjemy przecież w świecie, w którym kryteria oceny dyktują media. To one promują jedne postawy i zachowania, a inne odrzucają - mówi socjolog Janusz Czapiński w rozmowie z Andrzejem Godlewskim.

W polityce nie ma już Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, ale nadal mamy populizm, i to w różnych odmianach. Z prawej strony w wersji znanej z poprzedniej koalicji, czyli narodowo-katolickiej. W centrum i na lewicy pojawiły się jego nowe rodzaje: liberalny PO i antyklerykalny SLD oraz Janusza Palikota. PSL, który na razie nie rywalizuje w tej konkurencji, przepada w sondażach. Czy populistyczna polityka a la Silvio Berlusconi to także w Polsce recepta na sukces?

Potencjał PiS jest większy niż PO. Ale PO potrafi swój w pełni wykorzystać, stosując różne instrumenty. Choć Tusk wie, że PR-owskie sztuczki nic nie dadzą, gdy zabierze Polakom za dużo z kieszeni

W porównaniu do Włoch na razie Polska pozostaje zaściankiem, ale szybko zmierza drogą narzuconą przez nich. Żyjemy przecież w świecie, w którym kryteria oceny dyktują media. To one promują jedne postawy i zachowania, a inne odrzucają. We współczesnych systemach politycznych istnieją tylko dwa porządki kryteriów oceny tego, czy politycy się sprawdzają, czy nie. Jeden jest porządkiem merytokratycznym i w Polsce mieliśmy niedawno erupcję ocen z tej strony.

Byli to głównie ekonomiści z Krzysztofem Rybińskim, Stanisławem Gomułką i Leszkiem Balcerowiczem, według których rząd prowadzi Polskę złą drogą, nie patrzy poza horyzont najbliższych wyborów i już niedługo może zderzyć się z poważnymi kłopotami. Jednak po drugiej stronie mamy porządek medialny i dziennikarzy, którzy nie wnikają w materię rządzenia i nie szukają odroczonych efektów decyzji politycznych. Media ślizgają się po powierzchni polityki i pokazują to, co odbiorcy chcieliby zobaczyć i usłyszeć, czyli mówią i piszą np. o kastracji chemicznej pedofilów i walce z dopalaczami.

Między pedofilami a dopalaczami byli przecież szefowie OFE, kłótliwi działacze związkowi czy nieradzący sobie z powodzią samorządowcy. Media są więc użytecznymi idiotami premiera, który regularnie wszczyna akcje przeciw nowym wrogom publicznym? Ale może do tych wojen Donald Tusk wcale już nie potrzebuje mediów? Przecież niedawno również dziennikarzy wziął na celownik, mówiąc o likwidacji przywileju odliczania od przychodów 50-procentowych kosztów uzysku.
Myli się pan - Donald Tusk może robić to, co robi, właśnie dzięki mediom. Nawet gdyby premier doprowadził do tego, że dziennikarze będą płacić wyższe podatki, to i tak, dopóki straszy diabeł PiS, dopóty ci dziennikarze będą go popierać.

Większość ludzi mainstreamowych mediów będzie z zagryzionymi zębami koloryzować Platformę i nagłaśniać jej populistyczne triki, byle tylko zagrodzić drogę do władzy komuś, kto może nie odebrałby im pieniędzy, ale zaciemniłby krajobraz, w którym by funkcjonowali. Dlatego nie przewiduję żadnego rozwodu między Donaldem Tuskiem a mediami, niezależnie od tego, jak wyglądałoby to potrząsanie szabelką przez premiera w kierunku dziennikarzy. Zresztą pan i pańscy koledzy z pewnością doskonale wiedzą, że w tej sprawie tej konkretnej regulacji podatkowej nic się nie wydarzy. To wyłącznie chwyt retoryczny, który paradoksalnie sprawi, że właśnie dzięki tym niewdzięcznym mediom ten populistyczny głos rządzącej ekipy znów trafi do większości Polaków.
Skąd u Donalda Tuska taki zmysł do tego rodzaju trików? Teraz np. premier ogłasza, że przenosi się do Sejmu, by w domyśle nadzorować pracę rozleniwionych posłów.
Sięgnę do historii. W jednym z pierwszym numerów "Gazety Wyborczej" w 1989 r. ukazał się felieton poświęcony Donaldowi Tuskowi, który był wówczas człowiekiem znikąd. Jednak autor przekonywał wtedy, że Tusk jest politykiem przyszłości, który będzie wielkoformatowym dyktatorem agendy i decyzji politycznych. Obecny premier już 20 lat temu miał zadatki do roli, którą obecnie pełni, ale potrzeba było czasu, by zdobył odpowiednie zaplecze i instrumentarium. Teraz kiedy ma Platformę, nie tylko mówi, jak układać te polskie puzzle, ale również narzuca wzór, według którego mamy je układać.

Niektórzy zarzucają Platformie, że nie wie, po co posiada władzę. Jej liderzy mówią jednak, że rządy Tuska zapewniają Polsce stabilność. Czy to wystarczający cel, by uświęcił populistyczne triki i odkładanie trudnych decyzji?
Według tych, którzy stosują merytokratyczne kryteria oceny, absolutnie nie. Ich zdaniem w ten sposób tylko odraczamy absolutną klęskę. Jednak ta metoda jest skuteczna w stosunku do zwykłych Polaków, którzy mają dosyć reform i związanego z nimi zamieszania oraz nie chcą kolejnej zmiany reguł życia. Premier uznał, że jeśli gdzieś w Polsce występują jakieś choroby, to należy je leczyć jedynie objawowo, tak by spadała gorączka i polepszało się samopoczucie pacjenta. Tusk mówi wprost, że nie chce zadawać bólu Polakom. Z tym, że drugim elementem tej recepty jest konieczność nakarmienia lwa. Większość Polaków boi się o swoje dzieci i ich przyszłość i dlatego oczekuje, że władze będą robić wszystko, by zmniejszyć ryzyko, na które narażeni są nieletni. Stąd akcje przeciw dopalaczom i pedofilom. W ten sposób premier staje się szeryfem, który broni swoich obywateli i nie naraża ich na cierpienie.

Ale czy konkurenci Tuska nie będą skuteczniejsi w stosowaniu jego metod? Pod tym względem Janusz Palikot już dawno wyprzedził mistrza.
Palikot jest narcyzem i nie ma wielkich szans, by stać się politykiem wielkiego formatu, jakim jest Tusk. Poza tym jego plan polityczny mógłby uwieść Polaków, ale za 15-20 lat. Dziś, korzystając z oskarżenia o plagiat nazwy swojego ruchu, powinien ją zmienić na "PO-nowoczesna Polska", co lepiej oddawałoby ducha tego ugrupowania. Rdzeń jego propozycji, czyli antyklerykalizm, jest hasłem przyszłości, które za około dekadę mogłoby liczyć nawet na 30 proc. poparcia. Teraz jego oferta może przyciągnąć 7-10 proc. rodaków, z których być może połowa nie pójdzie na wybory. Wówczas znaczyłoby to, że Palikot i jego ludzie nie przecisną się przez ucho igielne progu wyborczego, a to mogłoby w konsekwencji oznaczać śmierć tej inicjatywy. Poza tym Janusz Palikot musi znaleźć sobie swojego Grzegorza Schetynę, który będzie za niego organizował struktury ugrupowania. Jednorazowe wydarzenia w Sali Kongresowej i wystąpienia w mediach nie zastąpią organicznej pracy w terenie.

Rozmawiał Andrzej Godlewski

Wiecej przeczytasz w weekendowym wydaniu dziennika "Polska" lub w serwisie prasa24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl